Ponieważ Heroine-chan zawiesiła dostęp do bloga (ja mam dostęp, więc nie zauważyłam, że wy nie możecie tego czytać) wszystkie rozdziały zostaną skopiowane tutaj.
Przepraszam, że ostatnio nie dodaję nic swojego, postaram się to zmienić, jak tylko nauczę się pisać za charaktery, nad którymi nie miałam kiedy pracować~... X3""
Pisane z Heroine
Aomine poprawił swój czarny, turystyczny plecak, zsuwający mu się z
ramion. Ziewnął przeciągle, wkładając ręce do kieszeni ciemnych jeansów.
Ile jeszcze ma tu sterczeć? "Trening na obozie" jasne. On już widzi tą
mordengę, którą szykuje ten czerwony popierdol z heterochromią. Nie dość,
że piździ i w takich warunkach musi czekać na ten felerny autobus to na
domiar złego jest szósta rano. "Kto rano wstaje temu nożyczki nie
wchodzą w drogę" może to i jest jakaś motywacja, ale bez przesady.
Zdecydowanie wolałby teraz smacznie chrapać w swoim ciepłym, przytulnym
mieszkanku.
Kise zebrał swoje rzeczy, przygotował się, ubrał, wymodelował,
spróbował zatuszować wory pod oczami i wyszedł, zabierając swoją
walizkę. Był przyzwyczajony do wstawania o takich porach na niektóre
sesje, ale bez przesady... Skoro jechali na trening, to mogli pojechać
około dziesiątej, a nie szóstej... - narzekał w myślach, choć tak
naprawdę na głos by tego nie powiedział.
Szybko dotarł na miejsce zbiórki, zauważając tam samego
Aominecchi'ego. Uśmiechnął się do siebie. Postawił walizkę i podbiegł do
niego od tyłu, chcąc go zaskoczyć.
- Bu, Aominecchi! - Zasłonił mu oczy dla samej zabawy. - Kim jestem? - zachichotał.
- Za pewnie nigdy się nie domyślę, że jesteś Kise. Serio. - Zakpił.
Odwrócił się w jego kierunku i zlustrował zaciekawionym spojrzeniem. Że też to ma tyle energii...
- No widzisz Aominecchi, ale wierzyłem w ciebie i zgadłeś~! -Wyszczerzył
się wesoło. Był zmęczony, ale mógł chociażby udawać radość, bo w końcu
był też świetny w udawaniu. Poza tym chciał rozweselić Daiki'ego... O
tak po prostu, żeby zobaczyć, jak się uśmiecha. Uwielbiał jego
uśmiech... Bo po prostu błyszczał jak najjaśniesza gwiazda,
opromieniając swoje otoczenie. Gdy Aomine się uśmiechał i jemu robiło
się naprawdę wesoło. Ale nigdy nie powiedziałby na głos, że to dlatego.
- Jestem mistrzem w zgadywankach, potomkiem Sherlocka, to chyba było
oczywiste. - Zrobił wywyższającą postawę, zaraz jednak parskając
śmiechem. Wlepił wzrok w horyzont. Poranne słońce świeciło prosto w oczy. Zrobił
prowizoryczny daszek z palców prawej ręki, usiłując wypatrzeć autokar.
Przeszedł z nogi na nogę, było mu naprawdę zimno. Jednak zwykła,
ortalionowa kurtka to za mało na tak wczesną godzinę i nie ogrzane po
nocy powietrze. Zaklął w myślach bo jedyne co udało mu się dostrzec to
majaczącą w oddali posturę Murasakibary.
- Tak ci tylko przypomnę, że okupuję miejsce pod oknem. - Mruknął przerywając swoje rozmyślanie o podgrzewanych fotelach.
- Ale ja też lubię miejsce pod oknem... - burknął blondyn. Mimo wszystko
już myślał o tym, że siedzenie przy przejściu to doskonały pretekst,
żeby przysnąć na jego ramieniu, więc nie oponował bardziej. Zamiast tego
rozejrzał się. - Ooo, automat z napojami, zaraz wrócę, Aominecchi~! -
zawołał, po czym zostawił walizkę i pobiegł do niego. Kupi sobie mrożoną
kawę, albo napój energety... Nie, wróć, jak tak, to nie zaśnie na
ramieniu Aominecchi'ego... Udał więc, że od początku chodziło mu o kupno
soku pomarańczowego i wrócił do Daiki'ego. - Ohayo, Murasakicchi~! -
rzucił do fioletowowłosego, machając mu. Atsushi nie wyglądał na
szczęśliwego z powodu tak wczesnej pobudki...
- Yo. - Rzucił w jego kierunku Daiki.
- Mine-chin i Kise-chin już tutaaaj? A gdzie Aka-chin?
- O, Kurokocchi wygląda na wypoczętego... - zdziwił się Kise. Ostatnio ciągle miał cienie pod oczami, a teraz nie...
- Ryouta, Daiki, Atsushi, cieszę się, że się nie spóźniliście. - odezwał
się Akashi, podchodząc. - Autokar zaraz się pojawi. - Wyjął telefon i
wstukał krótką wiadomość. - Tetsuya, kupiłbyś mi kawę? - Podał mu
pieniądze. Kuroko tylko skinął głową i poszedł do automatu.
- To kto z kim siedzi~? - spytał wesoło Kise. Taka cisza mu
przeszkadzała, więc spróbował rozkręcić towarzystwo choć odrobinę. - Ja z
Aominecchi'm~! - zadeklarował się od razu, szczerząc się wesoło.
- Ale moje jest pod oknem. - Przypomniał się.
- Ja z Aka-chinem.
- Siadamy w przedostatnim, nie? - Spojrzał niepewnie na blondyna.
Na ostatnie, królewskie miejsce nawet nie ma co liczyć. Czerwonowłosa
gnida, żarłok i jego słodycze zajmą wszystkie trzy siedzenia. Wolał nie
narażać się na poranne dźgnięcia.
- Hee~? - jęknął z zawodem. Tak mógłby ułożyć się na jego kolanach...
- No dobrze... - mruknął. Tak też było w porządku, ważne, że siadał z
Aominecchi'm~! Normalnie nie miał okazji tak się do niego zbliżyć, bo
jako przyjaciel nie miał aż tak wielkiego dostępu do jego strefy
osobistej, jak by chciał... No, bo chciałby więcej, ale nie mógł~! - To
siadaj, Aominecchi~! - zatrzymał się koło siedzeń i pozwolił Daiki'emu
siąść pod oknem, po czym sam wpakował się obok. Było nieco
niewygodnie... Ale dało się przeżyć! Jeszcze Kuroko usiadł z Midorimą i
drzwi zostały zamknięte. Ruszyli. - Aominecchi, ja się zdrzemnę, dobrze?
- mruknął, układając głowę wygodniej. Trzęsło nimi i było to dość
rozpraszające, ale dało się przysnąć... Zwłaszcza, że miał zamiar
najpierw udać, że przysypia, a potem położyć głowę na jego ramieniu.
Genialne, czyż nie~?
- W porządku. - Mruknął opierając się wygodniej o zagłówek
fotela.Siedzenia przyjemnie wibrowałydzięki czemu mógł się nieco
rozluźnić. - Właśnie, w namiocie też śpimy razem, nie?
- Jasne~! - Wyszczerzył się i szybko pokiwał głową. Zaraz jednak
dotarło do niego, że zbyt zdradza, czego tak naprawdę by chciał. -
Ano... Fajnie, Aominecchi! - Uśmiechnął się i ułożył wygodniej na
siedzeniu, przymykając oczy. Teraz to już musiał udawać, że zasypia...
Ale jak, skoro nadal nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu~? Będzie
spał w jednym namiocie z Aominecchi'm~!!! Ten wyjazd jednak mógł być
wspaniały~!
- No to ustalone. Eeeeh... ile my tam będziemy jechali? Ze cztery
godziny? - Przeciągnął się, prostując ramiona. Im bardziej chciał zasnąć
tym bardziej nie był w stanie. Co za pieprzona ironia.
Kise ziewnął i przekrzywił głowę na bok. Mimo tego, że był senny,
był też podekscytowany i na razie nie zasnąłby naprawdę. Dobrze, że jako
model potrafił doskonale udawać różne role.
- Tak, za kilka godzin Daiki, możesz się przespać za ten czas, bylebyś
był cicho. - mruknął Akashi, wyjmując książkę. Bezustanne szuranie
papierków i szelest folii Murasakibary zignorował...
Blondyn jeszcze przez chwilę siedział tak, po czym przy mocniejszym
wstrząsie autokaru "osunął się" na ramię przyjaciela, niby całkiem
przypadkiem. Ułożył głowę wygodnie na jego ramieniu, ledwo powstrzymując
radosny uśmiech. Udawał, że już zasnął.
- Hęęę? - Cienkie brwi Daikiego podjechały do góry. - Nie za wygodnie ci?
Spojrzał
na niego z ukosa, orientując się, że śpi. Westchnął kręcąc w
niedowierzaniu głową. Ranyy... Jak można tak szybko zasypiać? Podparł
się ręką o oparcie krzesła, kładąc na niej podbródek. Powoli wyjeżdżali z
głównych okręgów miasta. Zabudowania stawały się coraz rzadsze, a
zieleń obrzeży była coraz to lepiej widoczna.
Ryouta westchnął, zaciągając się przy tym przyjemnym zapachem
Aomine. Ciężkim, ale jednocześnie odprężającym... Zawsze zastanawiało
go, czy on tak naturalnie, czy dzięki jakiemuś płynowi pod prysznic. A
jeśli dzięki płynowi, to jakiemu...
Złapał go za rękaw, niby odruchowo, jednocześnie poprawiając
położenie swojej głowy i mrucząc coś sennym głosem. Był naprawdę
szczęśliwy, że znaleźli się w takiej sytuacji. Mógł dzięki temu zbliżyć
się do niego chociaż na chwilę... W końcu Aominecchi wolał dziewczyny, a
on niestety akurat w nim się zakochał. Chciał mieć dla siebie w pełni
każdą chwilę z nim, nawet gdyby ten później miał sobie znaleźć
dziewczynę i zapomnieć o nim.
"Jak dziecko" pomyślał Aomine. Uśmiechnął się jednak sam do
siebie. Bądź co bądź lubił Kise, przyjaźnili się razem od początku
gimnazjum. Utkwił spojrzenie w jego karykaturze odbijającej się w
szybie. Złote kosmyki opadły na twarz, całkowicie zakrywając czoło, a
klatka piersiowa unosiła się w równym oddechu. Stwierdził, że musi mu
się śnić coś przyjemnego - kąciki ust miał delikatnie uniesione w
wyrazie zadowolenia. "Ciekawe co to takiego..."
Było mu bardzo wygodnie na jego ramieniu i wcale nie chciał
zasypiać. Mimo to nie spał za dobrze i przy tym odprężającym zapachu
oraz miarowym warkocie i huśtaniu autobusu nie mógł nie zacząć
przysypiać. Powoli naprawdę odpływał w krainę Morfeusza. Poluźnił uścisk
na rękawie niebieskowłosego, a jego głowa zaczęła delikatnie spadać z
jego ramienia, więc co chwilę poprawiał ją przez sen.
W końcu odpłynął całkowicie, jednak nie przestawał się lekko
uśmiechać. Śniło mu się, że gra z nim jeden na jednego. I mimo, że ten
go pokonywał, i tak świetnie się bawił...
Daiki oparł głowę o wychłodzoną szybę,
przymykając oczy. Liczył, że może jednak uda mu się zasnąć i nie
zanudzić przy okazji na śmierć. Włosy blondyna roztaczały przyjemny,
brzoskwiniowo-morelowy zapach szamponu, który mieszał się z miętową gumą
do żucia. Działało to na niego odprężająco, a współgrając z miłym
huśtaniem busa pozwoliło stosunkowo szybko odpłynąć.
- Wyglądają tam słodko kiedy śpią, aż mam ochotę ich stąd wyrzucić.
***
Przyciszona
rozmowa i błysk flesza zaczęły przywracać Daikiego do realnego świata.
Przetarł leniwie ręką twarz, powoli otwierając oczy. Zamrugał kilku
krotnie ciemnymi rzęsami orientując co się właśnie wokół niego dzieje.
Poderwał się w zaskoczeniu, omal nie krzycząc, widząc twarz Tetsu
zdecydowanie zbyt blisko swojej. Błękitne, bystre tęczówki przeszywały
go na wylot, a nikły, podły uśmieszek satysfakcji targnął na kąciki jego
ust.
Kise jęknął z protestem, gdy jego głowa straciła oparcie. Ledwie powstrzymał się przed upadkiem i usiadł prosto.
- Co jest, już jesteśmyyy~? - Ziewnął i przetarł oczy. Gdy znów je
otworzył, zamarł, ze zdumieniem patrząc na całe Kiseki no Sedai
wpatrzone w niego. I w Aominecchi'ego w sumie. Czyżby mówił coś przez
sen?! Co mu się właściwie śniło?? Popatrzył po nich, przerażony. - C-co?
- Uśmiechnął się jak debil licząc, że jednak nic się nie stało i
czekają tylko, aż on wstanie. - Co jest? - Rozejrzał się jeszcze raz.
- Myślę, że ty i Aomine-kun
wyglądacie razem słodko. - Kuroko wyciągnął swoją niebieską komórkę,
pokazując im zrobione wcześniej zdjęcie.
- Ty mały... - Wysyczał Daiki.
- C-cooo...? - jęknął Kise, rumieniąc się chyba na pół twarzy. - J-ja...
NIE! - krzyknął, po czym przepchnął się przez nich szybko, wyszedł,
wyjął z bagażnika swoją walizkę i ruszył przed siebie.
Ośrodek był niedaleko, widział go i tam się skierował. Z jego oczu na
soczyście zieloną trawę skapnęło parę łez, których nie był nawet
świadomy. Dlaczego oni tak sobie z tego żartowali...? Dla niego to było
poważne... I go to bolało... Cieszył się tylko, że wyszedł, nim jeszcze
Aominecchi zaczął zaprzeczać.
Reszta
towarzystwa nadal żartowała sobie w najlepsze ze zdjęcia, które Tetsu
ustawił sobie na tapecie. Daiki wyszedł z autokaru rozglądając się za
jasną czupryną. Nie mógł jej wypatrzeć więc wziął swój plecak,
ruszając w stronę stołówki. W końcu musiał gdzieś być.
Blondyn zamiast do stołówki, wszedł do jednego z namiotów. Był
pusty, więc położył tam swoją walizkę i przysiadł na idealnie
pościelonym łóżku, chowając twarz w dłoniach. Musiał chwilę odreagować,
nim się uspokoił. Wyjął podręczne lusterko i obejrzał się w nim.
Wyglądał jak kupka nieszczęścia... Szybko przetarł oczy i spróbował
zatuszować zaczerwienione oczy. Potem odczekał jeszcze chwilę. W razie
czego będzie się bronił, że użył kropli do oczu.
Odetchnął głęboko i wyszedł z namiotu. Nie da się wytykać palcami i
prześladować, nie da nawet poznać Aominecchi'emu, jak bardzo go lubi, bo
straciłby jego przyjaźń. Od teraz będzie się pilnował. Z tym
postanowieniem wyszedł z namiotu na ostre światło dnia.
- Głupiś? - Aomine trzepnął go w tył głowy gdy nareszcie udało mu się go
znaleźć. - Szlajasz się nie wiadomo gdzie. Przez ciebie pogoniły mnie
kucharki, wisisz mi za to kawę. - Ignorując wszystko wrzucił do środka
plecak, podpierając się pod boki i kręcąc w niedowierzaniu głową.
- Auć, Aominecchi! - mruknął z pretensją, odruchowo łapiąc się za głowę.
- Było nie iść do kucharek... - rzucił, wracając do namiotu. Jakoś nie
chciał spotykać reszty... - Co z resztą drużyny? - spytał jakby nigdy
nic. W końcu nie pokaże, jak go to zabolało. To byłoby zbyt oczywiste. I
tak cieszył się, że Daiki jeszcze nie trzyma się od niego na dystans,
żeby nie było żadnych podejrzeń.
Usiadł znów na twardawym łóżku, po czym wyciągnął ze swojej walizki
pianki i otworzył paczkę. Nic tak nie pociesza jak kilka słodkich
pianek... I pominięcie ścisłej diety. Dlatego pozwalał sobie na to tylko
w najgorszych sytuacjach.
Daiki prychnął cicho w odpowiedzi.
-
Rozmawiają z kierowcą. Chcą się z nim dogadać o coś tam bo coś tam, nie
wiem, nie słuchałem. - Wzruszył ramionami zabierając mu paczkę słodyczy -
Moje. - Wetknął sobie jeden przysmak do ust, szczerząc się wesoło.
- Jak to... - zaczął, ale właśnie w tej chwili stracił pianki, więc
naburmuszył się i rzucił w stronę Daiki'ego. - A-o-mi-ne-cchi! Oddawaj! -
zawołał, urażony. No nie, on tu się próbuje pocieszyć, a tu zero
zrozumienia!
- Ani mi się śni, wisisz mi przysługę, a konkretnie to
kawę, ale biorę odsetki z pianek! - Zaśmiał się, zjadając kolejną.
Uwielbiał się z nim przekomarzać. Najlepsza rozrywka dostępna
dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, a do tego
darmowa. Żyć nie umierać, ewentualnie wkurwiać ludzi.
- Co, za co kawę~? - jęknął, podskakując do pianek.
Aomine uniósł paczkę w górę tak, że nie mógł do nich sięgnąć, więc
blondyn zaczął skakać dookoła, próbując je złapać. Nie było łatwo, w
dodatku cały czas obijał się o jego ciało, lądując na ziemi. -
Aominecchi, daaj jee! - poprosił, sięgając ręką w górę i skacząc raz
jeszcze.
- Za użyczenie ci mojego blasku zajebistości. Ej, spadaj! Rekwiruję je! -
Chciał się przedostać na łóżko, ale potknął się o torbę lecąc na nie
razem z Kise. - Kurwa! - Zaklął. Uderzył kolanem o kant. Bolało,
cholernie bolało.
- Ej, nie, tak to nie... eee! - stracił równowagę. Upadli, przy czym
Kise miał raczej ciężej, przygwożdżony przez ciało swojego przyjaciela. -
Uhh... Aominecchi... - jęknął w jego klatkę piersiową, po czym dotarło
do niego, kto na nim właściwie leży. Momentalnie zrobiło mu się gorąco. -
A-ano... - wyjąkał, rumieniąc się. Nie bardzo mógł się wysłowić.
- Ja pierdolę. - Skomentował pod nosem. Podparł się, chcąc wstać, jednak
widząc wyraz twarzy przyjaciela w parze z purpurowym rumieńcem zarechotał w
duchu. Uniósł brew do góry w ponętny spojrzeniu. - Wyglądasz jak
dziewica w dwuznacznej sytuacji. Może ja ci się podobam skoro tak
reagujesz? - Zbliżył swoją twarz do jego z pewnym siebie uśmieszkiem.
- N-nie jestem dzie... Znaczy... Nie, wcale nie! -
Zamknął oczy, żeby na niego nie patrzeć. Przecież nie jego wina, że się na nim położył! To było... To było... Ten rumieniec był
upokarzający! - I nie rumienię się, jasne, Aominecchi? - jęknął z
pretensją.
- Mhm, oczywiście. A ja jestem Miss Model i oh-ah. - Sarknął. Przechylił
się w stronę jego odsłoniętej szyi. Dmuchnął w nią ciepłym oddechem
obserwując jak ten momentalnie się spina. - Ryota~... Lubię cie, wiesz?
- Nn... Nie drocz się tak, Aominecchi! - jęknął z nutą
rozpaczy. No jak on tak mógł...? A przecież miał się starać mu nie
pokazywać, że on go w ogóle rusza! Zresztą, on się tylko
nim bawił... - Nie baw się tak, nie lubię tego! - dodał już bardziej
stanowczo.
- A jeśli nie żartuję? - Ściszył głos do półszeptu. Dotknął nosem lekko
odsłoniętego barku, pozostawiając na nim gęsią skórkę. - Przyznaj,
podobam ci się. - Mruknął.
- Ż-żartujesz, Aominecchi. - uparł się i spiął bardziej, zaciskając
powieki. - Nic nie powiem, bo będziesz się śmiał... - burknął cicho.
Chociaż chciałby mu powiedzieć, to nie chciał go do siebie zrazić...
Przecież wiedział, że nie ma szans, nie był dziewczyną... A on
lubił tylko dziewczyny z dużym biustem!
- Wiesz, jak jesteś krypto to w porządku. Midorima nie będzie samotny. -
Zaśmiał się, schodząc z niego i siadając obok. Uwielbiał się znęcać nad
blondynem. Tak zabawnie reagował... Potargał go po włosach w ramach
przeprosin i wyciągnął się wygodnie. Najwyżej rozwali cały namiot
opierając się, pies lał, nie on go będzie składał na nowo. - Powinienem
ci zrobić teraz zdjęcie i sprzedać jakiemuś szmatławcowi. - Wyszczerzył
się.
- Nie jestem! Aominecchi no baka! - Wstał i poszedł do
swojej walizki, obracając się przy okazji tyłem do Daiki'ego. Miał tylko
nadzieję, że ten nie spojrzy na niego w tej chwili... Bo po policzkach
spłynęło mu parę niechcianych łez. Otarł je ukradkiem, starając się
zachować spokojną minę, co w tej sytuacji graniczyło z cudem. Powoli
przestawał się rumienić, za to był coraz bardziej wściekły. Nawet on
sobie żartował! I za co on go tak lubi??? Przecież to głupek... Głupi
Aominecchi...
- Przecież się tylko zgrywam. - Rzucił w niego poduszką. - Nie rycz jak
ciota, tylko weź się w garść. - Dźwięk sms'a. Wziął telefon do ręki,
odczytując wiadomość. Uśmiechnął się do ekranu, z podnieceniem zrywając z
pryczy. - Akashi załatwił wycieczkę nad jezioro, szykuj gacie, jedziemy
się kąpać!
- Nie ryczę... - mruczał pod nosem pod nosem, grzebiąc
bez sensu w walizce. - Ja nigdy nie ryczę, nie rumienię się, nie... -
Złapał za kąpielówki. - Tak, tak, idę. Są tu kajaki? - mruknął, wstając i
zaczynając się przebierać, nadal stojąc tyłem. Jak w szatni. Tłumił
zdenerwowanie i zajmował się sobą.
- Oh, przepraszam, przecież ty tylko męsko się wzruszasz,
zapomniałem, wybacz mi to uchybienie. - Przewrócił oczami. - Powinny
być, a co, chcesz iść? I się już tak nie dąsaj, złość piękności szkodzi,
a nie chcemy przecież żeby cie z branży wywalili.
- Nie dąsam się! - zaprzeczył szybko i popatrzył na niego z fochem jasno
wymalowanym na twarzy. - I tak, pójdę popływać na kajaku. A ty się nie
zbliżaj~! - Wycelował w niego palcem. - Wkurzasz mnie dzisiaj -
rzucił i odwrócił się znów tyłem, rozbierając się do końca. Zaczął
naciągać na siebie kąpielówki, starając się nie myśleć o tym, że wypina
się, kiedy się schyla
- Dobra, dobra, przepraszam, że żyję, już się nie odzywam. - Uniósł ręce
w obronnym geście. Sięgnął do swojego plecaka i wyjął z niego czarne
kąpielówki, również zaczynając się przebierać. Gdy ściągał bluzkę wokół
jego nagiego torsu coś zaczęło dziwnie brzęczeć. Cienka brew podjechała
do góry, gdy próbował zarejestrować co jest źródłem irytującego dźwięku.
Omal nie zszedł na zawał, gdy na jego brzuchu usiadła osa. -
Ja-pierdolę-zabierzcie-to-ze-mnie!!! - O nie, nie da się znowu
ukąsić jak tego pamiętnego letniego wieczoru. Nie ma nawet takiej
jebanej opcji! - KISE ZABIJ TO ZANIM MNIE DZIABNIE!
- Co ty...? Aominecchi! Stój spokojnie! - Z lekkim niezadowoleniem,
prawie zaplątując się we właśnie założone na jedną nogę bokserki,
podszedł do niego szybko. Nie bardzo miał coś pod ręką, więc już z braku
innej broni odpędził owada dłonią. Po chwili osa odleciała, bzycząc z
niezadowoleniem. Blondyn odetchnął cicho i popatrzył na swojego
przyjaciela. - Aominecchi, boisz się os? - spytał, zdziwiony. Przy
okazji jego wzrok co chwilę zjeżdżał na jego klatkę piersiową. Z tego
wszystkiego zapomniał, że sam tych kąpielówek jeszcze na tyłek nie
naciągnął...
- Nie. - Zaprzeczył stanowczo. - Nie jestem jakąś babą, żeby bać się
małego owada. - Ściągnął bluzkę i rzucił gdzieś w kąt. Nie. On wcale się
nie bał. Ani nawet ciut. Jest męskim mężczyzną, który nie lęka się tak
potwornych bestii jakimi są osy.
- Wcaale~...? - Kise uśmiechnął się wrednie, po czym
spoważniał, uświadomiwszy sobie, że stoi tak nago. Nałożył na siebie
kąpielówki. - Aominecchi boi się os~! Zapamiętam~! - Wyszczerzył się i
wrócił do swojej walizki po ręcznik. Teraz się zrelaksuje, odstresuje,
ochłonie, odpocznie... Będzie dobrze.
- Cicho bądź. Może tylko trochę. - Miał ochotę strzelić sobie w twarz,
gdy poczuł, że jego policzki zaczynają nieco go piec. Chwalić ciemną
karnację, może nic nie widać. - Postraszę cie dżdżownicami, mądralo.
- W wodzie nie postraszysz~! - Wytknął mu język jak małe
dziecko, ubrał luźne ciuchy na bokserki i
wyszedł z namiotu. Miał ochotę popatrzyć trochę dłużej, ale gdyby znów
zrobił się czerwony miałby problem... - To do zobaczenia za parę godzin,
Aominecchi~! - oznajmił wesoło i opuścił płachtę od namiotu, spiesząc
się nad wodę. Już widział, gdzie wynajmuje się kajaki... Poszedł tam i
wybrał sobie jeden, po czym zaczął szukać kamizelki ratunkowej dla
siebie, bo była obowiązkowa. W końcu założył ją i wsiadł na kajak.
Jednoosobowy... Zrobi sobie dłuugą wycieczkę w ciszy. Aż uśmiechnął się
na tę myśl.
Aomine po jakimś czasie również wybrał się gotowy nad wodę. Nie poszedł
jednak do grupki przyjaciół, która już kąpała się obok jednego z domków.
Udał się na ławkę, obok lasku. Cisza, spokój. Tego mu brakowało.
Rozłożył ręcznik na piasku, stawiając torbę na odrapane drewno.
Wyciągnął z niej odtwarzać muzyki i położył się wygodnie na boku,
obserwując oczojebną, żółtą kamizelkę pływającą z równie pstrokatym
kajaku.
Kise kołysał się na boki. Dawno już nie pływał, nie
było tak, jak w dzieciństwie... Wyobrażał sobie, że naprawdę będzie
łatwiej. Tymczasem okręcał się dookoła, przepływał kawałek, kołysał
się... Musiał próbować wszystkiego od nowa. W końcu jakoś złapał rytm i
przestał się kręcić, a zaczął płynąć. Skierował kajak na drugi brzeg,
stawiając sobie za cel dopłynąć tam. I faktycznie jakoś mu się
udawało... Płynął, obserwując zieloną linię przed sobą, odległe drzewa i
połyskującą w słońcu wodę.
Z zaciekawieniem wpatrywał się w to co kombinuje jego
przyjaciel. Przekrzywił z zainteresowaniem głowę, praktycznie nie
odrywając od niego wzroku.
- Przyznaj się, jesteście parą, prawda? - Znikąd pojawił się Tetsu, głośno siorbiąc swojego waniliowego shake'a.
Aomine złapał się za rozszalałe serce. Mało brakowało by krzyknął w przerażeniu.
- Nie nachodzi się ludzi!
- Czyli jednak?
- Nie szczerz się tak! Nie jesteśmy parą!
- Oczywiście, Aomine-kun.
Objął się ramionami, kolanami
przytrzymując wiosło. A co, jak nie wróci...? Spróbował zawrócić, ale
znów wszystko mu się pomieszało. Kręcił się, nie mógł skierować dzioba w
odpowiednią stronę. Zaczynał się bać.
- I wtedy... Ej. Co on najlepszego wyrabia? - Aomine i Kuroko spojrzeli w kierunku żółtej plamki.
- Chyba pomylił brzegi. Kise-kun jest nierozsądny.
Usłyszał Aominecchi'ego tylko dlatego, że po wodzie
wszystko świetnie się niosło. Uśmiechnął się histerycznie przez łzy. W
tę? Czy on w ogóle wiedział, gdzie jest "w tę"??? Nie wiedział... Nie
wiedział już nawet, gdzie ma płynąć. A woda była wszędzie. Otaczała
go... i już nie była taka piękna. Była straszna! Mógł się zachwiać i
utopić! I nawet by go nie znaleźli!!!
- AOMINECCHIIII!!! - krzyknął histerycznie. Nie ruszy się... Nie ruszy się, bo wtedy kajak strasznie się chwiał...
- AOMINECCHIIII!!! - krzyknął histerycznie. Nie ruszy się... Nie ruszy się, bo wtedy kajak strasznie się chwiał...
Daiki wziął jeden z postawionych przy brzegu kajaków i wsiadł do
niego. Już nawet z tego go musi ratować? Podpłynięcie pod Kise zajęło mu
kilka minut.
- Żyjesz? - Zapytał niepewnie widząc minę blondyna.
- Nn... - Zatrząsł się i kajak przy tym się zachybotał. Z
jego oczy poleciały łzy, więc schował twarz w dłoniach. -
A-Aominecchiiii... B-boję się... - wyjąkał, przy czym ręce stłumiły i
zniekształciły jego słowa. Zaczął ocierać oczy. - Za dużo tu wody..
Zabierz mnie stąd... - poprosił, wyciągając do niego ręce i starając się
przy tym nie zachwiać równowagi. - Ja się utopię... - szepnął, patrząc
ze strachem prosto w jego oczy. Ogarnęła go panika, więc już nie był
sobą... Przez jego głowę przewijały się najróżniejsze wizje tego, jak
mógłby teraz utonąć. Chciał tylko, żeby Aomine go stamtąd zabrał...
- Chodź. - Wyciągnął w jego kierunku rękę. Posłusznie
wstał, a Daiki chwycił go pod boki pomagając wejść do swojego. Kise
drżał przez łzy. Gdy ten usiadł na miejscu jednego z pasażerów objął go
ramieniem, zaczynając uspokajać. - Już, nie becz. Jest w porządku. -
Nienawidził gdy jego przyjaciel płakał. Nienawidził gdy ludzie płakali,
chociaż sam często był powodem ich łez. Może i nie był dobry w
pocieszaniu, ale chciał żeby ten wesoły uśmiech, który tak lubił wrócił.
- T-tylko dopłyń do brzegu... Dobrze, Aominecchi? - spytał, starając się
otrzeć łzy wilgotnymi już dłońmi. - A po kajak ktoś wróci, prawda...? -
Miał nadzieję, że nie będzie go trzeba ciągnąć za nimi, bo mogliby
stracić równowagę, czy coś... A teraz ta wizja wcale go nie cieszyła.
Nie chciał, żeby jeszcze przez niego zatonął jego przyjaciel. Naraził go
na coś takiego... I jeszcze głupio się rozbeczał, bo się bał... I teraz
Aominecchi musiał go uspokajać. - P-przepraszam, że płaczę... - dodał
ciszej, patrząc na niego bezradnie zaczerwienionymi oczami. - Boję
się... - Zadrżał lekko.
- Nie, nie dopłynę i zostaniemy tu na wieki wieków. Nie
przepraszaj tylko łap za wiosło. - Powiedział odsuwając się od niego. -
Po kajak wyślemy Muro. - Miał nadzieję, że Akashi ich za to nie zabije.
Przeszły go dreszcze na samą myśl o spotkaniu z piekielnie czerwonymi
nożyczkami.
- Nie mów tak, Aominecchi! - naburmuszył się. Mimo wszystko już mubyło lepiej... Kiedy Daiki był blisko jakoś czuł się bezpieczniej, dlatego przestał już płakać. Złapał za wiosło. - Ale nie jestem za dobry w sterowaniu. - mruknął, próbując zacząć wiosłować. Skupił się na tym na tyle, by prawie zapomnieć o wszechobecnej wodzie. Chciał dostać się jak najszybciej na ląd.
Po kilku minutach dotarli na brzeg. Aomine wciągnął kajak i usiadł na piasku.
- No i na co ci to było? - Spojrzał na niego z lekka dezaprobatą w granatowych oczach.
- Chciałem odpocząć... - Blondyn bardzo starannie unikał jego wzroku,
rozglądając się dookoła. - Trzeba kogoś poprosić o złapanie tamtego
kajaka... - mruknął, zmieniając temat. Nie chciał o tym mówić...
Wyglądało na to, że jakkolwiek Daiki go denerwował, i tak ciągle
potrzebował jego towarzystwa.
- Mówiłem, poprosisz grzecznie oto Muro. - Przeciągnął
się. - Jezu, moje kości. Idziemy coś zjeść? Głodny jestem, wysiłek mi
nie służy. A w ogóle to mam pomysł! Zróbmy wieczorem ognisko! Mięso
pieczone na ogniu... Jestem w raju. - Rozmarzył się na samą myśl o tym. O
tak... To było właśnie to czego mu trzeba. Pyszne, soczyste, polane
piwem mięcho z ogniska. Żyć nie umierać.
- Chyba grill, Aominecchi. - mruknął, rozglądając się za Atsushim.- Mogę iść gdziekolwiek, ale... Widziałaś Murasakicchi'ego? - Sam nie był głodny, ale jeśli Daiki chciał, to mógł mu nawet coś upiec. Tak w nagrodę za uratowanie go, nie bo go lubił... Skądże...
- Nie, Kise. Mięso nadziane na patyk pieczone na ogniu to
ognisko. Grill to na ruszcie. - Pouczył go. - Opierdala się obok
Akashiego i całej reszty, a oni są przy barze. W takim razie kierunek:
żarcie! - Wstał z rzadkim entuzjazmem, poganiając przy tym przyjaciela.
- Myślałem, że chodzi ci o steki, szaszłyki albo coś, Aominecchi. -
Uśmiechnął się lekko. - To idziemy do nich? - Stwarzał pozory szczęścia,
chociaż wcale nie uśmiechało mu się pójście do nich po całej tej akcji w
autobusie. Nie chciał słuchać ich komentarzy ani docinek... Mimo to
ruszył w stronę, którą wskazał mu Daiki.
Nie wiem czy powinnam to komentować tutaj, ale jest tutaj, więc komentuję tutaj, bo jakby nie było tutaj to..to bym w ogólne tego nie skomentowała, bo bym nie wiedziała o istnieniu tego, więc no ten tego...
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do rozdziału.. Tyle się tutaj działo. Kise taka beksa.. I ogólnie to poza tym, że tam wcześniej było powtórzenie (w sensie dwa razy pod rząd) to samo...dwa słowa [poprawność gramatyczna tak bardzo] to nie mam żadnych zastrzeżeń. Rozdział mi się podobał.. I był dłuuugi {tu wstawić emotkę, której nie wstawię ze względów estetycznych komentarza}
Pozdrawiam