Pisane z Heroine
Minęło trochę czasu zanim dołączyli do reszty drużyny. Przeprawa przez plażę nie należała do najłatwiejszych przepraw z powodu wszędobylskiego piasku, jednak zdecydowanie była przyjemna.
- No, no... Nasze gołąbeczki postanowiły nas odwiedzić. Długo wam to zajęło, Daiki. Nie spieszyłeś się.Minęło trochę czasu zanim dołączyli do reszty drużyny. Przeprawa przez plażę nie należała do najłatwiejszych przepraw z powodu wszędobylskiego piasku, jednak zdecydowanie była przyjemna.
Blondyn próbował ignorować resztę. Podszedł tylko do
Murasakibary, siadając obok niego i patrząc na niego natrętnie, aż na
niego spojrzał.
- Murasakicchi~... Mam do ciebie interes. - zaczął, udając, że wesoło się uśmiecha. - Zostawiłem kajak na jeziorze~... I raczej tam nie wrócę. Mógłbyś tam popłynąć i go zabrać, proszę~? Postawię ci za to coś pysznego! - obiecał, mentalnie trzymając kciuki.
- Murasakicchi~... Mam do ciebie interes. - zaczął, udając, że wesoło się uśmiecha. - Zostawiłem kajak na jeziorze~... I raczej tam nie wrócę. Mógłbyś tam popłynąć i go zabrać, proszę~? Postawię ci za to coś pysznego! - obiecał, mentalnie trzymając kciuki.
- A Mine-chin nie może? Chyba, że to pałki... - Zamyślił się.
- Nie, Mine-chin, nie może. - Mruknął Daiki, ustawiając się w kolejce po coś do picia.
- Prooszę, Murasakicchi~! - Zaatakował go spojrzeniem
psich oczu. No jak temu jego urokowi nie ulegnie... To Kise będzie
płacił za kajak, bo sam tam jeszcze raz nie popłynie, mowy nie ma!!!
- Ale za pałki. - Zastrzegł. Wstał i leniwie podszedł do Akashiego
pokazując mu na żółtą plamkę znad jeziora. Ten przytaknął na coś, idąc
razem z olbrzymem nad wodę.
- Masz. - Daiki podał blondynowi shake'a i lody waniliowe.
-
Dziękuję, Aominecchi~! - Tym razem na twarzy Ryouty pojawił się
prawdziwy uśmiech. On wiedział, jak poprawić mu zepsuty humor...
Wziął od niego słodkie przekąski. - A ty nie chciałeś zjeść czegoś
porządnego~? - zdziwił się.
- Zamówiłem hot-dogi, trzeba chwilę poczekać. - Był głodny, w brzuchu mu
nieprzyjemnie burczało. Rany, dlaczego to musi trwać tak długo?
-
Uhm, poczekamy. - zaczął popijać shake'a, ale po chwili zorientował
się, że jest na tyle gorąco, że lód już mu się roztapia, więc zaczął
oblizywać skapujące kropelki, a potem zajął się samym przysmakiem,
czekając, aż Daiki dostanie swoje zamówienie. - To gdzie potem~? -
Spytał, patrząc na niego z zaciekawieniem w przerwie między kolejnymi
liźnięciami. Lekki chłód jego przekąski był prawie zbawienny~...
Aomine odwrócił wzrok. Miał zdecydowanie zbyt wybujałą wyobraźnię jak na takie widoki.
-
Potem możemy pójść do namiotu się ogarnąć. Akashi trening zaczyna od
jutra, dziś mamy dzień wolnego. - Wziął się za jedzenie swojej kulki,
która również zaczęła się już roztapiać.
- Po kiego grzyba chcesz iść do lasu? Robale zeżrą nas
żywcem. - Wizja odpędzania się od komarów nie należała do
najprzyjemniejszych. Zdecydowanie wolał siedzieć sobie w jakimś
spokojnym, cichym miejscu, albo pójść grać w kosza.
- No bo
tam jest spokój~... - jęknął z niezadowoleniem. Resztka niedojedzonego
loda znów zaczęła spływać mu po palcach, więc zajął się szybko
zlizywaniem jej. Teraz dłoń mu się niemiłosiernie kleiła... - To gdzie
chcesz iść, Aominecchi? - Postanowił dać mu wybrać.
-
No to pójdziemy do lasu. Ale pod jednym warunkiem: nie będziesz
jojczyć, że chcesz wracać. - Zaznaczył. Nie miał ochoty na
pięciominutowe wycieczki. Jak iść to na dłużej i nie wracać tak od razu.
- Dobra~! - ucieszył się i skończył jeść, po czym zabrał się znów za shake'a. - Twoje hot-dogi są gotowe~! - zauważył.
- Dobra~! - ucieszył się i skończył jeść, po czym zabrał się znów za shake'a. - Twoje hot-dogi są gotowe~! - zauważył.
Sprzedawca
właśnie się rozglądał, szukając wzrokiem Daiki'ego. Blondyn wstał,
kierując się do ich tymczasowego noclegu. - Poczekam na ciebie w
namiocie... - mruknął i zaczął iść, starając się nie ruszać drugą ręką.
Nienawidził sklejających się palców...
Aomine wstał i odebrał hot dogi. Odprowadził blondyna wzrokiem, po
czym usiadł do stolika. Gdy zjadł już wszystko co zamówił, wytarł dłonie
w chusteczkę i ruszył w kierunku obozowiska. Zajęło mu to raptem kilka
minut. Odnalazł swój i odsłonił płachtę.
- Gotowy? - Zapytał wchodząc do środka.
Kise prysnął płynem na komary jeszcze raz na szyję, tak na wszelki wypadek i włożył go do torby.
- Gotowy, Aominecchi~! Ciebie też popsikać? - Podszedł do niego, nieświadomie uśmiechając się i robiąc szczenięce oczy. To było poniekąd odruchowe... Bo się cieszył.
- Gotowy, Aominecchi~! Ciebie też popsikać? - Podszedł do niego, nieświadomie uśmiechając się i robiąc szczenięce oczy. To było poniekąd odruchowe... Bo się cieszył.
- Mhm. Nie chcę, żeby mnie zjadły żywcem. Wstrętne
robale. - Prychnął. Podszedł bliżej i dał się opryskać. Kise robił to
z... namaszczeniem? co nie umknęło jego uwadze. Postanowił jednak nie
drążyć tematu.
Blondyn z wesołym uśmiechem schował znów płyn
do torby. Aominecchi był już cały dokładnie spryskany~... I nic nie
miało prawa go pokąsać!- Idziemy~! - rzucił wesoło, wybiegając z namiotu na światło dnia. Odwrócił się do Daiki'ego. - Wiem! Wyścig! Kto pierwszy dotrze do drzew ten stawia kolejne jedzenie~! - Odwrócił się i ze śmiechem zaczął biec jako pierwszy.
- Oi! - Zawołał za nim. Wyjątkowo nie chciało mu się
biegać. Poza tym i tak by go prześcignął. Kise nie miał szans z
najszybszym nastolatkiem w Japonii i powinien doskonale zdawać sobie z
tego sprawę. - Chwila... stawia żarcie? EJ, TO BYŁ FALSE START!
-
Wcale nie-e~! - zaśmiał się i biegł dalej. Aominecchi nie powinien mieć
trudności z wyminięciem go... Był na to za szybki! Zbyt wysportowany...
I po prostu nie wyobrażał sobie, że mógłby go wyminąć inaczej, niż
oszukując w ten sposób, dlatego biegł co sił w nogach, śmiejąc się pod
nosem.
- Osz ty! - Daiki porwał się biegiem. Nie ma mowy, nie
będzie płacił za tego pieprzonego burżuja. Szybko go dogonił. Zanim
wyminął wystawił język po czym dotknął umówionego drzewa. - Stek.
Krwisty stek. - Oznajmił.
Ryouta oparł dłonie na kolanach i odsapnął chwilę.- Hahaha! Wiedziałem, że wygrasz, Aominecchi~... - oznajmił z uśmiechem. Wyprostował się i wszedł między drzewa. - No więc postanowione~! To teraz idziemy. - Zaczął spacerkiem wchodzić coraz głębiej w las, rozglądając się w okół. Ciekawe, czy są tu jakieś zwierzęta...
- Ej! - Podbiegł do niego, wyrównując z nim kroku. - Po co się zakładałeś, skoro wiedziałeś, że wygram?
-
Jakoś tak. - Wzruszył ramionami, nadal szeroko się uśmiechając. - Dla
zabawy, Aominecchi~! - Skręcił w stronę, z której chyba słyszał ptaki.
Ciekawe, czy udałoby mu się je wypatrzeć... - Sądzisz, że znajdziemy tu
jakieś źródełko? - Chciał zmienić temat.
Daiki przewrócił w odpowiedzi oczami. - Nie wiem... ale jak znajdziemy
to mam plan. - Poruszył zawadiacko brwiami. On już doskonale wiedział w
jaki użyteczny sposób można było wykorzystać wodę i zamierzał go
wprowadzić w życie.
- Jesteśmy nad jeziorem, musi gdzieś być. - Ruszył w drugą stronę, tę
bliżej jeziora, zagłębiając się w gąszcz. Jeśli gdzieś miało być źródełko,
to tylko tam! Ciekawe, co zrobi Aominecchi, jak je znajdą... I po co mu
źródełko, skoro mogą mieć całe jezioro? Chociaż Kise na pewno za daleko
już na jeziorze nie popłynie, a przynajmniej nie kajakiem... Nie ma
mowy!
- Chodźmy w tamtą. - Wskazał odległe, dużo bardziej zielone miejsce.
Blondyn go chyba zabije za to co zrobi, ale nie ważne. Chce zobaczyć
jego minę i to się liczy. A przy okazji zrobi mu zdjęcie... tak na
pamiątkę, żeby mieć co wspominać i czym szantażować.
- Uhm~! - Skinął głową i ruszył we wskazaną stronę. Ciekawe, co on
kombinował~... Kise z zaciekawieniem rozglądał się dookoła. Las jak las,
cichy, spokojny, nic nadzwyczajnego. Ptaki wesoło świergoliły, coś
poruszało się między liśćmi... I znaleźli źródełko! - Patrz,
jednak tu jest~! - Ucieszył się. Teraz sobie posiedzi nad wodą...
- A jednak. - Kąciki ust zadrgały w dziwnym uśmiechu. -
Sprawdź czy w wodzie są ryby. - Kise z entuzjazmem zaczął przyglądać się
tafli odbijającej promienie słoneczne. Daiki w tym czasie ukradkiem
podszedł do drzewa i położył między gałęziami telefon, uprzednio
włączając nagrywanie. Wyszczerzył się do kamery, po czym stanął obok
przyjaciela, który całe szczęście nic nie zauważył. - Są?
- Nie sądzę, żeby w takim małym zbiorniku... O, Aominecchi, widziałeś~? -
spytał z entuzjazmem. Nie spodziewał się, ale Daiki chyba miał rację~! -
Tam coś jakby płynęło! Sądzisz, że to kijanka, czy ryba...? - Wytężył
wzrok, patrząc na taflę wody. Może jeśli były tu żaby, to spróbuje jakąś
złapać...? O ile nie są trujące. Kiedy był dzieckiem lubił takie
zabawy... Może Aominecchi mu pomoże...?
- Ryba. - Odparł natychmiastowo. Zerknął w stronę telefonu. Nie widać. - Oi, Kise. Jak myślisz, woda jest zimna czy ciepła?
- Hmm~? Co za dziwne pytanie? - spytał, nie odwracając
wzroku od tafli. A gdyby tak znalazł tu jakąś złotą rybkę...? A może to było magiczne źródełko...? Chciałby, żeby takie
było~! - Chyba raczej chłodna... Bo jest ciepło, ale tu są drzewa...
- Chcesz sprawdzić? - Uśmiechnął się łobuzersko, biorąc go na ręce.
Ignorując piski, krzyki i szamotaninę blondyna chwilę przytrzymał go nad
wodą, po czym bestialsko do niej wrzucił, rechocząc przy tym w
najlepsze. - A miss mokrego podkoszulka zostaje... KISE RYOUTA! -
Zawołał, pokładając się ze śmiechu.
Blondyn wynurzył się z wody, kaszląc i plując wodą.
Nie zdążył nabrać powietrza, a wpadając do lodowatej wody prawie się nim
zakrztusił. Popatrzył na Aomine z wyrzutem, zasłaniając usta ręką i
nadal kaszląc. Zadrżał z zimna. W porównaniu z gorącym powietrzem woda
była lodowata. Dobrze, że nie wziął ze sobą telefonu, aparatu, ani
niczego takiego...
- A... Khy khy!!! Aomine... - Zaczerpnął gwałtownie powietrza. -
...cchi! Baka! - Zaczął powoli zbliżać się do brzegu, teraz kaszląc już
nieco wymuszenie. Jego ruchy były spokojne, ale gdy był już dość blisko,
złapał go za rękę i pociągnął do wody, starając się sprawić, żeby
ten wpadł tam tym razem razem z nim. Żeby zobaczył, jak to miło... Użył
całej swojej siły, przez co Daiki z zaskoczenia stracił równowagę.
Aomine zaklął i z pluskiem wpadł do lodowatej wody.
Kropelki rozprysły się po całym brzegu, a jemu automatycznie zrobiło
się zimno.
- Oi! - Spojrzał na niego karcącym wzrokiem, jednak
nadal się uśmiechał. - Przegiąłeś. - Skosił go nogą, przez co blondyn
wywrócił się i chlasnął plecami o taflę.
- Aominecchi... - zaczął, ale ten też na niego chlusnął. Wypluł
niesmaczną wodę. - Fu, co robisz, tu są rybie siki! - pisnął,
otrząsnąwszy się i szybko wyleciał ze źródełka. - Z-zimno! - poskarżył
się, patrząc na niego oskarżycielsko.
- To było kobiece, Kise. - Zaśmiał się. - Jakbyś mnie nie
wrzucił oddałbym Ci suchą koszulkę. - Zauważył, wychodząc z wody.
Usiadł na trawie i zdjął ją. Była cała przemoczona, więc stała się
bezużyteczna.
- Na pewno nie~! - Wytknął mu język i usiadł, obejmując się ramionami.
Każdy podmuch wiatru był teraz denerwująco zimny... Ale za to mógł sobie
popatrzyć na Aominecchi'ego bez koszulki, były plusy~! Skanować go
dokładnie wzrokiem, póki nie patrzył... Oglądać sobie jego ciemną skórę,
po której spływały drobne kropelki czystej wody... Jak w jakiejś
reklamie, jakby Aominecchi sam był modelem~! I to dużo lepszym od
niego...
- Wcale, że tak. - Mruknął, nie patrząc na niego. - Wyglądałbyś w niej zabawnie. Jakbyś się topił. - Parsknął śmiechem.
- Nie jestem aż taki mały~! - Naburmuszył się. No
jak on tak mógł, lekceważyć jego wzrost... - Poza tym od tego wcale nie
byłoby tak ciepło... - mruknął. Starał się pocieszyć. W końcu teraz już
nie założy koszulki Daiki'ego... A jak tak teraz pomyślał o tej
możliwości, to strasznie chciałby!
- Ale byłbyś suchy, głąbie. Idziemy się przebrać? - Wstał
i podszedł do drzewa, zabierając z niego telefon. Szybko wyłączył
nagrywanie i odwrócił się w kierunku blondyna.
- Mhm, idziemy... Aominecchi, co ty tam chowasz? - spytał nieufnie,
podchodząc. Starał się dojrzeć, co on trzyma, ale nie bardzo mógł... -
Pokaż! - zażądał, robiąc minę, jakby zaraz miał się fochnąć.
- Nic. Nic nie chowam, a co? - Spytał niewinnie. Miał nadzieję, że wszystko dokładnie się nagrało.
-
Przecież widzę, że coś masz, Aominecchi~!!! - Naburmuszył się i
spróbował złapać go za rękę. Gdy ten przełożył owo coś do drugiej ręki,
spróbował za drugą, a gdy i to się nie udało, ustawił się przed nim,
próbując złapać za obie. W końcu prawie wtulał się w jego tors, starając
się złapać ten przedmiot. Zarumienił się nieco, tracąc poniekąd
rozsądne myślenie o swoim celu, ale wciąż próbował go złapać.
- No co to jeeest, Aominecchi??? - jęknął, udając niezadowolenie. Chociaż w tej chwili... Nie do końca czuł się jakoś specjalnie źle... No dobrze, przez tę chwilę czuł się naprawdę szczęśliwy, chociaż wiedział, że zaraz musi przestać.
- No co to jeeest, Aominecchi??? - jęknął, udając niezadowolenie. Chociaż w tej chwili... Nie do końca czuł się jakoś specjalnie źle... No dobrze, przez tę chwilę czuł się naprawdę szczęśliwy, chociaż wiedział, że zaraz musi przestać.
- Przecież mówię, że nic takiego nie mam! Kise, przestań,
to łaskocze! Nie trzep tak tymi tlenionymi, mokrymi kudłami! - Uśmiechnął się.
Kiedy blondyn praktycznie cały wtulił się w jego klatę, policzki zaczęły
go piec... Chwila, zaraz, jakie piec? Jakie znowu piec?! Przecież on
nie jest żadną, pierdoloną nastolatką z hormonami zamiast mózgu! Starzeje
się, no jak siebie kocha, starzeje się.
- Nie są tlenione i
widzę, że coś masz~! Aominecchi no baaaka~! - Zaśmiał się i wpadł na
genialny pomysł. - Oddaj albo sprawdzę, czy masz łaskotki~! - Zagroził,
poruszając głową i tym bardziej drażniąc jego skórę swoimi włosami. -
No, dawaj~!
- Nie, poszedł! Psiik! - Zaczął odganiać go niczym niesfornego kota.
-
Nie-e~! - Sięgnął do jego szyi, sprawdzając, czy tam ma łaskotki. Już
nawet nie myślał o odzyskaniu tego przedmiotu czy zobaczeniu, czym on
jest. Bardziej skupił się na łaskotaniu Daiki'ego. Dawno się tak nie
bawił, jak teraz...
- Nie! Zostaw! Nie dobry Kise, poszedł won! - Zaśmiał
się. Starał się wyrwać i uciec, ale blondyn za każdym razem z powrotem
zaczynał go gilgotać. - No nie, idź sobie! - Przez ciągły śmiech powoli
zaczynał boleć go brzuch.
- No, ale Aominechi noo~... -
jęknął, udając focha. - Nie jestem psem, jakbyś nie zauważył~! - Nadął
policzki i założył ramiona na piersi. - Teraz żądam przeprosin! -
stwierdził poważnie, chociaż miał ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem.
Daiki wyglądał na nieco zdezorientowanego po tym całym ataku łaskotek. -
I za wrzucenie mnie do wody też! Będziesz musiał dać mi coś extra,
żebym się odobraził. - prychnął, nadal poważnym głosem. Czuł, że zaraz
nie wytrzyma i naprawdę zacznie się śmiać... Aominecchi pewnie i tak nie
zgodzi się na jego warunki, był na to przygotowany~!
- Jesteś szczeniakiem, który ciągle chce się bawić więc jesteś. -
Zauważył. - Tylko ci uszy i merdający wesoło ogon dorobić. Poza tym nie
będę cie przepraszał za wodę, skoro mnie do niej wrzuciłeś, a teraz
jeszcze opryskałeś całego mokrymi kudłami.
- Jak ja
jestem szczeniakiem, to ty jesteś wilkiem, Aominecchi~! - Wyszczerzył
się. - Ale takim groźnym~! - Ułożył dłonie w imitacje łap z pazurami i
wyszczerzył się jeszcze szerzej, warcząc, po czym zwyczajnie wybuchnął
śmiechem. - No dobra, dobra~... Ale nie jestem szczeniakiem! - zastrzegł
i odwrócił się. Mina mu zrzedła. - Gdzie wyjście...? - mruknął,
rozglądając się. Nie widział wyjścia z lasu zza drzew...
- Jak ja będę wilkiem to ty będziesz moją owcą. -
Uśmiechnął się. - W tamtą. Chodź. - Wskazał na kępkę krzaków, idąc w jej
kierunku.
- Nazywasz mnie owcą i prowadzisz w krzaki, ja
nigdzie nie idę, Aominecchi! - krzyknął z autentycznym strachem. No bo w
końcu jak to~??? Wykorzysta go i zostawi? Tak to on nie chciał!
Daiki zaliczył spektakularną randkę z dłonią na czole. Nie dowierzał, że Kise może być aż tak głupi.
- Serio? Ty tak na poważnie, tak?
-
No a jak~? - Blondyn zrobił minę a'la foch i założył ręce na piersi, do
tego tupiąc stopą o ściółkę. - Kto wie, jakie kosmate myśli chodzą ci
po głowie w związku z moim niewinnym ciałkiem~! - prychnął, tym razem
już bardziej żartując. W końcu Aominecchi tak o nim nie myślał~...
Przecież o tym wiedział. Dalej udając focha poszedł przed siebie, jednak
z daleka omijając krzaki. - A tak poważnie, uważaj na kleszcze,
Aominecchi. - mruknął, przechodząc obok niego.
- Zgwałcę cie i porzucę. Oczywiście. - Wzruszył ramionami i poszedł za
nim. Taaa... rzuci się na niego, przerucha, spuści i zostawi w lesie.
Nic innego nie mógłby przecież zrobić, chuj z tym, że to jego
przyjaciel, przecież jest sadystą z krwi i kości z penisem zamiast
mózgu, który nie myśli o niczym innym jak o macaniu facetów. - Jebać to.
- Prychnął pod nosem.
- Etto... - Kise odwrócił się z
niepewną miną, a widząc Daiki'ego aż się przestraszył. -
A-Aominecchi...? - Zbliżył się do niego, odruchowo złączając przed sobą
dłonie i zaczynając bawić się swoimi palcami. Teraz czuł się wręcz
skrępowany. - Obraziłeś się...? - Rzucił mu niewinne spojrzenie. - Ja
tylko żartowałem... Wiem, że byś czegoś takiego nie zrobił~... Gniewasz
się? - Nieświadomie wręcz włączył szczenięcy wzrok. Widział przecież, że
Aominecchi się obraził...
- Nie. - Odpowiedział natychmiastowo. Odsunął gałęzie drzew ręką,
przepuszczając blondyna przodem. - Patrz, zaraz jesteśmy na miejscu. -
Wskazał brodą na wysoki, drewniany budynek stojący nieopodal.
-
Ale na pewno się nie obraziłeś...? - spytał ciszej, odwracając się i
patrząc na niego badawczo. Teraz mało go obchodziło, że jest cały mokry i
powinien się przebrać. Ważne, żeby Aominecchi na pewno się na niego nie
gniewał~! Miał sobie za złe, że palnął coś takiego... No przecież nie
chciał go do siebie zrazić, czy coś! Cieszył się, że w ogóle jest jego
przyjacielem, a gdyby stracił nawet to... Nie chciał nawet o tym myśleć.
- Nie. - Powtórzył. Przez resztę drogi szli w ciszy. Gdy
doszli do namiotu odsłonił płachtę, pozwalając blondynowi przejść.
Podszedł do swojego plecaka i rzucił go na prowizoryczne łóżko.
Wyciągnął z niego suche rzeczy, zaraz zaczynając się w nie przebierać.
Ryouta i tak wiedział swoje. Samo to, że się do niego nie odzywał
świadczyło o tym, że musiał się obrazić. Tak więc idąc w całkowitej ciszy
zaczął myśleć nad tym, jak rozweselić swojego przyjaciela.Co mógł dla niego zrobić...? Jakoś nic nie przychodziło mu do głowy... Za to czuł się coraz bardziej winny. Przebrał się automatycznymi ruchami i wyszedł jeszcze przed Aomine. Skierował się gdzieś przed siebie, nawet nie wiedząc, gdzie konkretnie. Chyba wszyscy powinni od niego trochę odpocząć...
Kise wybył, a Daiki został sam. Położył się podminowany
na pryczy, wcześniej zrzucając z niej plecak i rozwieszając na cienkim
sznurku mokre ubrania. Wyjął z kieszonki torby magazyn zwinięty w
rulonik i otworzył go. Najnowszy numer magazynu naukowego, który tym
razem został poświęcony bożkom japońskim. Może znajdzie w nim coś, o
czym wcześniej nie wiedział.
Blondyn doszedł na jakąś łąkę, nie pamiętając nawet, jak tam dotarł.
Przykucnął, a potem usiadł i oplótł nogi ramionami, patrząc niewidzącym
wzrokiem przed siebie.
Całkowicie zawalił.
Ale on chciał tylko pożartować... Aominecchi obraził się, że miałby
lecieć na niego, czy może, że oskarżył go o bycie gwałcicielem...?
Pewnie i jedno i drugie. Ale przecież powiedział mu, że żartuje... No on
nie chciał... Schował twarz w kolanach i zrobił chyba najżałośniejszą ze
swoich min. Nie chciał go obrazić... Nie chciał, żeby Aominecchi się na
niego gniewał... Jak miał go przeprosić? A może najlepiej byłoby, gdyby
nie pokazywał mu się na oczy aż do jutra? No, a przynajmniej do
wieczora, jeśli nie zaśnie do jego powrotu... Może tak byłoby najlepiej?
Tak, nie będzie mu się pokazywał na oczy do wieczora, albo do momentu
aż wymyśli, jak go przeprosić. Tylko trochę źle to obmyślił... Nie miał co robić, samemu na
łące. Dlatego zebrał się z miejsca i zawrócił, idąc do lasu. Poszuka
sobie czegoś ciekawego...
Aomine po jakimś czasie stwierdził, że to co robi jest bezsensu, nawet
mu się nie chciało czytać tego co tam napisali i ciągle odlatywał gdzieś
myślami. W końcu wstał. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić chodził w
kółko, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wkurwiony kopnął z impetem
drewnianą skrzynkę, która stała tam sobie z niewiadomych powodów.
- Tsk. Pierdolony szczeniak. - Warknął pod nosem wychodząc z namiotu. Dlaczego ten bachor musiał być dla niego aż tak ważny?! I po co on go, kurwa, szedł teraz poszukać?! Po co się o niego martwił?! Przecież jest duży i nic sobie nie zrobi! Przynajmniej taką miał nadzieję.
Skierował się do lasu. Przypuszczał, że tam mógł pójść blondyn. Minął się z Midorimą, całkowicie ignorując jego istnienie, jak i rozzłoszczone prychnięcie po przemowie. Nie ważne jak, musiał znaleźć tego osła i upewnić się, że nic mu nie jest, a ci co mu zamierzają przeszkodzić niech zmażą się w ogniach piekielnych
.
- Tsk. Pierdolony szczeniak. - Warknął pod nosem wychodząc z namiotu. Dlaczego ten bachor musiał być dla niego aż tak ważny?! I po co on go, kurwa, szedł teraz poszukać?! Po co się o niego martwił?! Przecież jest duży i nic sobie nie zrobi! Przynajmniej taką miał nadzieję.
Skierował się do lasu. Przypuszczał, że tam mógł pójść blondyn. Minął się z Midorimą, całkowicie ignorując jego istnienie, jak i rozzłoszczone prychnięcie po przemowie. Nie ważne jak, musiał znaleźć tego osła i upewnić się, że nic mu nie jest, a ci co mu zamierzają przeszkodzić niech zmażą się w ogniach piekielnych
.
Kise jakimś cudem udało się
znów trafić do "ich" źródełka. Przysiadł nad nim, co chwila strzepując z
siebie złośliwe komary. Po pierwszej kąpieli jego spray się zmył i
pozostał bezbronny, a nie miał zamiaru wracać po niego. Zamoczył dłoń w
wodzie i zaczął tworzyć nią szlaczki. Wpatrywał się w pojawiające się i
znikające fale. To byłoby nawet odprężające, gdyby tylko plecy i inne
dziwne okolice, tyłek włączając, nie zaczęły go swędzieć. Ale nie
przejmował się tym. Właściwie, to miał to wszystko gdzieś. W końcu
siedzenie tam było najbardziej pasjonującym zajęciem, na jakie było go w
tej chwili stać... No chyba, że próbowałby wrócić i znów by się zgubił.
To było nawet prawdopodobne... Albo inaczej - było spore
prawdopodobieństwo, że właściwie to nie wiedział, jak wrócić, bo szedł
tu jak w transie. A wcześniej idąc tędy zbyt się skupiał na
Aominecchi'm...
Gdy tylko Daiki znalazł się w cieniu zaatakowała go horda upierdliwych wampirów.
- Nosz kurwa! - Zaklął głośno zabijając chyba dwudziestego, który nieznośnie brzęczał obok jego lewego ucha. Po kilku minutach był cały pogryziony, a wszystko go potwornie swędziało. Po rozładowaniu wkurwienia na losowych kamieniach, które napatoczyły mu się pod nogi, dotarł w końcu do źródełka.
- Oi. Nie spieprza się samemu z obozowiska. Jeszcze raz, a Akashi cie wykastruje łyżeczką do herbaty. - Powiedział do pleców siedzących nad strumykiem.
- Nosz kurwa! - Zaklął głośno zabijając chyba dwudziestego, który nieznośnie brzęczał obok jego lewego ucha. Po kilku minutach był cały pogryziony, a wszystko go potwornie swędziało. Po rozładowaniu wkurwienia na losowych kamieniach, które napatoczyły mu się pod nogi, dotarł w końcu do źródełka.
- Oi. Nie spieprza się samemu z obozowiska. Jeszcze raz, a Akashi cie wykastruje łyżeczką do herbaty. - Powiedział do pleców siedzących nad strumykiem.
Kise wzdrygnął się, słysząc głos Aomine.
- Nie obchodzi mnie to, Aominecchi. A ty nie powinieneś też siedzieć w obozowisku razem z nimi? - Spróbował zignorować natrętnego komara, ale ten w końcu usiadł mu na policzku, więc rozplaskał go na swojej skórze. Wyglądało na to, że ten już się raz opił, bo zarówno na ręce jak i policzku Ryouty została smuga krwi. - Poza tym Akashicchi teraz jest zajęty czymś innym i na pewno o mnie nawet nie myśli. - dodał, burcząc pod nosem.
- Nie obchodzi mnie to, Aominecchi. A ty nie powinieneś też siedzieć w obozowisku razem z nimi? - Spróbował zignorować natrętnego komara, ale ten w końcu usiadł mu na policzku, więc rozplaskał go na swojej skórze. Wyglądało na to, że ten już się raz opił, bo zarówno na ręce jak i policzku Ryouty została smuga krwi. - Poza tym Akashicchi teraz jest zajęty czymś innym i na pewno o mnie nawet nie myśli. - dodał, burcząc pod nosem.
- Szukałem Cie. - Mruknął zlewając wcześniejszy monolog. - Ani mi się
waż więcej uciekać. Znowu coś sobie zrobisz i tyle będzie. Martwiłem
się, idioto. - Nie miał pojęcia dlaczego naszła go ochota, żeby go
przytulić. Sprawdzić czy nic sobie nie zrobił, upewnić się i więcej nie
zostawić. Nigdy, po prostu. Od Kise emanowała niezrozumiana delikatność i
dziecinność przez co chciał go chronić i nie pozwolić niczemu go
skrzywdzić. Chyba się starzeje. Jego myśli zaczynają się robić
pedalskie, to czas na emeryturkę.
- Ja wcale nie
uciekałem! - naburmuszył się, podsuwając kolana pod brodę i oplatając je
ramionami. Ułożył na nich brodę, przez co jego głos stał się
zniekształcony. - Aominecchi, nie musisz się o mnie martwić. - mruknął.
Nie odwracał się, bo w jego oczach zebrały się niechciane łzy. - Wiem,
że jestem twoim przyjacielem, ale to nie zobowiązuje cię do takiej
troski o mnie. - Pociągnął cicho nosem. - Tak bardzo troszczyć się
możesz o swoją dziewczynę, jak już się w jakieś zakochasz. Ale ja zawsze
byłem twoim przyjacielem, prawda? Dlatego nie musisz się martwić za
każdym razem, kiedy nie ma mnie obok. - Jego głos lekko się załamał pod
koniec, więc więcej nie powiedział. Nie dał rady przeprosić go za to, co
powiedział wcześniej... Za te żarty o krzakach i o posądzenie o to, że
by się na niego rzucił. Aominecchi nie rzuciłby się na niego... Nawet
tyle. Nie mówiąc o byciu z nim. Daiki chyba nawet nie zdawał sobie
sprawy, że takie słowa jak "martwiłem się" dają mu nadzieję... Przez
którą potem tylko bardziej cierpiał. Pierwsze łzy spłynęły mu po
policzkach, więc zamknął oczy, starając się nie wypuścić ich więcej.
-
Będę się martwił o kogo chcę. Poza tym... - Podszedł do niego powoli,
niepewny tego co chce właściwie zrobić. Usiadł obok i chwilę walczył sam
ze sobą, po czym objął go ramieniem. - Poza tym masz nie beczeć. -
Mruknął w końcu, czochrając go dłonią po blond czuprynie. - A co do
mojej dziewczyny to... Wątpię żebym jakąś znalazł. Nie dość, że to
głośne, marudliwe i zjada forsę to w dodatku jeszcze głupie i nie
widzące świata poza szpachlą na mordzie i ploteczkami. Wkurwia mnie coś
takiego. - Wzruszył ramionami. - Jak już to będę wiódł prym samca alfa,
którego żaden babsztyl nie usidli.
Kise zagryzł
wargę, starając się dzielnie wytrzymać. W końcu jednak popatrzył na
Daiki'ego i wybuchnął cichym płaczem, wtulając się w niego. Objął go w
pasie, łzami mocząc mu koszulkę. Nie wygadał się... Oczywiście, że mu
się nie wygadał... Nie chciał go stracić nawet jako przyjaciela... To,
że w tej sytuacji Aominecchi nie chciał dziewczyny z tapetą na twarzy,
nie znaczyło, że kiedyś nie znajdzie jakiejś miłej, naturalnie pięknej i
nie ułoży sobie z nią życia... To, że nie chciał plastika nie znaczyło,
że chciał chłopaka... Prawda?
Gwałtownie złapał powietrze. Pachniało Daiki'm, co odrobinę go uspokajało... Jego przyjaciel był ciepły, miękki i... był po prostu nim. Takim, jakim go kochał. Nawet, jeśli miał go na chwilę, chyba powinien cieszyć się tym, co ma...
- P-przepraszam... - mruknął niewyraźnie w jego klatkę piersiową.
Gwałtownie złapał powietrze. Pachniało Daiki'm, co odrobinę go uspokajało... Jego przyjaciel był ciepły, miękki i... był po prostu nim. Takim, jakim go kochał. Nawet, jeśli miał go na chwilę, chyba powinien cieszyć się tym, co ma...
- P-przepraszam... - mruknął niewyraźnie w jego klatkę piersiową.
- Co jest? Znowu powiedziałem coś nie tak? - Zapytał zdezorientowany. -
Rany... Nie chciałem. - Podrapał się zakłopotany po karku. - No już,
już. Nie płaczemy. - Poklepał go niepewnie po plecach, próbując
uspokoić.
- N-nie, wszystko w porządku... - Otarł łzy i
trzepnął komara, który przyssał się do jego szyi. Spróbował się
dzielnie uśmiechnąć, choć przez to kąciki jego ust wyginały się tylko
bardziej ku dołowi. Pomyślał przez chwilę o tym, że to ukąszenie dla
reszty drużyny pewnie z daleka będzie wyglądało jak malinka i parsknął
nieco histerycznym śmiechem. - Aominecchi... Nie jesteś na mnie zły? -
Odsunął się nieco, choć najbardziej na świecie chciał teraz znów się do
niego przytulić.
- Jakie "w porządku"? Jakie znowu "w porządku"? Nic nie jest w porządku
skoro zachowujesz się jak jakaś fontanna! - Nienawidził jak ktoś go
okłamywał. Nawet jeśli jest to kłamstwo w dobrej wierze.
- No bo... Smutno mi, Aominecchi. - mruknął, wpatrując się w ziemię.
Nie mógł mu powiedzieć, nie mógł, wtedy na pewno go straci, odsunie się od niego, nie będą mogli się nawet wygłupiać, bo Daiki wszędzie będzie dopatrywał się podtekstów związanych z jego orientacją, tak było zawsze... Jego jednego nie chciał stracić, chciał, żeby został jego przyjacielem, nawet jeśli to było najwięcej, ile mógł od niego otrzymać... - Smutno mi, bo cię obraziłem. Ale ja nie chciałem Aominecchi, a ty się zezłościłeś... - westchnął, unikając jego wzroku.
Nie mógł mu powiedzieć, nie mógł, wtedy na pewno go straci, odsunie się od niego, nie będą mogli się nawet wygłupiać, bo Daiki wszędzie będzie dopatrywał się podtekstów związanych z jego orientacją, tak było zawsze... Jego jednego nie chciał stracić, chciał, żeby został jego przyjacielem, nawet jeśli to było najwięcej, ile mógł od niego otrzymać... - Smutno mi, bo cię obraziłem. Ale ja nie chciałem Aominecchi, a ty się zezłościłeś... - westchnął, unikając jego wzroku.
- Sory, że się uniosłem. - Mruknął zakłopotany. Miał ochotę zaliczyć
kolejne spotkanie z dłonią na czole. Dlaczego nie zajarzył, że to był
żart? Co prawda reakcja Kise wyglądała na zupełnie autentyczną, ale i
tak mógł się domyśleć. Przecież nigdy nie palnąłby czegoś takiego na
prawdę... chyba.
- Nie szkodzi. To była moja wina. -
Uśmiechnął się, choć raczej nie był to wesoły uśmiech. Wstał, otrzepując
się z ziemi i komarów. Cały był pogryziony... - Aominecchi, idźmy stąd.
Zaraz będziesz cały pogryziony, tak jak ja. - zauważył i skierował się w
stronę tamtych krzaków. Tyle pamiętał, a co dalej...?
Daiki nie skomentował tego. Kiwnął głową na znak zgody i podniósł tyłek z
ziemi. Zrównał kroku z blondynem i razem po raz kolejny skierowali się
do obozowiska.
No i jestem przy kolejny rozdziale.. Na starcie zacznijmy od tego, że gdzieś na pewno była niepotrzebna spacja i w jakimś słowie było "z" zamiast "s", ale gdzie konkretnie to nie powiem, bo nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńA teraz przejdźmy do tej milszej części komentarza.. Ogólnie i wszem i wobec mówię, że to opowiadanie, rp czy jak wy to tam nazywacie, naprawdę mi się spodobało.. I serio nie wiem czy powinnam to tutaj komentować :// No, ale ok..
Pozdrawiam