sobota, 4 października 2014

Rp - Jezioro - rozdział 3

 Pisane z Heroine


Blondyn uspokoił się znacznie po drodze. Nawet zdołał się uśmiechnąć i odwrócić do Daiki'ego.
- Aominecchi, miałem postawić ci stek, pamiętasz? Masz na niego teraz ochotę~? - Podrapał się po szyi, a następnie po rękach. Co za głupota, żeby dać się tak pogryźć... Mógł chociaż nie wchodzić do lasu...
- Nie zbyt. Poza tym przydałoby się poszukać Akashiego. Jest już dość późno, a wszyscy powinni się stawić po jakimś czasie na zbiórkę koło stołówki. - Odpowiedział. Nie miał pojęcia co ta ruda gnida może kombinować, ale jedno wiedział na pewno: nie będzie to nic fajnego. Tortury wydawały się bardzo prawdopodobną opcją...
- Umm... Dobra. - Kise odwrócił się w stronę budynku i szedł w ciszy.
Ciekawe, co mógł wymyślić Akashi... Mieli mieć wolne, więc czemu nagle zmienił plany...?
- Tak w ogóle to Midorima gadał coś o planie. - Przypomniał sobie. - Nie znam szczegółów, nie słuchałem. Jak myślisz co to może być?
- Plan? - Zastanowił się. Do tego, że Daiki nie słuchał o planach był już przyzwyczajony. - Skoro Midorimacchi wie, to nie może być nic złego~! - oznajmił w końcu, uśmiechając się lekko. - Może jakiś bieg na orientację, czy coś takiego? Akashicchi mógł wymyślić cokolwiek. - Stanął przed drzwiami. - A tak w ogóle to muszę kupić Murasakicchi'emu pałki za ten kajak. - Przypomniał sobie. - To po tym całym zebraniu...
Daiki otworzył mu drzwi i puścił przodem. Reszta drużyny siedziała już na drewnianych ławkach.
- No, no, no, któż to nas w końcu zaszczycił. - Zacmokał Seijuurou.
- A mówiłem, debilu, żebyś mnie słuchał. - Midorima poprawił z irytacją swoje czarne okularki.
Usiedli obok nich, czekając aż któryś w końcu powie o co właściwie chodzi.
- Więc... Akashicchi, Midorimacchi, o co jest~?- Kise usiadł sobie obok drużyny i popatrzył po wszystkich. Miał nadzieję, że ktoś mu wyjaśni... - Po co się tu zebraliśmy?
- Żeby zorganizować sobie czas wolny. Jutro zaczynami trening. Powinniśmy dbać o wspólne relacje póki mamy czas, Ryouta.
- Aka-chin, chce grać w wyzwania...
Daiki spojrzał po wszystkich. Nikt nie wyraził sprzeciwu.
- Dobra... wchodzę w to.
- Czyli gramy wszyscy. - Kapitan uśmiechnął się asymetrycznie, wyciągając pustą, plastikową butelkę po wodzie. - Zaczynasz, Tetsuya.
- Wyzwania... - mruknął Kise, patrząc, jak Kurokocchi kręci. Oby nie wypadło na niego... Nie chciał się sprzeciwiać Akashi'emu, ale też nie chciał grać...
- Akashi-kun. - odezwał się błękitnowłosy. Po krótki namyśle poprosił go tylko o podanie czegoś do picia. Kapitan prychnął, ale wykonał polecenie. Teraz to czerwonowłosy kręcił... Wypadło na Aominecchi'ego.
- Daiki. - To zabrzmiało jak rozkaz. Różnokolorowe tęczówki skupiły się na granatowowłosym. Zapanowała całkowita cisza. Seijuurou uśmiechnął się lekko, a Kise doznał jednego, wielkiego, złego przeczucia. - Weź Ryoutę na kolana i obejmij w pasie. Musicie wyglądać uroczo jako para. - Jego uśmiech się poszerzył.
     Kise aż opadła szczęka. Co. Niby. Aominecchi. Miał. Zrobić?! Zakrztusił się własnymi słowami i nie zdołał wydobyć z siebie sprzeciwu.
     Daiki spojrzał na wszystkich jak na debili. Kuroko uśmiechnął się delikatnie widząc jego reakcję. Że ich teraz niby parują? Że niby są otp drużyny, tak? Z rezygnacją wypuścił powietrze. Nie było innego wyboru, jak przystać na warunki. Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że nawet mu to nie przeszkadza. Poklepał zachęcająco kolana.
- Eeee... i do kiedy ma tu siedzieć?
- Do końca gry. Jak butelka na was wskaże, wybierzemy sobie, do kogo to będzie wyzwanie. Prawdopodobnie wszyscy mają podobne wyzwania na myśli, więc to raczej nie kłopot. - oznajmił kapitan.
Shintarou poprawił okulary.
- Powiedziałbym, że się w to nie bawię, jednak wydaje mi się to nawet śmieszne. - skomentował.
     Aominecchi, ty głupku! Ty... Ty głupku noo! - jęczał w myślach jak prawdziwy męczennik, przesuwając się i sztywno siadając mu na kolanach.
- Teraz ty kręcisz, Aominecchi. - mruknął nadąsanym głosem. Nie chciał się w to bawić... Nawet, jeśli to mogło być pretekstem... Potem będzie go to tylko boleć...
- Dobra. - Butelka chwilę obracała się w kółko po czym wskazała Midorimę. - A ty glonojadzie... powiedź nam co takiego robiłeś, gdy dziwnym trafem nie mogłeś przyjść na trening, akurat w dzień twoich urodzin. Nie było ani ciebie, ani Kuroko. - Wyszczerzył się do niego zwycięsko.
- Przypadek. - Shintarou szybkim ruchem poprawił okulary, choć wcale mu nie spadły. - Miałem wizytę u lekarza. Moje urodziny to nic szczególnego, głupku. - Uśmiechnął się z lekką satysfakcją i zakręcił butelką. - Kuroko. Co ty robiłeś w moje urodziny?
- Wyjechałem do chorej babci. - mruknął błękitnowłosy i chwycił za butelkę. - Kise-kun. - Popatrzył na niego i być może Ryoucie się wydawało, ale wyglądał na rozbawionego. - Spróbuj przejechać nosem po szyi Aomine-kun'a, co?
- C-co? Kurokocchi, te wasze wyzwania są dziwne. - fochnął się.
- Ryouta, nie wypieraj się, tylko wypełnij swoje zadanie.
     Blondyn usiadł bokiem do Aomine i z ogromną uwagą zbliżył twarz do jego szyi. Pewnie łaskotał go swoim oddechem, ale co mógł poradzić...? Przejechał delikatnie czubkiem nosa po jego szyi i ledwie się powstrzymał, by nie dotknąć jej ustami.
- Teraz ja wam się odpłacę... - wyburczał, odsuwając się powoli.
Aomine nie obchodziło czy to co mówi Midorima było prawdą. Bardziej skupił się na tym dlaczego jego przyjaciele chcą go spedalić. Im intensywniej się zastanawiał tym do dziwniejszych wniosków dochodził, więc w końcu z tego zrezygnował.
- Dlaczego to JA ciągle jestem molestowany? Z jakiej, kurwa, pierdolonej racji, ja się pytam.
- Ja TEŻ, Aominecchi, ja też. - burknął Kise, patrząc na niego z jawnym foch'em. Zaraz jednak się odwrócił i zakręcił butelką. Miał nadzieję, że trafi tak, jak myślał... No, nie do końca trafiło, ale zawsze. - Kurokocchi~! - Uśmiechnął się nieco mściwie. - Skoro można grać na każde wyzwanie, cmoknij Midorimacchi'ego w policzek~!
- Czekaj, co?! Kise, tego jeszcze nie było, całowanie odpada... - zaczął nawijać Shintarou.
- Właśnie, że jest, Midorima-kun. Od nich też możesz tego żądać. Nie zawężaj proszę, zasięgu życzeń. - Błękitnowłosy zbliżył się do niego, na co zielonowłosy wstał.
- Niestety, nie będę robił takich rzeczy. Odpadam. - stwierdził i wyszedł. Chyba nikomu nie umknęło kolejne nerwowe poprawienie okularów i lekki rumieniec. Kto wie, czy nie z oburzenia~...
- No cóż, Kurokocchi~... To chyba znaczy, że muszę ci zmienić zadanie. - Kise wzruszył ramionami. - Niestety wychodzi też na to, że za odmowę wypada się z gry. Dobrowolnie odmawiam. - Wstał z kolan Aominecchi'ego. Nie będzie mu się narzucał, jeśli przestanie w to grać... Nie chciał mu się narzucać. Widział, że Daiki'emu to przeszkadza.
- Zaraz zaraz... - Chłodny głos Akashi'ego sprowadził go na ziemię. - Mieliśmy się integrować tą grą, więc siadaj.
Nie... Tylko nie to... To przecież pogwałcenie praw człowieka jest!
- Siedź. Wygramy to. - Daiki uśmiechnął się diabolicznie. Blondyn w końcu usiadł na swoje miejsce i zakręcił ponownie butelką. Aomine był ciekawy na kogo tym razem przypadną dziwne wyzwania.
- Akashicchi. - westchnął. No tak... Żyć albo nie żyć? Oto jest pytanie... - Przytul się na chwilę do Murasakicchi'ego. - zadecydował. Jak czerwonowłosy go nie zadźga to już i tak będzie jakiś sukces...
- Na nic kreatywniejszego cie nie stać. - Wstał i ruszył w kierunku Murasakibary, który dotychczas nawet nie był zainteresowany grą. Jak gdyby nigdy nic podszedł do niego, i przytulił od tyłu. Ze zwycięską miną wrócił na swoje miejsce. - To było banalne. Kręcę. - Buteleczka zagrzechotała cicho i... - Daiki. - Mina rudzielca nie wróżyła nic dobrego.
- Nie było banalne... - Blondyn całkiem się speszył. - Było dobre...
- Daiki, masz pocałować Ryoutę. - Czerwonowłosy całkiem olał Kise, patrząc na Aominecchi'ego z sadystycznym błyskiem w oku. - Przegrani będą mieli jutro przechlapane na treningu, delikatnie mówiąc. - napomknął jeszcze.
- Aominecchi... Nie musisz tego robić... - stwierdził Kise, patrząc na podłogę nieco nieobecnym wzrokiem.
Nie chciał tego, nie chciał wymuszonego pocałunku z nim, nie chciał, nie...
Przerwał. Daiki pewnym ruchem uniósł jego podbródek i zaborczo pocałował. Po krótkiej chwili pogłębił pseudo pieszczotę. Gdy w końcu się od niego oderwał spojrzał gdzieś w bok. Językiem szybko przerwał łączącą ich stróżkę srebrzystej śliny.
- Jedynym, który może mnie ograć jestem ja sam. Wygrałem, teraz ja kręcę. 
Kise bardzo uważał, żeby nie odwzajemnić pocałunku. Nawet, jeśli to była jego jedyna szansa... Nie chciał się wczuć...
     Gdy się od siebie oderwali, zagryzł wargę i powoli przełknął ślinę, odwracając wzrok tak, by Aominecchi go nie widział. Nie tylko się zaczerwienił, ale też oczy go zapiekły... Bardzo się starał, by teraz się nie rozpłakać. Nie przy niemal wszystkich... Ukrył się za maską beztroskiego modela, bo to wszystko, co mógł w tej chwili zrobić. Uśmiechnął się lekko, uspokajając na ile się dało pracę serca i popatrzył, jak Daiki kręci butelką.
- Muro. Ty... - Zamyślił się. - Rozbierz się do samych bokserek i siedź tak do końca gry.
- Aka-chiin... Muszę się w to bawiić~? - mruknął niezadowolony fioletowowłosy. Niestety Akashi potwierdził jego słowa, więc westchnął i spełnił życzenie Daiki'ego. - W ogóle, Kise-chin, wisisz mi pałki za sprowadzenie tego kajaka. - dodał, siadając z powrotem i wyjmując batonik z kieszeni.
- Atsushi, kręcisz.
- A, tak. - Zakręcił butelką. Padło na Kuroko. - Kuro-chin. - Murasakibara popatrzył po nich nieprzytomnie i uśmiechnął się lekko, nie wiadomo, czy do batonika, czy do nich. - Cmoknij Kise-chin'a w policzek.
- No ja rozumiem, że to jakieś kółko towarzyskie gejów, tak? To jest ta twoja "integracja"? Najlepiej wszyscy od razu chodźmy się ruchać, jak te pierdolone króliki w krzakach. - Warknął Daiki. Dlaczego go to zirytowało? Przecież to tylko kolejne z głupich wyzwań, na które w ogóle nie powinien zwracać uwagi. Założyłby zirytowany ręce na piersi gdyby siedemdziesiąt kilko czystego transseksualizmu nie siedziało mu na kolanach.
- Mine-chin, nie narzekaj...
- Wybacz, Akashi-kun ,ale w takim bądź razie odmawiam. Chociaż ciekawie byłoby popatrzeć na Aomine-kun'a i Kise-kun'a przy następnym wyzwaniu. czas na mnie. - Wstał, pomachał im i poszedł.
Ryoucie jakiś ciężar spadł z serca.
- Aominecchi, wcześniej ci to nie przeszkadzało. - rzucił cicho, patrząc na butelkę. Kto teraz...? Murasakibara, prawda?
- Przeszkadzało, ale wiem jedno. Ta podła gnida coś planuje, a ja nie mam zamiaru brać w tym dłużej udziału. Wrócę na ognisko. - Ściągnął przyjaciela z kolan i usadowił na ławce obok. Wstał i wymaszerował, ledwo powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami.  
     Blodnyn popatrzył gdzieś na podłogę, a potem rzucił przepraszający uśmiech kapitanowi.
- Gomenne, Akashicchi, też już pójdę. - Wstał i praktycznie wypadł stamtąd biegiem. Rozejrzał się dookoła. Aominecchi'ego już nie widział... Dlatego powoli wrócił do namiotu.
     Przecież to nie jego wina, że kazali mu zostać i grać dalej, nawet jeśli nie chciał... No, on nie chciał, no...! Aominecchi'emu przeszkadzało, że się całowali... Jakoś bolała go ta świadomość...
To mógł go nie całować!!!
- Głupek! - wybuchnął i kopnął leżący niedaleko kamyk. Naprawdę... Wcale nie pomyślał o tym, jak ON się czuje z tym...
     Aomine szybkim krokiem dotarł do namiotu. Nie mogąc znaleźć sobie w nim miejsca chodził w kółko, robiąc już chyba setne okrążenie. Czym się zdenerwował? Przecież to tylko jakaś głupia gra, która miała za zadanie sprowokować, a on jak ostatni debil postąpił tak jak sobie życzyli. I z jakiej to, kurwa, okazji podobał mu się pocałunek?! Kise jest facetem. Facetem, psia krew! Nie ma piersi, nie ma niczego! A, że niby teraz jest o niego zazdrosny? O nie, nie, nie. Jest stu procentowym hetero, woli jędrne cycki i pośladki. Nie ma nawet opcji, żeby jakiś wymuskany model go spedalił. Wymuskany model, który na domiar złego jest jego najlepszym przyjacielem, ale wygląda lepiej niż nie jedna dziewczyna.
Położył się na brzuchu, na łóżko, wtulając twarz w poduszkę.
- Za jakie, kurwa, grzechy? Przecież byłem grzeczny... Boże widzisz i nie grzmisz.
     Blondyn rozejrzał się dookoła. Nawet nie zorientował się, że płacze, idąc do namiotu. Dopiero przed wejściem dotknął swojej twarzy i otarł policzki z łez. Teraz to nie powinno wyglądać tak źle...
Wszedł do środka, drapiąc jedno z ukąszeń komarów. Nie odezwał się ani słowem, za to zbliżył się do swojej walizki i wyjął stamtąd zapasowe cukierki. Tego było za mało... Mimo to wrzucił ze trzy do buzi i zerknął kątem oka na łóżko Daiki'ego. Chyba powinien sobie iść... Tym razem nie zauważy jego zniknięcia, tak jak chyba nie zauważył przyjścia.
     Aomine przekręcił się w odpowiedzi na bok. Nie miał choćby najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a już zwłaszcza z Kise. Podrapał się po karku i wlepił wzrok w ścianę namiotu. Co z nim jest nie tak? Przecież nie powinien tak sobie zaprzątać myśli jakimś facetem! Te sukinkoty jeszcze mu za to zapłacą.
     Już podszedł do wyjścia, ale w końcu odwrócił się i popatrzył na swojego przyjaciela. Aż tak nie przypadł mu do gustu ten pocałunek...? Blondyn czuł, jak coś boleśnie kłuje go w klatce piersiowej, ale zmusił się do uśmiechu.
- Aominecchi~... Nie przejmuj się tak, to przecież była tylko gra w butelkę, prawda? - rzucił jakby nigdy nic i wyszedł szybko, próbując przełknąć kulę, która stanęła mu w gardle. Bolało... Tak bardzo, że gdy tylko znalazł się parę metrów od namiotu, zaczął płakać, a jeszcze parę dalej, płacz przemienił się w cichy szloch. Musiał jakoś wyrzucić z siebie emocje... Ale potem przynajmniej miało być lepiej, prawda? Grunt, żeby go teraz nikt nie widział, dlatego ukrył się w lesie, gdzie nikogo nie było.
     Daiki przewracał się z boku na bok. Nie dość, że prycza była strasznie niewygodna to myśli cały czas nie dawały mu spokoju.
- Pierdolcie się. - Mruknął sam do siebie, z myślą o swoich przyjaciołach.
- Aomine-kun, jesteś niegrzeczny.
Jak z pod ziemi wyrósł Tetsu. Jak na komendę poderwał się z łóżka, omal z niego nie spadając. Usiadł na jego skraju, biorąc głęboki oddech i powoli wypuszczając z płuc powietrze, próbując uspokoić rozszalałe serce.
- Ty... - Nie do końca wiedział co chciał powiedzieć. Machnął więc ręką i ułożył się z powrotem w miarę wygodnej pozycji.
- Nie ja, ale ty, Aomine-kun. - poprawił go spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku. - Myślisz o Kise-kun'ie, prawda? Nie powinieneś z nim pogadać?
- Nie. - Odpowiedział od razu. - I wcale o nim nie myślę, skąd ci to, kurwa, przyszło do głowy? - Zmarszczył cienkie brwi. Przecież on nie zaprzątałby sobie czymś takim głowy, za kogo ten krasnal go uważa?!
- Za szybko zaprzeczyłeś, Aomine-kun. - zwrócił mu uwagę swoim bezbarwnym głosem. - Dlatego jestem pewien, że o nim myślisz. Poza tym pomyśl, co on czuje w tej chwili. Jak sądzisz? - Przekrzywił lekko głowę. Sam był ciekaw, co Daiki myśli o uczuciach Kise-kun'a.
- Tsk. Nie obchodzi mnie to, jest dużym chłopcem, na pewno sobie poradzi. - Przecież nie ma obowiązku pilnować go dwadzieścia cztery godziny na dobę. Co prawda, był ciekaw co teraz robi. Znając jego wrażliwość siedzi i rozmyśla, ewentualnie beczy po kątach. W końcu on na wszystko reagował płaczem.
- Jesteś nieczuły. - skwitował Tetsu, odwracając się. - Pomyśl lepiej, jak on się czuje po tym pocałunku. Przecież mogłeś odmówić, a to zrobiłeś. Może dla niego to było coś osobistego? Przemyśl to. Najlepiej zanim cała twarz spuchnie mu od płaczu. - oznajmił bez emocji i wyszedł, kierując się do swojego namiotu. Współczuł Kise, poniekąd, dlatego postanowił nieco naprowadzić Daiki'ego. Reszta to już nie była jego sprawa.
     Aomine doszedł do wniosku - nigdy nie wdawać się w tego typu rozmowy z Tetsu. Nigdy. Dostał przez to wszystko cholernych wyrzutów sumienia, no i na co mu to było? Miał swoje rozterki na głowie, innych ludzi nie były mu do szczęścia potrzebne. Tylko... że to był Kise, a Kise z natury przeżywał wszystko dużo bardziej niż normalny człowiek.
Przewrócił oczami, nie dowierzając temu co po raz setny zamierza zrobić. Wstał i wyszedł z namiotu. Tylko... gdzie on ma go do cholery szukać?
     Blondyn za ten czas zdążył się wypłakać i otrzeć łzy. Naprawdę nie cierpiał takiego sposobu wyrażania emocji...
Teraz szukał jakiejś łazienki, żeby umyć twarz. Szedł między namiotami, rozglądając się niepewnie. Nie chciał nikogo spotkać, wyglądając tak, jak teraz. Musiał tę łazienkę jakoś znaleźć sam...
- Oi. - Usłyszał za plecami. Aomine podszedł do niego nie pewnie i podrapał się po karku. No i... co on miał teraz powiedzieć? Nie przemyślał tego, a w gadaniu "od tak" mistrzem nie był. - To ten... sory, za tamto. Nie chciałem... czy coś.
     Blondyn szybko zakrył twarz dłońmi, żeby nie było widać, że płakał. Teraz i tak czuł się dość źle, słowa Daiki'ego nie mogły zasmucić go bardziej. Mimo wszystko nie chciał o tym gadać...
- Yhm, mówiłem ci, Aominecchi: to tylko gra w butelkę. Wiesz może, gdzie jest łazienka? Coś mnie pokąsało i wyglądam strasznie... - mruknął cicho. Gardło miał odrobinę zachrypnięte, ale to nic - dopóki nie było widać jego buzi i mówił ciszej, nie można było przecież poznać, że płakał, czy coś. Poza tym podjął jedną decyzję: już nigdy więcej nie brać żadnej gry na poważnie. W końcu to zabawa, nie dotyczyła realnego życia. A skoro dla Aomine nie znaczył nic poza przyjacielem... Musiał się z tym pogodzić i koniec. Przestać robić sobie jakiekolwiek nadzieje. Jakkolwiek to było możliwe.
- I tak wiem, że beczałeś. - Mruknął. - Nie wiem, poszukaj. - Poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. To przez niego płacze, a on nienawidzi gdy komuś lecą łzy, pomimo, że jest pieprzonym egoistą. Rany... czemu ta ciota znaczy dla niego tak wiele? Powinien go olać i ogarnąć skąd można dorwać piwo, ale nie, bo lepiej nieudolnie próbować go pocieszyć. Czym on go tak właściwie darzy? No bo chyba nie... o nie. Nie-nie-nie-nie. Przecież nie zakochał się w facecie. No mowy nie ma. - To ten... ładną dziś mamy pogodę, nie?
- Aominecchi? - zerknął na niego zdziwiony, rozchylając palce i patrząc zaczerwienionym od płaczu okiem. - Czemu tak nagle zmieniłeś temat? Ano... I wcale nie płakałem! Niby czemu miałbym? - burknął. W końcu... Daiki nie mógł się dowiedzieć, ile dla niego znaczy. Nie mógł... Bo na sto procent wolał dziewczyny. Kise musiałby zmienić płeć i zrobić sobie conajmniej miseczkę D, żeby mieć jakieś szanse, zapewne... Nie chciał nawet o tym myśleć.
- Bo tak. Kurna, bo chodzi o to, że nie chciałem, żeby tak to wyszło i nie wiedziałem, że będziesz to aż tak przeżywał, więc sorry, więcej nie będę, i ogółem to dzieje się coś dziwnego, co mnie wkurwia i nie ma pieprzonego prawa bytu, więc będę wrednym chujem, bo mam taki kaprys. - Wyrzucił z siebie, drapiąc się po karku. Po co on się mu w ogóle tłumaczył? Chyba to nazywają poczuciem winy, czy czymś w ten deseń.
- Ale... Co, jak wyszło, ja wcale nie jestem zły, zrozpaczony, czy coś i jak, co więcej nie będziesz...? - Kise kompletnie się w tym zagubił. Zatrzymał się na chwilę i wziął głęboki wdech, po czym zerknął na niego tym swoim odsłoniętym okiem. - Aominecchi, co takiego się dzieje, co cię tak wkurza? Tylko mów jasno, dobrze? Nie wyjaśniłeś tego. - odezwał się spokojnie. To pytanie wydawało mu się teraz najważniejsze, bo Daiki najbardziej się przy nim denerwował... I najmniej wyjaśnił.
- No bo... To jest tak, że dziwnie się czuję i nigdy wcześniej tak nie było i zapewne być nie powinno. W klatce mnie kłuje, wyrzuty sumienia mam i ogółem to tak mi się cieplej na sercu robi, i o ja pierdolę, serio się starzeję. - Zakończył na jednym oddechu. Chwila, zaraz, czekaj, co? Co on właśnie powiedział? Jakie "cieplej na sercu"? Przecież się w nim nie zakochał! Jest, kurde, facetem! Zasadzi kiedyś drzewo, spłodzi dzieci, i wybuduje dom! Jego marna imitacja serca nie ma prawa się rozczulać do jakiegoś podrzędnego modela.
- ...Co? - Kise z wrażenia opuścił ręce, odsłaniając wciąż zarumienioną, dość podpuchniętą twarz, oznaczoną śladami niedawnego płaczu. Zwyczajnie o tym zapomniał w przypływie zdumienia. To brzmiało jak... Ale... - Aominecchi i masz tak w stosunku do mnie...? - chciał się upewnić. Słysząc potakujące mruknięcie, zbliżył się do niego o dwa kroki. - Więc... - Nie miał już nic do stracenia, prawda? Serce biło mu szybciej, myśli nie mogły ułożyć się w zgrabną całość. Co mógł stracić...? Jego przyjaźń. Ale może mógł coś zyskać...? Tak, mógł... Być może to coś zmieni...? Chciał tylko sprawdzić... - Przepraszam, ale chcę coś sprawdzić. - stwierdził po prostu i zbliżył się jeszcze trochę, po czym sięgnął, zarzucając mu ręce na szyję i łącząc ich wargi. Tym razem serce naprawdę jakby miało wyskoczyć mu z piersi... Zacisnął mocno powieki, oczekując tylko, aż Aomine go odepchnie. Był niemal pewien, że to zrobi, że to jednak głupota... Pewnie tylko sobie wmawiał, że on... Że mógłby go... Kochać...?
Daiki otworzył szerzej oczy. Puls mu przyspieszył i nie do końca wiedział jak ma na to zareagować. Wycofać się, odepchnąć, objąć, odwzajemnić? I w ogóle to co on do jasnej cholery wyprawia?! Dlaczego jego najlepszy przyjaciel go całuje?! Koniec końców nie zrobił kompletnie nic. Stał jak wryty, bijąc się z myślami. Czemu mu to nie przeszkadzało? Kise nie jest dziewczyną, nie ma dużych piersi, nie wspominając już o tym, że ma co innego między nogami, więc z jakiej racji?! I dlaczego czuje ciepło w tym jebanym podbrzuszu?! Chyba wariuje...
     Blondyn westchnął cicho w jego usta i niepewnie sięgnął po jego dłoń. Skoro go nie odepchnął... Może spróbuje go krok po kroku do siebie przekonać...? Nadal jednak był przygotowany na to, że w którymś momencie Daiki go odtrąci. Życie chyba nie mogło tak po prostu pójść mu na rękę i pozwolić na miłość z wzajemnością, prawda...?
Złapał go za dłoń i położył na swojej talii, przysuwając się bliżej. Tak bardzo marzył o tej chwili... A była być może ostatnią taką w jego życiu... Chciał wykorzystać ją do końca, tak długo, jak tylko mógł, zanim cały czar pryśnie.
     Daiki objął go nieco mocniej i przymknął powieki, jakby coś go pchnęło do tej decyzji. Jedną ręką chwycił go za podbródek i uniósł wyżej.
     Ryouta uśmiechnął się kącikami ust i wplótł palce w jego włosy. Pozwolił sobie lekko skubnąć zębami jego wargę, tak jakby dla czystej przekory. Zapomniał o całym świecie, zatracając się w tej jednej chwili. Aominecchi go kochał i odwzajemnił pocałunek... Coś po prostu eksplodowało w jego głowie, ukazując mu pod powiekami tęczowe fajerwerki. Od dawna tak się nie cieszył... Nie mógł tego opisać słowami. Miał nadzieję, że jeszcze długo się od siebie nie oderwą.
Po dłuższej chwili w Daikim coś pękło. Odsunął się od niego i zmarszczył delikatnie brwi. Przecież Kise jest facetem, a on nie jest żadnym pedałem.  Ta sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca. Blondyn spojrzał na niego pytająco.
- To... - Zaczął.
     Kise zrozumiał w końcu sytuację i zacisnął nerwowo palce w pięść. Magiczna chwila się skończyła. Właśnie prawdopodobnie zniszczył ich przyjaźń. Nie, nie prawdopodobnie... Na pewno.
 Aż poczuł, że coś skręca mu się boleśnie w brzuchu.
- To... Ja... - Nie mógł się wysłowić. Przełknął nerwowo ślinę. Już stracił wszystko, teraz nie straci więcej. - Przepraszam, Aominecchi. Pójdę znaleźć tę łazienkę. - Odwrócił się i postarał w miarę spokojnie odejść. W miarę spokojnie, chociaż... Po paru krokach zaczął stawiać kroki prawie tak szybkie jak bieg, byle tylko być dalej.
     Co on sobie o tym pomyśli...? W ten sposób chyba tylko go do siebie zraził... Chociaż Aominecchi sam go na chwilę objął... Gdy to wspominał, robiło mu się cieplej, ale jednocześnie słabiej. Nie wiedział nawet, czy powinien tego żałować... Za bardzo mu się podobało, a z drugiej strony... Jeśli Daiki więcej się do niego nie odezwie... To chyba nie było tyle warte. Mieli być chociaż przyjaciółmi! A teraz wszystko zaprzepaścił...
     Daiki poczuł się okrutnie. Nieznana dotąd kula ściskała jego gardło, a serce mimowolnie kuło go w pierś. Co on najlepszego wyrabia?! Przyszedł go pocieszyć, a tylko pogorszył sytuację. Zresztą... dlaczego on go całował!? Przecież są przyjaciółmi! On nie powinien tak nagle z tym wyskakiwać, przecież nie jest gejem, żeby obściskiwać się na łonie natury z jakimś facetem o co prawda kobiecej urodzie, ale i tak facetem!
- Zjebałem. - Mruknął do siebie, przejeżdżając dłonią po twarzy.
Po cholerę mu to było? Jakby został w namiocie, w życiu by się ta sytuacja nie wydarzyła. On nie miałby tak ogromnych wyrzutów sumienia, a blondyn w końcu by się ogarnął i wrócił do rzeczywistości.
Mieszanina emocji i dziwnych odczuć natrętnie przelatywała mu przez głowę. Spacer. Tak, to zdecydowanie najlepszy pomysł na rozładowanie tego wszystkiego. Popatrzył jeszcze przez moment w kierunku, gdzie zniknął jego przyjaciel i ruszył w przeciwną stronę.

1 komentarz:

  1. No nie wierzę.. Pierwszy raz w życiu pod jakimkolwiek rozdziałem, jakiegokolwiek opowiadania zaznaczyłam wszystkie reakcje na raz. Pod koniec przeważał już smutek, ale jednak.. Kise ty cioto Nie rycz, bo jak ty ryczysz to ja też ryczę..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń