sobota, 4 października 2014

Rp - Jezioro - rozdział 4

Pisane z Heroine



Kise chodził szybko po obozowisku, już nawet nie dbając o to, czy ktoś go zobaczy. W oszołomieniu przez czysty przypadek trafił do łazienki. Stanął przy kranie i oblał twarz, szyję i kark wodą. Miał wrażenie, że jest mu tak gorąco, że cała twarz mu paruje... Oczy miał niesamowicie suche i było mu dość słabo przez cały ten stres. Wklepał więcej wody w kark i policzki, a w końcu nalał nawet za koszulę sprawiając, że przykleiła mu się do ciała. Dzięki temu w końcu poczuł się lepiej. Obejrzał się w lustrze - wciąż miał leciutkie rumieńce, ale już nic poza tym. Napuchnięte policzki powoli wracały do normy. Wyszedł na świeże powietrze i akurat zerwał się wiatr. Zadrżał z zimna. Nie bardzo wiedział, co teraz mógłby ze sobą zrobić. Podrapał jedno ze swędzących ukąszeń i poszedł przed siebie, na stołówkę. Może tam znajdzie coś ciepłego do picia, przy czym się uspokoi...
     Daiki szedł... sam do końca nie miał pomysłu, gdzie, ale szedł. Mijał budynki, polany i namioty, starając się za wszelką cenę nie myśleć o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Na próżno. Przez głowę przelatywały mu wspomnienia, które mieszały się ze zwycięskim uśmieszkiem Akashiego. Nawet nie miał pojęcia dlaczego był to uśmiech tryumfalny, po prostu był. Doskonale zdawał sobie sprawę, że na tym pseudo obozie coś zostało zaplanowane, a on jak głupi dał się w to wplątać.
Zrobił trzecie okrążenie pobliskimi ścieżkami. Udało mu się nieco odreagować i poskładać myśli. Z westchnieniem ulgi opadł na leżący obok pieniek. Wyjął z kieszeni telefon, który wcześniej zabrał z namiotu i sprawdził godzinę. Osiemnasta. Według ustaleń za półgodziny wszyscy mają się zebrać na ognisku, które ma posłużyć za kolację. Wstał i wsadził ręce do kieszeni, ruszając z powrotem do swojego plecaka. Bo co to za ognisko bez pianek?
     Kise usiadł w kawiarence i zamówił kawę. Najpierw oczekiwał, gapiąc się po prostu w ścianę. Rozpamiętywał ich pocałunek. Dopiero teraz zwątpił w to, czy było warto. Jakby nie mógł wcześniej...! Jakby nie mógł pomyśleć o konsekwencjach... Dał się ponieść i załatwił sobie ostatnie wspomnienie z ich wspólnych chwil.
Gdy dostał kawę, dłuższy czas trzymał ją w dłoni, nim uświadomił sobie, że parzy go w rękę. Z niezadowolonym syknięciem postawił ją na stoliku i zaczął machać dłonią, jednocześnie dmuchając na napój, by szybciej ostygł. Zatrzymał się na chwilę i zagryzł wargę.  Za to wspomnienie ust Aominecchi'ego na pewno będzie nękać go do końca życia... Przesiedział tak trochę czasu, pijąc jedną kawę, a potem drugą. Wysechł nieco... Starał się nie myśleć zbyt wiele, wyciszyć, uspokoić i wrócić do bycia zwykłym, nieco roztrzepanym, wesołym sobą. Jakby nic się nie stało. Może przynajmniej dzięki temu ich relacje wrócą choć trochę do normalności...? Może Aominecchi pozwoli mu pozostać choć jego przyjacielem?
W końcu otrząsnął się z rozmyślań. Zapłacił za dwie kawy i wyszedł, była już 18:15. Za niedługo miała być kolacja. Musiał znaleźć coś ciepłego do ubrania na chłodny wieczór...
 ***
- Aka-chin, mogę już to podpalić?
- Myślę, że Murasakibara-kun nie powinien się bawić zapałkami.
- Przesadzasz, Tetsuya. Możesz, tylko dodaj podpałki.
Pozostali członkowie drużyny zbiegli się na wolnej przestrzeni między namiotami, próbując rozpalić ognisko. Wszystko było już starannie przygotowane. Drewno ułożone w piramidkę zostało obtoczone kamieniami wokół, tworzącymi zgrabne koło. Daiki dotarł tam w samą porę, dzięki czemu mógł oglądać jak Atsushi rzuca podpalone zapałki do okręgu i wszystko staje w kontrolowanych płomieniach. Jedynie wniebowzięte spojrzenie kapitana wywracało mu wnętrzności do góry nogami.
- Wyglądacie jakbyście składali kogoś w ofierze. - Stwierdził.
- Jak nie przestaniesz komentować wszystkiego to sam staniesz się ofiarą.
- Spokojnie, Akashi-kun, lepsza będzie powolna śmierć na średniowiecznym krześle.
- Kuro-chin, nie znałem cie od tej strony~
- Jestem za, ale zróbmy to w dni tragiczne dla panny. Będzie bardziej cierpiał.
- Pojeby.
Usiadł obok nich, a gorąco momentalnie połaskotało go po twarzy. Brakuje już tylko Kise...  

Blondyn jak na złość rozwalił wszystkie ciuchy na łóżku, w końcu zakładając czerwoną, ciepłą bluzkę i granatowy bezrękawnik. Do tego zmienił spodnie na jakieś rurki, żeby nie zahaczyć nogawką o ognisko przez przypadek. Wyglądał całkiem nieźle, było mu ciepło i do szczęścia potrzebował już tylko pełnego brzucha i najlepiej odpoczynku od własnych myśli. Niestety Aominecchi też miał być na ognisku, więc tak łatwo być nie miało... Wyszedł w końcu z namiotu, po uprzednim zabraniu torby ze sprayem
na komary i piankami. Lubił pianki z ogniska...
      Po chwili dotarł na miejsce. Starając się nie rzucać w oczy, usiadł przy ognisku niedaleko Kuroko i nie odzywając się wziął sobie zaostrzony patyk, po czym nabił na niego piankę.
- Kise-kun, coś się stało? - A jednak Kurokocchi musiał się odezwać...
- Hę? A co się miało stać~? - spytał, imitując wesołość. Teraz wszyscy na niego patrzyli...
- My wiemy~ - Zaśpiewał cicho Akashi.
- Co wiecie?
- Nic nie wiemy.
- To po chuj się odzywasz?
- Twoja dusza złożona w ofierze to nadal aktualny pomysł, Daiki.
Aomine prychnął w odpowiedzi. Coś było nie tak, on się jeszcze dowie co to. Jego instynkt nigdy się nie myli, zwłaszcza jeśli chodzi o jakieś głupie spiski i plany. Kątek oka spojrzał na Kise. Wyglądał na zdenerwowanego. Tylko, że to nie jego wina. Chyba... No bo co? Miał za nim lecieć jak na filmach romantycznych, powiedzieć "tak, tak, jestem pedałem, weź we mnie wejdź, proszę!" i iść się z nim ruchać jak te dwa króliki w krzakach? O nie. Nie ma takiej, kurwa, mowy. To co czuje jest tylko chwilowe, zaraz się ogarnie po ostatnich wrażeniach, przeczyta pornosa, zwali sobie w świętym spokoju i wszystko będzie jak dawniej. On to wie, a jak wie to znaczy, że tak będzie.
     Jak to oni wiedzieli? Jak to... Ryouta uśmiechnął się niepewnie do towarzystwa i zdjął białą, nieco zarumienioną piankę, przy okazji znów parząc sobie palce. Próbując ją puścić sprawił tylko, że napęczniała substancja o konsystencji kleju oblepiła mu wszystkie palce prawej dłoni. Przeklinając cicho w myślach zaczął oblizywać i zeskrobywać zębami słodycz z dłoni. Noż przecież to cholerstwo się na niego uwzięło, i teraz do tego zapewne nie będzie mógł niczego dotknąć oparzonymi opuszkami. Pięknie jak cholera... Zmarszczył brwi. Czy naprawdę dzisiejszy dzień musiał być takim podłym pasmem nieszczęść? Czy nawet głupie słodycze musiały się na nim w jakiś sposób wyżyć? A na czym niby on miał wyładować złość, co? Z cichym westchnięciem zaczął oczyszczać kolejny palec, starając się ignorować rozmowy toczące się dookoła. Tym razem weźmie sobie już zwyczajną kiełbaskę...
- ... I wtedy ja na to: odpierdol się. No i się odpierdolił.- Zakończył przemowę Daiki. Midorima poprawił z niedowierzaniem czarne oprawki ześlizgujące mu się z nosa, na co wytknął mu język. Jak nie chce wierzyć w jego opowieść to proszę bardzo, nikt mu, kurwa, nie karze.
- To był bardzo pouczający wywód, Aomine-kun.
- Walcie się. Nie wiecie co to prawdziwe męstwo.
- A ty Kise-kun? Też miałeś kiedyś taką sytuację?
- Ryouta to pacyfista, Atsushi.
- Kto to pacyfista?
- Przeciwieństwo tego neandertalczyka.
- Sam jesteś neandertalczykiem, glonie.
- Murasakiara-kun, mogę popcorn? Dziękuję.
     Ryouta w ciszy skończył czyścić palce i nie zwracając uwagi na resztę pianki na patyku, nabił na nią kiełbaskę. Ułożył ją nad płomieniami, żeby zaczęła się piec. Oczywiście silniejszy co chwila pojawiał się w innym miejscu... Więc aktualnie i on i Murasakibara, a także Midorima próbowali załapać najwygodniejsze miejsce dla swojej kolacji, żeby szybciej się upiekła. W pewnym momencie blondyn uśmiechnął się wesoło i uderzył w kij Murasakibary, odpychając go znad swojego miejsca. Miał nadzieję na wojnę... Już sama wizja bitwy na patyki napawała go radością. Może i był jak dziecko, ale przynajmniej miał radość z życia w postaci takich drobnych zabaw...
    Nie pomylił się, fioletowowłosy też stuknął w jego kij i zaczęła się przepychanka. Ryouta z coraz szerszym uśmiechem siłował się, starając nie zrzucić kiełbaski żadnego z nich. Przynajmniej nie myślał teraz o przykrych rzeczach...
- Kise-kun, nie ładnie jest tak ignorować swoich kolegów.
- Ryouta bardzo przeżywa, dajcie mu.
- Akashi, tak a' propos kiedy mamy trening i gdzie? Pograłbym. - Daiki szybko zmienił temat rozmowy.
- Nic nie przeżywam. - Od razu spojrzał na kapitana, udając fochniętego. Tak naprawdę był raczej smutny, że znów mu o tym przypomniano, ale zignorował swoje odczucia. Musiał być taki, jak na planie zdjęciowym, nie na codzień. - Akashicchi, swoją drogą, czy ty mnie podglądałeś? - dodał, patrząc na niego przenikliwie. Nie patrzył mu w oczy, ale patrzył na niego w ogóle. - Ciągle wiesz, co robię~... Jak jakiś prześladowca. - Przełożył swój patyk nad większy płomień i uśmiechnął się lekko, wbijając w niego wzrok. - Mnie się na razie nie chce ćwiczyć. Co robimy po jedzeniu~? Bo chyba nie pójdziecie spać?
- No tak, przecież męsko się wzruszasz. Nie śledzę cie. Po prostu lubię spacery.
- A może opowieści o duchach? - Zaproponował Kuroko.
- Straszne~
- Ta przerażające, Muro. Ja jestem za. Tak was nastraszę, że nie dożyjecie końca opowieści.
- Zapewne umrzemy ze śmiechu, Daiki.
- Prze, kurwa, komiczne, wiesz?
 Tym razem blondyn uśmiechnął się odrobinę nerwowo.
- Niee, nie o taką rozrywkę mi chodziło...
- Boisz się, Kise-kun?
- Ja?! Nie boję się. - zaoponował szybko. - Ja tylko... Ten... One są nudne.
- Poczekaj na moją, nie będzie nudna, Ryouta. - Uśmiech Akashi'ego sam w sobie wywołał u niego ciarki na plecach.
- Ee...
- Tchórzysz? - Midorina poprawił okulary z lekko zarozumiałym uśmiechem.
- Wcale nie! Zobaczycie, że się nie boję. - prychnął. Mimo wszystko jednak... Oczywiście, że się bał!
- Widać, że się boisz, spoko, ja cie obronię. - Zaśmiał się Aomine.
- Widzisz? Daikiego aż pali do objęcia cie ramieniem w potrzebie.
- Oi. Przeginasz.
- W każdym razie proponuję zjeść zanim mięso się popsuje. - Wtrącił się Kuroko.
- Kurokocchi, mięso nie psuje się tak szybko. - zauważył Kise, ignorując dyskusję na jego temat. Mimo wszystko zabrał przypieczoną kiełbaskę znad ogniska i rozejrzał się. - Kto ma chleb i ketchup?
- Tutaj.
- Dziękuję, Midorimacchi. - Przyżądził sobie coś w rodzaju hot-doga, tyle, że zamiast bułki było owinięte chlebem. Zadowolony z siebie spróbował zacząć jeść i zaraz odsunąć od siebie jedzenie z cichym sykiem. Teraz to nawet język sobie poparzył.
- Wody?
- Dziękuję, Kurokocchi...
- Dobra, kto pierwszy opowiada historię? - Shintarou wrócił do tematu, na nieszczęście Ryouty.
- Myślę, że Murasakibara-kun mógłby zacząć.
- Hee~? A dlaczego ja~?
- Ponieważ nie ja. - Mruknął Midorima.
- Noo... Dobrze. Gotowi~?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Było już stosunkowo ciemno, więc klimat nadawał się do rozpoczęcia 'seansu'.
- Dawno, dawno temu żył pewnie chłopie-
- Nie miałeś opowiadać bajek, a historię o duchach.
- Cicho, Daiki, nie przerywaj.
- A więc~ Żył pewien chłopiec. Legenda głosi, że zjadły go duchy. Straaaaszne i upiorne, bezgłowe duchy. Zjadły też wszystkie cukierki, nie zostawiając ani jednego~ Przerażająąceee~
- To było głębokie jak mały palec w pochwie, a zarazem tak strasznie, że robię pod siebie, serio.
- Świetna opowieść, Atsushi. - Pochwalił go Akashi. - Kto następny?
     Kise zachichotał. Nie było tak źle. Nie było klimatu grozy. Nie bał się~... No, jeszcze nie.
- To może ja? - odezwał się Tetsu, od razu zaczynając swoją historię. - Była sobie pewna dziewczynka. Pewnego dnia postanowiła wybrać się do lasu, sama. - Jego bezbarwny głos roznosił się w ciszy absolutnej. - Zawędrowała głęboko w las, gdzie znalazła małą, przytulną chatkę. Była już zmęczona. Postanowił wejść do środka... - Zrobił efektowną pauzę. - Drzwi skrzypnęły... Otworzyły się... - Jego głos stopniowo cichł i robił się coraz bardziej tajemniczy. Blondynowi ciarki przeszły po plecach. - A wtedy okazało się, że chatka jest pusta... W środku wszędzie był kurz, jednak w jednym pokoju wszystko było ślicznie zamiecione. Na środku pokoju stało łóżko. Dziewczyna podeszła... Odchyliła kołdrę... Ostatnim, co zobaczyła, było martwe, sczerniałe ciało z kuczoczarnymi włosami.
- Uu... - Kise zatrząsł się ze strachu. Nie potrafił go ukryć. Na reszcie nie zrobiło to wielkiego wrażenia, jednak on sam zaczynał czuć, że ręce mu drżą i pot oblepia całe jego ciało. Otoczył kolana ramionami, jego wyobraźnia skutecznie ukazywała mu ten obraz.
- Następnego dnia dziewczynka wróciła do domu. Jednak nie zachowywała się tak, jak zawsze. Nic nie mówiła i nie reagowała na swoje imię. Ponadto jej włosy stały się kruczoczarne, a były blond. Za to w małej chatce w lesie leżały sczerniałe zwłoki... O blond włosach.
- K-Kurokocchi, przepraszam, idę siku. - Kise wstał gwałtownie i nogi niemal się pod nim ugięły.
- Do lasu?
- N-nie! - Usiadł od razu, dygocząc ledwo zauważalnie.
- Ryouta nam pietra. - Akashi uśmiechnął się tryumfalnie.
- Kise, mógłbyś usiąść obok tego cofniętego w rozwoju trolla?
- Spierdalaj.
- Cięta riposta.
- Wcale się nie boję! - niemal pisnął i się naburmuszył. - Zresztą, a co, jak Aominecchi mnie zje? - Wyszczerzył się. Miał zachowywać się jak dawniej, więc postanowił chociaż udać tego wesołego siebie. Trochę utrudniał mu sprawę fakt, że było mu smutno, bał się i prawie szczękał zębami na myśl o kolejnej historii.
- Więc mogę opowiadać kolejną? - spytał spokojnie Tetsu.
- A może teraz coś lekkiego? - zaproponował jednak blondyn.
- Ale ta będzie straszniejsza, Kise-kun.
     No tak, nie miał szans na uspokojenie się, prawda...?
- Masz Daikiego, on cie obroni. - Usta rudzielca wykrzywił kpiący uśmieszek. Aomine powoli zaczynał łączyć wątki zaistniałej sytuacji. Teoria, którą wykminił nie należała do najzabawniejszych, miał nadzieje, że to tylko jego omylna droga upośledzonej dedukcji.
- Tak, zostanę walecznym wojownikiem i będę szedł na bój z kiełbasą nadzianą na ostry badyl, zdecydowanie to jest to o czym zawsze marzyłem.
- Widzisz jak ochoczo do tego podchodzi?
- Aż się palę z radości.
- Najlepiej na ruszcie.
- Twój komizm mnie powala.
- Skończ dyskusję ze mną. Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Daiki. - Zmroził go wzrokiem. Uniósł więc ręce w obronnym geście "co złego to nie on" i zabrał się za kontynuowanie jedzenia.
- Akashicchi, byłbym wdzięczny, gdybyś przestał. - odezwał się spokojnie blondyn.
- Na skraju lasu, tuż przy drodze, stał dom, wyglądający na opuszczony.
- Łaa, Kurokocchi, już zaczynasz??
- Kise-chin, nie przeszkadzaj~...
- W tym domu działy się ponoć straszne rzeczy. Każdy pisk miał ponoć oznaczać razy od straszliwego potwora w środku na osobach, które odważyły się tam wejść. Pewien śmiałek, który po pijanemu pomylił po prostu domy, zupełnie gubiąc drogę, spróbował wejść do niego. Jego klucz nie pasował, więc pchnął drzwi, a te się otworzyły. - Kise zadrżał, ale słuchał dalej. - Wszedł do środka, a one również zamknęły się same, na głucho. Pukał w nie, walił, ale się nie otwierały. Odezwał się straszliwy, cichy, oziębły szept przy jego uchu - blondyn nawet nie zauważył, że Tetsu nachyla się nad jego uchem do szeptu - "Będziesz moją kolejną ofiarą?".
- Aaa! - Ryouta odskoczył od niego, porządnie wystraszony. - KUROKOCCHI!!! - zdenerwował się. Wystraszył go na oczach wszystkich!!!
- Hahaha! - Zaśmiali się wszyscy.
- Brawo, Tetsu! - Daiki przybił z nim piąstkę. Nie dowierzał, że można aż tak łatwo go wystraszyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że blondyn był bojaźliwy, jednak i tak wydawało mu się, że jest nieco bardziej odważny niżeli teraz pokazał. Tylko... dlaczego odbiera to inaczej niż przed paroma godzinami? Dlaczego najchętniej objąłby go teraz ramieniem i śmiał się w najlepsze, czochrając włosy?
- No i nie ma się z czego śmiać! - fuknął. - Czekajcie no, jeszcze się zemszczę... - mruknął niemal niedosłyszalnie, rumieniąc się lekko, co na szczęście w tym świetle nie było widoczne. - Jakby wam tak ktoś nagle zaczął szeptać do ucha też byście się przestraszyli! A teraz... To może ja coś opowiem, co? - Fakt, że nie lubił takich historyjek, ale już sporo ich znał. Szczególnie od swojej siostry... Uwielbiała go nimi straszyć, jak był mniejszy. No i jak sam będzie opowiadał to nikt go nie wystraszy, nie~?
- W porządku, Kise-kun.
- Słuchamy z zapartym tchem.
- Już robię pod siebie, a nawet nie zacząłeś, serio.
- Cicho bądź, Aominecchi, bo zamiast tego opowiem, co robiłeś po treningu w piątek dwa tygodnie temu. - uciął. - A więc~! - Zaczął kroić wystygłą kiełbaskę. - To zaczęło się ledwie parę miesięcy temu. - zaczął tejemniczo. - Do pewnej kobiety zapukała staruszka. Nie było widać jej twarzy, zasłoniętej chustą, jednak dało się poznać jej wiek po głosie. Prosiła o szklankę wody, jednak gdy kobieta poszła po nią, staruszki już nie było. Zdumiona, ale spokojna, bo przecież zamykała drzwi na łańcuch nim poszła po wodę, wróciła do siebie. Następnego dnia wieczorem sytuacja powtórzyła się. I następnego, i następnego dnia. W końcu kobieta postanowiła to wyjaśnić. Zaprosiła staruszkę do środka i dopiero wtedy dała jej pić. Starsza pani przyjęła wodę chrypiąc podziękowania. Jednak ostrzegła kobietę, by nie okazywała strachu, ponieważ jej twarz wygląda okropnie staro. Kobieta, uspokojona tym, że staruszka jest jak najbardziej normalną kobietą, a nie jej przywidzeniem, zaśmiała się tylko, że kiedyś sama będzie stara. Wówczas kobieta ostrzegła ją jeszcze raz i odsłoniła chustę z twarzy. Oczom kobiety ukazała się czaszka z resztkami ubłoconego mięsa. - Kise uśmiechnął się mimowolnie, choć nie był to szczęśliwy uśmiech, raczej zakłopotany. - Kobieta zastygła w wyrazie przerażenia, a straszliwy głos zagrzmiał w całej kuchni "mówiłaś, że się nie przestraszysz". Nazajutrz znaleziono kobietę z twarzą oskalpowaną ze skóry, martwą. - Potrząsnął ketchupek i strzelił w Kuroko, mażąc mu policzek. - Wybacz Kurokocchi. To zemsta za to, że chciałeś mnie przestraszyć. - oznajmił spokojnie. Słyszał tę historię ze dwa razy, w tym raz w środku dnia, więc już się jej nie bał.
Kuroko starł z twarzy maź, po czym wytarł dłonie w chusteczkę.
- Midorima-kun, twoja babcia to bardzo nie miła kobieta. - Uśmiechnął się lekko. Wszyscy parsknęli rozbawieni. Daiki dostał nagłego ataku śmiechu, przez co zleciał z pieńka, na którym siedzieli, brechtając się dalej na trawie.
- T-To było dobre, Tetsu! - Wykrztusił, ocierając łzę z kącika oka.
- Moja babcia to piękna kobieta. Nie wypowiadaj się jeśli nie wiesz. - Shinatarou poprawił swoje okulary, ciskając w nich błyskawicami swoich szmaragdowych tęczówek.
- Oczywiście. - Kuroko kiwnął głową na znak całkowitej zgody.
     Kise sam pękał ze śmiechu. Kuroko co prawda rozwalił atmosferę całej jego opowieści, ale tak było nawet lepiej. Dopiero teraz Ryouta zauważył, jak bardzo brakowało mu bycia sobą i śmiania się z przyjaciółmi. Zdecydowanie poprawił mu się humor.
- To ktoś opowiada następną? Mam jeszcze jedną na zbyciu. - zaproponował. - Ale mogę oddać kolejkę. - Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, że w sumie to nie swoich się bał...
- Ja nie mam natchnienia, ale może Akashi coś będzie chciał opowiedzieć. - Aomine usiadł już normalnie, patrząc na rudzielca.
- Nie, nie. Swoją historię zostawię na koniec, tak będzie... bardziej efektownie. - Uśmiechnął się tajemniczo. - Zacznij.
Daiki był ciekawy co on wykombinował. Minimalne dreszcze przeszły przez jego kręgosłup, kiedy pomyślał, że niedługo dowie się tego na własnej skórze.
     Blondyn z zaciekawieniem czekał na kolejną historię. Może się nie wystraszy? - Z tą myślą wziął sobie kawałek kiełbaski i zaczął jeść. Już dość wystygła, ale nie zauważył tego. Czekał w napięciu, co będzie dalej.
- Zaczynaj, Aominecchi. - mruknął, przeżuwając powoli.
Daiki zamyślił się przez chwilę próbując przypomnieć sobie którąś z historyjek.
- Słyszałem kiedyś o pewnym facecie. - Zaczął. - Wyglądał na normalnego, ale tylko z pozoru. W rzeczywistości to psychopata, morderca, gwałciciel i sadysta z krwi i kości. Podobno... - Spojrzał na Kise. - Lubuje się w chłopach. Kiedy chodzą sami nocą, on zagaduje do nich. Uśmiecha się miło, pytając o drogę, gdyż rzekomo się zagubił i nie wie, którędy dotrzeć do domu ciotki. Gdy przechodzień wskazuje mu drogę, on wykorzystuję chwilę nie uwagi i JEBS! - Klasnął głośno w dłonie. - Ciągnie ich wtedy do domu i torturuje. Przetrzymuje, gwałci i wymyśla wyszukane eksperymenty psychiczne i fizyczne, a to tylko po to by zabić ofiarę w każdy możliwy, najboleśniejszy dla niej sposób. Legenda głosi, że preferuje Japończyków o nieco europejskim wyglądzie, na przykład blond włosach i długich nogach. Nie wiadomo czy to prawda... Jednak w tutejszych lasach słychać krzyki. Na jego środku stoi drewniana chata, słyszałem, że facet stamtąd pochodzi. - Uśmiechnął się. - Także jak nasz Kisiaczek zniknie i usłyszymy jęki cierpienia będziemy wiedzieli gdzie się udać. Uważaj czy ktoś przypadkiem za tobą nie stoi, blondi.
     Wraz z postępem historii Daiki'ego, Kise coraz szerzej otwierał oczy. Wolniej przeżuwał jedzenie, aż w końcu przełknął, choć miał wrażenie, że coś stanęło mu w gardle. Objął się ramionami i zadrżał leciutko, jakby było mu zimno. Zresztą było, ale nie dlatego drżał... Wyobraził sobie te wszystkie tortury i już samo to było przerażające, nie mówiąc o późniejszym wyobrażeniu sobie tych tortur i gwałtów na nim. Zesztywniał, nieruchomiając i zaczął nasłuchiwać czegokolwiek, choćby trzaśnięcia gałązki. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich, ale sam patrzył na Daiki'ego.
- Aominecchi... - szepnął cicho, nadal nasłychując. - Czy ktoś za mną stoi...? - spytał dość naiwnie. Miał wrażenie, że ktoś jest tuż za nim, że wiart, który na niego wieje przywiewa zapach krwi i potu, że ktoś jest niedaleko... Przez tę imaginację, którą podkładał mu jego własny mózg, przestał oddychać, łapał tylko taką ilość powietrza, że prawie się dusił. Po prostu jakoś tak... Jakaś część jego świadomości uwierzyła w opowieść, nawet, jeśi druga podpowiadała, że to tylko fikcja. Jeśli chodziło o cokolwiek, co powie Aomine, był strasznie łatwowierny... Wierzył i przyswajał, zanim to przeanalizował.
- Ja. - Kuroko mruknął mu do ucha swoim bezbarwnym głosem, uśmiechając się lekko na reakcję blondyna, który omal nie zszedł na zawał.
     Kise pisnął krótko, chowając głowę między skulonymi ramionami i obejmując się mocniej. Dopiero po chwili doszło do niego, że to nie był atak na jego osobę. Przełknął nerwowo, choć w ustach mu nagle zaschło, a serce tłukło się o żebra. Nie dość, że był pod wpływem historii, to jeszcze tak skupił się na każdym szeleście wiatru, że takie powiedzenie mu czegoś do ucha było nadzwyczaj przerażające.
- Kurokocchiii! - jęknął, patrząc na niego z wyrzutem. - Poważnie pytałem... - Tym samym spojrzeniem, a nawet z wzmocnionym wyrzutem, spojrzał na Daiki'ego. - Baka Aominecchi... - mruknął ponuro. - Nie
musiałeś dawać mnie jako przykładu, wiesz?
Tetsuya wzruszył ramionami i usiadł z powrotem na swoje miejsce.
- Kiedy to prawda. Morduje i gwałci bezbronnych blondynów, tacy niepełnoletni i o kobiecej urodzie są dla niego najlepsi! - Zaśmiał się. Oczywiście, że nie wierzył w tą historię. Kolejna opowieść wymyślona przez znudzonych na forum internetowym nastolatków. Nic nowego i nic wartego uwagi. Jednak napewno to wykorzysta... On już dopilnuje, żeby Kise nie zapomniał tego treningu przez bardzo, bardzo długi czas. Najwyżej potem będzie musiał spać z nim na jednej pryczy, bo zbyt bardzo będzie się bał. W sumie to taka wizja nawet mu odpowiadała... Oczywiście tylko dlatego, że będzie mógł go z niej zrzucić... Prawda?
     Kise zacisnął dłonie w pięści i popatrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym odłożył resztę jedzenia na bok. Stracił apetyt. Aominecchi nawet nie chciał przyznać, że to kłamstwo! Przecież oczywiście, że nikt nie czaił się w tym lesie, żeby go porwać i... Wcale nie!!! Tylko... Coś tam zaszeleściło...
Wpatrzył się w ognisko. Przeczeka resztę historii i pójdzie spać. Olać, że powinien iść się umyć... Pójdzie, jak już będzie jasno!
- Nie wierzę w to, Aominecchi. - stwierdził sztucznie pewnym siebie głosem. - Musiałbyś się bardziej postarać.
- Poczekamy, zobaczymy. - Uśmiechnął się z sadystycznym błyskiem w oku.
- Przyjemnego snu, Ryouta.
- To kto teraz opowiada~? Lubię takie historiee~... - Wtrącił się Murasakibara, pałaszując kolejnego, czekoladowego batonika. Nie bał się ich, po prostu uważał, że są ciekawe. No i dobrze się przy nich jadło~...
- Nie będę na nic czekać. - fuknął, przerywając im. Popatrzył na Aomine spod byka. - Nie wiesz, Aominecchi? Była taka historia... Że dwóch gości, którzy nie wierzyli w legendę o nawiedzonym domu i weszli do niego, przenieśli się w świat tej historii... O starym sadyście, gwałcącym i zabijającym z brutalnością właśnie. Że jak się wejdzie do tego domu, to już nie idzie wyjść i do końca życia jest się w jego woli. - opowiadał chaotycznie. Nie lubił tej historii, nie chciał jej opowiadać. - I oni weszli do tego domu i już nie wyszli. A co, jak teraz tą swoją historią powołasz kogoś takiego do życia i on naprawdę... - Przerwał, widząc spojrzenia wszystkich dookoła. - No co? - Wbił wzrok w ziemię. - To możliwe. - Zatrząsł się lekko.
- Oczywiście, Kise-kun...
- Naprawdę! - podniósł głos i popatrzył na nich, urażony. - A zresztą... - Wstałby i sobie poszedł, ale teraz bał się trochę iść gdzieś sam. Znaczy, nie bał... Tylko było ciemno i... No... Jakoś nie mógł. Był uziemiony. - Zresztą nieważne, mówiłem, że się nie boję, to tylko nerwowe odruchy, bo jestem niewyspany i się zamyślam. - wytłumaczył się. - Mówcie dalej.
- A ja jestem prima baleriną i popitalam w różowej kiecce, szerząc tęczową orientację, serio. - Sarknął Daiki. - Teraz jest kolej Akashiego. Czekamy, na twoją porażającą historię.
- Porażająca to jest twoja niekompetencja i promieniowanie głupoty niczym z Czarnobyla radioaktywność. - Seijuurou zmroził go wzrokiem, krojąc kiełbaskę na swoim plastikowym talerzyku.
- Jestem zdania, że Aomine-kun nawet nie wie co się tam stało, więc nie ma sensu opowiadać czegoś czego nie rozumie.
- On niczego nie rozumie, jest jak dryfujący plankton, zje, przeżyje i jest szczęśliwy. - Stwierdził dotychczas obrażony Midorima. Uśmiechnął się kpiąco na widok miny przyjaciela.
- ... - Ich silny skrzydłowy zastanawiał się nad jakąś sensowną ripostą.
- Nie myśl tak intensywnie, bo ci się procesory przegrzeją.
- Morda w kaganiec.
- Aomine-kun, czy ty sugerujesz żeby Midorima-kun został twoim pieskiem?
- Mine-chin będzie go trzymał na smyczy i przykuwał do kaloryfera~
- Niewychowane szympansy.
- ... - Kise tylko obserwował ich kłótnię. Pewnie byłby senny, gdyby nie porządna dawka adrenaliny... I wszechobecne zimno. Podciągnął kolana pod brodę i objął je ramionami. Nie bardzo go to ociepliło... Powiódł wzrokiem po zebranych. Jeśli nie skończą, to nie wróci do namiotu i zaśnie tutaj, bliżej lasu... - Akashicchi, może jednak opowiesz? - zapytał w miarę spokojnie. Tym razem zatrząsł się z zimna i podrapał odruchowo kolejne ukąszenie komara. Przetrwa wszystko, byle potem iść do namiotu spać...
     Daiki raz po raz zezował w stronę siedzącego obok blondyna. Chciał mu dać swoją bluzę, ale zbyt dziwnie by to wyglądało. Jak jakaś zakochana parka na romantycznym ognisku. O nie, nie ma takiej opcji.
- Nie jestem pewien czy jesteś na to przygotowany psychicznie, Ryouta. Jeszcze nam padniesz na zawał i znowu będziemy musieli przyjmować tego skończonego idiotę na twoje stanowisko, a tego przecież nikt z nas nie chce.
- Nie mów o nim w mojej obecności, bo go znajdę i udupię. - Warknął Aomine.
- Pożyczyłbym ci odpowiedni sprzęt, ale nie chciałbym go stępić na coś takiego.
W tej kwestii wszyscy byli zgodni niczym jeden mąż - nikt nie chciał Haizakiego z powrotem w drużynie. Odkąd odszedł wszystkie kłótnie ustały, nikt nie prowokował nieprzyjemnych sytuacji, a atmosfera na treningach uległa diametralnej zmianie dzięki wiecznie rozradowanemu blondynowi.
- Niech daje dupy Nijimurze i spierdala do burdelu, gdzie jego miejsce. - Daiki z obrzydzeniem splunął na trawę.
- Aka-chin, historia~... - Dopomniał się Murasakibara.
- Opowiadaj, Akashicchi, może przynajmniej nie zasnę... - mruknął, patrząc po wszystkich z lekkim znużeniem w oczach. Senność zaczynała brać górę, a przecież nie chciał zasnąć i zdać się na łaskę jakiegoś
pedofila-gwałciciela-sadysto-mordercę! Aominecchi na pewno nie chciał mieć z nim już w żaden sposób fizycznie do czynienia, dlatego przyśnięcie na jego ramieniu nie wchodziło w grę. Pomysł, by odniósł go do namiotu też raczej nie bardzo, a dokładniej mówiąc, miał zerowe szanse. Aczkolwiek nie chciał o tym myśleć. Dzisiejszy dzień i tak przepłakał jak ostatnia ciota. - Nie zejdę na zawał, nie martw się. - Otworzył oczy szerzej i udał zainteresowanie. Tak naprawdę przysypiał na siedząco. A palców u stóp nawet nie czuł, tak mu zmarzły. - Co najwyżej zrobi mi się goręcej, jak ktoś mnie znienacka wyrwie z zamyślenia, nie~? - Uśmiechnął się lekko. - Ale to nawet lepiej. Zimno tutaj. - Podrapał ugryzienie na karku.
- Zaczynaj, Akashi-kun. - poparł go Kuroko.
- Czekamy, może w końcu przestraszy się ktoś poza Kise. - skomentował Midorima.
- Ja się nie boję! - powtórzył uparcie.
- Jasne, jasne...
- Znacie legendę o Pasterzu Krwi? - Zapytał mrużąc oczy. Wszyscy pokręcili zgodnie głowami w zaprzeczeniu. - W Japońskich lasach mieszka zwierze. Nikt nie potrafi sprecyzować jak dokładnie wygląda, ponieważ nikt kto widział go z bliska nie przeżył. - Zrobił efektowną pauzę. - Podobno jest to potwór podobny do psa bądź wilka, jednak jest maszyną do zabijania. Ofiara słyszy najpierw głośne wycie. - Jego wygląd twarzy zmienił się na psychopatyczny, gdy z niewiadomych powodów je usłyszeli. - Potem słyszy kroki i czuje czyjąś obecność. - Daiki podskoczył, gdy poczuł jak za plecami coś musnęło go po ubraniach. - Następne w kolejności jest uczucie prześladowania. Dźwięki, czyjś wzrok, znikające przedmioty.
- Mido-chin, gdzie moje chipsy?
- Nie wiem nie widziałem ich.
- Cisza. - Nakazał. - Na samym końcu ofiara zostaje zapędzona w kozi róg, samotna, bez możliwości ratunku i ucieczki. Ostatnim co czuje jest ból piekielnej agonii. - Zakończył. - Nie czujecie się dziwnie? Te złote oczy w lesie mogą być jego. - Wszyscy natychmiast spojrzeli w tamtą stronę. Przez ułamek sekundy było widać pobłysk złotego światła, który natychmiast zniknął.
- Akashi-kun, co ty zaplanowałeś?
- Ja? Absolutnie nic. Tylko opowiedziałem wam coś co być może pomoże wam przetrwać. Bestia słucha Bestii. Psychopata nie skrzywdzi psychopaty.
- No patrz, jesteś bezpieczny. - Warknął Aomine. To przestało być zabawne. Dlaczego czuł na sobie czyjś wzrok?
     Kise już całkowicie się rozbudził i rozglądał dookoła nerwowo. Jakby ten zboczeniec-psychopata-widmo nie wystarczył, teraz wilk-psychopata-nie widmo...
- T-to nie jest śmieszne... - zadrżał z zimna, a potem przeszedł przez niego gwałtowny dreszcz strachu, wstrząsający całym jego ciałem. - Boję się... - szepnął, odwracając się do granatowowłosego. Był jego najbliższym przyjacielem, tak dosłownie jak i w przenośni, bo siedział tuż obok. Zaraz oderwał od niego wzrok, słysząc ponowne wycie. - Tam nie było wilków... - szepnął jeszcze ciszej i skulił się. A przed
wilkiem kto go obroni? Sam nie da rady... Jakkolwiek silny by był, na dzikie zwierze nic nie poradzi w pojedynkę... - Kurokocchi, nie czujesz się dziwnie? - spytał, próbując ukryć zdenerwowanie, choć teraz większość z nich była podenerwowana, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zerwał się nieco gwałtowniejszy wiatr.
- Tak Kise-kun, też uważam, że dzieje się tu coś dziwnego...
- Ale czy CZUJESZ się dziwnie??? - podniósł nieco głos. Tylko nie wpadać w panikę... Nie, skąd, on nie panikuje...
- Widzieliście to? - spytał Midorima nieco zaniepokojonym głosem, wskazując na coś. Blondyn odwrócił szyję tak szybko, że aż boleśnie strzyknęła, ale nic nie zobaczył.
- A-Aominecchi, boję się... - szepnął, znów patrząc na Daiki'ego. Chciał, żeby chociaż go pocieszył, że to tylko im się wydaje, że to głupota... Może to by coś pomogło... Bo już się cały trząsł i nie mógł tego powstrzymać...
- Oi! - Zwrócił się do Akashiego. - Nie wiem co ty odpierdalasz, ale skończ pogrywać!
- Spokojnie, Aomine-kun.
- Ten bezmózg po raz pierwszy ma rację. To przestaje być zabawne.
- Wyluzuj, Shintarou. Zabawa dopiero się rozpoczyna.
Seijuurou wstał, za nim to samo zrobił Murasakibara. Nie oglądając się za siebie odeszli w kierunku swojego namiotu. Kiedy wreszcie zniknęli z pola widzenia Aomine nie wytrzymał.
- Co za pierdolony gnój. Myśli, że ten teatrzyk jest zabawny?! - Spojrzał na trzęsącego się ze strachu Kise. - Chodź, wracamy. Tetsu, wysypcie na to ognisko piach. Spotkamy się jutro na śniadaniu, według ustaleń tej mendy.
- J-ja... - Kise wyciągnął przed siebie ręce, zatrzymał się w połowie tego ruchu, opatulił się szczelniej ramionami, popatrzył na resztę pozostałych przy ognisku, przymknął powieki, a w końcu zebrał się w sobie, wstał i szybko rozejrzał dookoła. Na razie nic nie było widać... Popatrzył na Daiki'ego i ruszyli do namiotu.
- Do jutra, Kurokocchi, Midorimacchi! - rzucił z prawdziwą nadzieją, że jeszcze ich zobaczy. To nie było zabawne, to było straszne... Przerażające... Znów się cały zatrząsł i objął ramionami. - Z-zimno mi, Aominecchi... To dlatego tak się t-trzęsę. - wytłumaczył się. Co z tego, że głos mu drżał i miał drgawki...? To dało się wyjaśnić zimnem. No, może to nerwowe rozglądanie się nie należało do efektów zimna, ale jak miał się nie rozglądać??? - Idziesz dzisiaj się kąpać, c-czy jutro rano...? - spytał niepewnie, zerkając na niego. Nie chciał zostać sam w namiocie, nie chciał, nie, w ogóle, wcale, w końcu znając życie to on zostałby ofiarą... Nie chciał umierać... Był na to za młody!!!
- Rano. Teraz piździ więc mi się to nie uśmiecha. - Odpowiedział. On również nie chciał chodzić sam. Nie miał pojęcia co zaplanował ten pojeb, jednak był więcej niż pewien, że to nic dobrego. - Kise? - Zapytał widząc jego przerażoną minę.
- No? - spytał cicho, lekko się kuląc. Stanęli przed namiotem. Nie uśmiechało mu się tam wchodzić tak po prostu... A co, jak tam coś czyhało...? Mimo wszystko odsłonili płachtę od wejścia. Przyświecając sobie telefonem rozejrzał się, czy aby NA PEWNO będą tam sami. Byli... Dzięki Bogu...
- Chyba w to wszystko nie wierzysz, nie? W sensie... w tą opowieść Akashiego. - Zapytał, pomimo, że doskonale znał odpowiedź. Usiadł na pryczy, uważnie mu się przypatrując. Drżał i rozglądał się nerwowo po namiocie, jak gdyby coś miała zaraz wyskoczyć z jego kąta i go pożreć. Nie miał pojęcia co się tu dzieje, jednak kapitan zdecydowanie przesadzał. Dla blondyna to tortury psychiczne, zupełnie jakby grał w jakimś okrutnym horrorze i był jego jednym z głównych bohaterów.
- Jak to n... - zaciął się i spojrzał na niego, po czym zaraz, nadal się rozglądając, podszedł ostrożnie do swojego łóżka. Usiadł na nim, od razy unosząc nogi na krawędź i dopiero wtedy ściągając buty. W potwory spod łóżka nigdy nie wierzył, ale... No, gdyby ten wilk wybrał sobie taką kryjówkę... - Jasne, że nie... - odezwał się w końcu, starając choć chwilę powstrzymać się przed odwracaniem za siebie. Światło zwabi potwora, czy go odgoni? Za nim było stanowczo za ciemno, a jak on się tak wślizgnie po cichu, zaczai, zagoni go w kąt samego... No w końcu... On tam BYŁ, przecież widzieli jego oczy, noo! I słyszeli wycie, wszyscy, a tam nie było wcześniej wilków i były wszystkie rzeczy, które miały go zapowiadać i... Uspokoiłby się, ale jak miał sobie wmówić, że to nieprawda, skoro sam widział to na własne oczy...??? - Aominecchi... A jak on jest prawdziwy i przyjdzie...? Najwięcej dzisiaj siedziałem w lesie, pewnie mnie sobie upatrzył, jak już... - dodał ponuro. Już wizualizował sobie tego wilka mimowolnie... Coś czuł, że dziś nie zaśnie...
- Nie. Tylko ciekawią mnie te dźwięki, szmery i oczy. Przecież siedział na przeciwko nas i nic nie mógł zrobić więc... jak? - Zastanawiał się. Skoro oni go widzieli, a on nic nie robił to jakim cudem? Oprócz nich i kilku osób, które zarządzają tym miejscem, przy okazji ich pilnując, nie ma tu nikogo więcej, nikt z nimi nie jechał.  
- No właśnie... - szepnął blondyn, powoli sięgając po swoją walizkę. Złapał ją i w ciszy położył na swoim łóżku, po czym zaczął się rozbierać, nie zwieszając nóg z łóżka. Cały czas skupiał się na dźwiękach dookoła i starał nie zasłaniać oczu dłużej, niż na parę sekund. Nadal drżał, a gdy się rozebrał tym bardziej, bo było
strasznie zimno. Nawet się nie odezwał, bo wręcz szczękał zębami, gdy zaczął rozpinać walizkę. Usłyszał ponowne wycie, tym razem bliżej. Zatrząsł się i zesztywniał, patrząc to na jedno, to na drugie wejście do namiotu. - Z-zbliża się, Aominecchi, słyszałeś...? - Przestał szukać ubrań, zwyczajne nie mogąc się ruszyć.
- Kpi sobie. - Warknął. Jakim pierdolonym cudem akurat gdy opowiadał wokół nich zaczął czaić się wilk? I że niby te złote oczy miały być jego... żenada. Nie ma takiej opcji, żeby to wszystko było prawdą. Sam swoją historię zmyślił, Akashi zapewne zrobił to samo. Tylko po chuj ciągnie to dalej? Przecież i tak nic tym wszystkim nie zyska. Miał ochotę coś rozwalić, gdy pomyślał, że to wszystko jest dla niego ogromną komedią. Nie miał nic do sadystów, o ile nie wchodzili mu w drogę i cała sytuacja nie dotyczyła jego samego. Pieprzony gnój.
     Blondyn w ślimaczym tępie wyciągnął żółty dres i zaczął się w niego ubierać. Nawet nie szukał podkoszulka, zwyczajnie zapiął bluzę i nie odkładając torby wczołgał się pod kołdrę, zakrywając nawet głowę. Skulił się cały, drżąc nadal lekko. Akashi go wywołał... I teraz duch jakiegoś psychopatycznego wilka będzie ich torturował... A w szczególności wtedy, gdy przyjdzie tutaj... Ryouta zamknął oczy i nie odezwał się ani słowem. Gardło miał ściśnięte ze strachu, ale już tego nie chciał dać po sobie poznać. Przecież, że on się nie boi... Przecież... On tylko podciągnął nogi niemal pod brodę, nasłuchując odgłosu łap, albo zbliżającego się wycia...
Aomine rzucił w niego poduszką.
- Oi, nie zachowuj się jak przerażony bachor.
Powoli zaczynał mieć tego dosyć. Minęło dopiero kilka minut, a ciśnienie i tak znacznie mu się podniosło. Irytowało go to, drażniło. Nie zamierzał być jakąś marionetką w głupim teatrze. Nadomiar sytuacji Kise trzęsie teraz portkami, jakby miało go coś na serio pożreć, zbyt dziecinne zachowanie jak dla kogoś w jego wieku.
- N-n... - mruknął spod kołdry, a po chwili postanowił odsłonić chociaż głowę, by spojrzeć na Aomine. To był zły pomysł... Właśnie w tej chwili usłyszał stąpanie łap, najwyraźniej psich albo co więcej - wilczych koło namiotu. Coś otarło się o materiałową ścianę.
Wytrzeszczył oczy w przerażeniu i popatrzył raz jeszcze na Daiki'ego. Musiał coś zrobić... - Aominecchi, proszę... M-mogę spać z tobą? - wyszeptał najciszej, jak potrafił. Może to nie był wilk... Może to tylko bezpański pies, albo cokolwiek... Z tą myślą zwlekł się z łóżka, nawet nie zabierając swojej kołdry, bo ją przygniatała walizka. Stał tam, taki bezbronny... Patrząc błagalnym, przerażonym wzrokiem na Daiki'ego.
- Hę? - Zdziwił się. Przez moment przeleciało mu przez głowę wspomnienie ich pocałunku, o którym wcześniej udało mu się zapomnieć. A co jeśli znowu to zrobią? Chwila, nie. Nie-nie-nie-nie. Nie ma takiej pieprzonej możliwości. Chciał dla swojego przyjaciela jak najlepiej, ale nie takim kosztem. Poza tym.... co gdyby ktoś wszedł? Albo co gorsza - co gdyby ten pajac przez czysty i pierdolony przypadek się otarł nie tam gdzie trzeba? O nie i jeszcze raz nie. - Jak chcesz. - Odpowiedział, nawet na niego nie patrząc. Czemu się prawie zgadza, dając mu wolną rękę do decyzji?! Chyba go do reszty pojebało...
- P-przepraszam... - szepnął Kise, podchodząc bliżej i sztywnymi ruchami pakując mu się pod kołdrę. Nie chciał naruszać jego przestrzeni osobistej, nie chciał się tak zbliżać... Znaczy chciał, ale wiedział, że Aominecchi tego nie chce, więc nie chciał... Tylko, że bał się tak strasznie, a położenie się obok Daiki'ego i jego ciepło oraz zapach pod nagrzaną kołdrą sprawiły, że jego drgawki zmalały do minimum. Teraz już miał tylko gęsią skórkę i chodziły po nim lekkie dreszcze. - Dziękuję, Aominecchi. - mruknął, odwracając się do niego tyłem. Na pewno granatowowłosy nie czuł się "bezpiecznie" z NIM w jednym łóżku, dlatego wolał jak najbardziej zapewnić go, że to nie żaden pretekst i nie w głowie mu się teraz na niego rzucać. Wpatrzył się w jedno z wejść do namiotu. To coś już sobie poszło, prawda...? Wytężał wzrok jak mógł, ale nie mógł niczego dostrzec. Już nawet troszkę się uspokoił, że może tylko głupio mu się wydawało, może to jednak wiatr i jakiś stróż nocny... Kiedy znów coś się otarło i zawyło jakby było ledwie parę metrów dalej. Zapominając, że nie jest sam pod kołdrą, zwinął się znów w kłębek i zasłonił głowę. Wstrząsnął nim kolejny spazm strachu. Teraz to zdecydowanie nie podobała mu się ta wycieczka... Nawet, jeśli to nie był demoniczny wilk, to zwykły wilk z bliska też mógłby być niebezpieczny!!! A one wyczuwają strach... Mimo to nie mógł przestać się bać...
     Daiki poczuł się nieco zażenowany. W końcu tamta sytuacja była strasznie dziwna. Sam nie bał się tego całego, rzekomego wilka i nie rozumiał jak można przeżywać coś takiego, ale było mu żal blondyna. Zrobiło mu się nawet głupio, że wcześniej sam go nastraszył jakąś głupią historią o pedofilu. Znał go bardzo dobrze, czemu nie przewidział, że może to nazbyt przeżywać? Stuknął palcem w kłębek kołdry. Nie dostał odzewu, więc zaczął dźgać go do skutku.
- Aominecchi, no przestań... - jęknął Ryouta po dłuższym czasie. Nie wyszedł spod kołdry. Jakoś... Głupio mu było, ale zawsze tak reagował na straszne historie i ten nawyk mu nie minął. Zdarzało się, że jego siostra wyła pod drzwiami jego pokoju, próbując go nastraszyć, ale tamto w porównaniu do wycia prawdziwego wilka... Teraz było znacznie, znacznie gorzej! - Ja tylko... A, wiem - dotarło do niego - zabrałem ci kołdrę, prawda? Przepraszam. - burknął i oddał mu kawałek, mając nadzieję, że nie będzie musiał wychodzić spod swojego kokonu. Rękami i nogami przytrzymywał go, by nie było szpar i nic się przez nie nie prześlizgnęło. Dziecinne, wiedział to. Mimo wszystko tak czuł się bezpieczniej. Jedyne co, to czuł, że brakuje mu tlenu i powietrze jest gorące, ale próbował pominąć tę niedogodność.
     Daiki westchnął z rezygnacją. Położył się, podkulając nogi i przeklinając w myślach wielkość niewygodnej pryczy. Jak nie chce z nim gadać to proszę bardzo, on idzie spać. Dla pewności szturchnął go jeszcze nogą, nie chcący zwalając na zimną trawę. Spojrzał tępo na miejsce, w którym wylądował, po czym zaśmiał się. Rozpłaszczony na ziemi kokon wyglądał naprawdę zabawnie.
- A-Aominecchi! - Kise szybko wyplątał się i rozejrzał dookoła, po czym położył na łóżku, naciągając na nich kołdrę. Serce biło mu tak, że chyba w całym namiocie było je słychać. Akurat, jak zaczynał czuć się bezpieczny... coś jakby pazurami przejechało po wejściu do namiotu. Odruchowo wtulił się w Daiki'ego, zaciskając powieki i chowając twarz w jego torsie. Tak czuł się bezpieczniej... Nawet tyłem do wejścia, ale czuł się bezpieczniej. Powtarzał sobie w myślach, że to tylko zwykły wilk, nie demon, który chce ich zjeść. Skutek był wręcz przeciwny, bo zaczął panikować. Do tego jeszcze dotarło do niego właśnie, że wtula się w swojego przyjaciela, a miał przecież nie próbować naruszać jego strefy osobistej... - P-przepraszam. - Podniósł na niego przestraszony wzrok. - J-ja obiecuję, że już nic ci nie zrobię takiego głupiego Aominecchi, wiem, że nie chcesz, ja tylko... Tylko... Boję się, dlatego proszę, nie każ mi sobie iść, proszę... - jęknął. W końcu się przyznał, ale już chyba bardziej żenująco być nie mogło, prawda? Zachowywał się jak dzieciak cały dzień. Obiecał sobie, że jak już będzie jasno wróci do normalności i skończy z głupotami... Na pewno na treningu o tym zapomni i już będzie normalnie, to tylko ostatnia taka noc i ostatni raz, jak jest tak blisko swojego przyjaciela, musiał to sobie obiecać...
- No przecież nic cie nie zje! - Uśmiechnął się. Poczochrał go po włosach, jak to zwykł robić i dopowiedział - Poza tym, nie musisz nigdzie iść, zostań tu sobie jak chcesz, tylko się nie rozwalaj na całym łóżku bo znowu cie zrzucę, no i nie trzęś portkami jak baba bo to nie przystoi facetom. - Przez tą sytuację zdecydowanie poprawił mu się humor. Nie było tak jak zawsze, nerwowa atmosfera zażenowania nie zniknęła do końca, jednak i tak było znacznie lepiej. Przecież... orientacja nie zmienia jego przyjaciela, tak? W końcu wcześniej też nim był. Bardziej przytłaczała go wizja, że to on może grać rolę główną w jego mokrych snach i zdecydowanie ją od siebie odrzucał.
- D-dziękuję... - mruknął, spuszczając wzrok. Już czuł się trochę lepiej... Chociaż nadal wierzył w tego wilka i on zdecydowanie nie dawał mu spać... To jednak czuł się nieco lepiej. To tak, jakby obudził się po długim koszmarze i zapalił światło... Strach pozostawał, ale już nie aż tak silny. Jednak to prawda, że Aominecchi jest światłem... Uśmiechnął się delikatnie na tę myśl i przestał drżeć, choć gęsia skórka została. - Naprawdę dziękuję, Aominecchi. - westchnął, układając głowę wygodniej. Szkoda, że Daiki rzucił poduszką... Ale teraz to było najmniej istotne, bo i tak nie mógł zasnąć. Uśmiechnął się znów na myśl, że przez tę chwilę Aomine zachowywał się tak, jak jego Aominecchi. Zupełnie, jakby uprzedzenia zniknęły... Krótka, ulotna chwila, wiedział to, jednak cieszyło go to. I nie słyszał już żadnego odgłosu poza namiotem...
Daiki poczuł się nieco zażenowany. W końcu tamta sytuacja była strasznie dziwna. Sam nie bał się tego całego, rzekomego wilka i nie rozumiał jak można przeżywać coś takiego, ale było mu żal blondyna. Zrobiło mu się nawet głupio, że wcześniej sam go nastraszył jakąś głupią historią o pedofilu. Znał go bardzo dobrze, czemu nie przewidział, że może to nazbyt przeżywać? Stuknął palcem w kłębek kołdry. Nie dostał odzewu, więc zaczął dźgać go do skutku.
- Aominecchi, no przestań... - jęknął Ryouta po dłuższym czasie. Nie wyszedł spod kołdry. Jakoś... Głupio mu było, ale zawsze tak reagował na straszne historie i ten nawyk mu nie minął. Zdarzało się, że jego siostra wyła pod drzwiami jego pokoju, próbując go nastraszyć, ale tamto w porównaniu do wycia prawdziwego wilka... Teraz było znacznie, znacznie gorzej! - Ja tylko... A, wiem - dotarło do niego - zabrałem ci kołdrę, prawda? Przepraszam. - burknął i oddał mu kawałek kołdry, mając nadzieję, że nie będzie musiał wychodzić spod swojego kokonu. Rękami i nogami przytrzymywał go, by nie było szpar i nic się przez nie nie prześlizgnęło. Dziecinne, wiedział to. Mimo wszystko tak czuł się bezpieczniej. Jedyne co, to czuł, że brakuje mu tlenu i powietrze jest gorące, ale próbował pominąć tę niedogodność.
     Daiki westchnął z rezygnacją. Położył się, podkulając nogi i przeklinając w myślach wielkość niewygodnej pryczy. Jak nie chce z nim gadać to proszę bardzo, on idzie spać. Dla pewności szturchnął go jeszcze nogą, nie chcący zwalając na zimną trawę. Spojrzał tępo na miejsce, w którym wylądował, po czym zaśmiał się. Rozpłaszczony na ziemi kokon wyglądał naprawdę zabawnie.
- A-Aominecchi! - Kise szybko wyplątał się i rozejrzał dookoła, po czym położył na łóżku, naciągając na nich kołdrę. Serce biło mu tak, że chyba w całym namiocie było je słychać. Akurat, jak zaczynał czuć się bezpieczny... coś jakby pazurami przejechało po wejściu do namiotu. Odruchowo wtulił się w Daiki'ego, zaciskając powieki i chowając twarz w jego torsie. Tak czuł się bezpieczniej... Nawet tyłem do wejścia, ale czuł się bezpieczniej. Powtarzał sobie w myślach, że to tylko zwykły wilk, nie demon, który chce ich zjeść. Skutek był wręcz przeciwny, bo zaczął panikować. Do tego jeszcze dotarło do niego właśnie, że wtula się w swojego przyjaciela, a miał przecież nie próbować naruszać jego strefy osobistej... - P-przepraszam. - Podniósł na niego przestraszony wzrok. - J-ja obiecuję, że już nic ci nie zrobię takiego głupiego Aominecchi, wiem, że nie chcesz, ja tylko... Tylko... Boję się, dlatego proszę, nie każ mi sobie iść, proszę... - jęknął. W końcu się przyznał, ale już chyba bardziej żenująco być nie mogło, prawda? Zachowywał się jak dzieciak cały dzień. Obiecał sobie, że jak już będzie jasno wróci do normalności i skończy z głupotami... Na pewno na treningu o tym zapomni i już będzie normalnie, to tylko ostatnia taka noc i ostatni raz, jak jest tak blisko swojego przyjaciela, musiał to sobie obiecać...
- No przecież nic cie nie zje! - Uśmiechnął się. Poczochrał go po włosach, jak to zwykł robić i dopowiedział - Poza tym, nie musisz nigdzie iść, zostań tu sobie jak chcesz, tylko się nie rozwalaj na całym łóżku bo znowu cie zrzucę. - Przez tą sytuację zdecydowanie poprawił mu się humor. Nie było tak jak zawsze, nerwowa atmosfera zażenowania nie zniknęła do końca, jednak i tak było znacznie lepiej. Przecież... orientacja nie zmienia jego przyjaciela, tak? W końcu wcześniej też nim był. Bardziej przytłaczała go wizja, że to on może grać rolę główną w jego mokrych snach i zdecydowanie ją od siebie odrzucał.
- D-dziękuję... - mruknął, spuszczając wzrok. Już czuł się trochę lepiej... Chociaż nadal wierzył w tego wilka i on zdecydowanie nie dawał mu spać... To jednak czuł się nieco lepiej. To tak, jakby obudził się po długim koszmarze i zapalił światło... Strach pozostawał, ale już nie aż tak silny. Jednak to prawda, że Aominecchi jest światłem... Uśmiechnął się delikatnie na tę myśl i przestał drżeć, choć gęsia skórka została. - Naprawdę dziękuję, Aominecchi. - westchnął, układając głowę wygodniej. Szkoda, że Daiki rzucił poduszką... Ale teraz to było najmniej istotne, bo i tak nie mógł zasnąć. Uśmiechnął się znów na myśl, że przez tę chwilę Aomine zachowywał się tak, jak jego Aominecchi. Zupełnie, jakby uprzedzenia zniknęły... Krótka, ulotna chwila, wiedział to, jednak cieszyło go to. I nie słyszał już żadnego odgłosu poza namiotem...

1 komentarz:

  1. A na koniec kilka akapitów się powtarza.. Tak tylko mówię.. Jezus Maria i Wszyscy Święci!! Teraz to, nawet i ja się boję.. Akashi ty gnido!! Kocham cię, ale nie wybaczę ci, że mnie tak wystraszyłeś..~!!!
    W ogóle ten.. taka dziwna sytuacja.. haha ha..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń