sobota, 4 października 2014

Rp - Jezioro - rozdział 5

 Pisane z Heroine


Obudzili się następnego dnia. Aomine przetarł leniwie oczy, przeklinając pozycję w jakiej spał. Skulony gdzieś na drugim końcu łóżka, powyginany i w dodatku bez poduszki. Wszystko go niemiłosiernie bolało. Spojrzał na rozwalonego na większości pryczy Kise i zmarszczył z niezadowoleniem brwi.
- Oi, wstawaj. - Szturchnął go nogą.
- Nn... - blondyn mruknął coś niezrozumiale, odwrócił głowę i mruknął prosząco: - Aominecchi, jeszcze chwilę~... - Reszta jego słów była już tylko niezrozumiałym bełkotem. Nie miał siły otworzyć ust na tyle, by powiedzieć coś więcej. Czuł się zmęczony...
     Kise westchnął cicho, znów zasypiając. Niedbale rozwalony na łóżku, z blond włosami rozsypanymi wokół głowy i lekko rozchylonymi, różowymi ustami zdecydowanie nie wyglądał, jakby w ogóle miał zamiar wstawać... Tym razem jego sen był jeszcze przyjemniejszy niż ten poprzedni. Czuł niesamowicie miłe ciepło i dotyk czyjejś dłoni na włosach. Nie zamierzał tak po prostu wstać w takim momencie...
- No wstawaj. - Daiki szturchnął go ponownie. - Rany... jak można być takim śpiochem. Nie leń się, to pora na pławienie się w blasku mojej oślepiającej zajebistości. Oi! Słyszysz?! Przejdę do brutalnych metod jak nie wstaniesz! Kise, do cholery, budź się!
     Ryouta mruknął coś tylko pod nosem. Natrętny głos przebijał się do jego snu, więc tym rozpaczliwiej czepiał się ciepła, prosząc o spokój. O jedną chwilę więcej z ciepłem... Zapachem Aominecchi'ego, jego dłonią na swoich włosach... To wszystko było takie piękne...
     Prychnął coś przez sen, starając się uciszyć ów głos.
- Jeszcze mi tu prychać będzie, o nie. Sam tego chciałeś, przechodzę do brutalności. - Po tych słowach kopnął go i z hukiem zrzucił na twardą ziemię, napawając się rozpłaszczonym na niej obrazem swojego geniuszu. Ile po dobroci można? Nie ma to tamto. Jak on musi wstawać to i cała reszta, sprawiedliwość dla świata. Jedynym wyjątek jest wtedy, gdy cała reszta wstaje, a on śpi. Innej możliwości nie ma.
- Uhh... Ła... - jęknął, otwierając oczy. Podniósł się ociężale i spojrzał na Daiki'ego ciężko obrażonym wzrokiem. Tak, to zdecydowanie nie był TEN Aominecchi... Ale za tę pobudkę należał mu się poważny foch.
     Kise wstał, rozmasowując głowę mocno obolałą od upadku. I że niby za co to było...? On tylko spał... Bez słowa poszedł na swoje łóżko i zajął się szukaniem ciuchów na przebranie. Ta pobudka zdecydowanie anulowała wdzięczność za pomoc w uśnięciu wczoraj wieczorem. Mimo wszystko... Teraz przy okazji obrażania się Ryouta mógł jeszcze spróbować uniezależnić się nieco od granatowowłosego. Tak, to był doskonały plan...
- Aham, i że teraz się fochnąłeś, tak? Dobra! Mnie to już nie rusza! Jestem niczym ten pierdolony kamienny mur, ta twierdza na szczycie wzgórza! - Aomine miał ochotę rzucił w niego poduszką, jednak z braku amunicji darował to sobie i skupił się na rozterkach "dlaczego rano jestem taki gadatliwy?". Zwlókł się z łóżka, jednak zaraz tego pożałował, siadając na nie z powrotem. Zbyt duży wysiłek fizyczny, zbyt wczesna pora na takie szalone decyzje. Przeniósł zatem decyzję o wojnie o wolną łazienkę na nieco późniejszą godzinę.
     Kise tylko zacisnął nieco usta, wybierając spodnie. W końcu skompletował wszystko, wziął sobie ręcznik i płyn i wyszedł. Na szczęście wiedział już, gdzie jest łazienka, więc mógł tam trafić samemu. A do Aominecchi'ego poważnie nie miał zamiaru się odzywać. W końcu ta zniewaga focha wymaga, i tyle! Nie będzie go bezkarnie zrzucał z łóżka, przypominając o tym, że nie jest tak ideałem, jakim Ryouta go widzi, a mimo wszystko wciąż go kocha. I nie może przestać... Ale miał zamiar z tym skończyć. Naprawdę miał zamiar odsunąć się od niego trochę, uspokoić i dać mu spokój, skoro najwyraźniej nie życzył sobie jego uczuć. Tak nastrojony, zaczął dzień od zmycia z siebie wrażeń i emocji dnia poprzedniego. Prysznic był najlepszym miejscem, by wszystko sobie poukładać.
     Daiki wpatrywał się w sufit, pogwizdując cicho. Ta popieprzona melodyjka utknęła mu w głowie i od paru dni nie miała zamiaru jej opuszczać. Podrygiwał więc stopą w jej rytm, jednak myśli bez przerwy schodziły na nie te tory, na które powinny. Zmarszczył brwi, starając się pozbyć uśmiechu blondyna z przed oczu. Przecież nie ma w nim nic wyjątkowego, uśmiech jak uśmiech, jest jak każdy inny. Ładny bo ładny, wesoły bo wesoły, ale teoretycznie nie ma w nim niczego specjalnego.  Drażnił go ten fakt. Zmarszczył brwi, gdy zamykając oczy zamiast jego, ujrzał scenę felernego pocałunku. I znowu, i znowu, i znowu i znowu. Niczym w kółko odtwarzany film ukazywał się w jego pamięci. Cholerny Kise i cholerny pocałunek. Cholerne Pokolenie Pojebusów, które zrobiło sobie z nich prywatne otp. Cholerne wszystko to co nie jest pornem, mięsem bądź koszykówką. Niech to wszystko zostawi go w świętym, kurwa, spokoju i da żyć.
     W końcu blondyn skończył przydługą kąpiel i, odświeżony, wytarł się oraz przebrał. Doprowadził do porządku włosy, buzię, delikatnie (tak, żeby nikt się nie zorientował) zamaskował parę swoich niedoskonałości i zadowolony z efektu, zebrał swoje rzeczy, po czym wyszedł. Już dużo spokojniejszy, bo głowa prawie przestała pobolewać, ruszył do namiotu. Postanowienia pozostały te same, tylko uśmiech wrócił na jego twarz. Dziś nie miało kompletnego związku z wczoraj, prawda~? Ten dzień będzie normalny~... Będzie taki, jak dotychczas.
- Ryouta. - Akashi złapał go za ramię, zatrzymując nagle. Kise odwrócił się, zdezorientowany.
- Em... Co jest, Akashicchi~? Jeszcze nie zbiórka, nie~?
- Nie. Staw się za pół godziny. - oznajmił tylko i lekko się uśmiechając, odszedł.
      Dziiwne~... Jednak nieważne. Blondyn wrócił do namiotu i lekko się uśmiechając, choć nadal nie mówiąc ani słowa, poskładał i schował swoje rzeczy i włożył do otwartej walizki. Chyba powinien jeszcze coś zjeść~...
- Tak właściwie, czemu mnie wczoraj pocałowałeś? - Czujne, granatowe tęczówki wwiercały się w plecy blondyna. Daiki chciał być pewny, że teorie, które wymyślił nie są wysnute z palca. Ilekroć o tym myślał, jedyne co przychodziło mu do głowy to trzy zupełnie odmienne od siebie rzeczy.
     Kise zesztywniał na chwilę, a po plecach przeszły mu dreszcze. "Tylko do tego nie wracać, tylko do tego nie wracać..." - powtarzał w myślach. W końcu... Na co on liczył? Że powie mu, co do niego czuje i da się odtrącić do końca...? O nie, nie, nawet gdyby miał dalej cierpieć, to przynajmniej Aominecchi niech go nie wyśmiewa. Przynajmniej to jedno...
- A czy to ważne, Aominecchi~? - Uśmiechnął się lekko, tak by nie widać było, że uśmiecha się całkiem sztucznie i odwrócił się do niego na moment. - Chciałem tylko coś sprawdzić. Nie martw się, to się już więcej nie powtórzy. - Wzruszył ramionami dla podkreślenia tego, jakie to nieważne. - Aha, i za pół godziny mamy zbiórkę. - oznajmił, szybko zabierając torbę na ramię i kierując się do wyjścia. Z tego wszystkiego zapomniał o utrzymywaniu focha. No trudno... Ważne, żeby Aominecchi nie drążył tematu. Blondyn zupełnie nie wiedział, co miałby wymyślić jako powód.
- Oi! - Zawołał, jednak blondyna już nie było. - Kurwa. - Zaklął pod nosem. Ale CO sprawdzić? On nie jest żadnym królikiem doświadczalnym. Jest zajebistym sobą i wara od niego, bo ukatrupi gołymi rękoma.
     Ryouta odetchnął, oddalając się pospiesznie od namiotu. Skąd, nie, żeby uciekał... Dobra, w praktyce to uciekał. Ale to dla dobra ich obu...
     Poszedł na spóźnione śniadanie. Kupił sobie pyszne naleśniki i zjadł ze smakiem bez przeszkód. Zamówił jeszcze kawę na dobry początek dnia. Teraz musiał się skupić na treningu...
     Tymczasem do namiotu Aomine wszedł Akashi. Rozejrzał się tylko, rzucił "Ryouty tu nie ma?", uśmiechnął się dość kpiąco do granatowowłosego i wyszedł. W końcu Daiki stracił swoją szansę...
- O co wam dzisiaj chodzi. - Aomine zaczynało się podnosić ciśnienie. Ostatnio wszyscy dziwnie się zachowują, jakby ich podmienili, a jego drużyna to w rzeczywistości jakieś łomy, nie żeby tak faktycznie nie było. Utkwił wzrok w płachcie przejścia. Kogo jeszcze tutaj nogi poniosą? Może Wielki Pan nic-o-mnie-nie-wiesz-plebsie, dla rodziny - Midorima, zaszczyci go swoją królewską obecnością? Prychnął cicho pod nosem, wstając. Wziął z torby swoje rzeczy i skierował się do łazienki. Zdecydowanie potrzebuje zimnej kąpieli.
     Wszyscy zebrali się już w sali i zgodnie z poleceniem Akashi'ego zaczęli się rozgrzewać. Z kolei sam czerwonowłosy wpadł do stołówki i spokojnym krokiem podszedł do stolika Kise. odsunął sobie krzesło i wygodnie siadł obok, przyglądając się blondynowi. Ten z kolei popatrzył na niego i zmarszczył lekko brwi, pełen złych przeczuć. Czego kapitan mógł chcieć jeszcze przed treningiem...?
- Tak, Akashicchi~? - spytał, upijając łyk nieco zbyt ciepłej kawy. Popatrzył sobie język i skrzywił się lekko, odkładając szklankę.
- Nie przeszkadzaj sobie moją obecnością, Ryouta. - Odpowiedział ze stoickim spokojem. Heterochromiczne tęczówki obserwowały każdy ruch swoich złotych odpowiedniczek. Seijuurou podparł wygodnie podbródek na jednej z dłoni, wyginając usta w parodii delikatnego, miłego uśmiechu.  - Gdzie Daiki?
- Ano~... Pewnie w namiocie. Chyba, że gdzieś... W sumie, to nie wiem. - Wypuścił powietrze przez nos, wpatrując się w stół. Nie miał pojęcia, gdzie jest Aominecchi i nie miał zamiaru go śledzić. Nie miał zamiaru w ogóle dziś się do niego podczepiać, miał zamiar chodzić gdziekolwiek i rozmawiać z kimkolwiek, byle nie z nim. Popatrzył na kapitana. - Akashicchi, a ty nie na treningu~? Powinieneś chyba pojawiać się pierwszy~! - zauważył, zdziwiony. No, w końcu tak zawsze było!
- Niedługo dołączę, czekam na ciebie. - Odpowiedział, nie spuszczając z niego wzroku. - Jak wasze relacje? - Zapytał nagle.
- Ano... - Żeby chwilę jeszcze nie musieć odpowiadać, napił się znów kawy. Co miał mu powiedzieć...? W końcu wyśmiewał go razem z resztą... - Tak jak zawsze. Przyjazne. Dlaczego pytasz, Akashicchi~? - spytał ostrożnie. W końcu nie skłamał... Ale o co mu chodziło?
- Ot tak, po prostu. Nie zawracaj tym sobie swojej pięknej głowy, Ryouta. - Odparł. Oparł się wygodnie o krzesło, uśmiechając się delikatnie. Wszystko zgodnie z planem, tak jak powinno być i na miejscu.
- Ee...? - Popatrzył na niego bezrozumnie. "Pięknej"? Od kiedy to takie słowo w ogóle znalazło swoje miejsce w ustach Seijuurou...? - Mm... Dobra... - Wbił wzrok w kawę. Podmuchał trochę i niepewnie upił kolejny łyk. Tym razem była dobra... Dopił ją szybko i zapłacił. Czas na trening... - Idziesz, Akashicchi~? - spytał wesoło.
- Mhm. - Przytaknął, po czym wstał, idąc za blondynem w stronę wyjścia. Gdy Kise się zawahał, w którą stronę tak właściwie ma iść poprowadził go w kierunku małej salki stojącej za stołówką. W końcu do niej dotarli. Wszyscy siedzieli na specjalnie dostawionej, drewnianej ławce. Jedynie Aomine i Kuroko rozmawiali o czymś, cała reszta udawała, że wcale nie jest tym tematem zainteresowana i wcale się mu nie przysłuchuje.
- Ossu! - mruknął Kise, siadając obok Midorimy. Wpatrzył się w kapitana, tak jak reszta. Jakieś szczególne ćwiczenia na dziś...?
- Gimnastyka artystyczna. - mruknął zielonowłosy.
- Midorimacchi, ty masz poczucie humoru~?! - autentycznie się zdziwił. Albo przynajmniej po mistrzowsku udał zdziwienie...
Shintarou prychnął cicho w odpowiedzi. To przecież jasne, że miał.
- Będziecie ćwiczyć w parach. Daiki, jesteś z Tetsyuą. Atsushi i Shintarou, zgrajcie się lepiej. Ryouta, trafiasz do mnie.
- Chwila, chwila. Najpierw mi powiesz coś ty zrobił. - Aomine wstał, podchodząc do swojego kapitana. - Co miało oznaczać to nocne wycie?!
- Jesteś zbyt tępy, żeby zrozumieć.
- Oi!  
     Kise z uśmiechem słuchał słów kapitana. Dosłownie jakby po jego myśli pozwolił mu spędzić ćwiczenia w pewnej odległości od Aominecchi'ego~... Chyba nieświadoie mu pomógł~!
     Już podnosił się do wykonania rozkazów, gdy Daiki zaczął kłótnię. Kise spochmurniał nieco. Tak, nie podobało mu się, ale... Dzięki temu podreperował nieco swoje relacje z Aominecchim, nie?
- Dobrze już, Aominecchi, proszę, nie kłóćcie się~... Akashicchi nieświadomie wywołał tego ducha, grunt,  że nic się nie stało. - Uśmiechnął się blado. Naprawdę miał nadzieję, że zaczną normalny trening...
- To nie był żaden duch, Kise!
- Brawo, dziesięć punktów dla slytherinu. A teraz jeśli grzecznie nie pójdziesz zrobić tego co ci kazałem, obiecuję cie wykastrować plastikową łyżeczką do herbaty. - Aomine przełknął nerwowo ślinę, widząc przymrużony wzrok jakim obdarowała go ta gnida. Nie uśmiechało mu się tracić genitaliów, byłby mu jeszcze potrzebne!
- Sadysta. - Warknął odchodząc do stojącego pod ścianą Kuroko.
- To był duch. - mruknął blondyn pod nosem i spojrzał na Akashi'ego, który właśnie zachichotał. No cóż, nie żeby coś, brzmiało to raczej... dość niebezpiecznie. Ale on naprawdę uwierzył w tę historię, no~! Przecież nikt nie mógł podrabiać tego wilka, jak wszyscy byli obok... - Akashicchi, zaczynamy rozgrzewkę~? - spytał, niepewnie przekręcając głowę.
- Mhm. - Kiwnął głową. Przez jego twarz przemknął nikły wyraz zadowolonego uśmiechu, który zaraz zmienił się w kpiący. Odszedł wraz z Kise na drugi koniec sali. - Skup się, Ryouta. Przestań się rozglądać. - Skarcił go, jednak jego głos nie brzmiał srogo. Brzmiał... przyjaźnie?  
     Kise automatycznie odwrócił głowę do Akashi'ego, jakby przed chwilą wcale nie chciał się upewnić, co dokładnie robi Aominecchi, jak się zachowuje i... w ogóle. Oj no, on chciał po prostu... A zresztą, nie, nieważne, on wcale o nim nie myślał~! Da radę wytrzymać bez niego tę chwilę, a nawet dużo dłużej!
     W bojowym nastroju już postanowił skupić się na porządnej rozgrzewce, zupełnie ignorując istnienie wszystkich, poza Seijuurou.
- Gah, nie tak mocno! Chcesz żeby mi łapa spuchła?! - Wydarł się z żalem Aomine. Machał zaczerwienioną dłonią, próbując pozbyć się piekącego uczucia, cholera, odzwyczaił się od tych podań. Zbyt rzadko trenuje.
- Przepraszam, Aomine-kun, jednak powinieneś bardziej skupiać się na moich podaniach.
- Hę?! Przecież jestem zajebiście skupiony! Nic mnie nie rozprasza!
- Daiki, to nie jest kółko wzajemnej adoracji. Albo zamkniesz swoją jadaczkę i zaczniesz trenować, albo czeka cie niespodzianka.
- Pierdolę te twoje "niespodzianki". - Wymamrotał, ostatnie słowo omal nie wypluwając z ust.
- Akashicchi, tutaj... - mruknął Kise, nie spuszczając oczu z kosza. Spróbował zmyłki, ale Akashi, mimo kontrolowania wszystkich dookoła, zablokował go. Ryouta z całych sił skupił się na grze i w końcu strzelił. Nie rozpraszał się innymi trenującymi, skupiał się wyłącznie na kapitanie. To w cudowny sposób uwalniało jego myśli od wszeliego ciężaru. Czuł się cudownie i lekko, grając. To nie to samo, co sparing z Aominecchi'm, ale... Ugh, nie, o nim nie myślał. Najważniejsze teraz, to wyminąć Akashi'ego... - Akashicchi~! - jęknął, widząc celny strzał czerwonowłosego. - Jeszcze raz. - Uśmiechnął się i zabrał piłkę spod kosza.
- Kazałem ci się skupić. Nie rozpraszaj się.  
- Przecież się skupiam~! - jęknął protestująco i skupił się na piłce. Musiał wykonać masę skomplikowanych ruchów, by mu jej nie oddać, ale się udało. Teraz zacisnął usta, starając się tylko wbić ją do kosza. Nie liczyło się nic poza nią i jego przeciwnikiem. Całkowicie poświęcił się grze, tym razem nie myśląc nawet o granatowowłosym. Uśmiechnął się lekko do Seijuurou, gdy poraz kolejny odebrał mu piłkę i zablokował go, odbierając ją i tym razem rzucając. Wpadła. - Widzisz, Akashicchi~? - wyszczerzył się do niego radośnie. - Nie pozwolę ci wygrać, nie martw się! - Wrócił do gry, czując w końcu to radosne podniecenie towarzyszące mu zawsze w dążeniu do wygranej.
- Jestem z ciebie dumny, Ryouta. W końcu ci się coś udało, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. - Odpowiedział., kozłując powoli piłkę. Nie grał ostro, nie miał zamiaru.
- Umm~... Dzięki, Akashicchi~! - Mimo lekkiego uśmiechu wciąż pilnie śledził piłkę. Zasłuży sobie dzisiaj na prawdziwą pochwałę, a co~! W końcu musiał doskonalić swoje umiejętności... Ale to nie była pora na myślenie o tym. Spróbował przechwycić piłkę, ale się nie udało. Dopiero pod koszem nie dał jej wrzucić, łapiąc i kozłując w drugą stronę. Chciał to wygrać, naprawdę chciał być coraz lepszym. Uważnie obserwował przy tym grę kapitana i śledził jego ruchy. To był najlepszy sposób na naukę i przewidzenie, jaki ruch teraz wykona. Dzięki temu uniknął zabrania piłki i biegł dalej. Wkładał cały swój wysiłek w grę z Akashi'm. Jednak ten chyba nie grał do końca poważnie... Trochę dawał mu ulgi, przynajmniej tak wydawało się Ryoucie.
     Aomine bacznie przyglądał się ich grze. Coś mu w niej nie grało. Nawet przez chwilę miał wrażenie, że zobaczył lubieżny uśmiech kapitana, jednak szybko odrzucił od siebie tą myśl, zrzucając to na przewidzenie. Zapatrzył się przez moment na kozłującego blondyna, podbierając się pod boki. Szybko uświadomił sobie jakim to było błędem. Kuroko podał do niego piłkę, której nie zauważył. Mocne uderzenie w brzuch natychmiast zgięło go w pół. Stęknął boleśnie i zakaszlał, próbując złapać oddech.
- Hę? Co się stało, Mine-chin?
- Aomine-kun? Wszystko w porządku?
     Kise zignorował zamieszanie, tłumacząc sobie, że i tak nic poważnego nie mogło się stać. Ledwo uniknął odebrania sobie piłki i pobiegł pod kosz. Jednak odwrócił głowę w stronę Aominecchi'ego na ułamek sekundy i piłka została mu zabrana. Pobiegł, skupiając się, żeby ją odzyskać. Z niemalże fochem obserwował, jak piłka wpada do kosza.
- Jeszcze się odegram, Akashicchi~! - Zabrał ją spod kosza i gra zaczęła się od nowa.
- Nie sprawdzisz co z nim? - Zapytał Sejiuurou, patrząc na kulącego się Daikiego. Kąciki ust same powędrowały mu ku górze w wyrazie kpiny. As Pokolenia Cudów pokonany przez zwykłą piłkę do kosza, imponujące. Aomine ciężko kaszlał, klepany po plecach przez lekko zmieszanego Tetsu. Zabawne.
     Blondyn przerwał, chwytając piłkę w dłonie i zatrzymując się. Popatrzył na Daiki'ego, lekko nie kontaktując, co się tak właściwie stało.
- Aominecchi, poradzisz sobie, nie? - spytał dość głośno, by ten go usłyszał. Popatrzył na Tetsu. - Oi, Kurokocchi, co się stało..?
- Aomine-kun nie zauważył piłki.
- Aominecchi, gdzie ty masz oczy~? - parsknął Kise, jakby nigdy nic. - Powinieneś uważniej grać, bo niedługo Kurokocchi cię ogra~!
- Stul pysk. - Wychrypiał. Takie docinki działały mu w tym momencie niewyobrażalnie na nerwy. Nie dość, że musiał wysłuchiwać kazań tego zzieleniałego idioty, to jego brzuch promieniował niewyobrażalnym bólem, a to wszystko zdarzyło się tylko dlatego, że zagapił się na jego mordę. Żyć nie umierać.
- Aominecchi, nie mów tak do mnie. - odezwał się niezwykle poważnie, zaciskając pięści. Puścił piłkę i podszedł do niego. - Puść swój brzuch, upewnimy się, czy mocno oberwałeś i potrzebujesz jakiejś maści, dobrze? - Stanął tuż przed nim i popatrzył mu niepewnie w oczy. Zgodzi się...? W końcu Kise nie chciał go zgwałcić podnosząc jego koszulkę, chciał tylko zobaczyć, czy nic mu nie jest... Ale może Aominecchi jest teraz uprzedzony...? Co on w ogóle robi? Powinien zostawić to komu innemu...
Daiki odwrócił głowę, usiadł i z zaciętą miną mruknął:
- Tsh. Jak sobie chcesz. To nic poważnego, nadal żyję.
- Dopiero co jęczałeś jak to umierasz w agonii piekielnej.
- Zamknij się, wodoroście, nikt cie nie pytał o zdanie.
Bolało. Kurewsko go bolało. Piłki Tetsu zawsze były mocne, jego dłonie niejedno krotnie na tym ucierpiały, jednak przyjęcie ich brzuchem to zdecydowana przesada.
- Ale Aominecchi się do tego nie przyzna. - Blondyn stwierdził oczywistą oczywistość. Przyklęknął przy nim i usiadł na swoich nogach. Podwinął lekko jego koszulkę i zmarszczył brwi. Opuszkami palców dotknął jego brzucha, badając, gdzie dokładnie uderzyła go piłka. - Boli, Aominecchi? - spytał poważnym tonem. Może jakaś maść na siniaki...? Wolno ją nakładać, jak siniaka jeszcze nie widać...?
Daiki syknął cicho i zmarszczył brwi.
- Nie.
- Oczywiście. - Skinął lekko głową i przesunął palcami po jego skórze jakieś pięć centymetrów w lewo. Starał się z całych sił nie pokazywać, że dotykanie jego skóry w jakiś sposób go cieszy. Miał z tym skończyć i tyle. - Tu też cię "nie boli", Aominecchi? - Popatrzył na jego twarz, próbując dokładnie zbadać jego reakcje.
- Nie. - Odpowiedział pewnym głosem. Nie jest żadną babą. Ale w sumie mogli by to czymś posmarować, chujowo mieć tak promieniujący ból. Odwrócił wzrok i utkwił go na jednej ze ścian. Dotykanie przez Kise przy wszystkich wcale go nie peszy. To tylko... Dobra, może i peszy, ale to jeszcze nic nie znaczy. Nie jest żadnym, kurwa, pedałem i nigdy nie będzie. Nawet jeśli teraz by go do siebie chętnie przyciągnął, gdyby nie reszta drużyny. Nie i koniec.
- W takim bądź razie posmarujemy to niebolące miejsce, dobrze~? - Kise uśmiechnął się lekko i odsunął. Dłużej nie zniósłby przebywania tak blisko niego... - Apteczka powinna być w szatni, prawda, Akashicchi~?
- Wstał i odwrócił się, po czym odbiegł w jej kierunku. Dłoń mu lekko drżała. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko. Zadrżał i zamknął oczy. Miał o tym nie myśleć...
     Zebrał się w sobie i wziął apteczkę. Maści rozgrzewające, na siniaki, stłuczenia... Wziął jedną i wrócił na salę, uśmiechając się wesoło. Da radę. Udowodni sam sobie, że może podejść i nie zrobi to na nim wrażenia!
Podszedł do leżącego na posadzce Aomine, który tylko prychnął cicho.
- Przecież mówiłem. Nie boli i żyję.
- My nadal chcemy cie złożyć w ofierze, Daiki.
- Bogom koszykówki. Ta, zajebiście, urzekła mnie twoja historia.
- I nadal chcemy cie wykastrować.
Po tych słowach zaprzestał dalszej dyskusji. Co to to nie. Nie da sobie odciąć tego co mu potrzebne. Co jego to jego i spierdalać.
- Ale mówiłem przecież, że mnie, kurna, nie boli.
- Oczywiście Aominecchi, ale jak ty się nie posmarujesz, to ja to zrobię. - Kise stanął przed nim z uroczym uśmiechem i wyciągnął rękę z maścią na stłuczenia, żeby Daiki mógł ją wziąć. No chyba nie odmówi, na pewno nie chciałby, żeby Kise go dotykał. Dlatego blondyn postawił go właściwie w sytuacji bez wyjścia, dumny ze swojego pomysłu.
- Tsh, robię to tylko po to żebyś się odczepił. - Wziął od niego maść i niestarannie nałożył. Opuścił z powrotem koszulkę i oparł się wygodniej o ręce. O nie, nie wstanie. Nie ma zamiaru trzymać się za brzuch, tak jest lepiej. - No co? Po prostu nie chce mi się wstawać. - Mruknął widząc spojrzenie przyjaciela. - Siadaj i nie patrz na mnie tymi oczami.
- Boli cię, co nie? - mruknął, nie przestając patyrzeć na niego z wyrzutem. - Posmaruj stłuczenie dokładniej. Na razie możesz położyć się na ławce, albo odprowadzę cię do namiotu, odpoczniesz, co ty na to~? - spytał z nieco większym entuzjazmem. Aominecchi się położy, a on pogra, nie myśląc o nim... Zaraz, jakby to było możliwe, kiedy martwił się, że coś go boli...
- Nie, siadaj i nie dramatyzuj. Patrz, reszta i tak gra już bez nas. - Kiwnął głową w kierunku drużyny. Akashi i Midorima vs Murasakibara i Kuroko. - On serio nie lubi przegrywać.
- Tym bardziej możemy stąd iść. - westchnął. Chciał pograć, chciał znów uwolnić się od męczących go myśli... To było nieznośne. Nieznośne było siedzenie koło Aomine i niemożność nawet dotknięcia go, gdy miał na to aż taką ochotę. Westchnął cicho i zagapił się na grę, przysiadając na deskach podłogi i podkulając nogi pod brodę. Przynajmniej sprawdzi ich grę...
- Dobra, to zwijamy się. - Aomine zacisnął zęby i wstał. Podparł się pod boki, lekko zagryzając wewnętrzną stronę policzka, jednak stał dzielnie jak na członka rodu Aomine przystało. - Spieprzamy stąd póki możemy. Przed wejściem zdecydujemy gdzie idziemy. - Szybkim krokiem pociągnął go za rękę w stronę drzwi, wyprowadzając na zewnątrz.
- Uhm. - Zaskoczony, ale nadal dość wesoły Kise poszedł za nim i dał się wyciągnąć z sali. - Aominecchi, z tym bólem brzucha to ty możesz iść co najwyżej do łóżka. - stwierdził pewnie. Niech przestanie boleć, to będzie mógł przecież iść gdziekolwiek...
- No to idziemy do namiotu. - Odpowiedział, kierując się w jego stronę. Nie była to długa droga, więc po chwili byli już na miejscu. Daiki odsłonił płachtę i wszedł do środka, zaraz kładąc się na swojej pryczy, ledwo powstrzymując ciche syknięcie. Ciekawe jak duży i barwny będzie jego siniak, chwalić ciemną karnację.
- Przynieść ci coś, Aominecchi~? - Kise stanął obok, niepewny, co właściwie powinien robić i po co tu przyszedł. - Może herbaty, albo coś~? Jakbyś miał na coś ochotę, to mów. - zaproponował, wymuszając perfekcyjny lekki uśmiech na swoich ustach. Nie no, skąd, nie czuł się niezręcznie... Skądże. Po prostu nie wiedział, co ze sobą zrobić.
- Nie. - Odpowiedział. Nic nie chciał. po co Kise się tak wysila? Przecież nie musi mu niczego przynosić. - Posiedź tu ze mną. - Odparł.
- Hmm... Mhm. - wydał z siebie niepewny odgłos i usiadł na względnej podłodze namiotu. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że miał się uśmiechać, więc popatrzył na niego wesoło. - Oi, Aominecchi, z tej perspektywy jesteś jakiś wielki~! - zaśmiał się.
Daiki popatrzył się na niego zaskoczony tą nagłą głupotą sytuacji.
- Co ty biadolisz? - Spytał. Chwilę leżał na boku, wpatrując się w niego, jednak myśli zaraz zboczyły na inny tor. - Lubię cie. - Wypalił.
- Ej, ja tylko mówię, co... - Przerwał i popatrzył na niego, zaskoczony. Nie poruszył się. Przez jego plecy przeszedł jakiś nagły impuls, by wstać i po prostu przytulić się do Daiki'ego. Stłumił go w ostatniej chwili. W końcu Aominecchi'emu nie mogło chodzić o TAKIE "lubię cię"... Uśmiechnął się wesoło, grając resztkami silnej woli zwyczajną radość. - Tak, tak, przecież wiem Aominecchi, inaczej nie bylibyśmy przyjaciółmi~! - Ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło, ale wyszło nawet naturalnie. Sam nie wierzył, że to mówi, zamiast wyjść i ochłonąć. Coś zakuło go w sercu, ale nie przestawał się uśmiechać. W końcu musiał grać, żeby nie stracić chociaż jego przyjaźni...
- Lubie cie. - Powtórzył. - Ale inaczej. - Nie miał pojęcia co mówi, nie zastanawiał się. Myśli nad tym już tyle czasu. Kise nadal zachowuje się jak dawniej, pomimo tamtego incydentu. Skoro nawet to nie zmieniło jego przyjaciela... To to chyba też nie może, prawda? Chujowo lubić faceta w ten sposób, ale Midorima lubi w dupę, więc nie jest sam, chociaż on woli wkładać, jak to na potomka Aomine przystało... chyba.
- Inaczej~? - Przełknął nerwowo ślinę i tak samo nerwowo się uśmiechnął. Przekręcił lekko głowę. - Jak "inaczej", Aominecchi~?
     Musiał sobie żartować... Żartował sobie z niego. Zwyczajnie chciał sprawdzić, czy Kise znów się na niego rzuci, czy jest taki, jak to sobie zapewne od wczoraj wyobrażał... Nie, nie był. Nie pokaże po sobie, jak bardzo go kocha. Nie, nie, nie. To tylko kiepski żart... Bardzo kiepski.
- Jesteś głupi, serio karzesz mi to głośno mówić. - Daiki zawiesił się na moment, dając sobie mentalnego kopa w dupę. Przecież piętnaście minut temu zarzekał się, że nie jest pedałem. - Ten... no... Wolę tęczę.
     Ryouta popatrzył na niego chwilę z totalną dezorientacją na twarzy, po czym klepnął się dłonią w czoło i tak pozostał, zanosząc się od śmiechu, który poniekąd po prostu rozładowywał jego histeryczne napięcie.
- T-ty... Aominecchi, ty... HAHAHA! - Przewrócił się na ziemię i popłakał się, sam już nie wiedział, czy ze śmiechu, czy z ulgi, czy z czego innego. - Aominecchi, ty głuuupku~... - mruknął i powoi zaczął się uspokajać. Popatrzył na niego z uśmiechem, ale mimo wszystko nie do końca mu wierząc. - Skoro wolisz tęczę, to daję wam moje błogosławieństwo. Ale wybrałeś sobie bardzo ulotną miłość, wiesz~? - rzuci, zwyczajnie się z niego naśmiewając. Zaraz jednak spoważniał. - Tak po prostu~? Wydaje ci się, Aominecchi. - Wzruszył lekko ramionami, jakby to nie było nic takiego. - Nie mógłbyś mnie kochać, bo wolisz dziewczyny. Nie martw się, ja o tym wiem. - Nie było sensu się uśmiechać, jednak mimowolnie uśmiechnął się smutno. - Tak więc nie zaprzątaj sobie mną głowy. Nie stanę się dziewczyną, więc nie ma szans, żebyś polubił mnie w TYM sensie. - Westchnął. Wyrzucił to z siebie... I wcale nie było mu z tym lżej. Ale przynajmniej jaśniej...
Aomine wysłuchał go do końca, coraz bardziej marszcząc brwi. Już pominął fakt nagłego ataku śmiechu, ale no ludu niebieski.
- A może jestem bi? Szach mat, frajerzy. - Odparł. O nie, nikt mu nie będzie, kurwa, mówił czy mu się wydaje czy nie. Jego popierdolony mózg to jego popierdolony mózg, nikt tego popierdolenia nie zna lepiej niż on.
- Akurat. - burknął i założył ręce na piersi. Nie wierzył w to, po prostu. Niemożliwe... - Więc, możesz mi to udowodnić w jeden sposób. - Przybliżył się, opierając się o krawędź jego pryczy. Popatrzył mu prosto w oczy. - Powiedz mi, jak się czujesz, Aominecchi? Kiedy jestem blisko. Co o mnie myślisz? Co, kiedy jestem daleko?
     Był pewien, że nie dostanie odpowiedzi. To zwyczajnie nie mogła być miłość... Nie, już raz się tak łudził... To na nic.
- Lepiej. - Burknął. - A jak jesteś daleko to jest dziwnie. - Daiki chwilę się nad czymś zastanawiał, po czym posunął się, robiąc miejsce na połowie pryczy. - Połóż się tu. - Ignorował swoje myśli. Jakaś część nadal w nim krzyczała, że nie powinien tego robić, powinien dać sobie spokój i zapomnieć. On i tak zrobi po swojemu.
     Ryouta wbił spojrzenie prosto w jego oczy, przypatrując mu się chwilkę w ciszy.
- Aominecchi... - Zagryzł wargę. Powiedzieć, nie powiedzieć...? Co miał do stracenia? - Wiesz, ja cię kocham. - Jego wzrok stał się niepewny, jakby oczekiwał na nagłe "wyjdź" czy coś podobnego. - Jestem tego pewien... Dlatego nie chcę się nawet zbliżać, jeśli nie jesteś pewien, czy coś. To po prostu za bardzo by bolało, gdyś... No więc... Tego... - Zaciął się i spuścił głowę. - Nie musisz podejmować poważnej decyzji, ale jeśli chcesz spróbować, to potraktuj mnie poważnie, dobrze? - Nie podniósł wzroku. - A jeśli chcesz spróbować, bo tak ci się przywidziało, to odpuść teraz...
- Połóż się tu. - Powtórzył. To chyba jasne, że nie był pewien. Ale wiedział, że nic mu się nie przywidziało ot tak. Przynajmniej to jedno mógł sobie zagwarantować.
- Umm... Dobrze. - Skinął lekko głową i wstał, a następnie ułożył się sztywno obok Aomine. Nie chciał go dotykać... Skoro miał się położyć to jedno, ale sfera osobista to drugie, prawda? Kto mógł wiedzieć, na jak dużo mógł sobie pozwolić przy swoim przyjacielu...? Już raz się łudził, że to "coś" i mocno się zawiódł. Nie chciał tego powtarzać.
     Daiki objął go ramieniem, przysuwając bliżej siebie. Serce zaczęło mu się boleśnie obijać o żebra. Wtulił nos w jego włosy. Na sam zapach coś go zaczęło przyjemnie łaskotać w żołądku. Nie jest źle, prawda? Nic go od niego nie odrzuca, wręcz przeciwnie. Midorima na pewno byłby z niego dumny. Cholera, chyba się stacza.
     Blondyn skulił się lekko w jego ramionach. Nie spodziewał się, że będzie tak blisko... Każdy jego dotyk był po tym wszystkim dla Kise onieśmielający, ale też podwójnie przyjemny. Nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić, dlatego przez chwilę nie robił nic. Dopiero po chwili nieśmiało przemógł się, żeby też spróbować coś zrobić. Wyciągnął ręce, obejmując go delikatnie w pasie i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi, muskając ją delikatnie swoim oddechem. Chciał cokolwiek powiedzieć, ale jednocześnie nie chciał przerywać tej słodkiej ciszy. Był niczym spłoszone zwierzątko, w każdej chwili spodziewające się kolejnego odtrącenia. Słowem, gestem... Po prostu się bał.
- Nadal mi nie wierzysz, co nie? - Zapytał Aomine.
- Szczerze~? - mruknął cicho. - Nie... Boję się, Aominecchi. Ale też nie chcę ci niczego narzucać. Nie masz pojęcia, jak się czuję... - dodał niemal niesłyszalnie. Dobrze, że nie musiał patrzeć mu w oczy...
- Przepraszam? - Mruknął. No i co on niby miał na to odpowiedzieć? To przecież nie jego wina. Skoro nic nie mówi, to w jaki sposób ma być tego świadom?
- Nie zapytałeś. - wyjaśnił cicho. - Chyba w końcu podjął decyzję. Skoro nie czuł się pewnie, musiał to w końcu wyjaśnić i upewnić... - Wiesz co, Aominecchi? Czuję się tak już od strasznie dawna... Myślałem, że dam radę i po prostu pozostaniemy przyjaciółmi... To przez ten wyjazd wszystko się pogmatwało. Znowu serce mi tak mocno bije i w ogóle nie mogę wytrzymać, bo jak jesteś blisko to w ogóle nie mogę się skupić i nie wiem co myśleć i nie wiem, co robić i... no. - Poczuł, jak jego twarz robi się gorąca i wtulił twarz jeszcze mocniej w jego szyję. Może to było głupie i dziecinne, ale nie chciał teraz na niego patrzeć. Bardziej głupio już chyba nie mógł się czuć... Nie wiedział nawet, jak określić, jak się przy nim czuje. - I chcę być blisko, ale wiem, że to zupełnie nie w twoim stylu, bo akurat musiałem urodzić się chłopakiem. - zakończył kulawo. Automatycznie spiął się i czekał, aż Daiki uzna to za jakiś absurd i w końcu uświadomi sobie, że nie chce się podejmować nawet tej głupiej próby. Ale Kise naprawdę nie mógł dłużej wytrzymać i dusić tego w sobie... Już dłużej by nie wytrzymał. Teraz było mu lżej, jednak nadal się bał. Do tego był kompletnie zażenowany...
Aomine nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Nigdy nie był dobry w takich gadkach, Kise doskonale o tym wiedział.
- Nie przeszkadza mi to. - Mruknął. - Rany... czemu ty zawsze musisz wszystko komplikować. Nie mogłeś powiedzieć od razu?
- I niby zaakceptowałbyś to tak po prostu, Aominecchi? - spytał poważnie, choć wciąż ukrywał twarz. - Że jestem nienormalny i mi się podobasz? Nie sądzę. - burknął. Oczywiście, że nie mógł mu powiedzieć tak po prostu... To jednak trudne. Zwłaszcza, kiedy wszyscy wyśmiewają ich choćby przez swoje domysły.
- Zawsze mógłbym spróbować, tak? Jestem tolerancyjnym człowiekiem. Tolerancja to zajebistość, a zajebistość mną ocieka. Poza tym... a zresztą, nie ważne.
- Czyli w wolnym tłumaczeniu tolerancja tobą ocieka. - Mimowolnie się uśmiechnął. - Co jest takie nieważne, Aominecchi~? Powiedz, powiedz, chcę wiedzieć~... - jęknął prosząco. Nie wytrzymywał tego napięcia. Gdyby nie użył mniej poważnego tonu, to by wybuchnął.
- No przecież mówię, że nie ważne. Po prostu chciałem się zapytać jak mam ci to udowodnić, nic więcej.
- Czyli jednak ważne. - uparł się. - To bardzo ważne, bo... Wystarczy, żebyś ze mną był, Aominecchi. - Zacisnął mocno powieki. Starał się zignorować wizje wspólnego życia przelatujące mu przed oczami. To było niemożliwe... No właśnie, jakoś po prostu nie mógł w to uwierzyć, nie ważne jak się starał. Daiki całujący go z zaskoczenia? Miły wieczór spędzony ot, tak w swoim towarzystwie? Aominecchi, który widzi w nim... Jego całego takim, jakim był? Bez tajemnic? Bez udawania? Całkiem otwartego? Nie wierzył w to, bo jego ukochany nigdy nie myślał nawet o takim życiu, nie mógł traktować tej perspektywy poważnie... Nie z nim. - Wystarczy, żebyś mnie nie opuszczał. - Otworzył oczy, wpatrując się w jego szyję. Wygodnie mu się tak leżało, mimo wszystko. Mógłby tak do końca dnia.
- Mogę być. - Stwierdził. - Czekaj, nie tak. Inaczej. Czy chcesz ze mną być? - Pierdoli, nigdy nie był dobry w te klocki. Skoro tylko tak może pokazać Kise, że może mu ufać tu z nim będzie. A jak im nie wyjdzie z jego powodu to... nie wyjdzie.
     Ryouta odsunął lekko głowę, by na niego spojrzeć. Nie, najwidoczniej nie żartował sobie z niego... A jako, że nagle nastrój stał się poważny, postanowił, że w końcu na niego spojrzy.
- Chcę. - potwierdził poważnie. Zaraz jednak dotarło do niego, że może niepotrzebnie go tremuje swoim poważnym podejściem, dlatego uśmiechnął się lekko. - To teraz buziak na początek związku, co, Aominecchi~? - rzucił, oczywiście półżartem. Wcale tego nie oczekiwał. Nie musiał go całować, czy coś, wystarczy, że był obok...
     Daiki zawahał się. Chwilę analizował sytuację, po czym delikatnie go pocałował. Jak w jakiejś pierdolonej portugalskiej telenoweli.
- Masz i się ciesz. - Burknął. Jednak nie będzie mieć dzieci i nie założy prawdziwej rodziny. Ale domku na drzewie nie odpuści. Co to, to nie.
- A-ano... - Zaciął się i zarumienił lekko. Nie sądził, że on to naprawdę zrobi... - Dziękuję, Aominecchi.
     Przesunął się trochę i wtulił policzek w jego klatkę piersiową, słuchając rytmu serca. Tak po prostu... Zawsze tak chciał. Dwa razy nawet mu się to śniło. To był prawdziwy dowód na to, że jego marzenia miały szansę się spełnić...
- Ale to ty robisz za kobietę i mówisz "gracias amigo". - Zaznaczył.
- Co? - Aż cały się zatrząsł ze śmiechu. - Aominecchi no baaka~! - zanucił niemal, zerkając na niego. Chyba mógł się do tego przyzwyczaić... I w końcu poczuł się swobodnie. - Za co mam jeszcze dziękować niby, co~?
- Nie wiem. Tak mówią w tych głupich telenowelach co ogląda moja matka. Jej się pytaj, to ona jest znawcą. Wiem, że zawsze gadają "gracias amigo", ja nawet nie wiem co to znaczy. - Wzruszył ramionami.
- "Dziękuję, przyjacielu". - Wyszczerzył się. - Nie pytaj, skąd wiem, to tajemnica~! - Zerknął w dół, a potem znów na jego twarz. - Ne, Aominecchi, nadal boli cię brzuch~?
- Oglądasz potajemnie z siostrą i mamą telenowele od czternastego roku życia, nie pytaj skąd wiem, to tajemnica. - Zaśmiał się. - Nie. Od dłuższego czasu już nie boli.
- A... Aominecchi~! - niemal pisnął. - Jak możesz! Kurokocchi ci powiedział, prawda? Jak go złapię to go zniszczę! - zagroził, jednak nadął przy tym policzki, a po chwili "pufnął" z niezadowoleniem. Tak wydać jego tajemnicę... Żeby jakoś się zemścić, dźgnął Daiki'ego palcem wskazującym w klatkę piersiową. - Ty też jesteś winny, nie myśl sobie, jeszcze pomyślę nad zemstą. - naburmuszył się.
- Mówiłem, że tajemnica. Chwila, jaką znowu zemstą? - Zdziwił się. - Ja jestem niewinny, weź się.
- Nie ma tajemnic, wiedział tylko Kurokocchi i... Ta stara wiedźma! - Naburmuszył się bardziej na myśl o swojej siostrze. - Nie powinieneś o tym wiedzieć, Aominecchi, dlatego teraz zginiesz. - Popatrzył na niego spod byka, ale zaraz się wyszczerzył. - Żartowałeeem~! Ale nie mów nikomu. Obiecasz~? Oni i tak się ze mnie śmieją...
- To cie zdziwię, bo ja też wiedziałem, ale z innego źródła. - Poinformował. - Będę miał czym cie szantażować, nie obiecam. Jak mi nie będziesz chciał robić jedzenie to wiesz co cie czeka.
- No chyba żartujesz~... - mruknął, opierając czoło o jego tors. - Pff, nie ma szans, żeby ktoś jeszcze wiedział... W ogóle Aominecchi, wiszę ci jeszcze stek~! - przypomniał sobie. - Ale poza tym... Ej, a dlaczego mam ci robić jedzenie~? - Popatrzył na niego z jawnym fochem na twarzy.
- Bo jedzenie jest dobre na wszystko, a ja jestem noga w kuchni. - Odparł. Wolał sam sobie nie gotować, gdyby nie kochana rodzicielka umarłby śmiercią głodową i to wcale nie jest przesadzone gadanie.
- No to dobrze, będę ci gotował, jeśli tylko nie masz wygórowanych wymagań. - oznajmił po namyśle. - Ale na razie mamy co jeść, więc~...
- Chciał zaproponować pójście na obiad, ale z drugiej strony za nic w świecie nie chciał go teraz wypuścić... Chociaż... Chyba nie powinni przegapiać pory obiadowej? - Umm, może coś zjemy, zanim reszta zleci się z treningu...? - zaproponował cicho. Właściwie to miał nadzieję, że go nie usłyszy.
- Nie chce mi się nigdzie iść. - Oznajmił. Leniwy leń zdecydowanie do niego przemawiał. Ruszenie się teraz gdziekolwiek i wstanie z tej średnio wygodnej pryczy było prawie że nie możliwe.
- No to i tak zjemy później. - Spróbował ukryć uśmiech, który sam wypływał na jego usta. Przymknął oczy i westchnął cicho. Rozluźnił się, jakby miał zaraz zasnąć. Nawet mu się ta perspektywa podobała. Był troszkę zmęczony po treningu. Odpłynąłby na ledwie kwadrans, żeby zregenerować siły. Był tylko jeden problem - było mu nieznośnie gorąco. - Aominecchi, będziesz miał coś przeciwko, jak na razie ściągnę koszulkę~? Strasznie mi gorąco... - westchnął sennie.
- Co? A, jak sobie chcesz. - Mruknął, biorąc rękę z jego talii.
- Dzięki... - Westchnął i przewrócił się na plecy i ściągnął koszulkę, nie otwierając nawet oczu. Teraz było w sam raz ciepło. Uśmiechnął się lekko i przewrócił na bok, ziewając. Oparł tylko czoło o klatkę piersiową Aominecchi'ego, starając się w niego nie wtulać, skoro już nie miał koszulki. Pewnie dziwnie by to wyglądało z perspektywy Daiki'ego. A on nie miał nic takiego na myśli, jemu tylko było gorąco... - Obudź mnie, jakbym spał za długo, dobrze, Aominecchi~...? - mruknął, przysypiając.
- W porządku. - Odpowiedział, samemu układając się wygodniej. Może też spróbuje zasnąć? W sumie nie jest śpiący, ale samemu też mu się nie chce siedzieć, patrząc w sufit i rozmyślać. Zwłaszcza, że nie miał zamiaru słuchać teraz swoich myśli, były zbyt dziwne, a coś nadal w nim krzyczało, że tak być nie powinno.
     Blondyn odpłynął, całkowicie zatracając się w swoich snach. Otworzył lekko usta, rozluźniając się i opierając się wygodniej o ciało Aominecchi'ego. Nie wtulał się w niego, wystarczyło mu, że źródło ciepła było tak blisko. Westchnął cicho i drzemał dalej.

2 komentarze:

  1. Aaa pierwszy ...haha

    Spoko rozdział... Awww aomine jak mogleś nie zauważyć lecącej piłki kuroko ,he?
    Haah ąz zobaczyłem w myślach cały twoj rozdział..hahah cudowny...
    Oo kise jest teraz szczęśliwy.. Zazdroszcze mu tego ciepełka .. Ja sie odmarażam w pokoju zawinięty w kołdre i 2- wa koce...i mi ziomno...- też chce takie ciepełko z ciala chłopaka :p.
    Ahashi specjalnie kazał aomine być z kuroko w parze by kise był z nim...dzieki temu odwapracał jego uwage od podań kuroko .....*.-
    Ide czytać dalej ( jeśli jest rozdził)
    Życze ci dobrej weny w dalszym pisaniu i szcześliwego nowego roku( mimo że już jestm, a ty raczej nie przeczytasz tej noty ale spoko. )
    Podrawiam~Shizuo Heiwajima

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu miłość *serduszkowooczna emotikonka* W ogóle tak dawno mnie tutaj nie było.. To źle czy bardzo źle? Idk, ale przynajmniej w końcu zebrałam się do kupy i.. Tak ten komentarz jest bez sensu. Etto.. Oczywiście rozdział mi się podobał. Zresztą tak samo jak wszystkie poprzednie i prawdopodobnie również wszystkie następne. Ale któż to może wiedzieć.. Jessu, znów nadużywam kropek. It's not funny *sad emotikon*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń