Aomine nie wiedział kiedy usnął. Obudziły go dziwne szmery nad jego
uchem i zduszony chichot. Przetarł dłońmi twarz, próbując się ocucić.
- Czyli Akashi-kun miał rację. - Uśmiechnął się Tetsu.
- Ja zawsze mam rację, Tetsuya. - odezwał się zadowolony z siebie Akashi.
- Szybko poszło. - skomentował poważny głos.
-
Hę? - mruknął wielce inteligentnie. - Ano... Co wy tu...? - Zerknął na
Aomine i na swój nagi tors. - Łaaa, nie, my...! Ja! Ee... My nic! -
pisnął i próbując wstać zleciał z łóżka. Ekstra, teraz to czuł się
naprawdę ośmieszony...
Daiki powoli zaczynał orientować się co tak
właściwie tutaj się wyprawia. Spojrzał tępym wzrokiem na Kise, potem na
swoją drużynę i znów na Kise. Zakrył usta dłonią w przeciągłym
ziewnięciu, po czym rozejrzał się uważnie dookoła.
- Który idiota mnie obudził? - Zapytał. Miał taki zajebisty sen... Ten który go przerwał jest bestią bez serca.
- Chyba wszyscy, Aomine-kun. Ale to Kise się wywalił.
- Pomoglibyście, a nie~! - jęknął cierpiętniczo blondyn. - Co to ma być...?
- Przyszliśmy popatrzeć, czy Daiki już się do ciebie dobrał.
- CO?! - krzyknął zaskoczony Ryouta. No takiego czegoś to się nie
spodziewał... - My... Wcale... Wcale nie! To nie tak... Aominecchi wcale
się do mnie nie dobiera, skąd w ogóle podejrzenie, że woli facetów? -
miał zamiar bronić chociażby Aomine przed ogólną kpiną. Czekał, aż ktoś
mu odpowie, ale wszyscy tylko patrzyli na niego z wiele mówiącymi
minami. No i co, że był bez koszulki?!
- Ta, zajebista historia. - Daiki z powrotem ułożył się w
wygodnej pozycji. Nie chciało mu się kompletnie nic. Wszechogarniający
leń dopadł w końcu i jego, domagając się powrotu do najlepszego snu jaki
ostatnimi czasy wygenerował jego mózg. - Wypierdalać stąd w podskokach.
- Nie należał do miłych osób, a już zwłaszcza świeżo po przebudzeniu.
Niech płacą za to, że odważyli się przerwać jego wypoczynek. Najlepiej
tysiąc yenów od łebka.
Kise popatrzył to na Daiki'ego, to na resztę Kiseki o Sedai. Niestety zagarnięcie ich poza namiot raczej było niemożliwe...
- A może Aomine-kun i Kise-kun się wstydzą?
- Kurokocchi, daj spokój, idźmy już... No, dajcie się wyspać Aominecchi'emu...
- Chyba nie zaprzeczysz, że Ryouta ci się podoba? - zakpił Akashi.
- Akashicchi, no proszę cię... Aominecchi potrzebuje spokoju, więc ja
idę mu nie przeszkadzać, nie wiem, jak wy. - oznajmił w końcu i ruszył
do wyjścia z namiotu. Chciał zostać i znów się w niego wtulić, ale może
lepiej było mu jednak nie przeszkadzać.
Aomine orientując się, że nikt nie zamierza opuścić jego namiotu
przeciągnął się ospale. Przetarł powieki i spojrzał tępo na swoich
kolegów z drużyny, analizując, z nie małym trudem, w jaki sposób może
ich skutecznie pocisnąć. W końcu jednak zrezygnował, rzucając w ich
kierunku ciche "won, ale ty zostajesz". Kise go posłucha, nie ma innej
możliwości.
- Etto~... Ja? - Przystanął i zawrócił. No bo co innego miał zrobić...?
- Dobra, gołąbeczki chcą zostać same. - parsknął drwiąco Akashi.
- Nie krzyczcie za głośno. Szczególnie o tobie mówię, Kise-kun.
- Daj spokój, Kuroko, idziemy.
- No co, ja jestem cicho jak mnie macasz...
- O czym ty gadasz, nic takiego nie robię! - Midorima nerwowo poprawił okulary.
- Aka-chin, chodźmy na lody~...
- Atsushi, rozumiem cię dwojako. Ty stawiasz.
Blondyn patrzył skołowany, jak grupowo opuszczają ich namiot.
Rozdziawił usta w szoku. O czym oni mówili...? Skąd nagle takie
podteksty... Przecież to homofoby jedne były!
- Aominecchi... - szepnął, niepewny, czy jednak nie miał wyjść... A może tylko mu się zdawało to "zostań"...?
- A nie mówiłem, że Glon i Menda lubią w dupe? - Daiki uśmiechnął się
szyderczo, zaraz opadając z powrotem na poduszkę. Westchnął ociężale,
jednak coś mu tu nie pasowało. Wolał jak Kise spał obok. - Kładź się.
Nie chcę leżeć tu sam. - Mruknął ospale. Nie chciało mu się myśleć, być
uprzejmym, nie chciało mu się generalnie nic. Wiedział jednak jedno,
ciepło blondyna jest przyjemne i zdecydowanie lepiej spało mu się z
grzejnikiem obok niżeli bez niego.
- Sądzisz, że Kurokocchi jest na górze...? - burknął cicho, a po chwili
zaczerwienił się i odwrócił wzrok. - W-w ogóle to n-nie mów tak
Aomine-cchi, b-bo... No bo ja... - Spuścił wzrok, nadymając policzki.
Zabrzmiało jak coś, z czego można się śmiać, a on... No, on też był
uke... - A nieważne. - Wypuścił powietrze i podszedł, kładąc się obok,
jednak nie dotykając Daiki'ego. No bo w końcu... Nie chciał się wtulać
na siłę, czy coś... Od ostatniego odepchnięcia był wręcz przeczulony na
tym punkcie i starał się jak mógł się pilnować.
- Hę? - Spytał Daiki, nie czując na swoim torsie jego ciepła. - Nie pociągam cie?
- C-co to za pytanie, Aominecchi~?! - prawie jęknął, starając się jakoś
ukryć twarz. Cała piekła ze wstydu... Jasne, że go pociągał! Inaczej tak
by się na niego nie rzucał Ani by się nie bał, że się na niego rzuci...
A bał się, no bo... No bo miał powody, o. Dużo powodów.
- Dlaczego tak sądzisz~???
- Bo oddaliłeś się tak, że zaraz zlecisz. Jestem teraz twoim chłopakiem,
tak? Powinieneś mnie przytulać czy coś. Ale nie chcesz to kurna nie.
Przeżyję. Dam sobie radę. Będę jak ten pierdolony samiec alfa... Czy
coś.
- Samiec alfa rzuca się na całe stado, szukając najatrakcynieszej
partnerki, jakbyś oglądał animal planet to byś wiedział, Aominecchi. -
burknął, bo zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. No bo co...? - A tak w
ogóle, to podobasz mi się~... - dodał i nadął na chwilę policzki. Nie
patrzył mu w oczy, nie chcąc widzieć, co myśli o jego zachowaniu. -
Tylko... Bo ja... Bo ostatnio ci się nie podobało, jak cię pocałowałem i
ogółem to... No to... - zająknął się. To było po prostu krępujące... -
No bo nie wiem, czy ci się spodoba, jakbym robił to co chcę móc
zrobić... I ogółem to ja się nadal czuję, jakbyś nie akceptował... No że
ja lubię chłopaków... To krępujące. - dodał na końcu szeptem, mocno
zaciskając powieki.
Daiki zamrugał kilkukrotnie rzęsami, po czym zaśmiał się cicho.
- Tylko oto się martwiłeś? Nie akceptuję, że lubisz chłopaków. Masz
lubić tylko mnie. Nikogo innego, jasne? Tylko moją zajebistość. -
Wyszczerzył się wywyższająco. - Co chcesz zrobić? - Zapytał, kiedy
dotarła do niego reszta słów. Nie jego wina, że rano wolno myśli.
Regeneruje siły. To cena za bycie wyjebistym.
Ryouta popatrzył na niego, nieco zdziwiony, wciąż z zarumienionymi
policzkami. Bez słowa przysunął się bliżej i ułożył głowę na jego klatce
piersiowej, jedną ręką go obejmując. Uśmiechnął się niepewnie, choć
tego Aomine raczej nie mógł zobaczyć.
- Lubię cię, Aominecchi~... - mruknął cicho, ale Daiki z pewnością mógł go dosłyszeć. - Tak szczególnie lubię tylko ciebie.
W końcu wyznał mu naprawdę swoje uczucia... Był nieco zażenowany, ale też kamień w końcu spadł mu z serca.
- To już wiemy. Mów, co chcesz zrobić? - Tak, tak. Nie jest pierdolonym
romantykiem, niszczy podniosłą chwilę, teraz powinni się namiętnie
kochać do nieprzytomności i... - Chcesz się ze mną przespać, tak?
- Co...? Ja? Nn... Nic takiego nie mówiłem! - niemal pisnął. No bo... To
nie tak, że o tym myślał... No może jak... No kiedyś... Ale on... On
tylko myślał...! A ktoś mu kiedyś wmawiał, że za myśli nie karzą. -
Znaczy... Bo ja nic takiego nie mówiłem, bo wiesz Aominecchi, jesteśmy
ze sobą od wczoraj i to chyba jeszcze... - zaczął może odrobinę
spanikowany.
- To chyba jeszcze co? - Rany, jak Kise będzie się tak jąkał to oni
nigdy nie dojdą do porozumienia. Albo go chce, albo nie. Proste i
logiczne.
- No chyba jeszcze... Za wcześnie... Nie? - spytał dość nieśmiało. Niby
chciał i... No po Aominecchim nie spodziewał się, żeby go zostawił po
jednym... Bo on nie był taki, żeby go przelecieć i dać sobie spokój...
Ale... No ale to był drugi dzień, nie minęła doba...! - A... A ty mnie
chcesz, Aominecchi? - spytał cicho, ze zdenerwowania rysując palcem
wzorki na jego koszulce.
- Nie wiem, nie teraz. - Odpowiedział bezpośrednio. Wlepił wzrok w blond
czuprynę wtuloną w jego tors. Miał wrażenie, że nie chce w tym momencie
oglądać jego miny.
"Nie wie"...? Aha. Nie wie.
Z jakiegoś powodu Kise zrobiło się strasznie przykro. Jednak gdyby się
rozpłakał Aomine dobrze by to poczuł, więc tylko cicho pociągnął nosem i
kontynuował rysowanie po jego torsie. Miał prawo nie wiedzieć... W
końcu ledwo się do niego przekonał. Tak, zdecydowanie. Jeszcze kiedyś
zaakceptuje go całego... Nie? A nawet jeśli... Miał Aominecchi'ego,
przecież nie chciał więcej.
- Co chcesz dzisiaj robić? - Spytał Daiki, odchodząc od tematu. I tak by
nie zasnął. - Możemy w sumie się gdzieś przejść, nie? Nie kąpaliśmy się
jeszcze w jeziorze, można zgarnąć resztę, albo i nie, i iść póki tu
jeszcze jesteśmy.
- Nie chcę iść z nimi... Zachowują się coraz dziwniej. - Skrzywił się.
Fakt faktem, że coraz mniej rozumiał z ich paplaniny. - Nadal wiszę ci
stek, Aominecchi. - przypomniał. - Poza tym chciałem się trochę
opalić... Może ty popływasz, a ja poleżę, co? - mruknął. Chciał mieć
odrobinę spokoju przez chwilę, uporządkować myśli, no i zadbać o swój
wygląd modela.
- A ja tam od zawsze wiedziałem, że Glon lubi w dupe. - Zaznaczył ponownie, nie ukrywając szyderczego uśmieszku. - Nie chce steku stąd. Postawisz mi jak będziemy w domu. Co do pływania, nie chce mi się samemu. - Po kiego ma iść z nim, skoro siedziałby sam? Tak to on się, kurna, bawić nie będzie. Po jego zajebistym trupie.
- Nie mów tak o Midorimacchim, Aominecchi, przynajmniej w tym kontekście. - Pokręcił głową i zszedł z łóżka, nie oglądając się na niego. - To pójdziemy pływać razem, ale teraz mówimy tylko na normalne tematy, ok? - Znów się trochę zdenerwował. W końcu to był dość... drażliwy temat.
- A ja tam od zawsze wiedziałem, że Glon lubi w dupe. - Zaznaczył ponownie, nie ukrywając szyderczego uśmieszku. - Nie chce steku stąd. Postawisz mi jak będziemy w domu. Co do pływania, nie chce mi się samemu. - Po kiego ma iść z nim, skoro siedziałby sam? Tak to on się, kurna, bawić nie będzie. Po jego zajebistym trupie.
- Nie mów tak o Midorimacchim, Aominecchi, przynajmniej w tym kontekście. - Pokręcił głową i zszedł z łóżka, nie oglądając się na niego. - To pójdziemy pływać razem, ale teraz mówimy tylko na normalne tematy, ok? - Znów się trochę zdenerwował. W końcu to był dość... drażliwy temat.
- Przecież to są normalne tematy, Kise. Stwierdzam fakty.
Czuję się jak Sherlock. - Wzruszył ramionami, taksując plecy blondyna
badawczym spojrzeniem. - Poza tym, nie masz wrażenia, że coś tu jest nie
halo? Ta dziwkarska menda jest jakaś inna. Nawet nie darła paszczy jak
zwiewaliśmy z treningu.
- Akashicchi...? Powinieneś wydedukować, żeby tak o nim
nie mówić, Sherlocku. - pouczył go poważnie i się przeciągnął. - Jeszcze
cię usłyszy... I wiesz co~? Jak się tak zastanowić, to mało mieliśmy
treningów~... Bardzo mało, cały czas odpoczywamy. Dziwne~... Ciekawe, co
planuje? - zaczął się zastanawiać na głos.
- Jak znam siebie, wszyscy zginiemy. - Odparł Daiki. - On jest jak
bomba. Tykająca bomba. Nigdy nie wiesz kiedy rozpierdoli ci chałupę, ale
wiesz, że tyka.
- To trzeba go rozbroić~! - Kise odwrócił się, zadowolony ze swojego
pomysłu. - Ne, Aominecchi~! Zdaj się na mnie, nie wybuchnie jakby coś~! -
zawołał triumfalnie. Miał plan. Nie wiedział, na czym dokładnie miał
polegać, ale czuł, że coś miał. I oby to był jednak ten plan.
- Jak dobrze czuję, o wiele mniej, niż dałeś, Aominecchi. - Kise
zirytował się odrobinę, a potem zwyczajnie odetchnął głębiej i obrócił
głowę, żeby na niego spojrzeć. - To teraz przez swoje marnotrawstwo,
musisz mnie posmarować też z przodu. - zadecydował. A niech on się
spróbuje sprzeczać...
- Khy... Khy... - odkaszlnął jeszcze parę razy. No i co, że się topił na
płyciźnie, przecież to nie jego wina... - A idź mi... - wydukał między
kaszlnięciami. Był na niego zły. Naprawdę zły i koniec.
- Nie pchaj się na mnie!
- Midorima-kun, bez nerwów.
- Aka-chin, ja też chcę popatrzeć...
- Cisza. Teraz moja kolej.
Reszta drużyny przepychała się w krzakach na brzegu jeziora. Każdy z nich chciał być światkiem romantycznej do porzygu scenerii rodem z portugalskiej telenoweli. Akashi z tryumfalnym uśmieszkiem na ustach spoglądał przez czarną rolnetkę na miziającą się w wodzie, niczego nieświadomą parkę.
- Mówiłem, że się zejdą. Jesteście mi winni kolekcjonerskie monety i trzydzieści jenów od łebka. Wygrałem.
- Tsk. Możesz sobie pomarzyć, że oddam ci moje ciężko zarobione pieniądze.
- Shintarou, a wsadził ci ktoś kiedyś nożyczki w siedzenie?
- Akashi-kun, czy ty zdradzasz Murasakibare-kun?
- Aka-chin... Co to ma znaczyć?
- To, że czekam na moje pieniądze. Kupię ci pałki kukurydziane.
- Skoro tak stawiasz sprawę... Mido-chin, Kuro-chin. Pieniądze.
W końcu przerwali pocałunek. Ryouta mimowolnie nie mógł przestać się uśmiechać. Miał też wrażenie, że lekko się rumieni. - Ale nadal się focham o to wrzucenie do wody. - dodał, starając się brzmieć poważnie. Był całkiem nieświadomy tego, że są obserwowani... Dlatego czuł się swobodnie.
- Rybka musi przebywać w swoim naturalnym otoczeniu. - Wyjaśnił. - Chyba nie chcesz, żebym się udusił, prawda? Dlatego musisz pływać ze mną! I pamiętaj, że wygłodniałe złote rybki żywią się krwistymi stekami mojej matki!
- To dobrze, że nie jestem wygłodniałą rybką~... - skomentował. - Nie lubię krwistych steków~! A ty masz się obchodzić ze mną delikatniej, Aominecchi! - fuknął z wyrzutem. - Przecież poszedłbym po dobroci... - westchnął, idąc dalej w jezioro. Jak już mieli pływać to pływać, a nie stać... Skoro był mokry to gorzej mu się stało na słońcu i wietrze.
- Teraz to mi się już nie chce. Im głębiej tym zimniej, jaja mi odmarzną, pierdolę, nie idę. - O nie. Aomine nie zamierzał wypływać w głąb jeziora. Co to, to nie. A jak mu je przez to amputują? Co wtedy? Jak on będzie wtedy żył?! - Nie ma mowy. Nie zgadzam się na to. - Zaprzeczył szybko. Nie da ich sobie obciąć, nie będzie się narażał. Tylko, kurwa, czemu nie pomyślał o tym wcześniej? Jego wizerunek Sherlocka spada z dnia na dzień, to szarga jego dobre imię!
- No chyba żartujesz! - krzyknął z niedowierzaniem i zatrząsł się z zimna. To on tu cały mokry, a jemu zimno? - Aominecchi noo! Chciałeś popływać, popływaj ze mną~... - jęknął. Rzeczywiście samemu to nie było to samo. - Zobacz, ja jestem cały mokry, zimno mi, a jakoś żyję! - starał się go przekonać.
Odwrócił się, po czym wyciągnął z walizki kąpielówki. Czas się przebrać... Tylko... Tak przy Aominecchim...?
Aomine spojrzał na niego, nie wiedząc czy ma się bać, śmiać, czy spierdzielać póki ma jeszcze dokąd. Plany Beksy nigdy nie kończyły się powodzeniem. Raz nawet pożar spowodował. Biedna nauczycielka chemii i jej torebka. Uczcili je minutą ciszy i wizytą u dyrektora. - Oi, zostaw to lepiej profesjonalistom. Boję się o swoje w chuj ważne życie.
Aomine spojrzał na niego, nie wiedząc czy ma się bać, śmiać, czy spierdzielać póki ma jeszcze dokąd. Plany Beksy nigdy nie kończyły się powodzeniem. Raz nawet pożar spowodował. Biedna nauczycielka chemii i jej torebka. Uczcili je minutą ciszy i wizytą u dyrektora. - Oi, zostaw to lepiej profesjonalistom. Boję się o swoje w chuj ważne życie.
- Kto jest niby profesjonalistą~? - Odwrócił się i
oparł ręce na biodrach, patrząc na niego z jawnym fochem. - Kurokocchi~?
Murasakicchi~? Nie. Rozbroję go inaczej~! - prychnął i chwycił za
kąpielówki, gotów udać się z nimi do łazienki daleko stąd. Zrobił już
parę kroków w stronę wyjścia. - Przebierz się i spotkamy się na plaży,
Aominecchi~!
- Jesteś okrutny. - Stwierdził. - Po pierwsze, nie
uważasz mnie za profesjonalistę, MNIE nie uważasz, a po drugie,
spieprzasz do łazienki, zamiast przebrać się przy mnie. Czuję się
odrzucony, złamałeś mi młodzieńcze serce. Wyrazy żalu możesz przekazać w
gotówce.
- No bo... Co, mam się przy tobie wypinać? - prychnął, naburmuszony. No
chyba, że nie... - Miałbyś traumę do końca życia. - Wyszczerzył się do
niego. - A co do profesjonalisty~... Nie przy Akashicchi'm, bo skaczecie
sobie do gardeł~!
- Jesteśmy w jednej drużynie. Przebieramy się w jednej szatni.
Korzystamy z jednej łazienki. Jakbym nigdy twojego tyłka nie widział. -
Przewrócił oczami. - Chyba ten knypek mi, ja dużo wyższy jestem. -
Zauważył.
- Wy obaj sobie skaczecie do gardeł. I nie mów tak Aominecchi, mówię ci,
jak on to usłyszy nie będziesz miał życia~... - burknął i rozpiął
spodnie. Jak mus to mus. Zrzucił je z nóg i położył na łóżku. Chwilę
potem poleciały bokserki. Mimo wszystko czuł się z tym dziwnie... Ale
chyba powolutku przyzwyczajał się do tego, że Daiki'ego ta sfera związku
w ogóle nie obchodzi. Albo przynajmniej traktuje ją naturalnie. Poza
dziwnymi, oczywistymi pytaniami...
- Prawie jak striptiz. - Skomentował, uśmiechając się
perwersyjnie. - Tylko brak mi muzyki i kocich ruchów, chociaż te
niezdarne też są ekstra. - Aomine, wewnętrznie śmiał się do rozpuku,
postanowił jednak zachować pokerową minę i droczyć się z Kise tyle ile
się da. Na następną wycieczkę kupi sobie popcorn, by urozmaicić sobie
przyglądanie się rozmaitym typom fochów. Chociaż F.O.CH'em też by nie pogardził, hyhyhy.
- Co...? - Popatrzył na niego, początkowo nie rozumiejąc.
- A-Aominecchi noo~! - Zaczerwienił się lekko, szybko nakładając
kąpielówki. - Nie gap się. - burknął. - I weź się przebierz, jak masz
zamiar pływać... - Usiadł na swoim łóżku, tyłem do Aomine. Nie będzie
się gapił jak ten zboczeniec, a co... Nie będzie się czerwienił
bardziej~!!!
Daiki zaśmiał się cicho pod nosem, sięgając po swój
plecak. Wyjął z niego czarne, luźne kąpielówki i szybko się przebrał.
Przerzucił ręcznik przez ramię, wyciągając dodatkowo przenośne radyjko.
Mini radyjko, z mini antenką, ale z najzajebistszymi głośnikami jakie
udało mu się wmontować. Czas rozruszać cały obóz i pokazać mu co znaczy
dobra muzyka.
Blondyn bez słowa wziął ręcznik i klapki i poszedł za nim. W trakcie narzucił ręcznik na głowę i zaśmiał się.
- Patrz Aominecchi, jestem żółtym ducheeem~! - Znów zaczął się śmiać.
- Jesteś czaśnięty, a nie żółtym duchem. - Poprawił go.
- Bu, nie chcesz się bawić. - udał smutnego. Zdjął
ręcznik z głowy i dla większego efektu przystanął, robiąc smutną minkę. -
Aominecchi, niszczysz we mnie ducha artyzmu~... - prawie jęknął,
wymuszając minę, jakby zaraz miał się rozpłakać. Chciał go do czegoś
sprowokować i miał zamiar dobrze się przy tym bawić~...
- Chyba autyzmu. - Zaśmiał się. - Chodź, no chyba, że nie chcesz i mam
cie prowadzić za rączkę jak małe dziecko, co ty na to? - Wystawił w jego
kierunku dłoń.
- No, chociaż tyle~... - westchnął i chwycił jego dłoń,
automatycznie zaczynając się uśmiechać. Dłoń Aominecchi'ego była duża,
ciepła i miękka, tak jak to sobie wyobrażał~... - Tak możemy iść. -
oznajmił, ciągnąc go lekko w stronę plaży.
Szli chwilę w ciszy, wyglądając za wodą. Po 10 minutach marszu doszli do plaży, zaraz zaczynając się rozkładać.
- Nie mamy leżaka... Boli mnie życie. - Burknął z niezadowoleniem Daiki.
- Nie mamy leżaka... Boli mnie życie. - Burknął z niezadowoleniem Daiki.
- Nie narzekaj, Aominecchi, na ręczniku też jest wygodnie~... - mruknął i
glebnął się na swój. - Aaa, jak fajnie~... Słonko śpiewa, muszelki
świecą, piasek faluje~... - mruknął, uśmiechając się wesoło. Przymknął
oczy, podkładając ręce pod głowę. Tak to mógł godzinami... Tylko... -
Aominecchi, nasmarujesz mnie olejkiem~? - Popatrzył wesoło na Daiki'ego.
- A tobie szkodzi słońce. - Dokończył Aomine, dziwnie na niego patrząc. - Ha? Jakim olejkiem?
- No tym~! - Wyciągnął w jego stronę rękę trzymającą olejek do opalania.
- Sam sobie pleców nie posmaruję, a jak się opalę nierównomiernie to
moje sesje będą się zaczynały od nakładania dodatkowej warstwy sztucznej
opalenizny. No proooszę~... - Popatrzył na niego swoimi niemal
szczenięcymi oczami.
Daiki kiwnął głową na znak zgody. Usiadł obok niego
na ręczniku, biorąc do ręki olejek. Wycisnął blisko pół tubki na dłoń,
po czym zaczął wsmarowywać go w plecy blondyna.
- To ile się tego dawało? - Zapytał, widząc, że biała maź nie wchłania się tak jak powinna.
- Chuj z nimi. Pieprzone olejki... Takie gówna produkują, że człowiek
nawet nie wie ile ma tego dać, żeby działało. - Irytował się, smarując
mu brzuch. Dziadostwo. Klejące się, mazidłowate dziadostwo, które musiał
wsmarowywać w jego seksowne mięśnie.
Kise mimowolnie lekko się uśmiechał. Dopiął swego, poniekąd...
- Wystarczy tyle, żeby pokrywało ciało lekką warstwą, Aominecchi. - pouczył go, patrząc na niego ze szczęściem w oczach. - Na następny raz będziesz wiedział~!
W sumie to już wystarczyło, a nawet więcej niż wystarczyło, bo Kise musiał lekko zacisnąć uda. Nie jego wina, że nie przewidział swojej reakcji... Ale nic nie było widać. Zdecydowanie nic nie było widać... Nie, absolutnie nic. Chociaż czuł się trochę głupio, a jego uśmiech stał się nieco zażenowany. Ale nie mógł dać po sobie nic poznać, więc grał jak mógł pełną swobodę.
- Wystarczy tyle, żeby pokrywało ciało lekką warstwą, Aominecchi. - pouczył go, patrząc na niego ze szczęściem w oczach. - Na następny raz będziesz wiedział~!
W sumie to już wystarczyło, a nawet więcej niż wystarczyło, bo Kise musiał lekko zacisnąć uda. Nie jego wina, że nie przewidział swojej reakcji... Ale nic nie było widać. Zdecydowanie nic nie było widać... Nie, absolutnie nic. Chociaż czuł się trochę głupio, a jego uśmiech stał się nieco zażenowany. Ale nie mógł dać po sobie nic poznać, więc grał jak mógł pełną swobodę.
- Dobra, gotowe. - Oznajmił z dumą Aomine. - Idziemy się kąpać? Czy wolisz jakże w chuj wyrafinowaną kąpiel słoneczną od wodnej?
- Lepiej najpierw poleżeć na słońcu, Aominecchi~... - W sumie to olejek
miał wodoodporny, ale nie było nic lepszego, niż poopalać się, a potem
wejść do wody. Przynajmniej według niego. - Chyba, że idziesz teraz
pływać sam?
- Nie. - Mówiąc to Aomine wyszczerzył się podstępnie. Jednym zwinnym
ruchem przerzucił sobie blondyna przez plecy, ze stoickim spokojem idąc w
stronę wody. - Huh? Ile ty ważysz? Nie czuję nawet twojego ciężaru. -
Wydało mu się to dość dziwne, nawet jak na modela. Przecież on musiał
coś jeść, przyswajać jakieś tłuszcze i w ogóle...
- Ej... Ej, Aominecchi... - zaczął niepewnie. No przecież chyba nie każe
mu JUŻ iść pływać, nie...? - No puść mnie... Jem ile trzeba, chyba, że
nie mam apetytu. A teraz puść. - burknął, zaraz nadymając policzki. Po
chwili coś do niego dotarło. - Aominecchi, tylko mnie tam nie wrzucaj,
nie wrzucaj mnie tam, słyszysz?! Utopię się, zobaczysz, jak nic się
utopię... - Spróbował zacząć się kręcić tak, by nie gruchnąć na ziemię,
ale żeby Daiki go puścił.
- Zabiorę cie do mojej matki! - Zawołał Aomine z entuzjazmem, nic sobie
nie robiąc z błagań i prób wyszarpnięcia się z jego żelaznego
uścisku - Ona robi taki zajebisty stek! Krwisty, tłusty i dobrze
doprawiony! Ja pierdolę, orgazm na podniebieniu! Od razu ci się od niego
chudzielcu przytyje! Będziesz jadł jak mężczyzna, a nie jak jakiś
pieprzony królik. Na sałacie i herbatkach facet nie wyżyje!
- O... Ech, co...? - jęknął z obrzydzeniem. Nie, krwisty, tłusty... Aż
go mdliło. - Wolałbym poznać twoją mamę w innyh okolicznościach, niż
wymiotując przy jej jedzeniu, Aominecchi~... A teraz mnie puść! -
zarządał. - Naprawdę... No, puszczaj... Jak mnie nie lubisz to możesz mi
to okazać mniej brutalnie no...! - jęknął, widząc wodę tak
niebezpiecznie blisko siebie.
- Pierdolisz głupoty! Zobaczysz, zasmakuje ci! - Zapewnił go. - Jak
sobie życzysz, księżniczko. Już puszczam. - Odpowiedział i z
sadystycznym uśmieszkiem wrzucił go prosto do wody. Kiedy Kise zderzył
się z taflą, zarechotał bawiąc się przednio sytuacją w jakiej ten się
znalazł.
- Nn... - zdążył tylko tyle wydusić, lecąc do wody. Chciał chociaż
zrobić wdech, ale było za późno. Wessał wodę nosem. Nagle jego płuca
zapełniła woda, a odruchowe kaszlnięcie pozbawiło go minimalnej resztki
tlenu i sprawiło, że połknął jeszcze więcej wody. Zebrało mu się na
wymioty i mimo tego, że było płytko, zamachał rozpaczliwie rękami i
nogami. Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest góra, a gdzie dół, ale
stanął chwiejnie i wynurzył się, pierwsze co zasłaniając twarz rękami i
wypluwając wodę. Był cały zasmarkany, do tego oczy go piekły.
Okropniejszego spotkania z wodą dawno nie przeżył... A to wszystko przez
element zaskoczenia. Nie mógł nawet nakrzyczeć na Daiki'ego, a w tej
chwili z pewnością by to zrobił, gdyby nie powsytrzymywał odruchu
wymiotnego i kaszlu.
Aomine spojrzał na niego wciąż rozbawiony i poklepał go po plecach.
-
No już, już. Odkaszlnij to. - Zaśmiał się, chwytając go pod pachy i
pomagając mu w stać. Woda sięgała im do bioder, więc uznał to za
czynność konieczną. - Z racji, że zostałem twoją złotą rybką, masz
jeszcze trzy życzenia!
- Nie chcesz swojej rybki? - Zacmokał z udawanym urażeniem, podpierając się pod boki.
- To było podłe, Aominecchi! - Odkaszlnął jeszcze raz i popatrzył na
niego z wyrzutem. Powoli się uspokajał... Powoli. Gardło go piekło. - I
niby czego mógłbym sobie życzyć? - Przetarł twarz dłonią. Już ją obmył
wcześniej, żeby jakoś wyglądać, ale... Wciąż był cały zaróżowiony. -
Kiedy prosiłem, żebyś mnie nie wrzucał, nie posłuchałeś!
- Poprosiłeś, żebym cie puścił, to puściłem! Trzeba
sprecyzować swoje życzenia, a nie miotać nimi na lewo i prawa jak
Midorima piłkami podczas weny w dni dobre dla raków! Jesteś nie
uprzejmy, jak dalej taki będziesz to rybka będzie miała na ciebie
wyjebane i sobie odpłynie. - Zaznaczył, powstrzymując się od
wybuchnięcia głośnym rechotem.
- No i fajnie! - Naburmuszył się i tupnął nogą, co nie miało takiego
efektu w wodzie. - To pływaj sobie jak ci się podoba, ja i tak nie wiem,
czego sobie życzyć, poza tym, żebyś przestał sobie żartować w taki
sposób! - Odwrócił się i zaczął wracać w stronę brzegu. Miał tego dosyć,
tak było zawsze, ilekroć on robił się poważny Aominecchi zawsze musiał
robić coś głupiego... I to tak głuiego, że on musiał wyjść z tego
poszkodowany! Normalnie sam nie wiedział co spowodowało, że się w nim
zakochał...
- A, a, a! A ty gdzie się wybierasz! - Zawołał za nim, łapiąc go za
gumkę kąpielówek i przyciągając z powrotem w swoją stronę. - Nigdzie nie
idziesz, zostajesz tutaj ze mną i swoim ostatnim życzeniem. -
Powiedział, wtulając się w niego i obejmując go w pasie ramionami. Oparł
podbródek na jego ramieniu, delikatnie całując szyję i łaskocząc go
ciepłym powietrzem, które wydychał.
Kise naburmuszył się jeszcze bardziej, błądząc wzrokiem gdzieś po niebie. Nagle zrobiło się jakoś ciepło...
- Jak to ostatnim, jeszcze nie spełniłeś innych... - wyburczał wymijająco. Jednak, jak już jedno miał... To nie tak, że mu wybaczył, nie, jasne, że nie... No, oczywiście, jeszcze nie miał takiego zamiaru. Ale jak już miał to życzenie, to chciał wykorzystać na coś, co będzie miał szansę dostać. - To jak już jesteśmy przy życzeniach, to może... Pocałujesz mnie? - burknął cicho. No co, najpewniej go teraz wyśmieje... To był tylko kolejny żart, znając Aominecchi'ego...
- Jak to ostatnim, jeszcze nie spełniłeś innych... - wyburczał wymijająco. Jednak, jak już jedno miał... To nie tak, że mu wybaczył, nie, jasne, że nie... No, oczywiście, jeszcze nie miał takiego zamiaru. Ale jak już miał to życzenie, to chciał wykorzystać na coś, co będzie miał szansę dostać. - To jak już jesteśmy przy życzeniach, to może... Pocałujesz mnie? - burknął cicho. No co, najpewniej go teraz wyśmieje... To był tylko kolejny żart, znając Aominecchi'ego...
- Rany... Myślałem, że poprosisz o jacht, pieniądze, albo
mięso mojej matki, a ty chcesz buziaka? - Zapytał z udawanym
niedowierzaniem. - Nie spodziewałem się takiej prostoty po panu, panie
Ryouta! No, ale skoro tak panu zależy, to co zostało biednej rybce, jak
nie spełnić to życzenie? - Aomine bawił się przednio. Kise nadal był tym
samym chłopakiem, co przed wyjazdem. W sumie... to nie przeszkadzała mu
ta bliskość, była dużo lepsza niż samotność. Stanął na palcach,
wychylając się lekko w przód, dłonią chwytając go za podbródek i
przyciągając do siebie w pocałunku. Miał nadzieję, że przy okazji się na
niego nie wypieprzy, bo tu byłaby już totalna porażka.
Kise mimowolnie parsknął śmiechem, ale po chwili spoważniał i
wychylił się lekko po pocałunek. Mimo całego irytującego sposobu bycia
miał też swoją miłą stronę, którą pokochał... Tak, za to go pokochał.
Mimo wszystko Aominecchi bywał zabawny, a nawet słodki... Skąd, wcale mu
jeszcze nie wybaczył. Wychylił się jeszcze kawałek, łącząc delikatnie
ich usta. Nie miał nic przeciwko namiętniejszym pocałunkom, ale taki był
po prostu... uroczy.
***
- Nie pchaj się na mnie!
- Midorima-kun, bez nerwów.
- Aka-chin, ja też chcę popatrzeć...
- Cisza. Teraz moja kolej.
Reszta drużyny przepychała się w krzakach na brzegu jeziora. Każdy z nich chciał być światkiem romantycznej do porzygu scenerii rodem z portugalskiej telenoweli. Akashi z tryumfalnym uśmieszkiem na ustach spoglądał przez czarną rolnetkę na miziającą się w wodzie, niczego nieświadomą parkę.
- Mówiłem, że się zejdą. Jesteście mi winni kolekcjonerskie monety i trzydzieści jenów od łebka. Wygrałem.
- Tsk. Możesz sobie pomarzyć, że oddam ci moje ciężko zarobione pieniądze.
- Shintarou, a wsadził ci ktoś kiedyś nożyczki w siedzenie?
- Akashi-kun, czy ty zdradzasz Murasakibare-kun?
- Aka-chin... Co to ma znaczyć?
- To, że czekam na moje pieniądze. Kupię ci pałki kukurydziane.
- Skoro tak stawiasz sprawę... Mido-chin, Kuro-chin. Pieniądze.
***
W końcu przerwali pocałunek. Ryouta mimowolnie nie mógł przestać się uśmiechać. Miał też wrażenie, że lekko się rumieni. - Ale nadal się focham o to wrzucenie do wody. - dodał, starając się brzmieć poważnie. Był całkiem nieświadomy tego, że są obserwowani... Dlatego czuł się swobodnie.
- Rybka musi przebywać w swoim naturalnym otoczeniu. - Wyjaśnił. - Chyba nie chcesz, żebym się udusił, prawda? Dlatego musisz pływać ze mną! I pamiętaj, że wygłodniałe złote rybki żywią się krwistymi stekami mojej matki!
- To dobrze, że nie jestem wygłodniałą rybką~... - skomentował. - Nie lubię krwistych steków~! A ty masz się obchodzić ze mną delikatniej, Aominecchi! - fuknął z wyrzutem. - Przecież poszedłbym po dobroci... - westchnął, idąc dalej w jezioro. Jak już mieli pływać to pływać, a nie stać... Skoro był mokry to gorzej mu się stało na słońcu i wietrze.
- Teraz to mi się już nie chce. Im głębiej tym zimniej, jaja mi odmarzną, pierdolę, nie idę. - O nie. Aomine nie zamierzał wypływać w głąb jeziora. Co to, to nie. A jak mu je przez to amputują? Co wtedy? Jak on będzie wtedy żył?! - Nie ma mowy. Nie zgadzam się na to. - Zaprzeczył szybko. Nie da ich sobie obciąć, nie będzie się narażał. Tylko, kurwa, czemu nie pomyślał o tym wcześniej? Jego wizerunek Sherlocka spada z dnia na dzień, to szarga jego dobre imię!
- No chyba żartujesz! - krzyknął z niedowierzaniem i zatrząsł się z zimna. To on tu cały mokry, a jemu zimno? - Aominecchi noo! Chciałeś popływać, popływaj ze mną~... - jęknął. Rzeczywiście samemu to nie było to samo. - Zobacz, ja jestem cały mokry, zimno mi, a jakoś żyję! - starał się go przekonać.
- Ty się nie boisz amputacji! - Oponował. - Ja mam co
chronić! Co otaczać ojcowską opieką! A co jeśli są tam piranie? Co
wtedy?!
- Ja się nie...? - Wcięło go. - Aominecchi ty głupku, nawet nie wiesz, o
czym mówisz! - burknął, podchodząc bliżej. - I jakie piranie w
jeziorze, co? Nie gadaj głupstw! - Złapał go za nadgarstek i pociągnął w
głąb jeziora. Tak to nie ma, chciał pływać to będzie pływać!
- O nie! Nie ma, kurwa mowy. To jest JAPONIA, Kise! Tutaj nawet piranie w
jeziorze są możliwe! Jesteśmy na obozie z Akashim! A co jeśli to
wszystko to pułapka zastawiona na mnie przez tego popierdola?! Ja nie
chcę umierać tak młodo! Całe życie przede mną! Jeszcze nie zdążyłem
ostatecznie wypocząć! Nie zasadziłem drzewa, nie zbudowałem domu! Nie
byłem nawet skurwiałym romantykiem drążąc nasze inicjały w pniu drzewa o
pełni księżyca, bo przecież każdy normalny facet bierze scyzoryk na
randkę! KISE, TY NIC NIE ROZUMIESZ.
Blondyn dotknął jedną ręką swojego czoła. Nie było rozpalone, co za tym szło nie niał gorączki ani majaków. Aomine naprawdę lamentował jak baba. Normalnie by się cieszył, ale to było raczej bolesne przeżycie dla jego głowy... Dlatego wychylił się i z pełną satysfakcją zamknął mu usta kolejnym pocałunkiem.
Więc tata miał rację, kiedy mówił, że to wymyślono, by zamknąć kobietom usta...
- Wybacz Aominecchi - mruknął, gdy już się odsunął - ale gadałeś totalne bzdury i ktoś musiał cię uciszyć. - Zawiał wiatr i Kise zatrząsł się z zimna. - Jak tak dalej pójdzie to ja będę facetem w tym związku. - Uśmiechnął się perfidnie i pociągnął go na brzeg. Jak nie chciał pływać to niech chociaż pożyczy mu ręcznik do zakrycia się...
- S-spadaj. - Mruknął Daiki w odpowiedzi. - Wcale nie gadałem bzdur! Nie znasz się na życiu! - Burczał, wychodząc na brzeg i siadając na ręczniku.
- Wypierdalaj z moich rzeczy. - Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nie
dość, że ich podsłuchuje, to jeszcze kala swoim plugawym cielskiem jego
boskie własności, przy okazji wpierdalając się w ich jakże fascynującą
do granic możliwości rozmowę.
- Akashicchi, to naruszanie prywatności~! - jęknął blondyn, odsłaniając
twarz. - Tak nie można... I jeszcze mówisz o takich rzeczach... -
naburmuszył się. - A ty skąd to wiesz~??? - spytał odrobinę
przemądrzale.
- Nie interesuj się tym co nie masz. - Uciął. - Przyszedłem wam pogratulować, moje wy gołąbeczki. Nie ładnie mnie tak witać, chyba będę musiałaś wyciągnąć z tego konsekwencje na następnym treningu.
- O czym ty znowu pierdolisz? - Spytał Aomine. Brew zaczęła mu niebezpiecznie dygotać. Ten gnój naprawdę go wkurwiał.
- Poszliśmy o zakład, czy się zejdziecie. Płacą mi trzydzieści yenów od łebka, za moją nieomylność. Wspaniałe, prawda?
- Ty... Ale... AKASHICCHI, TO PRZEZ CIEBIE! - krzyknął wielce odkrywczo Ryouta. W sumie... Nie wiedział, czy się złościć, bo wtrącał się w ich sprawy, WTRĄCALI się w ich sprawy... Do tego to był zakład o ich życie... Ale z drugiej stroni pomimo wielu nieporozumień skończyli razem, więc chyba... - Aż tak wam się nudziło? - burknął, przynajmniej nie wrzeszcząc i nie warcząc. - I po co było to wyśmiewanie bycia homo, co???
- Pff... Nie doceniacie mojego geniuszu. - Założył ręce na piersi i
zrobił naburmuszoną minę. I co z tego, że wtedy tak bardzo się bał...?
On wiedział. Podświadomie, półświadomie czy nawet nieświadomie, ale wiedział. - A idźcie mi... - mruknął po ledwie chwili, wstając i zabierając swój ręcznik oraz olejek. A co on się będzie, znając życie oni się pogryzą, to on sobie pójdzie... Będzie miał święty spokój, a jak.
Zaczerwienił się cały i bez słowa przyspieszył. Musiał wyrzucić to z głowy...
- Tak, Aominecchi. Też chciałbym już do domu...
Blondyn dotknął jedną ręką swojego czoła. Nie było rozpalone, co za tym szło nie niał gorączki ani majaków. Aomine naprawdę lamentował jak baba. Normalnie by się cieszył, ale to było raczej bolesne przeżycie dla jego głowy... Dlatego wychylił się i z pełną satysfakcją zamknął mu usta kolejnym pocałunkiem.
Więc tata miał rację, kiedy mówił, że to wymyślono, by zamknąć kobietom usta...
- Wybacz Aominecchi - mruknął, gdy już się odsunął - ale gadałeś totalne bzdury i ktoś musiał cię uciszyć. - Zawiał wiatr i Kise zatrząsł się z zimna. - Jak tak dalej pójdzie to ja będę facetem w tym związku. - Uśmiechnął się perfidnie i pociągnął go na brzeg. Jak nie chciał pływać to niech chociaż pożyczy mu ręcznik do zakrycia się...
- S-spadaj. - Mruknął Daiki w odpowiedzi. - Wcale nie gadałem bzdur! Nie znasz się na życiu! - Burczał, wychodząc na brzeg i siadając na ręczniku.
- Whao, zgadzasz się, Aominecchi~? - Zdziwił się i
usiadł na ręczniku, obejmując zgięte nogi ramionami. Mógł albo usiąść
mokrym tyłkiem na ziemi, albo kulić się z zimna... - Żebyś był uke~?
Wygląda na to, że mi pozwalasz, nie~? - Wyszczerzył się.
- Przecież powiedziałem, żebyś spadał. Po moim, kurwa, trupie. Poza tym! Nie szpanuj tymi penerskimi nazwami od glona. To brzmi co najmniej chujowo. Już lepsze jest "ten drugi" i "ten pierwszy". - Powiedział, pokazując palcami cudzysłów. On nie jest żadnym, kurna, uke i nigdy nie będzie. Nie ma nawet takiej możliwości.
- Przecież powiedziałem, żebyś spadał. Po moim, kurwa, trupie. Poza tym! Nie szpanuj tymi penerskimi nazwami od glona. To brzmi co najmniej chujowo. Już lepsze jest "ten drugi" i "ten pierwszy". - Powiedział, pokazując palcami cudzysłów. On nie jest żadnym, kurna, uke i nigdy nie będzie. Nie ma nawet takiej możliwości.
- To ten pierwszy to niby to samo, co seme? - spytał, zaciekawiony. - I
tak nie będę tak mówił. No chyba, że wolisz, żebym mówił, że jesteś tym
na dole. - Uśmiechnął się, jakby nie słyszał protestu. Chciał
sprowokować Aominecchi'ego... - Poza tym, te nazwy znam z życia i mang,
więc nie mów, że wszystko zgapiam od Midorimacchi'ego! - przypomniało mu
się.
Daiki spojrzał na niego jak na idiotę. Jakich, kurwa, mang?
-
Nie chcę wiedzieć jakie ty pornosy czytasz. - Zamiast jędrnych piersi,
on sobie o kutasach czyta. Świat schodzi na psy, co czego to dochodzi. -
A jak wrócimy do domu i ci zrobię z dupy jesień średniowiecza, to nie
będziesz już głupot pierdolił.
- Całkiem normalne~... - naburmuszył się. - Jaką jesień średniowiecza,
swoją drogą~? ...Na użycie lodu się nie zgadzam, zapamiętaj to sobie! -
krzyknął, przestraszony. Czytał coś takiego. Nie, takiego zimna by nie
zniósł~!!!
- Co. - Skomentował krótko. - Jakiego znowu lodu?
- Normalnego, Daiki. Zimnego, z wody, służący za lubrykant. - Odpowiedział mu Akashi, wyginając usta w pewnym siebie uśmieszku.
- Nie mów takich rzeczy, Akashicchi! - prawie pisnął, zakrywając
rumieniącą się twarz. - Zresztą... Nieładnie tak podsłuchiwać! - burknął
niechętnie.
- Siedziałem tuż obok. - Wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic siadając na torbie Aomine.
Daiki odliczał w myślach do dziesięciu. W przeciwnym razie udusiłby go gołymi rękoma. - Nie interesuj się tym co nie masz. - Uciął. - Przyszedłem wam pogratulować, moje wy gołąbeczki. Nie ładnie mnie tak witać, chyba będę musiałaś wyciągnąć z tego konsekwencje na następnym treningu.
- O czym ty znowu pierdolisz? - Spytał Aomine. Brew zaczęła mu niebezpiecznie dygotać. Ten gnój naprawdę go wkurwiał.
- Poszliśmy o zakład, czy się zejdziecie. Płacą mi trzydzieści yenów od łebka, za moją nieomylność. Wspaniałe, prawda?
- Ty... Ale... AKASHICCHI, TO PRZEZ CIEBIE! - krzyknął wielce odkrywczo Ryouta. W sumie... Nie wiedział, czy się złościć, bo wtrącał się w ich sprawy, WTRĄCALI się w ich sprawy... Do tego to był zakład o ich życie... Ale z drugiej stroni pomimo wielu nieporozumień skończyli razem, więc chyba... - Aż tak wam się nudziło? - burknął, przynajmniej nie wrzeszcząc i nie warcząc. - I po co było to wyśmiewanie bycia homo, co???
- Bo to zabawne. Daiki-nie-homo i ty-zakochany-homo w sytuacji, w której
was parują. A za wygrane pieniądze kupię megafon. Jak Daiki znowu
będzie spał na treningu, ma gwarantowaną interesującą pobudkę. -
Wyjaśnił, na samą myśl dostając iskierek w oczach.
Blondyn mimowolnie zachichotał.
- Ale nic nie macie do homo~... - bardziej stwierdził, niż zapytał. - Sam jesteś uke, nie, Akashicchi~? - spytał trochę złośliwie. Niby nie powinien drażnić kapitana, ale mimo to w ramach zemsty mógł się nieco powtrącać w jego życie osobiste, prawda~?
- Ale nic nie macie do homo~... - bardziej stwierdził, niż zapytał. - Sam jesteś uke, nie, Akashicchi~? - spytał trochę złośliwie. Niby nie powinien drażnić kapitana, ale mimo to w ramach zemsty mógł się nieco powtrącać w jego życie osobiste, prawda~?
- Oboje macie trzydzieści dodatkowych kółek. - Wysyczał, mrożąc go wzrokiem.
Aomine
milczał. Siedział z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami,
odliczając do tysiąca. Zaraz go zajebie. Zajebie jak psa, rozpruje
flaki, wsadzi w rakietę i wyjebie w kosmos, tak, że mu się dupa będzie
palić z rozpędu. Tak, to dobry plan.
- Dobrze, Akashicchi~! - Zasalutował dłonią ze śmiechem. - To za
wtrącanie się do nieswoich spraw. No, ale efekt jest zadowalający, więc w
sumie to dziękuję. - rzucił niby mimochodem. Bez tego nie zbliżyłby się
w ogóle do Aomine, a tak skończyło się na tym, że są razem. Musiał o
tym pamiętać... - Ne, Aominecchi~! - Objął go i wtulił się w jego ramię.
- Nie denerwuj się, no~... Nie cieszysz się, że jesteśmy razem? -
spytał, doskonale grając smutek.
- Cieszyć to ja się będę jak on skończy na gilotynie.
Pogram sobie jego pustym łbem w kosza, będzie się dobrze odbijał. -
Warknął.
- Jesteś nieczułyy~... - jęknął, robiąc nadąsany dzióbek. On za to miał
coraz lepszy humor... Akashi był uke. TAK, to zdecydowanie było
zabawne~!
- Jesteście słodcy... aż do porzygu. - Mruknął Akashi, wywracając oczami.
- Pff. - Kise spojrzał na czerwonowłosego spod zmrużonych powiek.
Uśmiechnął się słodko. - Kiedyś cię nagram, jak słodko jęczysz pod
Murasakicchim, dobrze, Akashicchi~? Na pewno to jest jeszcze słodsze~!
Wiedział, że teraz naraził się na kastrację na żywca tępymi nożyczkami... Nie, w sumie te Akashi'ego zawsze były ostre. Przynajmniej tyle.
Wiedział, że teraz naraził się na kastrację na żywca tępymi nożyczkami... Nie, w sumie te Akashi'ego zawsze były ostre. Przynajmniej tyle.
Seijuurou jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi. Wszystko byłoby
fajnie, gdyby nie fakt, że to był uśmiech, który pod przykrywką żądał
zemsty.
- Przerobię was na karmę dla wilka z lasu i złożę w ofierze. - Wysyczał, wstając.
Całkiem nagle Kise doznał olśnienia.
- To też ty, Akashicchi!!! - krzyknął, wskazując na niego oskarżycielsko, jak dzieciak. - To ty wymyśliłeś tego wilka, przyznaj się, już się wszystkiego domyśliłem~!!!
- To też ty, Akashicchi!!! - krzyknął, wskazując na niego oskarżycielsko, jak dzieciak. - To ty wymyśliłeś tego wilka, przyznaj się, już się wszystkiego domyśliłem~!!!
- No brawo, Watsonie. - Sarknął Aomine, wywracając
oczami. Przecież już mu o tym mówił! Kise tylko podpierdolił jego pomysł
i teraz chce zgarnąć cały prestiż za jego geniusz. Jego, kurwa,
niedoczekanie.
- Gratuluję, w nagrodę wygrywasz "nic", możesz odebrać ją nigdy. On wiedział. Podświadomie, półświadomie czy nawet nieświadomie, ale wiedział. - A idźcie mi... - mruknął po ledwie chwili, wstając i zabierając swój ręcznik oraz olejek. A co on się będzie, znając życie oni się pogryzą, to on sobie pójdzie... Będzie miał święty spokój, a jak.
- Czekaj, idę z tobą. - Burknął Daiki, zbierając swoje
rzeczy. Kątem oka obserwował, jak Akashi odchodzi do grupki debili
czających się w krzakach nieopodal. - No debile, debile jak ciebie
kocham. - Skomentował, kręcąc głową. Kiedyś im za to podziękuje... a
jeśli nie, to zajebie. Jedno z dwóch.
- Ale przynajmniej nas zeswatali~... - bąknął. - Widać, że nie mają
wprawy, ale jakośtam pomogli... - Okrył się ręcznikiem i wpatrzył w
chodnik.
- Ja tam tylko czekam aż wrócimy do domu. Mam prysznic i
wannę z masażerami i moje ulubione czekoladki ukryte w łazience. Żyć nie
umierać, mam jeszcze w planach przetransportowania tam telewizora i
lodówki, oraz zamontowanie miniaturowego kosza, żebym mógł sobie rzucać z
wanny. - Rozmarzył się.
Kise mimowolnie wyobraził sobie siebie razem z Daiki'm w tej jego
wannie. Otoczonego bąbelkami, karmionego czekoladą, siedzącego między
umięśnionymi nogami swojego chłopaka, opierającego się o jego twardy
brzuch...Zaczerwienił się cały i bez słowa przyspieszył. Musiał wyrzucić to z głowy...
- Tak, Aominecchi. Też chciałbym już do domu...
- No to musimy jeszcze trochę poczekać. Chodź, odłożymy rzeczy i
zagramy. Nudno tu mają, zero rozrywki. No chyba, że wolisz wykorzystać
niewygodną prycz, ja nie będę narzekał.
- Mhm. - przytaknął szybko. Zrelaksują się, póki mają wolne...
~End~
I oto jest!! Dotarłam na koniec tegoż oto opowiadania! Żyć nie umierać, ale trochę smutno *cry emotikon* Mimo, że czytałam to opko z tak długimi przerwami (musiała zacząć czytać od początku, bo nie pamiętała co się działo wcześniej) to jednak się do niego przywiązałam. Takie smutaśne, ale i zarazem zabawne, i urocze.
OdpowiedzUsuńIdem czytać kolejne.. Pozdrawiam