Kise kolejny raz zamknął się w pokoju, by nie słyszeć wrzasków zza drzwi. Niestety, drzwi nie tłumiły krzyków na tyle dobrze, by nie było słychać, co się krzyczy, stojąc tuż pod nimi.
- Wyłaź stamtąd!!! - Stukanie do drzwi się nasiliło. Łzy ściekały mu po twarzy, gdy wrzucał kolejny ciuch do torby podróżnej. Zabrał wszystko, co było mu drogie bądź niezbędne. Zabrał wszystkie swoje dokumenty i oszczędności. Pierniczy, nie wróci tu, choćby miał wylądować w rynsztoku...
- Wynoszę się. - warknął, ocierając łzy, otwierając drzwi i przepychając się obok zaskoczonej kobiety.
- I dobrze! Więcej nie waż się wracać!!! - krzyknęła jego matka.
- O to się nie martw. - Przełknął kilka gorzkich słów. Nie wróci. Już nigdy...
Wyszedł na dość chłodne powietrze. Trochę go to otrzeźwiło. Dokąd iść? Chyba do hotelu... Ale najpierw...
Zostawił torbę w skrytce bagażowej na stacji blisko domu, uprzednio wyjmując z niej jedną mniejszą i
powędrował przed siebie, kopiąc każdy leżący na drodze kamyk. Zatrzymał się pod rozświetlonym neonami barem. Tu nikt go nie zauważy... Usiadł przy barze i wyjął dość pieniędzy, by się upić.
- Wódkę. - rzucił do barmana. W końcu już na niczym mu nie zależało, mógł się upić...
Aomine nie pewnie spojrzał przed siebie. Z tłumu jaki zgromadził się przy drzwiach, wyłoniła się blond czupryna jego przyjaciela. Odprowadził go wzrokiem do barku. Widząc jego zmartwione oblicze, emanujące problemami oraz lekko zaczerwienioną twarz, postanowił zachować się po męsku i zagadać. Ryota dopijał właśnie kolejny kieliszek wódki.
- Kise? Co ty tu, do cholery, robisz? - Daiki nie do końca wiedział o co chodzi. W końcu ten koleś zawsze biegał z bananem na mordzie, rozdając autografy i robiąc sobie zdjęcia z napalonymi laskami, które pożerały go wzrokiem.
- Pijee... Nje widać??? - warknął, wracając do kieliszka. Dopił i poprosił o dolewkę. - A ty so tu robisz? - Język trochę mu się plątał, ale to nic. Przecież jeszcze pamiętał. A sensem picia było zapominać, czy nie tak? Chciał zapomnieć o całym świecie. Tak byłoby najlepiej. Zapomnieć nawet kim się jest, zacząć od nowa... Zamyślił się do tego stopnia, że przestał zauważać Aomine.
Daiki obserwował go wzorkiem mówiącym "co-do-cholery...?" jednak nic nie mówił. Czekał aż Kise sam mu powie o co chodzi, jak to miał w zwyczaju, ale nie doczekał się żadnej reakcji z jego strony.
- Oddawaj to. - Warknął, po czym zabrał mu napełniony kieliszek z przed nosa.
Nie będzie się idiota bezczelnie upijał. Najpierw mu powie o co chodzi a on potem zdecyduje co z nim zrobi. To będzie najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Najwyżej się razem, później zchleją i wylądują w jakiejś ciemnej alejce bez portfeli i dokumentów. Optymistycznie, hyhy.
- Aominecchi, oddawaj to! - mruknął, chcąc złapać kieliszek. Jednak zamiast go złapać tylko zachybotał się niebezpiecznie na stołku. Właściwie, to ile on już wypił...?
- Aominecchi, po co tu przyszedłeeś? - Położył głowę na blacie. Troszkę mu w niej szumiało...
- Teraz nie powinieneś mnie wizieć... - mruknął coraz to mniej wyraźnie. - Teraz to w ogóle nie powinieneś mie wizieć. - burknął, patrząc na niego oskarżycielsko. - Co ty, stalker jesteś?
- Jeszcze czego. - Mruknął. - Wychodzimy. Rusz dupę i się pospiesz.
Wziął blond-debila pod pachę i wyprowadził z baru, uprzednio sprawdzając czy w jego kieszeni znajduje się portfel. Nie miał zamiaru z nim tam przesiadywać i kłócić się o alkohol, gdy ten ledwo stoi na nogach. Może i był porównywany do totalnego skurwiela bez uczuć, jednak nie pozwoli staczać się kumplowi na jego oczach.
Wyszli razem z baru. Kise nie dał rady ujść więcej niż jedną alejkę, wiec przy akompaniamencie bluzg, Daiki usadowił go na pobliskiej ławce.
- Aominecchi... Jesteś podły. - Burknął, opierając się wygodnie o ławkę. Właściwie, to było mu niewygodnie... Więc po prostu się na niej położył. - Jakbym się upił, to nie przeszkadzałoby mi, że ławka jest taka twarda, wiesz? ...Dobra, prowaź do hotelu! - mruknął i wyciągnął do niego rękę. - Nie będę tu spał, zimno mi... No chyba, że ty mnie ogrzejesz, co ty na to? - uśmiechnął się, mrużąc oczy. Ciekawe, czy
Daiki się wkurzy... I tak powinien go olać. Jak wszyscy. Nawet jak jego własna matka...
Aomine zaczął liczyć w myślach do dziesięciu... raz, dwa, trzy, cztery... NOSZ CHOLERA JASNA. Nie dość, że pomaga temu debilowi by nie zalał się w trupa i bezpiecznie się gdzieś ulokował, to jeszcze dostaje w zamian pretensje, że ławka jest nie wygodna! Ma szczęście, że usprawiedliwia go alkohol i złe samopoczucie, bo inaczej już dawno by mu przywalił w łeb.
- Bredzisz. - Stwierdził poważnie. - I nie mam zamiaru opłacać ci hotelu. Pójdziemy do mnie, ale najpierw powiesz co jest. Inaczej zostawię tutaj ciebie i twoją ładną mordę, na pastwę przechodniów.
Wcisnął ręce w kieszenie, czekając na odpowiedź. Zimno.
- Nie zostawiłbyś mnie tak! - fuknął z pretensją, po czym dodał jękliwie: - Ja tym zarabiam na życie, Aominecchi~... - Zapatrzył się na chodnik. Usiadł jakoś, choć nadal było niewygodnie i wszystko lekko wirowało. - Pff, hahaha! - Zaczął się śmiać. Tak z niczego. Matka wykopała go z domu, on sam się zalał, a teraz jeszcze Aomine znalazł go bez pieniędzy i pijanego i oczekiwał, że on mu o tym wszystkim opowie! Nie, nie, nie, co to, to nie, miał jeszcze jakieś resztki godności... A nie, zaraz - nie miał. Chciał przecież spać na ławce, jak jakiś pijaczyna, nie model. W tych czasach pewnie do rana jego tyłek zostałby dziesięć razy rozdziewiczony, nim by się w ogóle ocknął z pijackiego snu... Śmiech zamarł mu na ustach. - Aominecchi~... Czego ty oczekujesz? - mruknął i uśmiechnął się lekko. - Że powiem ci dokładnie o wszystkim co spowodowało, że chcę zalać się w trupa? Nie martw sie, nie potrzebuję iść do ciebie... Mogę wrócić po swoją torbę i zapłacić za siebie sam. - wybełkotał, gapiąc się na chodnik.
Daiki miał ochotę go udusić. Skopać mu tyłek, zostawić na tej piekielnej ławce i wrócić do baru, oglądać tancerki.
- Jesteś głupi. - stwierdził, uważnie się mu przyglądając. Wyładował się na pustej puszce po piwie, kopiąc ją tak, że przeleciała kilka dobrych metrów, po czym ruszył w kierunku, z którego przyszli, zostawiając Kise samego. Oby ten debil nigdzie się nie ruszył.
- Hę? - zdziwił się, po czym dotarło do niego, że został obrażony. - Sam jesteś głupi, Aominecchi! - wydarł się. A co! Może i powoli się staczał, ale przyjacielowi nie pozwoli się obrażać. Widział, jak ten odchodzi. Zachodzące słońce upierdliwie świeciło mu w oczy. Pociechą było, że zaraz zajdzie. - Głupi Aominecchi. - burknął pod nosem i położył się znów na ławce. Zostawił go... Tak po prostu! Nie da się tak! Nie pozwoli się wszystkim zostawić jak ostatniego śmiecia! Sam pójdzie i sam sobie poradzi!!! - Sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem do cholery! - zawołał dość głośno, płosząc tym chyba dwie zbliżające się do niego dziewczyny. Wstał, co wymagało od niego nie lada akrobacji i ruszył przed siebie, lekko się zataczając. Znajdzie ten schowek i gdzieś się prześpi. A jutro pomyśli się nad resztą...
Aomine wkurzonym krokiem doszedł do baru, z którego wyszli, nie słuchając krzyków, rozchodzących się za nim. Odnalazł torbę chłopaka, i szybko wyszedł, nie oglądając się za siebie. Kise go wkurwił. Na prawdę go wkurwił. Nie miał zamiaru oglądać tego obrazu nędzy i rozpaczy. Poza tym jak już on OFERUJE POMOC to na prawdę musi coś znaczyć. Nie na darmo wysila się tak, dla tej blond-włosej królewny.
Dusząc w sobie pokaźną wiązankę przekleństw wrócił w miejsce, w którym go zostawił.
- Hę...? - Wyrwało mu się widząc pustą przestrzeń. Super. Tego idioty nigdzie nie było. A on go będzie musiał teraz szukać. Wspaniale, po prostu żyć nie umierać. Omiótł wzrokiem alejkę, po czym ruszył prosto przed siebie. Jak go dorwie to go na rękach zaniesie do domu, byle by tylko się już z nim dzisiaj nie użerać. Chodź i tak nie spocznie, póki nie dowie się co spowodowało u niego lekką depresję.
Pocieszony swoim wykwintnym słownictwem, skierował się w kierunku peronu. Niech on tylko dorwie pana jestem-samowystarczalny-zostaw-mnie-w-spokoju-daj-mi-się-najebać-w-trupa.
- Oi..! - Krzyknął za jakimś wysokim facetem, z blond strzechą na głownie. Podbiegł do niego i odwrócił do siebie.
- Spieprzaj pan! - Daiki zaliczył kopa w krocze od jakiegoś napitego typa. Jak siebie kocha Kise oberwie za tą noc. Poszukiwania part 1 - niezaliczone. Czas rozpocząć etap 2.
Kise szedł przed siebie, starając się zlokalizować dojście na peron. Nie za bardzo pamiętał, jak on doszedł do tego baru. Minął jakiś park, skrzyżowanie... Oj, to chyba nie tu. Wrócił na ławkę i zaczął od nowa. Inny park, ulica... Co do jasnej?! Chyba coś mu źle zawiało w ten jego żagiel. Procentowym powietrzem. To oznaczało 50,3333333333 procenta na dojście do celu. Jak on to kurna obliczył...? Nie miał pojęcia. Ale nie to było przecież ważne! Ważne było dotrzeć do parku... I ławeczki... Zaaaraz, w parku też były ławki! Dlaczego miałby zaczynać podróż od tamtej, jak mógł od którejkolwiek? Ławka to ławka... Ruszył przed siebie. I jak to miewają dzieci głupiego szczęścia, doszedł jakoś na ten peron. Teraz tylko znaleźć szafkę... Półkę... Jak to się tam zwało? I zabrać torbę... Tę z ciuchami, bo ta podręczna przepadła w barze... No właśnie, mógł najpierw wrócić do tego baru... Teraz trzeba będzie znów szukać jakiejś ławeczki...
Mignęła mu przed oczami postać umięśnionego, niebieskowłosego murzyna. Ale... Jak trafiłby tu Daiki? No chyba nie startował od tej samej ławki?!
Aomine obrał za cel życiowy odnalezienie tego idioty i sprowadzenie go bezpiecznie do siebie. Już miał wyjmować telefon, kiedy znikąd pojawił się poszukiwany we własnej osobie. Nie miał pojęcia jakim cudem dotarł tu przed nim, ba! Jakim cudem minął go nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, ale tego dowie się później.
- Gdzie ty się szlajałeś, do cholery jasnej?! Szukam cie od dobrych czterdziestu minut! - Podszedł do niego i wziął pod pachę. Tak, chyba ma dziś jakiś dzień dobroci dla zwierząt, czy coś w tym guście, a ten wyjątkowo przypominał mu zbitego szczeniaka. Nie lubił przemocy wobec zwierząt. Poczochrał mu włosy i poprawił kurtkę, tak po prostu, bo coś mu tak kazało i powiedziało, że tak powinien się zachować.
- Ranyyy~ Same problemy z tobą jak jesteś pijany. Powinieneś pomyśleć o zostaniu abstynentem czy coś w den deseń.
- Aominecchi! - krzyknął oskarżycielsko. - Przyznaj się, zgapiłeś ode mnie startowanie od tej ławki! - mruknął niezbyt logicznie, nie dbając o to, że ludzie się gapią. - Teraz musisz mi wszystko wyjaśnić! - Oparł się o niego nieco. Tak było wygodniej... I już tak nie kołysało... Bo tak to jest, jak się jest łódką - nieznośnie kołysze! A nim to wyjątkowo mocno przez ten wiatr... Dobra, nieważne. - To gdzie idziemy? - spytał i w końcu znalazł wzrokiem szafki na bagaże. - Aominecchi, muszę wziąć moją torbę! - oderwał się od niego i chciał iść w stronę szafek, ale nogi jakoś mu się poplątały i poleciał do przodu.
- Tak. Abstynencja to dobry plan. - Westchnął Daiki zbierając poobijane resztki blondyna z chodnika. Ponownie wziął go pod pachę i bezpiecznie przetransportował do skrytki. - Jak to gdzie? Do domu... Jak tak będziesz łaził to się jeszcze zaziębisz - dodał niby obojętnie. Chwila... czy on właśnie zaczął się tak totalnie przejmować losem tego wychuchanego przez rodziców dzieciaka? Świat się kończy, Daiki się starzeje a krowy zaczęły latać.
- Pff... Bo akurat nie podobałbym ci się taki zaczerwieniony. - prychnął, otrzepując bluzę z błota. Jako tako poszło... Teraz była raczej brązowa, ale trudno. Brązowy też ładny kolor... - I nie będę abstynentem! Jutro też się schleję, zobaczysz. - Tak mu było łatwiej... Teraz już nie skupiał się tak na swoich problemach. Bezsensowne myśli plątały się bezładnie po jego głowie. Jednak trawienie alkoholu z jego żołądka powodowało, że stopniowo zaczynał coraz lepiej czuć, że mógłby latać. A nawet polecieć na tory, pod pociąg... - Poczekaj... - Wyjął kluczyk z kieszeni, otworzył skrytkę i wyjął torbę. Teraz była jakoś... Cięższa. Zdecydowanie cięższa...
Nadal nie zwracając uwagi na większość wcześniejszych dogryzek blondyna, Aomine obserwował jego poczynania. Z ciężkim westchnieniem zabrał mu torbę i przewiesił przez ramię. Jeszcze się znowu wywali i zrobi sobie krzywdę. Nie miał zamiaru zbierać jego mózgu z chodnika, by oddać rodzicom ze słowami "tylko tyle z niego zostało". Ponownie zaczął pomagać mu w chodzeniu.
- Oi, to powiesz mi co się stało...? - Zapytał lekko marszcząc czoło. Na prawdę był ciekaw, co go skłoniło do takiego zachowania. Uwagę o piciu puścił mimo uszu.
- Nikt mie nje kochaaa... - jęknął, poniekąd się na nim wieszając. No, co, w końcu taka była prawda. A, że ludzie ich teraz wytykali palcami, to tylko wina prawdy. Prawda szkodzi... Życie w kłamstwie prowadzi do śmierci... Ech, życie jest do dupy, jak by na to nie spojrzeć... - Too je powód. - burknął, ostrożnie stawiając kroki. - Gdzie idziemy, Aominecchi? - spytał ponownie.
- Ja pierdole, Kise, nie drzyj mordy! - Warknął zrezygnowany. Bardziej od jego codziennego jojczenia nie lubił tylko tego pijackiego. - Do mojego domu. Mówiłem już to pięć razy. - poprawił go sobie na ramieniu, idąc dalej. Jeszcze tylko kilka przecznic. - Co ty biadolisz? Przecież masz rodziców, siostrę, a panny lecą na ciebie jak na jakiegoś superbohatera! - Super. Do czego to doszło. Daiki daje mu wykład na temat tego ile osób go kocha. Chyba się starzeje...
- Będę się darł, jak mi się będzie chciało. - burknął. Jak mu to przekazać... - Dobra, powiem ci to prosto i odrobinę niegramatycznie, bo nie zrozumiesz tej skompilag... Czekaj... Skopikoa... Co? Skomplikowanej! Skompi... No wiesz jakiej! Logiki... - Zaśmiał się cicho. - Matka wyrzuciła mnie z domu. Ojciec nie chce mnie widzieć. Mówił, że nie jestem jego synem... A matka twierdzi, że mam nigdy nie wracać do domu... Wystąpię w jakimś "dlaczego ja", czy sośtam~... No. Jak widać, nikt mie nie kocha... A tak w ogóle, to siostra pewnie też przestanie, jak rodzice jej nagadają~... Aominecchi, ty o tych dziewczynach tak na poważnie? - Przystanął i spróbował skupić na nim nieco rozmyty wzrok. - Jak przestanę być modelem to zupełnie o mnie zapomną...
- Czekaj, co..? - Aomine próbował ogarnąć to co właśnie usłyszał. Wyrzucili go z domu i nie chcą go znać... Kise... ich syna?! - To gdzie ty teraz chciałeś iść?! Pod most?! - Wzbierała się w nim na prawdę wściekłość. On jest chyba jakiś niepoczytalny. W sumie to twierdzenie wiele wyjaśniało... - A no. Na poważnie. Nie widzisz tego? - Blondyn przystanął, więc Daiki chcąc nie chcą, również to zrobił. Spojrzał na niego, zatrzymując wzrok na jego lekko załzawionych oczach.
Teraz tu już kompletnie przypomniał mu szczeniaczka. Takiego bezdomnego, ubabranego błotem i do tego wygłodniałego. Kise-lablador w wersji szczenięcej, jak w mordę strzelił. Chyba mu się instynkt tacierzyński włączył bo miał nie odpartą ochotę przytulić go, powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży, że się nim zajmie i, że ma się nie przejmować. Chyba jednak przejdzie na przedwczesną emeryturę. Do tego właśnie mu się przypomniało, że w barze sprzedali alkohol nieletniemu. Od kiedy on się, ulicha takimi rzeczami przejmuje?! - I tak będą lecieć na twoją ładną buźkę... - Oznajmił. - I rusz się, bo wygląda na to, że zaraz zacznie padać. Jeszcze tego nam brakowało.
- Umm, czekaj Aominecchi, nie tak szybko~... - Uniósł palec, jakby się nad czymś zastanawiając. - Miałem zamiar spać w hotelu, ewentualnie na jakiejś ławce, jak już wspominałem... I tak bym tego nie pamiętał, jakbym się dobrze upił... Jak chodzi o dziewczyny, lecą tylko na mój wygląd, a to nie ma sensu... I poza tym, one mnie nie interesują, gdyby interesowały, nie zostałbym wywalony z domu... - wyjaśniał niby spokojnie, ale w tym momencie poczuł, jak coś mokrego spływa po jego policzkach. - Ej, co to? - Dotknął policzka i popatrzył zdziwiony na wodę na swoich palcach. - Już pada? - Zerknął w niebo. Sucho. - Aominecchi, idziemy, bo mam przywidzenia... - Ruszył, ale znów się potknął jak ostatnia ciamajda i poleciał prosto na swojego przyjaciela.
- Ciebie chyba powaliło. - Stwierdził. Chciał coś dodać, ale musiał łapać Kise przed upadkiem. Takim trafem, blondyn tulił się do niego na środku chodnika, wczepiony w jego koszulkę, która właśnie zmieniła status z czysta na osmarkana.
Mógł przysiąc, że przed chwilą słyszał piski yaoistek. - No już, już, nie becz. - Pocieszał go, klepiąc po plecach. Nigdy nie był dobry w tej czynności. Nawet nigdy nie miał okazji się jej nauczyć, w końcu wolał siedzieć sam niż z tymi wszystkimi irytującymi osobami. Lekko speszony podrapał się w kark, próbując uspokoić przyjaciela. Oho, błysk flesza. Coś przeczuwał, że w ich szkole powstanie nowe gej porno.
- A-Aominecchi... - załkał. - Dlaczego nikt mnie nie kochaa? - Mało go obchodziło, czym mu zapaskudzi koszulę. Alkohol potęguje wiele emocji, u niego spotęgował właśnie smutek. I chciał się wypłakać. Ale może nie teraz... Nie w miejscu publicznym. Teraz musieli dojść do jego domu, tak jak powiedział Aominecchi. Tak więc Kise oderwał się od niego i chwycił go za rękę. - Dobra, Aominecchi, bo sam mówiłeś, że zacznie padać, a ja ci nie chcę sprawiać więcej kłopotu. - stwierdził z jakąś zawziętością.
Daiki zastanawiał się nad odpowiedzią, gdy został chwycony za rękę. Z miną wyrażającą najwyższe zdziwienie, chwilę potem zaczął obserwować plecy Kise, który postanowił poprowadzić ich do jego domu. Wyrównał z nim kroku, nie chcąc zostać w tyle i nie pytając o nic szedł z nim za rączkę jak w jakimś przedszkolu. Gdy po dziesięciu minutach marszu w ciszy doszli do jego mieszkania postanowił się jednak odezwać.
- Nie sprawiasz mi kłopotów, głupku. - bąknął drapiąc się nerwowo po karku. Szybko odnalazł klucze w kieszeni, otworzył drzwi bloku i gestem zaprosił go do środka. - Tylko po schodach cicho. Mieszkanie z upierdliwymi sąsiadami w jednym bloku, jest kłopotliwe. Pieprzeni emeryci. - Będę cicho, Aominecchi~! - zapewnił radośnie, i jak można się domyślić, głośno, po czym wyglebał się na schodach. Jak to mówią, nieszczęścia chodzą parami~... A w jego przypadku... To chodzą raczej schodami. - Aominecchi, pomóż... - szepnął tym razem. W końcu nie chciał nikogo pobudzić, nie...?
Niestety z jednych drzwi wychynęła głowa jakiejś staruszki.
- Wy huncwoty!!! Nie wstyd wam?! Słońce zaszło, spać powinniście, nie balować! I jeszcze do tego na klatce! A ty Aomine... Z tobą wiecznie są problemy! - Nagle jej oczy rozszerzyły się w szoku. - To... To chłopak?! Teraz chłopaków sobie sprowadzasz?! - zaczęła krzyczeć. - Matko boska,świat się kończy!!!
- Zamknij się stara wiedźmo. - Burknął na nią z pode łba. Daiki na prawdę miał dosyć tej przebrzydłej baby. Chwycił Kise za koszulkę, trzymając materiał na plecach i pomógł mu wstać. Z szyderczym uśmiechem wyminął wrzeszczącą w niebo głosy sąsiadkę, cały czas ciągnąć blondyna za sobą. Gdy dotarł pod siódemkę na trzecim piętrze, szybko otworzył drzwi i władował się razem z Ryotą do środka. - Co za... - syknął zamykając drzwi mieszkania.
- Aominecchi... - chlipnął Kise. - To mo-moja wina... Przepraszam, bo byłem za głośno i się wywaliłem i... I jeszcze jestem chłopaaakiem... - zawył. W tym ostatnim Daiki mógł nie wiedzieć, o co mu chodziło... Jednak grunt, że on wiedział. Gdyby tylko nie był chłopakiem... Nikomu nie przeszkadzałoby, że podobają mu się chłopacy, prawda? Ojciec by się go nie wyparł, matka nie wyrzuciłaby z domu, mógłby być z Aomine... A tak... Dla wszystkich był tylko zawadą.
- Aominecchi... - chlipnął Kise. - To mo-moja wina... Przepraszam, bo byłem za głośno i się wywaliłem i... I jeszcze jestem chłopaaakiem... - zawył. W tym ostatnim Daiki mógł nie wiedzieć, o co mu chodziło... Jednak grunt, że on wiedział. Gdyby tylko nie był chłopakiem... Nikomu nie przeszkadzałoby, że podobają mu się chłopacy, prawda? Ojciec by się go nie wyparł, matka nie wyrzuciłaby z domu, mógłby być z Aomine... A tak... Dla wszystkich był tylko zawadą.
- Mhm... - Chwiejnie, ale doszedł do kanapy i się na niej rozłożył,zaraz kładąc się na boku, tak jak wcześniej na ławce. -Aominecchi, wolałbym wody... - mruknął, gapiąc się na kant stolika. Ciekawe, gdzie będzie spał... Jak dla niego mogło być na kanapie... Na pewno nie koło Aominecchi'ego... W ostateczności mógł być dywan... Albo wanna. Chociaż w wannie musiałoby być niewygodnie. Ale jakby wymiotował, to dałoby się to łatwo zmyć... Nie za często się upijał, praktycznie jeszcze nigdy aż tak bardzo, więc nie wiedział, co będzie dalej...
Aomine wrócił z kuchni trzymając w rękach dzbanek z wodą i dwie, wysokie szklanki. Postawił je na stoliku, po czym wyjął z kieszeni bluzy tabletki przeciwbólowe. - To na jutro, w razie kaca. - wskazał na opakowanie. Usiadł w fotelu, na przeciwko Kise, nie bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę.
- Mhm. - mruknął znowu, gapiąc się w ten sam punkt. - Dziękuję, Aominecchi... - westchnął. - Jest coś, o co chciałbyś spytać? To pytaj śmiało... - Spodziewał się jakiegoś przesłuchania, albo chociaż pytania. No i miał zamiar odpowiadać tak szczerze, jak tylko będzie mógł. Najwyżej Kise-okręt trafi na niebezpieczne wody i się rozbije... I będzie musiał w podskokach uciekać z domu Aominecchi'ego... Ale już nie miał nic do stracenia.
- Nie będę cie o nic pytał. - stwierdził rozlewając wody do szklanek. - Jak będziesz gotowy to sam powiesz, poczekam. - Aomine wiedział, że dla jego blond-kompana nie będzie to łatwa rozmowa więc postanowił jej nie utrudniać masą pytań. W końcu chciał, żeby ten wypoczął, uspokoił się, a nie zamartwiał jeszcze bardziej. Znał go dość długo i wiedział, że ten reaguje na wszystk bardzo emocjonalnie.
- Naprawdę? - W końcu podniósł na niego zdumiony wzrok. Co prawda troszkę nie mógł się skupić, bo obraz mu się rozmazywał, ale mniejsza. - Chyba chciałbyś się czegoś dowiedzieć, nie, Aominecchi? To pytaj... Masz szansę, póki się napiłem! - ostrzegł. - Potem nic ci nie powiem... Za głupi temat, żebym się komuś zwierzał na trzeźwo~!
Daiki wzruszył ramionami - Jeśli nie chcesz o tym opowiadać, nie musisz. To twoja decyzja. Tylko czasem lepiej jest się samemu wygadać i mieć spokój niż dusić to w sobie. - zdziwiony własną przemową zaśmiał się cicho w swoją szklankę. Nie miał zamiaru do niczego zmuszać Kise. Poza tym na pewno rano zrobiłby mu za to wyrzuty i, że wszystko co powiedział to była tylko bujna wyobraźnia alkoholu.
- Taak, Aominecchi?! - zirytował się tak, że znów poplątał mu się język. - Do jakiego stopnia wyczymasz to, so ci powiem, hę?! Też byś dziwnie na mnie patrzył... Ba, nie chciałbyś mnie znać... Jakby to soś zmieniało! - Walnął ręką w kanapę. - Jakby to, że ci powiem sprawiało, że nagle staję się inny! A ja jestem taki sam, tylko że ty byś wiedział, tak jak oni i mnie wywalili! - Nie dbał o to, ile w jego wypowiedzi jest sensu. Miał już dosyć płaczu, głowa go rozbolała...
Spojrzał lekko zszokowanym wzrokiem na blondyna. Nie sądził, że ten jednak mu powie, o co poszło. - Nie wywaliłbym cie stąd, cokolwiek byś powiedział. Taka akcja nie wchodzi w grę. - Nie wiedział czego się spodziewać, jednak wiedział, że na pewno nie wywali go za drzwi. Co to, to nie. Takim skurwielem to on nie był. Poza tym nie na darmo marnował swój cenny czas na poszukiwanie go.
- Taa... Aominecchi, nikt jeszcze tego faktu nie zaakcetop... Nje zaakceptował, więc ci nie wierze... - popatrzył na niego zmęczonym wzrokiem. - Powiedz mi, zaakceptowałbyś, jakby twój syn był homo? - Z opóźnieniem dotarło do niego, że właściwie to się wygadał. Zasłonił oczy dłonią. No bosko... Nie chciał teraz widzieć jego miny, nie chciał...
Daiki spodziewał się czegoś w tym stylu. To dziwne, ale zaakceptował ten fakt już jakiś czas temu. Jest jego przyjacielem, tego nie dało się tak łatwo ukryć. Ich relacje nie były normalne. Nigdy nie były i zapewne nigdy nie będą. Aomine spokojnym krokiem przetransportował się z fotela na kanapę i usadowił obok Kise. Nie miał pojęcia w czym to miało pomóc, ale od górna siła mu tak kazała. - Nie wiem. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Eee... To jest powód, dla którego cie wygnali, tak? - Nosz kurna, on i ciężkie tematy to nie jest dobre połączenie. Rola psychologa nie była mu pisana i wszyscy o tym doskonale wiedzieli.
Kise ze zdumieniem odnotował, że Daiki nie brzydził się teraz obok niego usiąść. Rodzice od razu zrobili pięć kroków w tył, niemal zderzając się ze ścianą... A on tak po prostu siadł obok???
- T-tak... Aominecchi, ty... Nie brzydzisz się? Nie boisz...? Nie wytkniesz mi nic...? - popatrzył na niego zaszklonymi oczyma.
- Hę...? Niby dlaczego? To twój wybór. Poza tym już wcześniej widziałem, że cie nie ciągnie do dziewczyn. To nie było dziwne? Stado napalonych lasek biega wokół ciebie i czeka na rozkazy, przy okazji rozbierając cie wzrokiem, a ty nawet na żadną nie spojrzysz tylko jak gdyby nigdy nic idziesz sobie na trening czy coś w ten deseń... - Nie zwracając uwagi na zdziwioną twarz Kise, przeciągnął się i ziewnął. Miał dość. Co za dużo to nie zdrowo, a on wybitnie się dzisiaj namęczył targając ze sobą 2 torby i przyjaciela. Nie jest jakimś, kurde, karitasem żeby tak swoją cenną energię na lewo i prawo rozdawać.
- Ty widziałeś...? Ale... - Kise chwilę trawił nowo zdobytą informację. - No to raczej dobrze. - Skinął do siebie głową i opadł głową na kanapę. - Aominecchi, mogę u ciebie spać, co nie...? - mruknął, opierając głowę na rękach. - Mogę spać nawet na dywanie, on chyba nie jest za twardy...
- Śpisz w sypialni, ja się kimnę na kanapie. - powiedział Daiki, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - No co? - Zapytał widząc oczy Kise, które automatycznie zrobiły się wielkości spodków. Ziewnął przeciągle, poczochrał Ryotę po jego złoto-kij-wie-jakich włosach, po czym udał się do łazienki, mamrocząc coś o porannej kawie jaką kumpel mu jest za to winien.
- Ale Aominecchi... - szepnął. Jednak nie chciał, żeby jego przyjaciel to usłyszał. Przyjemnie było myśleć, że on jeden go akceptuje... - Dziękuję. - mruknął i spróbował wstać. Oczywiście tym razem potknął się o własne sznurówki. - Ała. - stęknął, dzielnie próbując się podnieść. Jeszcze nie stracił woli walki o ciepły kawałek łóżka~!
Aomine słysząc jakieś łomoty w salonie, wyszedł z łazienki. Stanął w framudze drzwi pokoju i zlustrował blondyna wzrokiem.
- Oi, żyjesz jeszcze? - Chrzaniąc fakt, że jest w samych bokserkach, podszedł do Kise, nachylając się by pomóc mu wstać. Który to już raz tej nocy?
Kise popatrzył na niego, starając się ukryć lekki rumieniec. Normalnie większość ludzi, szczególnie chłopaków nawet by do niego nie podeszła, a on podszedł... W bokserkach... Jedyna osoba, jaka mu się podobała stała przed nim w bieliźnie... Miał ochotę się w niego wtulić, ale chyba aż tak pijany nie był.
- Ziękuje Aominecchi... - Język mu się poplątał z nadmiaru wrażeń. Rumieńce mógł zwalić na alkohol. Plączący się język też. I kto mu teraz wmówi, że wódka szkodzi?! - To ja jusz się położe... - Szybko się odsunął i zaczął zmierzać w kierunku swojej torby.
- Czekaj, pomogę ci. Jeszcze coś sobie zrobisz. Chodzisz jak pokraka, Kise. - Westchnął i po raz kolejny pomógł mu dojść do jego upragnionego miejsca. Na prawdę nie zamierzał zbierać jego resztek ze ściany, czy podłogi. Przytrzymał go i otworzył drzwi. Jego sypialnia nie należała do największych, a większość jej miejsca zajmowało dwuosobowe łóżku, które Aomine tak bardzo uwielbiał, jednak jakimś udało im się bez większych uszkodzeń dotrzeć do niego.
Zataczając się lekko, podtrzymywany przez Daiki'ego i burczący pod nosem coś niedosłyszalnego typu "nie trzeba", Kise dotarł do łóżka i usiadł, by po chwili glebnąć się, rozkładając ramiona. Było mu gorąco i to już raczej nie przez alkohol... Te dwuosobowe łóżko... Mieliby dość miejsca... Chociaż, a gdyby coś mu się wymsknęło przez sen...? A, co tam, raz się jest łódką i raz się łamie nogę! ...Czy jakoś tak!
- Aominecchi, to łóżko jest jakieś duże... Jak ci to nie przeszkadza, to... Wiesz, ja ci nic nie zrobię, możesz tu spać... - Przymknął oczy. Będzie zły...?
Daiki pokręcił lekko głową, po czym wyszedł na korytarz. Zgasił światło w łazience i zamknął drzwi i wrócił z powrotem do pokoju. Był zmęczony. Nie chciało mu się myśleć. Jedyne o czym marzył to wtulenie się w swoją poduszkę i dłuuugi sen, w końcu jutro jest sobota. Zbawienie świata. No i jutro wychodzi nowy numerek Mai-chan. Uwielbiał soboty. Uśmiechnął się lekko przez swoje sprośne myśli i podszedł do Kise.
- Rozbieraj się.
- H-hę? - rozszerzył oczy, zdziwiony. Jego umysł działał na spowolnionych obrotach, więc zrozumiał o co chodzi dopiero minutę później. - Aaa, Aominecchi, musisz przynieść mi piżamę w takim bądź razie~... - Zachichotał jak ostatni idiota i zacisnął trochę nogi. Podniecił się trochę, troszeczkę, odetchnie parę razy i będzie dobrze, tylko, żeby Aominecchi tego nie zauważył... Tylko żeby tego nie zauważył... Żeby poszedł po tę głupią piżamę...
- Nie maa...AAAA...am żadnych piżam. - Ziewnął, idąc w kierunku szafy. - Masz. - Rzucił mu swoją koszulkę. Od kiedy to faceci śpią w piżamach? On zawsze albo śpi w samych bokserkach, albo w bokserkach i koszulce. Piżamy są dla dzieci. - Huh? - Wyrwało mu się, kiedy się zreflektował, że cały czas chodził w samej bieliźnie. Włożył na siebie pierwszy lepszy t-shirt i spojrzał wyczekująco na Kise. Na co on tak czeka? Na zbawienie jakieś? Jakby jego klaty nigdy nie widział... rany boskie, same problemy z nim.
- Mhm. - mruknął, gapiąc się jak debil na koszulkę. Miał się tak teraz... Przebrać... Przy nim...? - Dzięki, Aominecchi...
Wstał, zataczając się troszkę, stanął tyłem i zaczął się rozbierać. Cudownie... Tak by uważał, gdyby nie to, że nie chciał, żeby Aominecchi coś zobaczył. Miał spać z nim półnagi, w jego koszulce...? Dobra, grunt, to się nie przysuwać i chyba nic nie poczuje~... Jak już nie widział jego klaty to nie powinien się tak podniecać, nie? ...No ale rety~! Nigdy dotąd nie spał z nim... Tak u niego... O czym miał myśleć?
Dobra, Kise. Skup się. Wylądowałeś z facetem swoich marzeń w jego łóżku, tylko w jego t-shircie. Myśl o brokułach. Powinno ci minąć.
Aomine ignorując wszystko, położył się i ukrył twarz w poduszce. Spać. Tak strasznie chciało mu się spać. - Zgaś światło jak skończysz... - wymamrotał, przynajmniej taki miał zamiar. Pościel lekko zniekrztałciła przekaz, ale było mu to teraz obojętne.
- Jak skończę...? - popatrzył na niego zdziwiony i znów dopiero po chwili dotarło do niego, o czym mówi Aomine. - Mhm... - Spojrzał na włącznik. Taaak daleko... Będzie z półtora metra, jak nie dwa. Jednak wstał, doczłapał do niego, wyłączył światło i... O mały włos a by się wywalił. Jednak jakoś walnął się na łóżko i spróbował leżeć tak, by nie tykać Daiki'ego. Leżał tak chwilę, nie mogąc zasnąć. Tak bardzo pachniało Aominecchim...
On leżał tuż obok... Kise choćby bardzo chciał, nie mógł zasnąć.
Daiki zasnął już po kilku minutach. Śniło mu się, że Kise płacze i szarpie się przez sen. Miał koszmar więc musiał go uspokoić. Nie świadomie objął realnego blondyna, wtulając się w jego szyję. Wyimaginowany Ryota, czując na sobie spokojny oddech, w końcu się uspokoił i zasnął. Aomine nawet nie zdawał sobie sprawy, że chłopak stał się mu przez te kilka lat tak bliski. Przysunął sobie wyimaginowanego chłopaka bliżej, aby mieć pewność, że będzie miał spokojny sen, nie będąc świadomym, że robi to samo z prawdziwym.
- A-Aominecchi, co ty robisz...? - szepnął cicho, czując, jak Daiki go obejmuje. Zarumienił się, próbując naciągnąć t-shirt Aomine trochę niżej, by nie było widać nawet tego lekkiego podniecenia. Zaraz jednak zorientował się, że Aomine śpi i troszkę się dzięki temu rozluźnił. Właściwie, to czuł się bezpieczny... - Oyasumi... - szepnął ledwo dosłyszalnie i zamknął oczy, wtulając się w ciało przyjaciela. Uśmiechnął się lekko, przez senną mgiełkę czując przebijające się szczęście. Nawet jak rano się obudzą w takiej pozycji, to powie, że spał i nic nie wie. Nie przyzna się... Miał tylko nadzieję, że będzie to wszystko pamiętał. Nie wybaczyłby sobie, gdyby upił się na tyle, by nic nie pamiętać...
Daiki obudził się koło jedenastej. Spał by dłużej, gdyby nie promienie światła, nie zasłonił wczoraj rolet do końca. Było mu wygodnie i ciepło. Nie wiedział na czym spał, ale to coś powinno zostać jego honorową poduszką. Po kilku minutach wylegiwania się na owym "czymś" zaczęły docierać do niego strzępki informacji. Mianowicie to coś oddychało. Otworzył oczy i zdziwił się, widząc, że przytula się do Kise. Ten jeszcze się nie obudził. - Hę? - Mruknął cicho. Podniósł się do siadu i popatrzył na spokojną twarz blondyna. Przypomniał mu się jego sen. Czyżby jego przyjaciel na prawdę miał koszmary? Uznając to za jedyne logiczne wytłumaczenie, całego zamieszania, stwierdził, że tak musiało być. Przeczesał jego jasne kosmyki palcami, przez chwilę jeszcze mu się przyglądając. Gdy usiadł, kołdra się z niego zsunęła, kończąc swą podróż na jego biodrach. Aomine, spojrzał na unoszącą się miarowo klatę piersiową. Była dobrze wyrzeźbiona, jednak nie przesadnie. - Książę - Mruknął po cichu sam do siebie, uśmiechając się mimo woli. Chwilę później udał się do łazienki. Musiał wziąć prysznic. Wczorajsza sytuacja pokrzyżowała jego plany, a do tego teraz śmierdział alkoholem.
Obudziło go jedno słowo. "Książe". Do tego wypowiedziane głosem Aominecchi'ego~... Uśmiechnął się, starając się wrócić do tego przyjemnego snu. Chciał być jego księciem... Nawet księżniczką, byleby z nim być. Chciał wrócić do tego przyjemnego snu, w którym był jego księciem... Niestety nagłe zimno skutecznie sprowadzało go do jawy.
Złapał kołdrę, obejmując ją rękami i nogami jak człowieka. Wtulił w nią policzek. Była nadal ciepła i pachniała jak Daiki. Chwilowo mogła być...
- Aominecchi... - mruknął sennie.
Daiki właśnie kończył prysznic. Wytarł się ręcznikiem, zarzucił bokserki i jakieś stare, szare, luźne dresy, popsikał się standardowo perfumem, po czym rześki i pachnący powędrował zrobić śniadanie. Nie umiał robić wykwintnych dań, pomimo faktu, że mieszkał sam. Nie oswoił się jeszcze z kuchenką na tyle by gotować pyszności, można by rzec, że ona go po prostu nie lubiła. Preferował zatem związek z mikrofalówką. Zrobił szybką jajecznicę, zaparzył kawy i zaniósł połowę posiłku na tacce do sypialni. Kise nadal spał, tym razem wtulony w kołdrę. Aomine postawił tackę na szafce nocnej i nachylił się nad nim. Był kilka centymetrów od jego twarzy i...
- Bu! - powiedział prosto do jego ucha. Chwilę potem zaczął się śmiać widząc nagłą pobudkę przerażonego blondyna, który omal nie spadł z łóżka.
- Aominecchi! - fuknął z wyrzutem, siadając już normalnie na łóżku. - Nie krzycz tak... - skrzywił się. Głowa go tak bardzo bolała... Taki hałas... Musiał rozmasować skronie, ale niewiele to dało. Dobrze, że chociaż obeszło się jakimś cudem bez mdłości... - Głowa mnie strasznie boli... - poskarżył się. - I co tak pachnie? - zaczął węszyć, aż zobaczył jedzenie i kawę. Już miał się na nie rzucić, kiedy dotarło do niego, że... Nadal nie ma na sobie bokserek! Szybko zakrył się kołdrą, rumieniąc się lekko. Spał tak koło niego... Daiki nic sobie nie pomyślał...?
- Zupełnie jak baba. - zakpił. - Zjedź śniadanie i się ubierz. I, eh, nie gorączkuj się tak, mamy między nogami to samo, - uśmiechnął się. Kise zachowywał się jak małe dziecko. Małe dziecko na kacu. - W salonie masz tabletki. Zaraz ci je przyniosę, tylko nie bierz ich na pusty żołądek. - Zastrzegł. Nie miał zamiaru wysłuchiwać jęków bólu, jak to go bardzo brzuch boli i umiera. Ta wizja wydała się być zbyt realna, więc szybko odgonił ją z umysłu. Rzucił przelotne spojrzenie na rumieniec chłopaka po czym przeszedł do salonu.
- Nie jestem jak baba, Aominecchi! - burknął, nie odsłaniając wcale kołdry. - I dziękuję za tabletki... - westchnął, sięgając w końcu po jajecznicę. - Mmm, pyszne, Aominecchi! - Uśmiechnął się radośnie.
Spośród wielu rzeczy, które potrafił przyrządzić, jajecznica akurat zawsze wychodziła mu jakaś... nie taka.
- Mhm, wmawiaj sobie. - Uśmiechnął się. Słysząc uwagę o smakowitości potraw, poczochrał blondyna po włosach. Kurna, chyba weszło mu to w nawyk.
-Ale to prawda, Aominecchi~! Ja nie robię takiej dobrej jajecznicy~... - mruknął, pałaszując dalej. Strasznie mu się podobało to czochranie mu włosów. Nawet jeśli musiał je później układać... Może Daiki miał tylko taki nawyk, ale Kise tym bardziej się cieszył, bo nawyków ciężko się pozbyć... - Mogę już te tabletki? - Popatrzył na niego prosząco.
- Huh? Gotujesz jak szef kuchni ale nie ogarniasz jajecznicy? Haha, nie wnikam. - Zaśmiał się. - Wiesz gdzie leżą, to sobie weź skoro zjadłeś. - wzruszył ramionami. - Miałem zapytać... Śniło ci się coś dzisiaj? - spojrzał na niego niby to obojętnie. Chciał wiedzieć... Chyba.
- Bo mi nie wychodzi... - burknął i zjadł ostatni kawałek, po czym
odłożył talerz i sięgnął po kawę. - Hę? A co mi się miało śnić, Aominecchi~? - Spróbował sobie przypomnieć swoje sny. - Umm, spałem tak mocno, że chyba nic mi się nie śniło. - Wzruszył ramionami. - Dlaczego pytasz, Aominecchi? - Pamiętał cały wczorajszy wieczór. Jak po takim upiciu się miałby jeszcze swoje sny pamiętać...?
- Z ciekawości. - wzruszył ramionami. Ma zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię... - Dobra. Co chcesz teraz robić skoro zjadłeś? Wolisz leżeć, czy się gdzieś przejść?
- Wolę przełknąć te tabletki. - Skrzywił się lekko i wstał, żeby pójść do salonu... W trakcie znów zorientował się, że jest półnagi, ale postanowił, że uda, że to normalne i zwyczajnie wszedł do salonu jakby nigdy nic. Teraz musiał się tylko dowiedzieć, gdzie jego torba... I znaleźć w końcu swoją bieliznę. Może i widzieli się wiele razy w przebieralni, ale żeby chodzić w takim stanie po jego domu...?
- Oi... Ale torba jest tutaj. - powiedział za nim Aomine, domyślając się o co może chodzić. Podrapał się w kark, nagość Kise zaczęła go peszyć.
- Dobra, czekaj, tylko wezmę to coś na kaca... I nie krzycz, Aominecchi, błagam! - poprosił, chwytając za tabletki i popijając wodą, która sobie stała na stole. Dopiero wtedy odwrócił się do Aomine, starając się nie rumienić. - To gdzie ta torba...?
- No... Tu. - wskazał na drzwi sypialni. Matko, to wygląda jakby byli kochankami. On seme przetrzymujący jego gacie w sypialni oraz uke negliżujące się przed swoim partnerem.... Chyba powinien przestać słuchać yaoistycznych wywodów Momoi.
- Aominecchi... Wyglądasz na zażenowanego. - burknął, przechodząc obok niego i otwierając swoją torbę. Musiał szybko znaleźć te bokserki... Bo inaczej Aominecchi albo sobie pójdzie, albo zgwałci go wzrokiem... A żadna z tych opcji mu się nie podobała. No... Chyba nie... Na pewno ta pierwsza... A nieważne!
- Hę? Ja, zażenowany? Nie w tym wcieleniu! - Burknął i zmienił postawę na trochę bardziej pewną siebie. Nie ma zamiaru robić z siebie jakiejś rumianej baby (czyt. Kise) jak pornole kocha!
- Jak wolisz, Aominecchi. - Wzruszył ramionami i w końcu założył swoje bokserki na tyłek. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie cieszył się tak z posiadania bielizny... Znalazł też odpowiednią koszulkę i spodnie i naciągnął je na siebie dość szybko. - Dziękuję za gościnę... Chyba będę już szedł, bo niepotrzebnie zajmuję ci czas, nie, Aominecchi? - Nawet się nie odwrócił. Sprawdził, czy ma dość pieniędzy i przełożył je do torby na ramię. Dziś miał sesję, a potem gdzieś tam się ukryje, nie?
- Czekasz pod drzwiami. Są zakluczone więc stąd nie wyjdziesz. - Mruknął po czym zniknął w łazience. Założył na siebie jeansy i biały t-shirt a po wyjściu zarzucił szarą bluzę z kapturem i skórzaną kurtkę. Szybko wcisnął wojskowe buty i zerknął na Kise, który przez cały czas obserwował go pytającym wzrokiem.
- No co..? Idziemy po twoje rzeczy i wprowadzamy cie tu, nie?
- C-CO?! - wybuchnął, po czym chwycił się za głowę. Te tabletki na pewno nie działały błyskawicznie... - A-Aominecchi, mówiłem, że już tam więcej nie wrócę! I nie zamierzam tego robić!... Oni ci nawet nie otworzą. A jak otworzą i będziesz ze mną, to pewnie zostaniesz nazwany pedałem... Jak ja. - Spuścił wzrok na swoje buty. - Nie idę tam. Mam dzisiaj sesję... Wynajmę sobie jakieś mieszkanie za moją pensję i będę jadł za moją pensję... Ciuchy zwykle dostaję, bo to też reklama. Poradzę sobie. - zapewnił, nie podnosząc wzroku i chwytając za ramiączko od swojej torby.
- To wyważę drzwi i wejdziemy. - wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - To mnie nazwą, nie przeszkadza mi to... A jak cie zaczną obrażać to im odpowiem, heheszki. - mówił to takim tonem, jakby gawędził o pogodzie. - I oddawaj tą torbę. Jest ciężka.... Jeszcze nadwyrężysz ramię i będziesz piszczał, że cie boli.
- Ale... Ale... - zaciął się, gapiąc się na niego. - Aominecchi, po co chcesz to robić? Ja tam nie idę... Mam ich dosyć... A ty masz swoje życie, nie będę ci w nie z torbą, do tego pełną, właził... Sam muszę przejść z torbą przez życie, a najlepiej to ją zostawić w jakimś wynajętym domu, nie? - Dźwignął ją z szafki. Aż tak ciężka nie była, zabrał tylko to, co najcenniejsze... I ciuchy, które musiał nosić, bo tak miał w umowie. - Dam sobie radę. - powtórzył z uporem.
- A tam pieprzenie trzy po trzy. Co twoje to twoje i żadne stare pryki ci tego nie zabiorą. U mnie jest dość miejsca... Poza tym ktoś mi musi robić śniadanie, nie? - Poczochrał go po włosach widząc jego naburmuszoną minę, zabrał mu torbę i otworzył drzwi. Jeśli mieli zdążyć na sesję to musieli się pospieszyć, nie?
- Aominecchi... - westchnął Kise trochę zrezygnowany. - Jak mam tu zostać, to zostaw tu tę torbę... - mruknął, lekko się rumieniąc. Bo co teraz, miał mu się rzucić na szyję...? "Jam ci jest" i te sprawy~? "Będę ci nosić śniadanie do łóżka, jak już z niego wstaniemy"? ...O rany, ale tu gorąco... - Jest pełna, nic do niej nie zmieszczę. A ciuchy na sesję mam na miejscu... - Splótł nerwowo palce. - Umm... Dziękuję. Będę ci pomagał ze sprzątaniem, gotowaniem, czy co tam chcesz...
- To ty ją gdzieś chciałeś wynosić... Kise-kura domowa. Jak dla mnie brzmi spoko. Jeszcze ci załatwię taki różowy fartuszek w koronkę i będziesz stu procentową gosposią, hyhy. - Odłożył torbę w kąt. - Idziemy...?
- Chciałem ją wynieść, bo chciałem się wyprowadzić... Ale skoro się wprowadzam... - mruknął jakoś nieskładnie. - Tylko bez różowych koronek, Aominecchi! ...Mam złe wspomnienia. - dodał pod nosem i ruszył do drzwi. - Idziemy już...
Zeszło im dobre dwadzieścia minut zanim dotarli do metra. Gadali w tym czasie o wszystkim i niczym, jednak głównie śmiali się z przesądnego Midorimy i jego wszech mocnego horoskopu. Po kolejnych minutach czekania udało im się wcisnąć do i tak zatłoczonego metra. To co zobaczyli w nim nie napawało ich zbytnim optymizmem.
- Ja pierdole. - Podsumował elokwentnie Daiki widząc pomarszczone oblicze swojej "ukochanej" sąsiadki z parteru.
- Oooo wy nicponieeee~! - Zaskrzeczała, oskarżycielsko wymierzając w nich palec. - Co wy tutaj robicie? Nie widzicie, że to jest miejsce publiczne?! - Aomine właśnie zaliczył mentalnego face palma.
- Are? Aominecchi, czy to nie twoja sąsiadka? - zdziwił się Kise, jakby nie słysząc jej narzekań. - Dzień dobry pani. - Został przytłoczony ciężarem jakiegoś faceta, który akurat się o niego oparł. - Emm... A pani dokąd się wybiera? Bo tak się składa, że my do pracy... - Nie wiedział, po co z nią gada. Właściwie, to może czuł się w obowiązku, o teraz to miała być także jego sąsiadka...
Kise tylko z niczym nie wypal, Kise tylko z niczym nie wypal, Kise tylko z niczym nie wypal. - Czego? - syknął na panią Yoshide. Widząc jej malutkie telepiące ciałko miał ochotę się śmiać. W końcu sięgała im co najwyżej do bioder.
- Jak ty się wyrażasz?! A pan panie... Panie.. Panie lalusiu powinien się zająć własnym życiem! Jakiej pracy?! Pewnie do burdelu jedziecie... Taaaak.... Razem z Daikiiiim~! Gdy wróci twoja matka wszystko jej opowiem! Taka poczciwa kobiecina, a takiego niedobrego gówniarza wychowała~! A ja jej cukru do ciasta pożyczałam!!- Lalusiu? - Kise zbity z tropu prawie dał się powalić facetowi, który się na nim oparł. - Ależ skąd~! Jestem modelem, nie lalusiem... I mogłaby się pani tak nie drzeć o tym burdelu... Aominecchi nie potrzebuje odwiedzać takich miejsc, ja tym bardziej. - Wyszczerzył się jak głupek i zaraz stęknął. Ten gość był za ciężki... A zostało im jeszcze parę stacji...
- Oi, odwal się pan. - Szturchnął tego faceta, widząc zmagania Kise. Pociągnąg go za bluze, umieszczają obok siebie. Nie będzie nikt go bezkarnie dotykał... Zaraz, co?
- Zboczeńcy! - Fuknęła nań sąsiadka, po czym, gdy chwilę później pociąg się zatrzymał, wysiadła wciąż mamrocząc pod nosem stertę obelg.
- Wredna mała...
- Dokładnie, Aominecchi... - mruknął Kise. Przez panujący wśród ludzi gorąc prawie się spocił, a przez ścisk i akcję ratunkową Daiki'ego... Można powiedzieć, że rozpłaszczył twarz na jego klatce piersiowej, przez co być może nie było go nawet słychać. Do tego było mu głupio i znów się zarumienił... Ale co tam, w tym ścisku powietrza zabraknie za kilka minut to i tak się poduszą i przynajmniej Aomine nic nie zauważy...
Po kilkunastu minutach ciężkiej przeprawy przez góry i doliny zwane japońskim metrem dotarli na miejsce. Przeszli przez 2 przecznice i stanęli przed wielkim wejściem do studia modelingu. Daiki popatrzył nie pewnie na Kise. Nigdy nie był w takim miejscu i bynajmniej nie wiedział gdzie, po wejściu do środka powinni się udać.
- Aominecchi, chodź! - Blondyn złapał go za rękaw i pociągnął przez drzwi, a potem labiryntem korytarzy aż do swojego studia. - Jestem już! - Skłonił się i pociągnął Daiki'ego do skłonu. - Proszę się mną zaopiekować! - rzucił zgodnie z formułką.
- Ach, Kise-kun! - Jedna z charakteryzatorek podbiegła się nim zająć i zauważyła Aomine. - A może twój przyjaciel chciałby wziąć udział w sesji razem z tobą, co?! - rozemocjonowała się, oglądając Daiki'ego uważnie.
- Hę...? - wyrwało mu się po usłyszeniu słów charakteryzatorki Kise. On... Jako model... Z pudrem i innymi pierdami na twarzy...? Nie to nie przejdzie. Nim zdążył się odezwać został pociągnięty w kierunku garderoby. Zaczął się nastanawiać ile siły może drzemać w tak drobnej kobietce. Spojrzał na rozemocjonowanego Kise, ten chyba popierał projekt zrób-z-koszykarza-modela-bo-to-będzie-fajne. Wspaniale. Chyba zacznie skakać ze szczęścia. Najlepiej z mostu pod pociąg.
Aominecchi będzie z nim pozował, Aominecchi będzie z nim pozował~!
Kise z radością usiadł przed lusterkiem i pozwolił się sobą zająć. Aominecchim też wszyscy dobrze się zajmą i będą mieli sesję razem. To tylko trochę pudru, ewentualnie jakiś dodatek... Ciekawe jak by wyglądał z takim kolczykiem w uchu~! Na magnes, oczywiście...
Gdy całe charakteryzowanie go się skończyło, szczęśliwy wyszedł przed aparat, czekając na Aomine. Na pewno zaraz się pojawi i nikt nie śmie się sprzeczać przeciwko wspólnej sesji...
Aomine został wystylizowany na bad boya. Nawet mu sztuczny tatuaż na szyji dorobili. Myśląc "to tylko po to by księżniczki nie wywalili z roboty, niech to się już do cholery skończy!" Ustawił się przed obiektywem.
- Dobrze ci, nie? - warknął na Kise, który wyglądał jakby wygrał w totka.
- Aominecchi, nie dąsaj się, mogłeś nie dać się zaciągnąć do charakteryzacji~! - wypomniał mu, nadal się ciesząc. Wyglądał świetnie! Nawet lepiej niż on sam... O rany, to teraz Aominecchi zabierze mu fanki... A raczej fanki zabiorą mu jego Aominecchi'ego! - Aominecchi, jesteś pewien, że chcesz brać w tym udział? - spytał, tym razem poważniejąc.
- W sumie... Tak. - skłamał. Nie chciał by przez niego Kise stracił pracę. - Jak długo potrwają zdjęcia? - znowu wezbrała się w nim ochota na przetarganie tych jego bląnd kudłów jednak powstrzymał się. Nie miał zamiaru toczyć wojny z tą kobietą... A przynajmniej nie chciało mu się słuchać jej zżędzenia.
- Mhm... - mruknął dość smutno. A co, jeśli Diki się z którąś umówi...? A co, jeśli będzie chciał ją przyprowadzić do domu? I to z jego winy, bo nie odmówił mu pójścia na zdjęcia... - Zwykle trwają z półtora godziny... - westchnął, ustawiając się na polecenie fotografa. - Musisz się ustawić do zdjęcia, Aominecchi! Słuchaj fotografa. - upomniał go.
Daiki wyglądał jak słoń w składzie porcelany. Kompletnie nie wiedział co robić, jak się ustawić et cetera. Że też musi bronić tyłka tego gówniarza.
- Ugrh. Może spróbuj go objąć? Tak jakbyś to robił z bratem na obozie~! - zaproponował fotograsz. Jak kazali tak zrobił. Do tego chyba ma omamy słuchowe. Wydawało mu się, że ktoś cicho zapiszczał.
Blondyn przynajmniej przed aparatem starał się zachowywać profesjonalnie, dlatego spełniał polecenia fotografa jak tylko pozwalał mu na to rozsądek. Gdzieś niedaleko usłyszał cichutki pisk. Charakteryzatorka we własnej osobie. Nieźle, nieźle, teraz widział w tym planie drugie dno... Przynajmniej ona nie próbowała mu odebrać Aominecchi'ego.
Kolejny raz zmienili pozę. Fotograf dawał jasne wskazówki Daiki'emu, więc szło już lepiej...
Daiki spojrzał na Kise, a Kise na charakteryzatorkę. Jego spojrzenie również tam powędrowało. Kobieta wyglądała na wyraźnie z siebie zadowoloną. Jak on nie lubi tych przebrzydłych kreatur zwanych yaoistkami. Chociaż szanował je za miłość do porno. Tak, on i yaoistki mieli ze sobą dużo wspólnego~. Aomine robił wszystko tak, jak mu pan w kapeluszu kazał.
- Ryota-kun, Aomine-kun. Mamy zlecenie do magazynu yaoi... Wykonacie je? Oczywiście za sporą dopłatą! - Wszyscy na sali wyglądali jakby zaraz mieli umrzeć ze szczęścia. Charakteryzatorka zemdlała a makijażystka próbowała ukryć krwotok z nosa chusteczką.
- Y-yaoi...? - Kise popatrzył na fotografa jak na wariata, ale zaraz się zreflektował i postarał się wyglądać bardzo profesjonalnie. DLACZEGO akurat dzisiaj!? Dlaczego z Aominecchim??? - Ale... Aominecchi będzie się czuł dość niekomfortowo, prawda, Aominecchi~? - Zerknął na swojego przyjaciela. - Nie chcę sprawiać mu kłopotu, zwłaszcza, że to jego pierwsza sesja... Nie może być jutro, z kimś innym, albo coś? - Wyszczerzył się jakby z lekkim zażenowaniem. W końcu kto wie, na czym miałoby to polegać... A jak się podnieci??? Co prawda chciał chociaż jakoś dopłacić Daiki'emu na czynsz, jak już mieli mieszkać razem, ale przecież poradzi sobie bez tej dopłaty... nie?
- Jeśli to nie będzie przekraczało granic... Wchodzę w to. - Wyszczerzył się do Kise. Podroczy się z nim. Wkurwianie blondyna będzie chyba jego nowym hobby.
- Sugoi!! - Wyrwało się fotografowi. Szybko do nich podbiegł i zaczął ustawiać. Teraz Aomine stał tak, że jedną ręką obejmował go w pasie, a drugą podtrzymywał jego podbrudek, jakby miał go zaraz pocałować. Lekko zbliżył swoje usta do jego, jednak ich nie dotykał. Uśmiechnął się do Kise perwersyjnie. Po tej scenie charakteryzatorka wylądowała w szpitalu.
Kise zarumienił się. Zaszumiało mu w głowie jak po paru kieliszkach. Odwrócił wzrok i jakby nieco uciekł ustami. Coś w rodzaju "zbyt się wstydzę na ten pocałunek". Yaoistki dostawały krwotoków z nosa, fotograf się cieszył, Daiki chyba dobrze bawił,a on... No cóż, on wyrażał swoje emocje, choć każdy myślał, że po prostu doskonale się wczuwa. Coś myślał, że mimo wszystko tak kolorowo być nie może i zaraz każą zrobić im jakąś pozę, której nie będzie mógł znieść...
Szalony kapelusznik yaoista, po zrobieniu zdjęć kazał im zmienić pozę. Daiki stanął za plecami Kise, objął go ramionami w tali i położył sobie głowę na jego ramieniu. Dla dopełnienia pozycji przylgnął do niego całym ciałem. Dosłownie całym.
Daiki doszedł do wniosku, że mu się to podoba. Kasa, dręczenie Kisi i podteksty wraz ze sławą w jednym. A kasa równa się porno. Ta wizja podobała mu się najbardziej, hyhy.
Kise ledwo zauważalnie zadrżał, czując jak blisko jest Aomine. Hmm, miał się czym pochwalić. A bujna wyobraźnia Kise sprawnie wykorzystywała ten fakt, wprawiając go w poważne zażenowanie. Postarał się jednak odetchnąć głęboko i nie świecić czerwienią. Uśmiechnął się słodko i ze szczęściem do aparatu. Mógłby codziennie uśmiechać się tak do Daiki'ego z samego rana... Ale to była sfera jego marzeń, niepotrzebnie o tym myślał!
Tym razem musiał stanąć z boku Aomine, chwycić go za ramię i wspiąć się na palce robiąc taki dzióbek, jakby chciał go cmoknąć w policzek. Jednak okazało się, że tu już charakteryzacja nie ta i muszą go wystylizować... Dlaczego do cholery próbowali wcisnąć na niego fartuszek?! Co za głupie stereotypy?!
Po paru minutach Kise opuścił garderobę. - Fiu, fiu... - zagwizdał Daiki widząc różowy fartuszek z koronką, czarne bokserki i nic poza tym. Nie żeby mu się ten widok nie podobał, co to, to nie. Nie, chwila, co?! Starając się nie zwracać uwagi na swoje zbereźne myśli odczekał aż blondyn stanie obok niego.
- A nie mówiłem? - mruknął z uśmiechem, prawie nie dosłyszalnie. Prawie bo tym razem makijażystka rozbiła kawę, którą piła i z pośpiechem wybiegła do łazienki, starając się zatamować krwotok.
- Cicho... - burknął, oglądając fartuszek jakby mu kota zabił. Podszedł do Aomine. - Hmm, co niby mówiłeś? - mruknął, nieco rozdrażniony. Normalnie czuł się nagi... I coraz więcej dziewczyn krwawiło z nosa, to zaczynało być niepokojące... Ale było półtora plusa - teraz część dziewczyn będzie uważała, że są razem i nie tknie Aominecchi'ego, poza tym... Kise mógł być z nim blisko przez chwilę, co było spełnieniem jego marzeń, ale przy okazji... Aominecchi mógł coś zauważyć, a to byłoby źle...
- Nic nie mówiłem. - zaśmiał się. To już ostatnie zdjęcia i będą mogli stąd iść, chwalmy pornosy.
- Perfecto! - wydyszał fotograf, gdy Aomine pocałował Kise w usta. - Taki suprajs, heheszki.
- A... aa... - Kise spojrzał na niego naprawdę speszonym a zarazem zdumionym wzrokiem i miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale jakoś (ledwo) się powstrzymał.
- Tak zostań, Kise-kun.. Mam to! - Fotograf wyglądał na naprawdę zadowolonego. Kise za to w końcu zacisnął usta i spojrzał na faceta w kapeluszu wzrokiem bez wyrazu. - Świetnie się spisaliście! Koniec na dziś! Oto twoje wynagrodzenie, Ryouta-kun, na rękę. - podał mu kopertę. Kise nie wierzył, że tyle w niej było... - zmyjcie z nich makijarz! - zawołał jeszcze i się ulotnił.
Aomine zdejmował z siebie dodatki. Ten sztuczny tatuaż strasznie drapał w szyję. Jednym, szybkim ruchem odkleił go i wyrzucił do śmieci. Uśmiechnął się asymetrycznie, gdy pomyślał, że pomógł Kise trochę zarobić. Zaraz jednak jego usta przypominały prostą linię. Rodzice blondyna strasznie go wkurwili. Niby się tym nie przyjął - przynajmniej tak miał sądzić Ryota, ale zobaczymy jak to będzie, gdy w końcu udadzą się po jego rzeczy.
Ubrał swoją skórzaną kurtkę, czekając aż ten się wyrobi.Blondyn dał zmyć z siebie makijaż, po czym opłukał twarz chłodną wodą. Musiał się otrząsnąć... Ale usta Aominecchiego były takie miękkie, ciepłe... Chciał tego więcej... Znów chlapnął na siebie zimną wodą, ubrał swoją bluzę, otarł twarz ręcznikiem i zerknął w lustro. Rumieńce trochę mu zeszły, więc wyszedł z garderoby i znalazł Aomine.- Aominecchi, to gdzie teraz idziemy?
- Chyba do ciebie, nie? - ni to zapytał ni stwierdził. - Prowadź. - Nie za bardzo wiedział jak trafić stąd do domu Kise. Lepiej żeby ten ich prowadził, niżeli mieli by zabłądzić między jakimiś zaułkami.
- Hmm... Musimy? - Pchnął drzwi, wyszedł i włożył ręce do kieszeni. Ledwo co było tak fajnie, a teraz Aomine koniecznie chciał iść do niego...? A dokładniej, do jego byłego domu... Byłej rodziny. - Aominecchi, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, nie muszę tam iść. - Spróbował jeszcze raz wyperswadować mu ten pomysł.
- Kise, idioto, nie zachowuj się jak dzieciak. - Skarcił go. Zabiorą rzeczy i wyjdą, gdzie problem? Daikiego zaczęły irytować obawy blondyna. Przecież nie idzie tam sam, nie?
- Nie zachowuję się jak dzieciak! - naburmuszył się. - Po prostu nie mam ochoty tam iść... Jasne? - burknął i skierował się do swojego byłego domu. - Ale skoro nalegasz, to dobra. - Już nic więcej nie dodał. W ciszy zaczął iść.
Chce dobrze jest źle, chce źle jest jeszcze gorzej. Aomine włożył ręce do kieszeni i zaczął iść za Kise, powstrzymując pokaźną wiązankę przekleństw. No bo co... on chce dobrze a mu się obrywa. Norma. Chyba nie został stworzony do niesienia pomocy, ot co.
Wkurzeni na cały świat i jeszcze więcej przemierzali alejki miasta.
-Oi, będziesz się teraz złościł? To piękności szkodzi. - Sarknął.
- Nie złoszczę się, Aominecchi. - odparł cicho. Z każdym krokiem czuł, że ucieka z niego energia. Nie po to uciekł od tych koszmarnych homofobów, by teraz do nich wracać... Dzień później... Z chłopakiem, który właściwie, to mu się podoba... - Trochę się boję. - westchnął pod nosem i kopnął jakąś przypadkową nakrętkę, która leżała mu pod nogami. Stąd nie mieli wcale aż tak daleko, jak by tego chciał...
Daiki westchnął i kręcąc głową podszedł do Kise. Uśmiechnął się na swój własny sposób, po czym zarzucił mu ramię na jego bary w geście "nie przejmuj się" i poczochrał włosy. - Głupiś. Przecież nie idziesz tam sam, nie? Inaczej bym cie tam nie puścił. - Skwitował głosem, jakby rozmawiał o pogodzie. Zanim wrócił do normalnej postawy trzepnął blondyna za ową "głupotę" lekko w tył głowy i szturchnął łokciem by zmienił mimikę.
- Oi, Aominecchi, przestań mnie tak szturchać! - fuknął, ale uśmiechnął się lekko. Fakt, nie był sam. Aominecchi mógł mu we wszystkim pomóc, w końcu byli przyjaciółmi... Tylko co, jeśli Daiki utożsami zachowanie rodziców Kise z nim samym? - Aominecchi, ale nie sądzisz, że ja odpowiadam za ich zachowanie, nie? - chciał się tylko upewnić. - Tak poza tym, cieszę się, że mi pomagasz. - zdobył się w końcu, by to powiedzieć. - Odwdzięczę ci się jakoś, dobra~?
- Nigdy. - szturchnął go po raz drugi. To było zabawne. - Dlaczego miałbyś odpowiadać za nich? To by było popieprzone. Odwdzięczyć, huh? Możesz mi ugotować porządny obiad. Byle by było dużo mięsa, zielonym się nie najem.
Kise zaczął się śmiać. Tak po prostu. Aomine był bezpośredni i pewny siebie jak zawsze i to w nim było takie... Niesamowite. Przy nim zaczynał mieć wrażenie, że naprawdę problemy przestają istnieć. Czuł się pewniejszy swego.
- Dobra, Aominecchi! Chociaż mięso w nadmiarze jest niezdrowe, wiesz o tym, nie? - Też go lekko szturchnął. Byli już niedaleko.
- Mów to osobie, która żywiła się kupnym żarciem... - Burknął. Ciężkie jest samotne życie ludzi, nie umiejących gotować.
Gdy doszli na miejsce Daiki spojrzał na Ryotę, czekając na jakąś reakcję z jego strony.
- Um... No tak, chyba mam klucz... - Włożył dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej klucze. Jeden włożył do zamka i otworzył. Wszedł na korytarz i od razu napotkał gniewne spojrzenie swojej matki, wyglądającej z pokoju.
- Miałeś się tu więcej nie pokazywać! - krzyknęła na powitanie. Chwilę potem zlustrowała Daiki'ego wzrokiem i wybuchnęła jeszcze bardziej. - I jeszcze swojego "kolegę" przyprowadzasz?! W jakim to celu?! Wypad stąd, ale już! Nie chcemy cię tu więcej widzieć, chyba tyle powinno już do ciebie dotrzeć!
No. Chyba. Kurwa. Nie. - Oi, suń się pani. - Aomine przeszedł obok niej, ciągnąc za sobą Kise. - Twój pokój był na górze, nie? - Popatrzył na niego nie pewnie. Cholera, dawno tu nie był. Zwykle spotykali się u niego, bo mieszka sam, a gdy siedzieli tutaj zwykle nawiedzała ich jego młodsza siostra.
- Ał! - Pisnęła blond włosa dziewczynka, zderzając się z Daikim. Siostra Kise najwyraźniej chciała zobaczyć co wywołało kolejną awanturę.
- Huh? - Spojrzał na jej przeszklone oczy. - Nic ci nie jest? - Podniósł ją. Ta pokręciła przecząco głową i rzuciła się na brata.
- Oni-chan! - Wtuliła się w jego bluzę, z widocznym zamiarem nie puszczenia go już nigdy więcej.
- Nee-chan! - Blondyn przytulił swoją siostrzyczkę i odwrócił się do swojej matki. Sądził, że nagada jego siostrzyczce jakichś bzdur, ale nie tak, żeby za nim płakała... Teraz jej nienawidził. Wiedźma. Gdyby tylko mógł zabrać swoją nee-chan ze sobą... - Nie płacz...
Spokojnie... - Pogłaskał ją po głowie. - Aominecchi, mój pokój jest teraz na parterze, drugie drzwi po lewej...
- Nie jest już twój i twoich rzeczy niedługo też tam nie będzie! Poczekaj tylko, zaraz wróci ojciec...
Kise zbierało się na płacz, ale głaskał tylko uspokajająco swoją siostrzyczkę i powoli ruszył do swojego byłego pokoju niepewny, co tam zastanie.
Aomine rzucił mordercze spojrzenie matce blondyna i powędrował za nim do pokoju. Wkurzył się jeszcze bardziej, pokój wyglądał jak po przejściu huraganu.
Popatrzył się nie pewnie na dziewczynkę nic nie mówiąc. Gdy pokiwała głową, wziął ją na barana dając Kise możliwość zabrania rzeczy.
Zaszkliły mu się oczy, gdy zobaczył swoje rzeczy na ziemi. Mimo łez skapujących mu po policzkach sięgnął po torbę -leżała na swoim miejscu- i zagarnął kilka rzeczy. Książki, szalik, którego wcześniej zapomniał, ukryty album ze zdjęciami, który wcześniej mu się nie zmieścił, dwie pary spodni na zapas... Takie najpotrzebniejsze mu rzeczy. Starał się nie patrzeć na Daiki'ego i swoją siostrę, żeby nie pokazać im, że płacze.
- Zostaw to! Myśmy w większości za to płacili, zostawiłeś to, teraz nie masz prawa do tych rzeczy! - fuknęła jego matka, z niechęcią patrząc na jego zmagania.
Aomine nie chcąc słuchać zrzędzenia kobiety zatrzasnął jej drzwi przed nosem, przekręcając również klucz by ich nie otworzyła. Wezmą rzeczy i wyjdą, plan idealny niech ten babsztyl nie truje im dupy. Zwłaszcza, że jego dupa jest nader cenna, hyhy.
Kise krzątał się dalej, aż w końcu zapełnił torbę. Dopiero wtedy otarł oczy i odwrócił się, podchodząc do Aomine i swojej siostrzyczki.
- Aominecchi, ojciec zaraz wróci, musimy już iść. Onee-chan? - Wyciągnął do niej ręce. - Będziesz grzeczna, prawda? - szepnął. Nie chciał jej tu zostawiać... - Braciszek będzie cię czasem widywał, jak rodziców nie będzie, dobrze? I zapiszę ci mój numer, ale nie możesz zapisywać go pod moim imieniem. Zupełnie jakby był... Do twojej przyjaciółki na przykład, dobrze? - Popatrzył jej w oczka.
- Nie, nie, nie, nie, nie! - Pokręciła główką, a kilka samotnych łez spłynęło jej po policzkach. - Nie zostawiaj mnie, Oni-chan!
Mała zaczęła się awanturować, kopiąc przy tym Daikiego w boki.
- Eeee... Ona nie może z nami iść, co nie? - Zapytał, poprawiając ją sobie na plecach, żeby nie spadła.
- To by było porwanie, Aominecchi... -westchnął. Zdecydowanie za często ostatnio wzdychał... Było mu ciężko. Gdyby był pełnoletni, niewiele by to zmieniło. Nie mógł zabrać małej rodzicom... - Onee-chan, nie możesz ze mną iść. Rodzice będą się o ciebie martwić.
Ja zamieszkam z Aominecchi'm. Polubiłaś już Aominecchi'ego, prawda? - uśmiechnął się do niej. - To taki mój duży ochroniarz, dlatego nie musisz się o mnie martwić. Jeszcze się zobaczymy, tylko ty musisz zostać w domu jak grzeczna dziewczynka, jasne~? - Podszedł i pogłaskał ją po rączce, po czym podniósł ciężką torbę. Jego matka pewnie już dzwoniła do ojca, jak nie na policję... - My musimy już iść. - popatrzył na Aomine poważnie.
Daiki postanowił transportować małą na plecach póki nie dojdą do drzwi frontowych.
Gdy już przy nich powie, postanowił ją na nogi. Popatrzyła na nich przeszklonymi oczami nie ruszając się z miejsca. Wyszli z domu, zanim matka Kise wróciła z kuchni.
- Do usłyszenia, onee-chan... - mruknął jeszcze, nim po cichu zamknął drzwi. Udało im się wyjść w zupełnej ciszy, z czego był zadowolony. Odetchnął cicho. Nic jej nie zrobią, ważne tylko, żeby mógł ją spotykać... W końcu to jego siostrzyczka. - Aominecchi, teraz idziemy do ciebie, a maszjakieś plany na potem? - spytał cicho.
- Możemy iść do domu odłożyć rzeczy. Ale zachaczymy o kiosk. Muszę kupić Mai-chan. - Uśmiechnął się. Szli przez przech chwilę gdy usłyszeli krzyki.
- Oni-chaaaaan!
- Nie ma spra... - Kise usłyszał krzyk i odwrócił się, patrząc na swoją siostrę z niedowierzaniem. - Nee-chan, co ty tu robisz?! - krzyknął w szoku. - Oy, mama i tata będą cię szukać... Nie możesz się tak włóczyć... - zaczął z troską.
- Powiedziałam, że idę na nockę do cioci. - Uradowana wskazała na plecach. - Nie chce tam z nimi zostać - Podciągneła bluzę, pokazując kilka sporych, fioletowych sińców.
- O kurwa. - Podsumował elokwentnie Aomine. - Za co?
- Bo powiedziałam, że Oni-chan jest dobry. Że nic złego nie zrobił i ma z nami zostać. - Nawet przy opowiadaniu tego, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Cieszył się, że może być ze swoim braciszkiem i drugim braciszkiem.
- Oni-chan Aomine. - Zachichotała, łapiąc ich obu za ręce. - I Oni-chan Kise. - Zadowolona popatrzyła na jego twarz.
- J-ja... C-cooo??? - Kise aż sapnął, widząc sińce. Jego rodzice nie wiedzą, gdzie mieszka Aominecchi - myślał gorączkowo - więc tam policji nie naślą. Ale znają jego szkołę... Cholera. Chyba będzie trzeba z tym coś zrobić... Może ktoś inny z rodziny by pomógł... Tak nie może być. - Onee-chan... - Łzy stanęły mu w oczach, gdy popatrzył na nią, a potem na Aomine. - Aominecchi, ona będzie z nami mieszkać jakiś czas. Zgadzasz się, nie? - Wiedział, że raczej by nie odmówił, ale wolał zapytać.
Daiki spojrzał na rozradowaną dziewczynkę. Może i ją wyklną? On i Kise mają zajmować się dzieckiem... - Ja pierdole. - Wyrwało mu się. - Jasne, że może. - Przykucnął i popatrzył na nią. - Ale masz być grzeczna. Jak nie to... To nie dostaniesz prezentu, który czeka w domu. - Zaznaczył, niby to grożąc palcem. - A ty gotujesz nam obiady. - Zwrócił się do Kise.
- Oni-chan, apa! - Zaśmiała się do Daikiego, który zaraz wziął ją na plecy.
- Napiszę do rodziców o zmianę mieszkania na większe. Powiem, że zamieszkała u mnie Momoi bo jej brat wrócił do domu i chcę mieć siłownie. Nie powinno być problemu.
- Nie trzeba... Zmieścimy się tak, jak jest. A z gotowaniem nie ma problemu. - zapewnił szybko. Wyszło na to, że jego przyjaciel ratuje jego i jego siostrę z patologii... Dlaczego jego orientacja wyszła na jaw?! Bez tego wszystko byłoby w porządku... Gdyby tylko nie dowiedzieli się o tym... Albo gdyby nie był tym, kim jest... Ale naprawdę spodobał mu się Aominecchi, a gdy się zorientował, było za późno... Tego nie dało się powstrzymać, nie mógł przestać być sobą... Tak było od dawna, on to tylko nazwał... - A wiesz co, Aominecchi? - zaśmiał się ponuro. - Gdyby nie moja onee-chan, pewnie znów bym się upił. - palnął, właściwie nie myśląc, co mówi. Po prostu chciał zagłuszyć swoje myśli.
- A tam pieprzenie. - Skomentował. - Stać ich. Poza tym i tak nie ma ich w Japonii więc im to nie robi różnicy. - Wzdrygnął ramionami. - Idziemy na lody? - Zapytał się małej. Po raz pierwszy ucieszył się, że kiedyś niańczył młodszego kuzyna.
Ramię go rozbolało, ale i tak ucieszył się, gdy zobaczył radość swojej siostrzyczki. Aominecchi pewnie kiedyś będzie dobrym ojcem...
Na tę myśl poczuł ucisk w klatce piersiowej, ale nie dał tego po sobie poznać. Chyba powoli oswajał się z nieokazywaniem słabości. Może tylko, gdy się wzruszał... Ale nie gdy myślał o Aomine. Przecież wiedział, że to, że jego przyjaciel go toleruje nie znaczy jeszcze, że będzie tolerował jego uczucie. A już tym bardziej je odwzajemni.
- Zarobiliśmy, więc ja stawiam ~! - dodał wesoło. - Jeszcze mieliśmy wpaść po twoją gazetę, Aominecchi, ale chyba pójdziesz kupić ją sam, nie~?
- Jak wrócimy. A teraz na lody... Kise stawia! - Posłał mu perwersyjny uśmiech.
- Lodyyy! - Uradowała się mała, unosząc rączkę w geście zwycięstwa. Eh, chyba ją zdemoralizują.
Kise udzielił się troszkę rozweselający nastrój, choć nie na tyle, by się zaśmiać.
Zaczerwienił się lekko, kojarząc od razu podtekst. Już sam nie wiedział, czy to jakiś rodzaj tortury, czy przyjemne wygłupy... Cóż, tak czy inaczej jego wyobraźnia działała.
- Aominecchi, jaki smak lubisz? - spytał, próbując sprowadzić swój umysł na właściwe tory.
- Śmietankowe. - Odpowiedział, nie przestając się uśmiechać. - Skoro stawiasz... To chyba nie mam większego wyboru, co nie?
Głupia głowa, głupi mózg, głupie myśli... Nie, czy naprawdę nie mógł pozbyć się coraz silniejszych kojarzeń...? To całkowicie pochłaniało jego umysł.
- A-acha... - mruknął, próbując nie patrzyć na jego uśmiech. - Ja też, ale chyba wybiorę inne... - wybełkotał do siebie. - A ty, onee-chan? Cytrynowe, jak zawsze, nie? - zwrócił swoją uwagę na małą.
- Taaak! - Zawołała
- Możemy też w domu zrobić sami wieczorem... Składniki są... Osoby też... Damy radę, nie? Chyba nie masz nic przeciwko, prawda? - Zaśmiał się, widząc jego wypieki na twarzy. W gruncie rzeczy to nie miał nic przeciwko nocnym/wieczornym lodom, nie potrzebne skreślić, wręcz przeciwnie.
- Onee-chan... - mruknął z rezygnacją, uśmiechając się nagle jak ostatni głupek i podrapał się po głowie. - Nie chcę domowych lodów... Naprawdę wolę teraz pójść i jakiegoś zjeść, najlepiej w tłocznym sklepie... - Próbował się uspokoić i tak nie rumienić, ale chwilowo twarz naprawdę go piekła. Zdecydowanie jego mózg na zbyt wiele sobie pozwalał...
Aomine przestał znęcać się nad Kise i był już grzeczny całą drogę do lodziarni. Gdy dotarli na miejsce zamówił lody cytrynowe dla małej, dla siebie z automatu a...
- Jakiego chcesz? - Spojrzał pytająco na blondyna.
- Lubię śmietankowe, Aominecchi. - mruknął, nie patrząc na niego. Ach, tak to jest, wahać się między ulubionym smakiem na który ma się ochotę, a wysłuchiwaniem podtekstów od ulubionego murzyna... - Najlepiej z automatu. - No ale przecież podteksty na tym polegają... Jeśli ich nie kojarzysz, są nieszkodliwe. Chyba.
- Dwa z automatu i jeden cytrynowy w kulce. - Poprosił. Sprzedawca podał przysmaki co spotkało się z ogromną aprobatą dziewczynki. Zapłacili, po czym kontynuowali podróż do domu.
Daiki jednak postanowił dalej droczyć się z przyjacielem. Szedł tyłem, przed nimi, oblizując swojego loda i patrząc się blondynowi prosto w oczy, przy okazji się uśmiechając. Zobaczymy na ile ma rozwiniętą wyobraźnię, hehe.
Kise spuścił wzrok, starając się iść, jeść, nie potknąć i nie podniecić na środku miasta. Ogarnięcie tego wszystkiego było trudne, zwłaszcza, że prawie wstrzymywał oddech i robiło mu się coraz cieplej. To było tak... Sugestywne. Co on mógł poradzić, że jego umysł musiał, po prostu musiał podkładać mu takie dziwne fantazje...?
- Aominecchi, przewrócisz się, jak będziesz tak szedł. Albo na kogoś wejdziesz. - zwrócił mu uwagę. Może to poskutkuje... Nie mógł przestać na niego zerkać. Pewnie wyglądał jak speszona panienka...
Pokiwał przecząco głową kontynuując akrobacje językiem. Mała uważnie im się zaczęła przyglądać.
- Oni-chan, uważaj! - Zwróciła mu uwagę. Nie chciała aby Daikiemu coś się stało. W końcu był ochroniarzem jej braciszka. Musiała o niego dbać. Jak to na kobiętę przystało!
- Nn... Aominecchi, przestań noo~! - fuknął, patrząc na niego. Już nie wytrzymywał. Te wszystkie wyobrażenia, podteksty... Jego wyobraźnia zaszła tak daleko, a on sam nie mógł nawet go przytulić czy pocałować... To wszystko były tylko jego złudne nadzieje i pomysły, to wszystko nie miało racji bytu! Mimo to czerwienił się jak idiota i patrzył dalej. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że tak naprawdę na głos powiedział to, co powiedział... jakkolwiek zagmatwane lub też niezagmatwane to było... - Umm... Przewrócisz się i nee-chan się martwi i ja zresztą też... - zaczął się nieudolnie tłumaczyć.
- Ale ty nie jesteś zboczony... - Zaśmiał się niewinnym głosem. Chyba zyskał nowe hobby: dręczenie i demoralizowanie Kise.
- Oni-chan, co to znaczy zboczony? - Zapytała nieświadoma.
- Kise. To twoja siostra. Tłumacz się. - O nie. On nie zamierza jej tego wyjaśniać.
- Eee... - Posłał Aomine podenerwowane spojrzenie. Kolejny problem... - Na pewno taki nie jestem! I to ktoś, kto za dużo.... Eee... Ktoś, kto za dużo myśli o robieniu dzieci... Tak, tak to można nazwać. - odetchnął. Przynajmniej tyle miał za sobą... - A tak w ogóle, to kto to mówi. - dodał oskarżycielsko. - Nie miałeś przypadkiem czegoś sobie kupić, jak już jesteśmy w temacie? - naburmuszył się. Jasne, że nie był zboczony... On i jego wyobraźnia nie mieli nic wspólnego. Skądże.
- Oni-chan, głuptasie! Dzieci się nie robi! Dzieci są z kapusty! Wiem bo mama mi mówiła. - Skarciła go. Przecież on się nie zna! - Czyli to ktoś, kto za dużo myśli o kapuście.. - Zamyśliła się. - Oni-chan, a jeśli ja dużo o niej myśle bo ją lubię to jestem zboczona? - Zapytała, teraz najwyraźniej rozbawiona wcześniejszą niekompetencją braciszka.
- N-nie... - mruknął, zakłopotany. - Ech... Nie martw się, ty nigdy nie będziesz zboczona, nie ważne, co zrobisz. - uśmiechnął się do niej. Dopiero zorientował się, że przez tę całą rozmowę lód się roztopił i pobrudził mu rękę. - No rany... - westchnął i zaczął oblizywać dłoń z klejącej substancji. Że też cukier musi się tak kleić... Teraz będzie musiał to gdzieś umyć...
- Kusisz. - Powiedział dobitnie Daiki. Nie dość, że od kilku dni mu libido skakało to teraz jeszcze musi takie scenerie oglądać. Co z tego, że on też prowokował! On może!
- C-co...? - Popatrzył na niego zszokowany. - Aominecchi... Ale ty...
- Rozejrzał się. Byli wciąż w mieście, nie mógł tego powiedzieć. - Ale JA ciebie~? - Po chwili dodał jeszcze, żeby się wytłumaczyć. - T-to całkowity przypadek...
- Ta, ta, nie tłumacz się. - Powiedział roześmiany. Chwycił Kise pod pachę w geście "jest ok" i poczochrał mu włosy, po czym go puścił i szedł już normalnie. Jeszcze mu się cnotka ze wstydu spali i będzie problem.
- Oni-chaan! Chcę mieć z tobą dziecko! - Zawołała.
Aomine zakrztusił się wodą słysząc to wyznanie.
- Czekaj... Co? - Zapytał zdziwiony.
- Mhm... - mruknął, kontynuując już dormalne jedzenie swojego loda. Starał się nie mieć skojarzeń... - Że co?! - krzyknął, słysząc wyznanie swojej siostry. Aż się trochę opluł... Otarł to tylko wierzchem dłoni i spojrzał na swoją siostrę. - Onee-chan, o czym ty mówisz? Aominecchi jest w moim wieku... - Przypomniał sobie, że ona nie wie, jak się robi dzieci. - No... Aominecchi woli trochę starsze osoby...
- Ale ja chcę!
- A możesz.. e... wyjaśnić w jaki sposób? - Zapytał nadal zszokowany Aomine. No bo co, on sobie spokojnie idzie miastem prowokując przyjaciela i rzucając podtekstami na prawo i lewo, a tu nagle sześciolatka chce mieć z nim dziecko. Że. Co.
- Baka, Oni-san! Patrz! - Wskazała na zieleniak, który miał wystawione kapusty na straganie.
- Boże, widzisz i nie grzmisz. Kise, to twoja rola, zrób coś. - Podrapał się po karku. Nie był dobrym nauczycielem wdż'tu.
- Aaa... - Blondynowi trochę ulżyło. - Onee-chan, chcesz kapustę na obiad? - zwrócił się do małej. No bo raczej, że nie chodziło jej o prawdziwe dziecko... I niby dlaczego z Daiki'm? Przecież... Nie będzie się z sześciolatką o chłopaka kłócił, co za głupota...
- Yatta~! - Krzyknęła szczęśliwa. Daiki odetchnął z ulgą. Kupili kilogram kapusty, gazetkę Aomine i poszli do domu.
Siostra Kise już od dwóch godzin bezustannie okupywała telewizor w salonie. Ani błagania ani starania przełączenia kanału na jakikolwiek inny nie przynosiły pożądanego skutku. Aktualnie leciał film "mój brat niedźwiedź". Aomine leżał w sypialni rozwalony na łóżku, edukując się swoim ulubionym czasopismem. Nie miał zamiaru wysłuchiwać tych głupstw. Jeszcze, kurwa, czego. Zdecydowanie bardziej odpowiadała mu obecna sytuacja.
Kise po dotarciu do domu nie miał innego wyboru, jak od razu zająć się gotowaniem. Musiał narobić mięsa dla Aominecchi'ego i kapustę dla swojej siostrzyczki. Sam zwykle przestrzegał ścisłej diety, więc postanowił też zadowolić się czymś warzywnym. Póki co słyszał tylko odgłos filmu swojej onee-chan i nic poza tym. Ciekaw był, co robi Daiki... Ale wolał nic nie przypalić, więc zajął się pracą. Później sprawdzi... Tak ukradkiem...
Spokojnie wertując strony czasopisma, nasłuchiwał skwierczenia mięsa. Miał nadzieję, że Kise jednak umie dobrze gotować. Narobił mu skurczybyk apetytu.
Kise przełożył mięso Aomine na talerz. Na drugi nałożył kapustę z grzybami i innymi takimi. Miał nadzieję, że nee-chan posmakuje. Dla siebie musiał teraz zrobić sałatkę, czy coś... Ale to zaraz.
Zabrał talerze razem ze sztućcami i położył na stole w salonie. Po cichu podszedł do wejścia od sypialni Aomine. Ten... czytał swoją gazetę...
- Aominecchi, chodź jeść~! - powiedział wesoło, stając już jawnie w progu.
- Taaaa... - Mruknął lekceważąco. Nie on nie widział, że się właśnie edukuje? Musi mu przeszkadzać? - Zaraz przyjdę...
W czasie kiedy oni rozmawiali dziewczynka przełączyła kanał trafiając na +18.
-O ja pierdole, mam zwidy słuchowe. Ktoś mi jęczy w myślach. - Daiki odłożył gazetę patrząc nie pewnie na Kise... zaraz... chwila... To NIE są omamy słuchowe!
Ryouta cały się spiął, słysząc jęki.
- ONEE-CHAN! - krzyknął, biegnąc do salonu, wyrywając jej pilot i przełączając szybko. Ale było mu teraz gorąco... Cholernie gorąco... Boże, co to było...? - C-czemu... Czemu przełączałaś!?? - spytał, nadal w szoku. I dlaczego Aominecchi miał te programy poustawiane...? No dobra, to chyba jednak wiedział... Ale czemu musiała trafić akurat na to?!
Poszedł za Kise do salonu.
- To nie moja wina, że przełączyła na kablówkę! - Uniósł ręce w obronnym geście.
- Film się skończył. - Powiedziała niewinnie.
- Ja pitole, mogłaś nas zawołać. - Może i on był zboczony, ale jednak dzieci nie powinny tego oglądać. - Chodź. Zjemy kolację. - Westchnął. - Twój braciszek przygotował ci kapustę.
- Kapusta~! - Zawołała uradowana. Co jak co, ale kapusta ważna rzecz! Zwłaszcza, że jest taka pyszna!
Daiki postanowił, że zakoduje nieodpowiednie kanały w telewizji... tak na wszelki wypadek. Żeby nie było powtórki z rozrywki. Cholera wie, na co jeszcze może się natknąć...
- Dobra, powiedzmy, że to się nie zdarzyło... - westchnął pod nosem i wskazał na stół. - Gotowe. Jedzcie już... - Sam poszedł do kuchni, by dokończyć robienie swojego jedzenia. W końcu nie wszystko naraz...
- Itadakimasu. Chwila... A ty nie jesz...? - Zawołał rzucając się na mięso jak wygłodniała puma. Dziś to określenie idealnie tutaj pasuje. Spojrzał na małą, która również wyczekiwała braciszka.
- Muszę najpierw skończyć gotowanie... - odparł głośno, wracając do krojenia warzyw. Miło ze strony Aominecchi'ego, że się zainteresował... Jakby się martwił. Martwił się o niego... To miłe uczucie. Nie mógł sobie tylko za dużo wyobrażać... W końcu mieszał tu, ale kiedyś w końcu będzie musiał się wyprowadzić. Co więcej, musiał coś zrobić, żeby jego onee-chan nie musiała wracać do domu, do rodziców...
- Przecież jest mięso... Czego chcesz więcej? - Przecież mięso jest najlepsze. Pyszne i soczyste. Nie to co ta zielenina dla królików. Chciał już coś powiedzieć kiedy usłyszał głośne pukanie do drzwi, a właściwie walenie w nie. Jakby ktoś pięcio kilowym młotem postanowił zapukać. Popatrzył wymownie w tamtym kierunku.. Tylko jedna osoba tak potrafiła. - Ja pierdole. - Podsumował nadchodzące piekło.
- Mam dietę, Aominecchi... Co? - mruknął, słysząc walenie do drzwi. - Aominecchi! - szepnął, wchodząc do salonu i patrząc na niego. - Aominecchi... Otwierasz? Ona mnie chyba nie lubi... To ja mam otworzyć? - Przekrzywił lekko głowę. Sam też się domyślał, kto może na tyle ich nienawidzić, by tak walić... Po ostatniej próbie zaprzyjaźnienia się z sąsiadką Daiki'ego nie miał ochoty na kolejne spotkanie z nią...
- Ja otworzę~! - Uradowała się dziewczynka
- Nieee! - Daiki próbował ją powstrzymać, nie zdążył. Puszka pandory została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica.
Sąsiadka spojrzała na małą, odepchnęła ją i wlazła do środka.
- Zboczeńce! Teraz dzieciaka macie?! Ja powiem wszystko twojej matce, łotrze! - Wrzasnęła, plując przy tym śliną.
- Czego? - Zapytał Aomine z nienawiścią w głosie.
- Twoja matka przysłała mnie żebym sprawdziła ci mieszkanie! Mam je przeszukać i zdać raport! - Powędrowała w kierunku sypialni.
Daiki spojrzał na Kise. Ostatnia nadzieja w jego dyplomacji wojennej.
- Ma pani jakiś dokument, który panią upoważnia? - spytał, zagradzając jej drogę. Odepchnęła jego siostrę, tego się tak po prostu nie wybacza... Mogłaby przeprosić, przesunęłaby się! Co za stara wiedźma... Gorsza od brokułów i kalafiorów razem wziętych. Zresztą, wyglądała jak ten brokuł. Mogłaby być tylko trochę bardziej zielona. Właściwie, to zamiast tego zrobiła się trochę czerwona. Jak zasuszony pomidor... Fe. - Jeśli nie może pani potwierdzić, że przysłała panią mama Aominecchi'ego, to jest wtargnięcie. - poinformował ją ze sztucznym uśmiechem. - Poza tym, dlaczego akurat sypialnia~? My się tylko przyjaźnimy, to pani ma jakieś zboczone myśli... Mam się obrazić~? - Chciało mu się śmiać. Sąsiadka Aominecchi'ego wyglądała okropnie, ale i tak czuł satysfakcję. Nie będzie im wchodzić do domu i dopiekać~! A co! ...Teraz czekał na wybuch.
- Dokumenty?! Phi! Niech ten zboczeniec zadzwoni do matki i się spyta! Ja wam wszystkim pokażę... Jeszcze będziecie błagać, żebym nic nie mówiła! - Groziła oskarżycielsko palcem.
- Nic ci do mojej matki, stara wiedźmo. - Daiki miał ochotę dać jej precyzyjnego kopa w dupę i wywalić z mieszkania. No tego jeszcze nie było. Przeszukanie mieszkania. Nienawiść do tej staruchy można już śmiało porównać z miłością do porno.
- Suń się! - Warknęła pchając Kise na ścianę. Wleciała do sypialni i zaczęła rozglądać się wokół. - Wiedziałam! Sypiacie ze sobą! Dziecko w domu a wy co?! Wszystko powiem twojej matce! Wróci z zagranicy i sobie z tobą porozmawia! Nie dość, że tu dziwki sprowadzałeś to jeszcze pedała sobie sponsorujesz! - Wskazała na porozrzucane po pokoju ciuchy. Nie ich wina, ze nikomu nie chciało się sprzątać. Są facetami do cholery jasnej! Ich brud, smród i obżarstwo zapisało się już na kartach historii!
- Oi... przeginasz.
- Aominecchi... - Kise zacisnął pięści i zadrżał z tłumionej złości. Nie pozwoli się obrażać... Nie pozwoli... W każdych okolicznościach, ale NIE przy jego siostrze... Nie pozwoli obrażać Aominecchi'ego, nie uwierzy w przyprowadzanie dziwek do Aominecchi'ego i nie pozwoli nazywać się pedałem! Jeśli Aominecchi tego nie załatwi, to on wybuchnie! - Zrób coś... - mruknął na tyle cicho, by tylko on dosłyszał. W oczach miał jednocześnie łzy wściekłości i czystą wściekłość. Jeśli Daiki tego nie załapie, rozpięta się piekło.
Spojrzał na Kise. Nie wiedział czy to wina obecności siostry, sąsiadki czy może jego osoby tak na niego wpłynęła, jednak nie powinien się w takim stanie w ogóle znaleźć.
- Wypad. - Wskazał na drzwi. Wiedźma już się dobierała do jego komody. Jeszcze, kurwa, czego. Może mu jeszcze gacie sprawdzi?
- Spieprzaj, dziadu. - Skwitowała nie zaprzestając przeszukiwania szaf. Daiki podszedł do niej i chwycił pod pachy. Jedyny sposób by nie uszkodzić jej przy przenoszeniu. Chociaż i tak nie miałby wyrzutów sumienia gdyby coś jej się stało.
- ZBOCZEŃCE! MOLESTUJĄ! POLICJA!
- Morda do cholery! Auuu! - Babcia wyrwała się i celnie strzeliła mu w krocze. Zwinął się z bólu, a do oczu naszły mu łzy.
- Nosz cholera! - wybuchnął Kise. Podszedł do swojej siostrzyczki, podniósł ją i zaniósł do kuchni, sadzając na stole. - Poczekaj tu i nie wychodź. - powiedział jeszcze w miarę spokojnie. Zaraz wrócił do przedpokoju. Faktycznie sąsiadka sprawdzała szafkę Aominecchi'ego... Dość tego. - Dość tego. - powtórzył głośno. Serce tłukło mu się o żebra, łzy zniknęły. Mógł tolerować czyjąś nieuprzejmość, mógł próbować się przyjaźnić, ale to... To już była przesada. - Proszę wyjść. To jest najście. I nic pani nie usprawiedliwia, bo jeszcze przed wejściem powinna pani udowodnić, że ma pozwolenie rodziców Aominecchi'ego. Ma pani minutę! - już prawie krzyknął, nie widząc reakcji z jej strony. - Jeszcze minuta i dzwonię na policję!!! - złość ostatnich dni, tak długo tamowana, mogła w każdej chwili wyjść na wierzch. I nawet jeśli sąsiadka Aominecchi'ego nie zrobiła nic poza najściem, mógł wybuchnąć jakby mu co najmniej psa zabiła z wyjątkową brutalnością. Już krew napływała mu do głowy i było mu gorąco. Minuta. Dał jej czas.
- Opowiem wszystko twoim rodzicom! Powinni cie wydziedziczyć! Taka dobra kobiecina a ty co... Zero szacunku! A tyy.... Niech ci ktoś poobija tą zawszoną mordę! Nie będziesz starszych ludzi psami szczuł! - Krzyknęła do nich na odchodne po czym wyszła z mieszkania trzaskając głośno drzwiami. Aomine nadal kulił się z bólu. Kto by pomyślał, że tyle siły mieści się w tak małym ciałku. Pierdoli. Dzwoni do matki o zmianę mieszkania. Nie ma zamiaru się z nią dłużej użerać.
- I żebyś spadła z tych schodów. - mruknął pod nosem, ledwie przełykając złość. Właściwie, to stanęła mu w gardle niczym niewidoczna kula i nie mógł się jej pozbyć. Znów zbierało mu się na płacz. Był już tym zmęczony... - Aominecchi... - Podszedł do niego. - Nic ci nie jest...? Nic ci... Nie zmiażdżyła, czy coś...?
Odetchnął głęboko i pokręcił przecząco głową. Wyprostował się i syknął cicho z bólu. Dorwie tą wiedźmę i zrobi z nią porządek. Cholera... bolało. Kurewsko bolało.
- Nic mi nie jest. - Zaprzeczył stanowczo. Nie potrzebował współczucia. Jest męskim mężczyzną! - A z tobą wszystko w porządku? - Zlustrował go wzrokiem.
- M-mhm... - Skinął głową, choć wrażenie ucisku w gardle nie zelżało. Tylko trudniej mu było mówić... - To dobrze... A jakby coś... - głos mu się prawie załamywał. No nie, nie teraz... Wolał już nie ryzykować i nie otwierać ust. Wypuścił powietrze przez nos i uśmiechnął się, po czym zrobił parę kroków w stronę kuchni. Nie wybuchnie. Musi się tylko trochę uspokoić. Wtedy zdoła powiedzieć swojej siostrzyczce, że wszystko dobrze i nie będzie się musiał odzywać już wcale. A oni niech wrócą do jedzenia...
- Oi, Kise. - Zanim ten zdążył wejść do kuchni po siostrę złapał go za ramię i odwrócił. Nie pieprząc się w jakieś ceregiele przycisnął do ściany obok której stał, uniósł podbródek i pocałował. Po jakimś czasie w końcu się od niego oderwał. - Nie denerwuj się nią.
Dał się przyciągnąć i pocałować, chociaż z szoku nie odwzajemnił pocałunku. Czuł, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi, tak mocno tłukło się o żebra. Tym razem nie ze stresu, tym razem przez Daiki'ego... Jego usta... Które w końcu dotknęły ust Ryouty...
- J-ja... A-Aominecchi, ty... - Próbował coś z siebie wydusić, ale nie mógł. Zaczerwienił się jak idiota. To był pocałunek na uspokojenie, prawda??? Tak żeby przeżył szok i przestał się złościć... Aominecchi na pewno nic do niego nie czuł...
Ta myśl wywołała falę łez, które szybko zaczęły spływać po jego policzkach. Przecież to były tylko jego marzenia... Co on sobie wyobrażał...?
Super. To on go całuje a ten sobie beczy w najlepsze. Pięknie. Chyba na prawdę jego poprzednie wcielenie musiało nieźle nabroić.
Pocałował go ponownie tym razem jednak po tym nic nie mówiąc. Czekał na reakcję z jego strony.
Tym razem stopniowo przy pocałunku jego serce zaczęło się
uspokajać. Dlaczego Aominecchi znów to zrobił...? Jaki miał powód...? Chciał go w ten sposób uspokoić, czy może... Cośkolwiek więcej? Fakt, uspokajał się i łzy przestały płynąć, ale... Musiał znać powód, dla którego Aomine to zrobił.
- Aominecchi... - mruknął, ocierając oczy rękawem. - Dlaczego to zrobiłeś...? - Popatrzył na niego wzrokiem niepewnego, zbitego szczeniaczka, choć zrobił to nieświadomie. - Z jakiego powodu...?
- Eeee... - Podrapał się nerwowo w kark szukając odpowiedzi. Nie wiedział czemu to zrobił. - W kuchni czeka twoja siostra. - Wydukał w końcu.
Kise pokiwał głową.
- Tak myślałem. Aominecchi, jak już będziesz wiedział, dlaczego, to przyjdź i mi powiedz, dobrze~? - Odszedł do kuchni, nie czekając na odpowiedź. Wiedział, że nie o to chodziło... Nie chciał się łudzić.
Nie chciał też płakać, a skoro napięcie opadło, mógł to w końcu powstrzymać. Jaka beksa się z niego ostatnio zrobiła... - Onee-chan, już koniec. - Powiedział do małej, która właśnie bawiła się rozsypaną solą. - Przepraszam za tę kłótnię, ta pani nie powinna nas więcej nachodzić.
- Oni-chan, dlaczego ta pani na was nakrzyczała? - Zapytała trochę zasmucona tym faktem. Wpatrywała się chwile w braciszka i ziewnęła. - Zmęczona~
Daiki poszedł za nim do kuchni. Nie miał zamiaru być wstydliwą nastolatką, nie był takiej popieprzonej opcji.
- Położę ją. - Stwierdził, po czym wziął ją na ręce. Mała szybko się w niego wtuliła. Była zmęczona i zdezorientowana. Popatrzył na Kise, po czym wyszedł z pomieszczenia. Musiał poszukać jej plecaka. Nie mogła przecież spać w tym w czym była... Ale ubranie się pozostawi już jej samej.
- Ta pani po prostu nie lubi Aominecchi'ego... I mnie. - wyjaśnił krótko. Chciał dodać coś więcej, ale do kuchni wszedł Aomine i zabrał małą. Kise patrzył za nimi, aż zniknęli. Chciał podać małej plecak, ale wiedział, że sama go znajdzie. Poza tym ufał Aominecchi'emu i mógł
mu powierzyć pod opiekę nawet dziecko, bo na tyle potrafił się nią z pewnością zająć. - Bo ona też uważa, że coś ze mną nie tak... - mruknął do siebie, po czym podszedł do stołu i sprzątnął sól. Teraz musiał skończyć jedzenie dla siebie... W końcu był już wieczór, a w nocy jeść nie będzie.
Podał małej plecak, po czym odwrócił się plecami czekając aż się ubierze. Gdy już uprzątnęła wszystko wokół siebie odłożyła plecaczek na swoje miejsce. Daiki zaścielił jej kanapę, na chwile kładąc się oboj niej - tak uczyła go ciocia. Podobno wtedy szybciej zasypiają czy coś w ten deseń.
- Oni-chan... Zaśpiewaj mi coś. - Poprosiła zaspanym głosem. On... Śpiewać? Świat się kończy pora umierać.
- Nie umiem. - Powiedział cicho. Starał się jej nie rozbudzić. W takich momentach jego kuzyn zawsze zaczynał drzeć się i smarkać. On chciał tylko świętego spokoju.
- Umiesz. - Upierała się. Daiki dał za wygraną. Postanowił zaśpiewać/mruczeć kołysankę, którą śpiewała mu mama gdy był jeszcze bachorkiem. Gdy zasnęła zaprzestał fałszowania i delikatnie zaczął schodzić z łóżka.
Kise z czystej ciekawości podszedł do framugi drzwi. Gdy usłyszał mruczaną melodię aż się uśmiechnął. Jednak sam oparł się o ścianę i zasłuchał. To było jakieś... Uspokajające. Niestety szybko się skończyło... Najwidoczniej jego siostrzyczka usnęła.
Szybko ewakuował się do kuchni, "dokończyć sałatkę" - choć tak naprawdę nie miał na nią jakiejś wielkiej ochoty. Może więc powinien obie odpuścić...? Nie zasłabnie od tego przecież.
Westchnął cicho i wrzucił pokrojone warzywa do miski. Mniejsza z tym czy chciał, jak już zrobił, to trzeba zjeść... I zostanie jeszcze na śniadanie.
Nałożył sobie jedzenie na talerz i poszedł jeść do salonu.
Gdy blondyn wszedł do pokoju przyłożył palec do ust tym samym mówiąc, żeby był cicho. Nie chciało mu się tego śpiewać jeszcze raz. Usiadł z Kise przy stole czekając aż ten się odezwie.
Blondyn skinął tylko głową i zaczął jeść w ciszy. Nie miał tematów do rozmowy, więc mimo, że cisza piszczała w uszach, nie odezwał się ani słowem. Oczywiście jego siostrzyczka już po paru minutach snu była nie do obudzenia jakimkolwiek hałasem, ale Aominecchi nie musiał o tym wiedzieć... Dzięki temu mogli tak siedzieć. W ciszy. Wwiercającej się w czaszkę ciszy.
Daiki próbował znaleźć jakiś temat do rozmowy jednak w jego głowie panowała kompletna pustka. Żołądek podchodził mu do gardła. Nigdy się tak nie czuł zupełnie jakby on go... Nie to nie możliwe... Ale przecież go pocałował i... I przytulał przez sen i... No ale oni RAZEM...? Nie, to bylo nie mozliwe. On woli przeciez piersiaste laski chętne tu i teraz. Kise nie był laską, nie miał miseczki E a do tego miał jaja między nogami... To jest niemożliwe.
Daiki tak bardzo skupił się na zbieraniu myśli, że nawet jego mimika o tym informowała.. Myślący Aomine, to musiało wyglądać jednocześnie komicznie jak i przerażająco.
Patrzył na Aomine od czasu do czasu, jednak ten zdawał się nie zwracać na to uwagi, więc w końcu zaczął gapić się na nieco całkiem otwarcie. Aominecchi musiał się porządnie zamyślić. Ciekawe nad czym? Nad tym pocałunkiem...?
Ryouta poczuł ukłucie strachu. A co, jeśli Aominecchi dojdzie do wniosku, że nie chce go w domu? A co, jeśli ich przyjaźń na tym ucierpi? Chyba tego nie przemyślał. No, ale też to nie on wyskoczył z połacunkiem. Mógł tego nie robić... Mógł mu dać żyć w spokoju w jego niespełnionej miłości. Dobre i to. Lepsze od zerwanej przyjaźni na pewno.
- ... - Chciał się odezwać, ale w sumie głupio byłoby przerywać jego rozważania. A może lepiej tak zrobić i udać, że to nieświadome...? -
- Aominecchi, masz jakiś materac? - spytał w końcu. Tak coś zakładał, że dziś, kiedy nie jest pijany, już raczej nie pośpi przy Aominecchim...
- C-co...? Nie, a czemu pytasz? - Wyrwał się z zamyślenia. Zdziwiło go to pytanie, myślał, że Kise nie ma nic przeciwko. - I w ogóle to ja chyba cie...
Zdziwił się, słysząc lekkie wachanie w głosie przyjaciela. A już zesztywniał, słysząc ostatnie zdanie.
- Aominecchi? - spytał niepewnie. - Ty mnie... Co? A co do spania, to myślałem... No że ciasno ci będzie, czy coś... - skłamał kulawo. Niby jak miałoby mu być ciasno na tak ogromnym małżeńskim łożu...? - W każdym bądź razie... - Chrząknął. - Dokończysz...?
A może nie powinien tak naciskać...?
- Ja chyba cie tu na chwile zostawię. Nie siedź za długo i przyjdź zaraz. - Wyrecytował w końcu. Nie. Nie powie mu tego. Wstał od stołu i powędrował do sypialni. Rzucił się na łóżko i wetknął głowę w poduszkę. Znowu zaczął rozmyślać. To do niego nie podobne. Jutro będzie musiał poczytać porno na uspokojenie.
"Nie siedź za długo i przyjdź zaraz"?
Kise patrzył za przyjacielem, zdziwiony. Wyglądał, jakby czuł się nieswojo... Ale... Nie mógł stwierdzić na pewno, dlaczego. Chyba go nie znienawidził, skoro kazał mu przyjść... Więc...?
- Dobrze, Aominecchi. - wyszeptał, patrząc w talerz. W sumie odechciało mu się jeść. Wstał od stołu i zaczął sprzątać.
Jako że talerze wylądowały po prostu w lodówce, a do umycia pozostały jedynie sztućce, szybko skończył. Żeby nie wracać zbyt szybko do sypialni, skierował się do łazienki. Wolał dać Aominecchi'emu czas na zastanowienie...
Daiki zaczął się trochę irytować. To jego "zaraz" dłużyło się w nieskończoność. Ile można jeść i sprzątać? Najchętniej to by go za to opieprzył i tyle. Po kilku minutach uniósł głowę i spojrzał w kierunku drzwi. W łazience paliło się światło. Poczeka.
Blondyn próbował przedłużyć prysznic jak najbardziej, jednak nie chciał też kazać zbyt długo na siebie czekać. Postał jeszcze chwilę pod prysznicem i w końcu wyszedł. Wycierał się też jak najdłużej, a w końcu owinął się ręcznikiem w pasie. Oczywiście zapomniał wziąć sobie piżamy. Teraz musiał znaleźć swoją torbę...
W końcu usłyszał cichy pisk dokręcanego kurka, a po jakimś czasie szczęk zamka i skrzyp otwieranych drzwi. Na reszcie. Zaczynał mieć już dziwne myśli.
- Jak baba. - Skwitował.
- Wcale nie. - burknął, podchodząc do swojej torby w sypialni. Zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu piżamy. Szkoda mu było, że już nie pożyczy koszulki Daiki'ego... Tak fajnie pachniała... - Aominecchi, widziałeś może, gdzie pakowałem moją piżamę...? - spytał, nie przestając grzebać w torbie.
- A brałeś ty ją w ogóle...? - Zapytał podnosząc się na łokcie. Obserwował jak blondyn grzebie w torbie. Co jak co ale tyłek miał zachęcający.
- No niemożliwe, żebym jej nie wziął! - jęknął z nutą rozpaczy. - I w czym teraz będę spał...? - Zaczął wywalać ciuchy z torby i układać je obok. Nagi się nie położy! Musiał chociaż znaleźć bieliznę... Jakiś podkoszulek... Czy coś... Żeby Aominecchi sobie nie myślał, że kładzie się tak specjalnie!
- Wiesz gdzie są bluzki. - Mruknął dalej obserwując jego pośladki. Musiał teraz wyglądać jak rasowy pedofil... - Idziesz gdzieś jutro? - Zapytał.
- Mhm, do cioci... Im szybciej załatwię onee-chan opiekę, tym szybciej
się uspokoję... - spojrzał na niego i zamilkł, widząc jego spojrzenie. Zrobiło się jakby o parę stopni goręcej... - A-ale twoje bluzki, Aominechi? - spytał tępo. W sumie to możliwe, że właśnie pomyślał nie o tym, co trzeba i tylko się zbłaźnił tym pytaniem...
- Mhm... - Przytaknął. Glebnął się z powrotem na poduszkę, kontynuując obserwację z nieco innej perspektywy, ale równie dobrej. Nie jego pieprzona wina, że przy blondynie libido zaczynało mu wariować.
- N-no wiem. - zająknął się delikatnie. Podszedł do jego szafy i wyciągnął pierwszą lepszą koszulkę, po czym nałożył ją na siebie. Miał nadzieję, że będzie trochę dłuższa... Spróbował ściągnąć ją w dół, ale nic z tego, więc zrezygnował. - To jeszcze bielizna. - mruknął do siebie. - Umm... Arigatou, Aominecchi. - odwrócił się do niego, ale znów zrobiło mu się gorąco, więc wrócił do torby, starając się
ignorować jego spojrzenie. Czy on nie wiedział, że to natarczywe...???
Odwrócił się w końcu plecami do niego, dając mu czas na ubranie się i położenie. - Co z nią zrobimy? Chyba tam nie wróci, nie? - Pomimo faktu, że nie przepada za dzieć mi ją akurat wyjątkowo polubił. Można z nią było dręczyć Kise a to już duży plus. Na dłuższą metę pewnie by się dogadali zwlaszcza, że była spokojna i nie smarkała.
- Nie oddam jej nikomu nieodpowiedniemu. - westchnął, kładąc się jak najdalej, choć na tym samym łóżku. - Spróbuję pogadać z ciocią, najwyżej będziemy z tym szli do sądu... Załatwię to, Aominecchi. - Spróbował tym podnieść na duchu samego siebie.
- Ta.. Na pewno. - Mruknął już trochę sennie. Zawsze szybko zasypiał. - Bardziej martwię się o małą, w końcu matka jej tak po prostu nie odda. Zostajesz ze mną, nie...? - Zapytał z nutką dziwnego zdenerwowania. Chciał, żeby z nim został. Lubił się nim opiekować. Kise i jego siostra jako jedyni prócz matki Aomine mogli zawsze na niego liczyć. Reszta ludzi była mu totalnie obojętna.
- Pewnie nie odda... Zobaczymy... Aominecchi...? - mruknął, nie przestając się zastanawiać. - Dlaczego chcesz, żebym został? Nie wygodniej ci beze mnie? - odwrócił się twarzą do niego, ale nie przysunął. W końcu nie chciał przekraczać jakiejś jego granicy strefy osobistej...
- Nie. - Odpowiedział. To mieszkanie było jakieś puste bez niego. Wolał być z nim. Było weselej. Do tego miał kogo wkurwiać. Sąsiadka z parteru już mu się znudziła.
- To wszystko...? - westchnął, ale uśmiechnął się wesoło i dopiero odwrócił się do niego tyłem. Po dniu pełnym wrażeń właściwie chciało mu się trochę spać... - No to... Dobranoc, Aominecchi... Miłych snów.
- Branoc. - Odwrócił się do niego i objął ramieniem. - Mogę?
Zadrżał lekko w szoku. Co do...? Przecież...
- Mhm. - wydusił. Chyba powinien korzystać z okazji... - Branoc... - Już nawet nie pytał o powód. Po prostu poszedł spać.
Przytulił go trochę mocniej i tak jak ostatnio wtulił głowę w jego włosy. Różnica polegała na tym, że tym razem robił to świadomie. - Kise, ja... ja chyba cie.... cholera, ja chyba cie kocham.
Blondyn znieruchomiał i spiął się.
- Co...? - wyrwało mu się na głos. - Aominecchi... Co...? Dlaczego... Dlaczego tak twierdzisz...? - spytał cicho. Chciał poznać powody, by się upewnić, że Aominecchi nie wycofa się potem twierdząc, że się
"pomylił"...
Daiki nie wiedział jak to wytłumaczyć. Nigdy nie był dobry w te klocki. Nawet jeśli dużo nad tym ostatnio rozmyślał, nie potrafił tego tak do końca uzasadnić. Kise był po prostu kimś dla niego wyjątkowym i delikatnym. Czuł, że chce go chronić, że chce z nim spędzać czas. Nie miał zamiaru mu tego mówić a głos. Nie w tym wcieleniu. - Bo wiem. - Odpowiedział krótko.
- Aaa~, cały Aominecchi... - parsknął do siebie. - Aominecchi... Mogę chociaż coś sprawdzić...? - Skulił lekko ramiona. Nie był pewien, czy Daiki się zgodzi... Czy to w ogóle miało jakiś sens... Czy to przetrwa... Bał się odrzucenia, szczególnie przez niego. No ale Aominecchi, jeśli do czegoś się przywiązał, bardzo o to dbał, więc na pewno mógł na niego liczyć w takiej chwili... O ile się nie rozmyśli, będą ze sobą długo... Jakkolwiek to stwierdzenie ma sens.
- Mhm... - Mruknął. Nie wiedział o co chodzi, jednak zgodził się w ciemno. Był ciekawy, co tym razem blondyn wymyślił.
- No to... Zamknij oczy... - poprosił. Odwrócił się do niego przodem. Znajdował się tuż-tuż przy jego twarzy... Przełknął nerwowo ślinę. Zerknął, czy Aomine ma zamknięte powieki i pokonał te centymetry, jakie ich dzieliły, łącząc ich usta w krótkim, niepewnym pocałunku. Odtrąci go...? Zdziwi się...? Czy może po prostu skupi się na przyjemności...?
W jego brzuchu jakby coś zaczęło fruwać, łaskocząc. Pocałował go... Naprawdę go pocałował...!
Zamknął oczy tak jak poprosił go Kise. Po chwili poczuł na swoich ustach jego delikatne odpowiedniczki. Przysunął go jeszcze bliżej siebie, tak, że teraz ich torsy się stykały. Niezbyt nachalnie pogłębił pocałunek. Czy to możliwe, że kochał go już wcześniej..?
Pozwolił mu na pogłębienie pocałunku, ba, nawet go tym razem odwzajemnił! Objął go delikatnie za szyję. Chciał być bliżej, czuć go wyraźnie, jak tylko się da... Był tak szczęśliwy, że nie mógł tego porównać do żadnego innego uczucia. No może do... miłości? Oczywiście... Kochał go od dawna, choć sądził, że Aominecchi tego nie zauważa... Dlatego teraz był taki radosny. Zauważył go... Być może naprawdę pokochał... Czy to prawda, czy zaraz zadzwoni budzik i obudzi się w swojej szarej codzienności?
Zadrżał lekko. Nie chciał się budzić. Najlepiej już nigdy, jeśli miał śnić takie rzeczy.
Chwycił go za podbródek i uniósł go lekko. Przysunął się teraz do takiej pozycji, że tylko nogami został na swojej połowie łóżka. Reszta jego ciała wisiała nad torsem Kise. Wyczuł delikatny uśmiech blondyna, więc sam również się lekko uśmiechnął. Potem jednak przerwał pocałunek, opierając głowę na jego klacie. - A ty? - Spojrzał mu w oczy.
- Hmmm? - mruknął cicho. - Co ja? - spytał dość tępo. Nadal był otumaniony jego pocałunkiem... Nie bardzo kojarzył, o co chodzi. W dodatku Aominecchi był blisko, to też dezorientowało, wbrew pozorom...
- Kochasz mnie? - Zapytał nadal na niego patrząc.
- Ja...? Aominecchi... - zarumienił się lekko pod jego spojrzeniem. Co za pytanie...? - J-już dawno... Nie zauważyłeś...? - zmieszał się.
Zerknął na jego tors, starając się nie patrzeć mu w oczy. - Kocham cię od dawna... - wyszeptał, ale w tej ciszy było go doskonale słychać.
- Mhm. - Wtulił się w jego tors. Chyba znalazł sobie nową poduszkę. Uśmiechnął się sam do siebie po czym zasnął.
Uśmiechnął się lekko, z zażenowaniem.
- Aominecchi...? - Usłyszał już tylko ciche chrapnięcie. Zaśmiał się cicio, odetchnął i zamknął oczy. Czuł na sobie jego ciężar, ale to było przyjemne. Mogło się nie kończyć...
Z tą myślą, po wyczerpującym dniu, Kise także zasnął.
- Wynoszę się. - warknął, ocierając łzy, otwierając drzwi i przepychając się obok zaskoczonej kobiety.
- I dobrze! Więcej nie waż się wracać!!! - krzyknęła jego matka.
- O to się nie martw. - Przełknął kilka gorzkich słów. Nie wróci. Już nigdy...
Wyszedł na dość chłodne powietrze. Trochę go to otrzeźwiło. Dokąd iść? Chyba do hotelu... Ale najpierw...
Zostawił torbę w skrytce bagażowej na stacji blisko domu, uprzednio wyjmując z niej jedną mniejszą i
powędrował przed siebie, kopiąc każdy leżący na drodze kamyk. Zatrzymał się pod rozświetlonym neonami barem. Tu nikt go nie zauważy... Usiadł przy barze i wyjął dość pieniędzy, by się upić.
- Wódkę. - rzucił do barmana. W końcu już na niczym mu nie zależało, mógł się upić...
Aomine nie pewnie spojrzał przed siebie. Z tłumu jaki zgromadził się przy drzwiach, wyłoniła się blond czupryna jego przyjaciela. Odprowadził go wzrokiem do barku. Widząc jego zmartwione oblicze, emanujące problemami oraz lekko zaczerwienioną twarz, postanowił zachować się po męsku i zagadać. Ryota dopijał właśnie kolejny kieliszek wódki.
- Kise? Co ty tu, do cholery, robisz? - Daiki nie do końca wiedział o co chodzi. W końcu ten koleś zawsze biegał z bananem na mordzie, rozdając autografy i robiąc sobie zdjęcia z napalonymi laskami, które pożerały go wzrokiem.
- Pijee... Nje widać??? - warknął, wracając do kieliszka. Dopił i poprosił o dolewkę. - A ty so tu robisz? - Język trochę mu się plątał, ale to nic. Przecież jeszcze pamiętał. A sensem picia było zapominać, czy nie tak? Chciał zapomnieć o całym świecie. Tak byłoby najlepiej. Zapomnieć nawet kim się jest, zacząć od nowa... Zamyślił się do tego stopnia, że przestał zauważać Aomine.
Daiki obserwował go wzorkiem mówiącym "co-do-cholery...?" jednak nic nie mówił. Czekał aż Kise sam mu powie o co chodzi, jak to miał w zwyczaju, ale nie doczekał się żadnej reakcji z jego strony.
- Oddawaj to. - Warknął, po czym zabrał mu napełniony kieliszek z przed nosa.
Nie będzie się idiota bezczelnie upijał. Najpierw mu powie o co chodzi a on potem zdecyduje co z nim zrobi. To będzie najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Najwyżej się razem, później zchleją i wylądują w jakiejś ciemnej alejce bez portfeli i dokumentów. Optymistycznie, hyhy.
- Aominecchi, oddawaj to! - mruknął, chcąc złapać kieliszek. Jednak zamiast go złapać tylko zachybotał się niebezpiecznie na stołku. Właściwie, to ile on już wypił...?
- Aominecchi, po co tu przyszedłeeś? - Położył głowę na blacie. Troszkę mu w niej szumiało...
- Teraz nie powinieneś mnie wizieć... - mruknął coraz to mniej wyraźnie. - Teraz to w ogóle nie powinieneś mie wizieć. - burknął, patrząc na niego oskarżycielsko. - Co ty, stalker jesteś?
- Jeszcze czego. - Mruknął. - Wychodzimy. Rusz dupę i się pospiesz.
Wziął blond-debila pod pachę i wyprowadził z baru, uprzednio sprawdzając czy w jego kieszeni znajduje się portfel. Nie miał zamiaru z nim tam przesiadywać i kłócić się o alkohol, gdy ten ledwo stoi na nogach. Może i był porównywany do totalnego skurwiela bez uczuć, jednak nie pozwoli staczać się kumplowi na jego oczach.
Wyszli razem z baru. Kise nie dał rady ujść więcej niż jedną alejkę, wiec przy akompaniamencie bluzg, Daiki usadowił go na pobliskiej ławce.
- Aominecchi... Jesteś podły. - Burknął, opierając się wygodnie o ławkę. Właściwie, to było mu niewygodnie... Więc po prostu się na niej położył. - Jakbym się upił, to nie przeszkadzałoby mi, że ławka jest taka twarda, wiesz? ...Dobra, prowaź do hotelu! - mruknął i wyciągnął do niego rękę. - Nie będę tu spał, zimno mi... No chyba, że ty mnie ogrzejesz, co ty na to? - uśmiechnął się, mrużąc oczy. Ciekawe, czy
Daiki się wkurzy... I tak powinien go olać. Jak wszyscy. Nawet jak jego własna matka...
Aomine zaczął liczyć w myślach do dziesięciu... raz, dwa, trzy, cztery... NOSZ CHOLERA JASNA. Nie dość, że pomaga temu debilowi by nie zalał się w trupa i bezpiecznie się gdzieś ulokował, to jeszcze dostaje w zamian pretensje, że ławka jest nie wygodna! Ma szczęście, że usprawiedliwia go alkohol i złe samopoczucie, bo inaczej już dawno by mu przywalił w łeb.
- Bredzisz. - Stwierdził poważnie. - I nie mam zamiaru opłacać ci hotelu. Pójdziemy do mnie, ale najpierw powiesz co jest. Inaczej zostawię tutaj ciebie i twoją ładną mordę, na pastwę przechodniów.
Wcisnął ręce w kieszenie, czekając na odpowiedź. Zimno.
- Nie zostawiłbyś mnie tak! - fuknął z pretensją, po czym dodał jękliwie: - Ja tym zarabiam na życie, Aominecchi~... - Zapatrzył się na chodnik. Usiadł jakoś, choć nadal było niewygodnie i wszystko lekko wirowało. - Pff, hahaha! - Zaczął się śmiać. Tak z niczego. Matka wykopała go z domu, on sam się zalał, a teraz jeszcze Aomine znalazł go bez pieniędzy i pijanego i oczekiwał, że on mu o tym wszystkim opowie! Nie, nie, nie, co to, to nie, miał jeszcze jakieś resztki godności... A nie, zaraz - nie miał. Chciał przecież spać na ławce, jak jakiś pijaczyna, nie model. W tych czasach pewnie do rana jego tyłek zostałby dziesięć razy rozdziewiczony, nim by się w ogóle ocknął z pijackiego snu... Śmiech zamarł mu na ustach. - Aominecchi~... Czego ty oczekujesz? - mruknął i uśmiechnął się lekko. - Że powiem ci dokładnie o wszystkim co spowodowało, że chcę zalać się w trupa? Nie martw sie, nie potrzebuję iść do ciebie... Mogę wrócić po swoją torbę i zapłacić za siebie sam. - wybełkotał, gapiąc się na chodnik.
Daiki miał ochotę go udusić. Skopać mu tyłek, zostawić na tej piekielnej ławce i wrócić do baru, oglądać tancerki.
- Jesteś głupi. - stwierdził, uważnie się mu przyglądając. Wyładował się na pustej puszce po piwie, kopiąc ją tak, że przeleciała kilka dobrych metrów, po czym ruszył w kierunku, z którego przyszli, zostawiając Kise samego. Oby ten debil nigdzie się nie ruszył.
- Hę? - zdziwił się, po czym dotarło do niego, że został obrażony. - Sam jesteś głupi, Aominecchi! - wydarł się. A co! Może i powoli się staczał, ale przyjacielowi nie pozwoli się obrażać. Widział, jak ten odchodzi. Zachodzące słońce upierdliwie świeciło mu w oczy. Pociechą było, że zaraz zajdzie. - Głupi Aominecchi. - burknął pod nosem i położył się znów na ławce. Zostawił go... Tak po prostu! Nie da się tak! Nie pozwoli się wszystkim zostawić jak ostatniego śmiecia! Sam pójdzie i sam sobie poradzi!!! - Sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem do cholery! - zawołał dość głośno, płosząc tym chyba dwie zbliżające się do niego dziewczyny. Wstał, co wymagało od niego nie lada akrobacji i ruszył przed siebie, lekko się zataczając. Znajdzie ten schowek i gdzieś się prześpi. A jutro pomyśli się nad resztą...
Aomine wkurzonym krokiem doszedł do baru, z którego wyszli, nie słuchając krzyków, rozchodzących się za nim. Odnalazł torbę chłopaka, i szybko wyszedł, nie oglądając się za siebie. Kise go wkurwił. Na prawdę go wkurwił. Nie miał zamiaru oglądać tego obrazu nędzy i rozpaczy. Poza tym jak już on OFERUJE POMOC to na prawdę musi coś znaczyć. Nie na darmo wysila się tak, dla tej blond-włosej królewny.
Dusząc w sobie pokaźną wiązankę przekleństw wrócił w miejsce, w którym go zostawił.
- Hę...? - Wyrwało mu się widząc pustą przestrzeń. Super. Tego idioty nigdzie nie było. A on go będzie musiał teraz szukać. Wspaniale, po prostu żyć nie umierać. Omiótł wzrokiem alejkę, po czym ruszył prosto przed siebie. Jak go dorwie to go na rękach zaniesie do domu, byle by tylko się już z nim dzisiaj nie użerać. Chodź i tak nie spocznie, póki nie dowie się co spowodowało u niego lekką depresję.
Pocieszony swoim wykwintnym słownictwem, skierował się w kierunku peronu. Niech on tylko dorwie pana jestem-samowystarczalny-zostaw-mnie-w-spokoju-daj-mi-się-najebać-w-trupa.
- Oi..! - Krzyknął za jakimś wysokim facetem, z blond strzechą na głownie. Podbiegł do niego i odwrócił do siebie.
- Spieprzaj pan! - Daiki zaliczył kopa w krocze od jakiegoś napitego typa. Jak siebie kocha Kise oberwie za tą noc. Poszukiwania part 1 - niezaliczone. Czas rozpocząć etap 2.
Kise szedł przed siebie, starając się zlokalizować dojście na peron. Nie za bardzo pamiętał, jak on doszedł do tego baru. Minął jakiś park, skrzyżowanie... Oj, to chyba nie tu. Wrócił na ławkę i zaczął od nowa. Inny park, ulica... Co do jasnej?! Chyba coś mu źle zawiało w ten jego żagiel. Procentowym powietrzem. To oznaczało 50,3333333333 procenta na dojście do celu. Jak on to kurna obliczył...? Nie miał pojęcia. Ale nie to było przecież ważne! Ważne było dotrzeć do parku... I ławeczki... Zaaaraz, w parku też były ławki! Dlaczego miałby zaczynać podróż od tamtej, jak mógł od którejkolwiek? Ławka to ławka... Ruszył przed siebie. I jak to miewają dzieci głupiego szczęścia, doszedł jakoś na ten peron. Teraz tylko znaleźć szafkę... Półkę... Jak to się tam zwało? I zabrać torbę... Tę z ciuchami, bo ta podręczna przepadła w barze... No właśnie, mógł najpierw wrócić do tego baru... Teraz trzeba będzie znów szukać jakiejś ławeczki...
Mignęła mu przed oczami postać umięśnionego, niebieskowłosego murzyna. Ale... Jak trafiłby tu Daiki? No chyba nie startował od tej samej ławki?!
Aomine obrał za cel życiowy odnalezienie tego idioty i sprowadzenie go bezpiecznie do siebie. Już miał wyjmować telefon, kiedy znikąd pojawił się poszukiwany we własnej osobie. Nie miał pojęcia jakim cudem dotarł tu przed nim, ba! Jakim cudem minął go nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, ale tego dowie się później.
- Gdzie ty się szlajałeś, do cholery jasnej?! Szukam cie od dobrych czterdziestu minut! - Podszedł do niego i wziął pod pachę. Tak, chyba ma dziś jakiś dzień dobroci dla zwierząt, czy coś w tym guście, a ten wyjątkowo przypominał mu zbitego szczeniaka. Nie lubił przemocy wobec zwierząt. Poczochrał mu włosy i poprawił kurtkę, tak po prostu, bo coś mu tak kazało i powiedziało, że tak powinien się zachować.
- Ranyyy~ Same problemy z tobą jak jesteś pijany. Powinieneś pomyśleć o zostaniu abstynentem czy coś w den deseń.
- Aominecchi! - krzyknął oskarżycielsko. - Przyznaj się, zgapiłeś ode mnie startowanie od tej ławki! - mruknął niezbyt logicznie, nie dbając o to, że ludzie się gapią. - Teraz musisz mi wszystko wyjaśnić! - Oparł się o niego nieco. Tak było wygodniej... I już tak nie kołysało... Bo tak to jest, jak się jest łódką - nieznośnie kołysze! A nim to wyjątkowo mocno przez ten wiatr... Dobra, nieważne. - To gdzie idziemy? - spytał i w końcu znalazł wzrokiem szafki na bagaże. - Aominecchi, muszę wziąć moją torbę! - oderwał się od niego i chciał iść w stronę szafek, ale nogi jakoś mu się poplątały i poleciał do przodu.
- Tak. Abstynencja to dobry plan. - Westchnął Daiki zbierając poobijane resztki blondyna z chodnika. Ponownie wziął go pod pachę i bezpiecznie przetransportował do skrytki. - Jak to gdzie? Do domu... Jak tak będziesz łaził to się jeszcze zaziębisz - dodał niby obojętnie. Chwila... czy on właśnie zaczął się tak totalnie przejmować losem tego wychuchanego przez rodziców dzieciaka? Świat się kończy, Daiki się starzeje a krowy zaczęły latać.
- Pff... Bo akurat nie podobałbym ci się taki zaczerwieniony. - prychnął, otrzepując bluzę z błota. Jako tako poszło... Teraz była raczej brązowa, ale trudno. Brązowy też ładny kolor... - I nie będę abstynentem! Jutro też się schleję, zobaczysz. - Tak mu było łatwiej... Teraz już nie skupiał się tak na swoich problemach. Bezsensowne myśli plątały się bezładnie po jego głowie. Jednak trawienie alkoholu z jego żołądka powodowało, że stopniowo zaczynał coraz lepiej czuć, że mógłby latać. A nawet polecieć na tory, pod pociąg... - Poczekaj... - Wyjął kluczyk z kieszeni, otworzył skrytkę i wyjął torbę. Teraz była jakoś... Cięższa. Zdecydowanie cięższa...
Nadal nie zwracając uwagi na większość wcześniejszych dogryzek blondyna, Aomine obserwował jego poczynania. Z ciężkim westchnieniem zabrał mu torbę i przewiesił przez ramię. Jeszcze się znowu wywali i zrobi sobie krzywdę. Nie miał zamiaru zbierać jego mózgu z chodnika, by oddać rodzicom ze słowami "tylko tyle z niego zostało". Ponownie zaczął pomagać mu w chodzeniu.
- Oi, to powiesz mi co się stało...? - Zapytał lekko marszcząc czoło. Na prawdę był ciekaw, co go skłoniło do takiego zachowania. Uwagę o piciu puścił mimo uszu.
- Nikt mie nje kochaaa... - jęknął, poniekąd się na nim wieszając. No, co, w końcu taka była prawda. A, że ludzie ich teraz wytykali palcami, to tylko wina prawdy. Prawda szkodzi... Życie w kłamstwie prowadzi do śmierci... Ech, życie jest do dupy, jak by na to nie spojrzeć... - Too je powód. - burknął, ostrożnie stawiając kroki. - Gdzie idziemy, Aominecchi? - spytał ponownie.
- Ja pierdole, Kise, nie drzyj mordy! - Warknął zrezygnowany. Bardziej od jego codziennego jojczenia nie lubił tylko tego pijackiego. - Do mojego domu. Mówiłem już to pięć razy. - poprawił go sobie na ramieniu, idąc dalej. Jeszcze tylko kilka przecznic. - Co ty biadolisz? Przecież masz rodziców, siostrę, a panny lecą na ciebie jak na jakiegoś superbohatera! - Super. Do czego to doszło. Daiki daje mu wykład na temat tego ile osób go kocha. Chyba się starzeje...
- Będę się darł, jak mi się będzie chciało. - burknął. Jak mu to przekazać... - Dobra, powiem ci to prosto i odrobinę niegramatycznie, bo nie zrozumiesz tej skompilag... Czekaj... Skopikoa... Co? Skomplikowanej! Skompi... No wiesz jakiej! Logiki... - Zaśmiał się cicho. - Matka wyrzuciła mnie z domu. Ojciec nie chce mnie widzieć. Mówił, że nie jestem jego synem... A matka twierdzi, że mam nigdy nie wracać do domu... Wystąpię w jakimś "dlaczego ja", czy sośtam~... No. Jak widać, nikt mie nie kocha... A tak w ogóle, to siostra pewnie też przestanie, jak rodzice jej nagadają~... Aominecchi, ty o tych dziewczynach tak na poważnie? - Przystanął i spróbował skupić na nim nieco rozmyty wzrok. - Jak przestanę być modelem to zupełnie o mnie zapomną...
- Czekaj, co..? - Aomine próbował ogarnąć to co właśnie usłyszał. Wyrzucili go z domu i nie chcą go znać... Kise... ich syna?! - To gdzie ty teraz chciałeś iść?! Pod most?! - Wzbierała się w nim na prawdę wściekłość. On jest chyba jakiś niepoczytalny. W sumie to twierdzenie wiele wyjaśniało... - A no. Na poważnie. Nie widzisz tego? - Blondyn przystanął, więc Daiki chcąc nie chcą, również to zrobił. Spojrzał na niego, zatrzymując wzrok na jego lekko załzawionych oczach.
Teraz tu już kompletnie przypomniał mu szczeniaczka. Takiego bezdomnego, ubabranego błotem i do tego wygłodniałego. Kise-lablador w wersji szczenięcej, jak w mordę strzelił. Chyba mu się instynkt tacierzyński włączył bo miał nie odpartą ochotę przytulić go, powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży, że się nim zajmie i, że ma się nie przejmować. Chyba jednak przejdzie na przedwczesną emeryturę. Do tego właśnie mu się przypomniało, że w barze sprzedali alkohol nieletniemu. Od kiedy on się, ulicha takimi rzeczami przejmuje?! - I tak będą lecieć na twoją ładną buźkę... - Oznajmił. - I rusz się, bo wygląda na to, że zaraz zacznie padać. Jeszcze tego nam brakowało.
- Umm, czekaj Aominecchi, nie tak szybko~... - Uniósł palec, jakby się nad czymś zastanawiając. - Miałem zamiar spać w hotelu, ewentualnie na jakiejś ławce, jak już wspominałem... I tak bym tego nie pamiętał, jakbym się dobrze upił... Jak chodzi o dziewczyny, lecą tylko na mój wygląd, a to nie ma sensu... I poza tym, one mnie nie interesują, gdyby interesowały, nie zostałbym wywalony z domu... - wyjaśniał niby spokojnie, ale w tym momencie poczuł, jak coś mokrego spływa po jego policzkach. - Ej, co to? - Dotknął policzka i popatrzył zdziwiony na wodę na swoich palcach. - Już pada? - Zerknął w niebo. Sucho. - Aominecchi, idziemy, bo mam przywidzenia... - Ruszył, ale znów się potknął jak ostatnia ciamajda i poleciał prosto na swojego przyjaciela.
- Ciebie chyba powaliło. - Stwierdził. Chciał coś dodać, ale musiał łapać Kise przed upadkiem. Takim trafem, blondyn tulił się do niego na środku chodnika, wczepiony w jego koszulkę, która właśnie zmieniła status z czysta na osmarkana.
Mógł przysiąc, że przed chwilą słyszał piski yaoistek. - No już, już, nie becz. - Pocieszał go, klepiąc po plecach. Nigdy nie był dobry w tej czynności. Nawet nigdy nie miał okazji się jej nauczyć, w końcu wolał siedzieć sam niż z tymi wszystkimi irytującymi osobami. Lekko speszony podrapał się w kark, próbując uspokoić przyjaciela. Oho, błysk flesza. Coś przeczuwał, że w ich szkole powstanie nowe gej porno.
- A-Aominecchi... - załkał. - Dlaczego nikt mnie nie kochaa? - Mało go obchodziło, czym mu zapaskudzi koszulę. Alkohol potęguje wiele emocji, u niego spotęgował właśnie smutek. I chciał się wypłakać. Ale może nie teraz... Nie w miejscu publicznym. Teraz musieli dojść do jego domu, tak jak powiedział Aominecchi. Tak więc Kise oderwał się od niego i chwycił go za rękę. - Dobra, Aominecchi, bo sam mówiłeś, że zacznie padać, a ja ci nie chcę sprawiać więcej kłopotu. - stwierdził z jakąś zawziętością.
Daiki zastanawiał się nad odpowiedzią, gdy został chwycony za rękę. Z miną wyrażającą najwyższe zdziwienie, chwilę potem zaczął obserwować plecy Kise, który postanowił poprowadzić ich do jego domu. Wyrównał z nim kroku, nie chcąc zostać w tyle i nie pytając o nic szedł z nim za rączkę jak w jakimś przedszkolu. Gdy po dziesięciu minutach marszu w ciszy doszli do jego mieszkania postanowił się jednak odezwać.
- Nie sprawiasz mi kłopotów, głupku. - bąknął drapiąc się nerwowo po karku. Szybko odnalazł klucze w kieszeni, otworzył drzwi bloku i gestem zaprosił go do środka. - Tylko po schodach cicho. Mieszkanie z upierdliwymi sąsiadami w jednym bloku, jest kłopotliwe. Pieprzeni emeryci. - Będę cicho, Aominecchi~! - zapewnił radośnie, i jak można się domyślić, głośno, po czym wyglebał się na schodach. Jak to mówią, nieszczęścia chodzą parami~... A w jego przypadku... To chodzą raczej schodami. - Aominecchi, pomóż... - szepnął tym razem. W końcu nie chciał nikogo pobudzić, nie...?
Niestety z jednych drzwi wychynęła głowa jakiejś staruszki.
- Wy huncwoty!!! Nie wstyd wam?! Słońce zaszło, spać powinniście, nie balować! I jeszcze do tego na klatce! A ty Aomine... Z tobą wiecznie są problemy! - Nagle jej oczy rozszerzyły się w szoku. - To... To chłopak?! Teraz chłopaków sobie sprowadzasz?! - zaczęła krzyczeć. - Matko boska,świat się kończy!!!
- Zamknij się stara wiedźmo. - Burknął na nią z pode łba. Daiki na prawdę miał dosyć tej przebrzydłej baby. Chwycił Kise za koszulkę, trzymając materiał na plecach i pomógł mu wstać. Z szyderczym uśmiechem wyminął wrzeszczącą w niebo głosy sąsiadkę, cały czas ciągnąć blondyna za sobą. Gdy dotarł pod siódemkę na trzecim piętrze, szybko otworzył drzwi i władował się razem z Ryotą do środka. - Co za... - syknął zamykając drzwi mieszkania.
- Aominecchi... - chlipnął Kise. - To mo-moja wina... Przepraszam, bo byłem za głośno i się wywaliłem i... I jeszcze jestem chłopaaakiem... - zawył. W tym ostatnim Daiki mógł nie wiedzieć, o co mu chodziło... Jednak grunt, że on wiedział. Gdyby tylko nie był chłopakiem... Nikomu nie przeszkadzałoby, że podobają mu się chłopacy, prawda? Ojciec by się go nie wyparł, matka nie wyrzuciłaby z domu, mógłby być z Aomine... A tak... Dla wszystkich był tylko zawadą.
- Aominecchi... - chlipnął Kise. - To mo-moja wina... Przepraszam, bo byłem za głośno i się wywaliłem i... I jeszcze jestem chłopaaakiem... - zawył. W tym ostatnim Daiki mógł nie wiedzieć, o co mu chodziło... Jednak grunt, że on wiedział. Gdyby tylko nie był chłopakiem... Nikomu nie przeszkadzałoby, że podobają mu się chłopacy, prawda? Ojciec by się go nie wyparł, matka nie wyrzuciłaby z domu, mógłby być z Aomine... A tak... Dla wszystkich był tylko zawadą.
- Mhm... - Chwiejnie, ale doszedł do kanapy i się na niej rozłożył,zaraz kładąc się na boku, tak jak wcześniej na ławce. -Aominecchi, wolałbym wody... - mruknął, gapiąc się na kant stolika. Ciekawe, gdzie będzie spał... Jak dla niego mogło być na kanapie... Na pewno nie koło Aominecchi'ego... W ostateczności mógł być dywan... Albo wanna. Chociaż w wannie musiałoby być niewygodnie. Ale jakby wymiotował, to dałoby się to łatwo zmyć... Nie za często się upijał, praktycznie jeszcze nigdy aż tak bardzo, więc nie wiedział, co będzie dalej...
Aomine wrócił z kuchni trzymając w rękach dzbanek z wodą i dwie, wysokie szklanki. Postawił je na stoliku, po czym wyjął z kieszeni bluzy tabletki przeciwbólowe. - To na jutro, w razie kaca. - wskazał na opakowanie. Usiadł w fotelu, na przeciwko Kise, nie bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę.
- Mhm. - mruknął znowu, gapiąc się w ten sam punkt. - Dziękuję, Aominecchi... - westchnął. - Jest coś, o co chciałbyś spytać? To pytaj śmiało... - Spodziewał się jakiegoś przesłuchania, albo chociaż pytania. No i miał zamiar odpowiadać tak szczerze, jak tylko będzie mógł. Najwyżej Kise-okręt trafi na niebezpieczne wody i się rozbije... I będzie musiał w podskokach uciekać z domu Aominecchi'ego... Ale już nie miał nic do stracenia.
- Nie będę cie o nic pytał. - stwierdził rozlewając wody do szklanek. - Jak będziesz gotowy to sam powiesz, poczekam. - Aomine wiedział, że dla jego blond-kompana nie będzie to łatwa rozmowa więc postanowił jej nie utrudniać masą pytań. W końcu chciał, żeby ten wypoczął, uspokoił się, a nie zamartwiał jeszcze bardziej. Znał go dość długo i wiedział, że ten reaguje na wszystk bardzo emocjonalnie.
- Naprawdę? - W końcu podniósł na niego zdumiony wzrok. Co prawda troszkę nie mógł się skupić, bo obraz mu się rozmazywał, ale mniejsza. - Chyba chciałbyś się czegoś dowiedzieć, nie, Aominecchi? To pytaj... Masz szansę, póki się napiłem! - ostrzegł. - Potem nic ci nie powiem... Za głupi temat, żebym się komuś zwierzał na trzeźwo~!
Daiki wzruszył ramionami - Jeśli nie chcesz o tym opowiadać, nie musisz. To twoja decyzja. Tylko czasem lepiej jest się samemu wygadać i mieć spokój niż dusić to w sobie. - zdziwiony własną przemową zaśmiał się cicho w swoją szklankę. Nie miał zamiaru do niczego zmuszać Kise. Poza tym na pewno rano zrobiłby mu za to wyrzuty i, że wszystko co powiedział to była tylko bujna wyobraźnia alkoholu.
- Taak, Aominecchi?! - zirytował się tak, że znów poplątał mu się język. - Do jakiego stopnia wyczymasz to, so ci powiem, hę?! Też byś dziwnie na mnie patrzył... Ba, nie chciałbyś mnie znać... Jakby to soś zmieniało! - Walnął ręką w kanapę. - Jakby to, że ci powiem sprawiało, że nagle staję się inny! A ja jestem taki sam, tylko że ty byś wiedział, tak jak oni i mnie wywalili! - Nie dbał o to, ile w jego wypowiedzi jest sensu. Miał już dosyć płaczu, głowa go rozbolała...
Spojrzał lekko zszokowanym wzrokiem na blondyna. Nie sądził, że ten jednak mu powie, o co poszło. - Nie wywaliłbym cie stąd, cokolwiek byś powiedział. Taka akcja nie wchodzi w grę. - Nie wiedział czego się spodziewać, jednak wiedział, że na pewno nie wywali go za drzwi. Co to, to nie. Takim skurwielem to on nie był. Poza tym nie na darmo marnował swój cenny czas na poszukiwanie go.
- Taa... Aominecchi, nikt jeszcze tego faktu nie zaakcetop... Nje zaakceptował, więc ci nie wierze... - popatrzył na niego zmęczonym wzrokiem. - Powiedz mi, zaakceptowałbyś, jakby twój syn był homo? - Z opóźnieniem dotarło do niego, że właściwie to się wygadał. Zasłonił oczy dłonią. No bosko... Nie chciał teraz widzieć jego miny, nie chciał...
Daiki spodziewał się czegoś w tym stylu. To dziwne, ale zaakceptował ten fakt już jakiś czas temu. Jest jego przyjacielem, tego nie dało się tak łatwo ukryć. Ich relacje nie były normalne. Nigdy nie były i zapewne nigdy nie będą. Aomine spokojnym krokiem przetransportował się z fotela na kanapę i usadowił obok Kise. Nie miał pojęcia w czym to miało pomóc, ale od górna siła mu tak kazała. - Nie wiem. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Eee... To jest powód, dla którego cie wygnali, tak? - Nosz kurna, on i ciężkie tematy to nie jest dobre połączenie. Rola psychologa nie była mu pisana i wszyscy o tym doskonale wiedzieli.
Kise ze zdumieniem odnotował, że Daiki nie brzydził się teraz obok niego usiąść. Rodzice od razu zrobili pięć kroków w tył, niemal zderzając się ze ścianą... A on tak po prostu siadł obok???
- T-tak... Aominecchi, ty... Nie brzydzisz się? Nie boisz...? Nie wytkniesz mi nic...? - popatrzył na niego zaszklonymi oczyma.
- Hę...? Niby dlaczego? To twój wybór. Poza tym już wcześniej widziałem, że cie nie ciągnie do dziewczyn. To nie było dziwne? Stado napalonych lasek biega wokół ciebie i czeka na rozkazy, przy okazji rozbierając cie wzrokiem, a ty nawet na żadną nie spojrzysz tylko jak gdyby nigdy nic idziesz sobie na trening czy coś w ten deseń... - Nie zwracając uwagi na zdziwioną twarz Kise, przeciągnął się i ziewnął. Miał dość. Co za dużo to nie zdrowo, a on wybitnie się dzisiaj namęczył targając ze sobą 2 torby i przyjaciela. Nie jest jakimś, kurde, karitasem żeby tak swoją cenną energię na lewo i prawo rozdawać.
- Ty widziałeś...? Ale... - Kise chwilę trawił nowo zdobytą informację. - No to raczej dobrze. - Skinął do siebie głową i opadł głową na kanapę. - Aominecchi, mogę u ciebie spać, co nie...? - mruknął, opierając głowę na rękach. - Mogę spać nawet na dywanie, on chyba nie jest za twardy...
- Śpisz w sypialni, ja się kimnę na kanapie. - powiedział Daiki, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - No co? - Zapytał widząc oczy Kise, które automatycznie zrobiły się wielkości spodków. Ziewnął przeciągle, poczochrał Ryotę po jego złoto-kij-wie-jakich włosach, po czym udał się do łazienki, mamrocząc coś o porannej kawie jaką kumpel mu jest za to winien.
- Ale Aominecchi... - szepnął. Jednak nie chciał, żeby jego przyjaciel to usłyszał. Przyjemnie było myśleć, że on jeden go akceptuje... - Dziękuję. - mruknął i spróbował wstać. Oczywiście tym razem potknął się o własne sznurówki. - Ała. - stęknął, dzielnie próbując się podnieść. Jeszcze nie stracił woli walki o ciepły kawałek łóżka~!
Aomine słysząc jakieś łomoty w salonie, wyszedł z łazienki. Stanął w framudze drzwi pokoju i zlustrował blondyna wzrokiem.
- Oi, żyjesz jeszcze? - Chrzaniąc fakt, że jest w samych bokserkach, podszedł do Kise, nachylając się by pomóc mu wstać. Który to już raz tej nocy?
Kise popatrzył na niego, starając się ukryć lekki rumieniec. Normalnie większość ludzi, szczególnie chłopaków nawet by do niego nie podeszła, a on podszedł... W bokserkach... Jedyna osoba, jaka mu się podobała stała przed nim w bieliźnie... Miał ochotę się w niego wtulić, ale chyba aż tak pijany nie był.
- Ziękuje Aominecchi... - Język mu się poplątał z nadmiaru wrażeń. Rumieńce mógł zwalić na alkohol. Plączący się język też. I kto mu teraz wmówi, że wódka szkodzi?! - To ja jusz się położe... - Szybko się odsunął i zaczął zmierzać w kierunku swojej torby.
- Czekaj, pomogę ci. Jeszcze coś sobie zrobisz. Chodzisz jak pokraka, Kise. - Westchnął i po raz kolejny pomógł mu dojść do jego upragnionego miejsca. Na prawdę nie zamierzał zbierać jego resztek ze ściany, czy podłogi. Przytrzymał go i otworzył drzwi. Jego sypialnia nie należała do największych, a większość jej miejsca zajmowało dwuosobowe łóżku, które Aomine tak bardzo uwielbiał, jednak jakimś udało im się bez większych uszkodzeń dotrzeć do niego.
Zataczając się lekko, podtrzymywany przez Daiki'ego i burczący pod nosem coś niedosłyszalnego typu "nie trzeba", Kise dotarł do łóżka i usiadł, by po chwili glebnąć się, rozkładając ramiona. Było mu gorąco i to już raczej nie przez alkohol... Te dwuosobowe łóżko... Mieliby dość miejsca... Chociaż, a gdyby coś mu się wymsknęło przez sen...? A, co tam, raz się jest łódką i raz się łamie nogę! ...Czy jakoś tak!
- Aominecchi, to łóżko jest jakieś duże... Jak ci to nie przeszkadza, to... Wiesz, ja ci nic nie zrobię, możesz tu spać... - Przymknął oczy. Będzie zły...?
Daiki pokręcił lekko głową, po czym wyszedł na korytarz. Zgasił światło w łazience i zamknął drzwi i wrócił z powrotem do pokoju. Był zmęczony. Nie chciało mu się myśleć. Jedyne o czym marzył to wtulenie się w swoją poduszkę i dłuuugi sen, w końcu jutro jest sobota. Zbawienie świata. No i jutro wychodzi nowy numerek Mai-chan. Uwielbiał soboty. Uśmiechnął się lekko przez swoje sprośne myśli i podszedł do Kise.
- Rozbieraj się.
- H-hę? - rozszerzył oczy, zdziwiony. Jego umysł działał na spowolnionych obrotach, więc zrozumiał o co chodzi dopiero minutę później. - Aaa, Aominecchi, musisz przynieść mi piżamę w takim bądź razie~... - Zachichotał jak ostatni idiota i zacisnął trochę nogi. Podniecił się trochę, troszeczkę, odetchnie parę razy i będzie dobrze, tylko, żeby Aominecchi tego nie zauważył... Tylko żeby tego nie zauważył... Żeby poszedł po tę głupią piżamę...
- Nie maa...AAAA...am żadnych piżam. - Ziewnął, idąc w kierunku szafy. - Masz. - Rzucił mu swoją koszulkę. Od kiedy to faceci śpią w piżamach? On zawsze albo śpi w samych bokserkach, albo w bokserkach i koszulce. Piżamy są dla dzieci. - Huh? - Wyrwało mu się, kiedy się zreflektował, że cały czas chodził w samej bieliźnie. Włożył na siebie pierwszy lepszy t-shirt i spojrzał wyczekująco na Kise. Na co on tak czeka? Na zbawienie jakieś? Jakby jego klaty nigdy nie widział... rany boskie, same problemy z nim.
- Mhm. - mruknął, gapiąc się jak debil na koszulkę. Miał się tak teraz... Przebrać... Przy nim...? - Dzięki, Aominecchi...
Wstał, zataczając się troszkę, stanął tyłem i zaczął się rozbierać. Cudownie... Tak by uważał, gdyby nie to, że nie chciał, żeby Aominecchi coś zobaczył. Miał spać z nim półnagi, w jego koszulce...? Dobra, grunt, to się nie przysuwać i chyba nic nie poczuje~... Jak już nie widział jego klaty to nie powinien się tak podniecać, nie? ...No ale rety~! Nigdy dotąd nie spał z nim... Tak u niego... O czym miał myśleć?
Dobra, Kise. Skup się. Wylądowałeś z facetem swoich marzeń w jego łóżku, tylko w jego t-shircie. Myśl o brokułach. Powinno ci minąć.
Aomine ignorując wszystko, położył się i ukrył twarz w poduszce. Spać. Tak strasznie chciało mu się spać. - Zgaś światło jak skończysz... - wymamrotał, przynajmniej taki miał zamiar. Pościel lekko zniekrztałciła przekaz, ale było mu to teraz obojętne.
- Jak skończę...? - popatrzył na niego zdziwiony i znów dopiero po chwili dotarło do niego, o czym mówi Aomine. - Mhm... - Spojrzał na włącznik. Taaak daleko... Będzie z półtora metra, jak nie dwa. Jednak wstał, doczłapał do niego, wyłączył światło i... O mały włos a by się wywalił. Jednak jakoś walnął się na łóżko i spróbował leżeć tak, by nie tykać Daiki'ego. Leżał tak chwilę, nie mogąc zasnąć. Tak bardzo pachniało Aominecchim...
On leżał tuż obok... Kise choćby bardzo chciał, nie mógł zasnąć.
Daiki zasnął już po kilku minutach. Śniło mu się, że Kise płacze i szarpie się przez sen. Miał koszmar więc musiał go uspokoić. Nie świadomie objął realnego blondyna, wtulając się w jego szyję. Wyimaginowany Ryota, czując na sobie spokojny oddech, w końcu się uspokoił i zasnął. Aomine nawet nie zdawał sobie sprawy, że chłopak stał się mu przez te kilka lat tak bliski. Przysunął sobie wyimaginowanego chłopaka bliżej, aby mieć pewność, że będzie miał spokojny sen, nie będąc świadomym, że robi to samo z prawdziwym.
- A-Aominecchi, co ty robisz...? - szepnął cicho, czując, jak Daiki go obejmuje. Zarumienił się, próbując naciągnąć t-shirt Aomine trochę niżej, by nie było widać nawet tego lekkiego podniecenia. Zaraz jednak zorientował się, że Aomine śpi i troszkę się dzięki temu rozluźnił. Właściwie, to czuł się bezpieczny... - Oyasumi... - szepnął ledwo dosłyszalnie i zamknął oczy, wtulając się w ciało przyjaciela. Uśmiechnął się lekko, przez senną mgiełkę czując przebijające się szczęście. Nawet jak rano się obudzą w takiej pozycji, to powie, że spał i nic nie wie. Nie przyzna się... Miał tylko nadzieję, że będzie to wszystko pamiętał. Nie wybaczyłby sobie, gdyby upił się na tyle, by nic nie pamiętać...
*****
Daiki obudził się koło jedenastej. Spał by dłużej, gdyby nie promienie światła, nie zasłonił wczoraj rolet do końca. Było mu wygodnie i ciepło. Nie wiedział na czym spał, ale to coś powinno zostać jego honorową poduszką. Po kilku minutach wylegiwania się na owym "czymś" zaczęły docierać do niego strzępki informacji. Mianowicie to coś oddychało. Otworzył oczy i zdziwił się, widząc, że przytula się do Kise. Ten jeszcze się nie obudził. - Hę? - Mruknął cicho. Podniósł się do siadu i popatrzył na spokojną twarz blondyna. Przypomniał mu się jego sen. Czyżby jego przyjaciel na prawdę miał koszmary? Uznając to za jedyne logiczne wytłumaczenie, całego zamieszania, stwierdził, że tak musiało być. Przeczesał jego jasne kosmyki palcami, przez chwilę jeszcze mu się przyglądając. Gdy usiadł, kołdra się z niego zsunęła, kończąc swą podróż na jego biodrach. Aomine, spojrzał na unoszącą się miarowo klatę piersiową. Była dobrze wyrzeźbiona, jednak nie przesadnie. - Książę - Mruknął po cichu sam do siebie, uśmiechając się mimo woli. Chwilę później udał się do łazienki. Musiał wziąć prysznic. Wczorajsza sytuacja pokrzyżowała jego plany, a do tego teraz śmierdział alkoholem.
Obudziło go jedno słowo. "Książe". Do tego wypowiedziane głosem Aominecchi'ego~... Uśmiechnął się, starając się wrócić do tego przyjemnego snu. Chciał być jego księciem... Nawet księżniczką, byleby z nim być. Chciał wrócić do tego przyjemnego snu, w którym był jego księciem... Niestety nagłe zimno skutecznie sprowadzało go do jawy.
Złapał kołdrę, obejmując ją rękami i nogami jak człowieka. Wtulił w nią policzek. Była nadal ciepła i pachniała jak Daiki. Chwilowo mogła być...
- Aominecchi... - mruknął sennie.
Daiki właśnie kończył prysznic. Wytarł się ręcznikiem, zarzucił bokserki i jakieś stare, szare, luźne dresy, popsikał się standardowo perfumem, po czym rześki i pachnący powędrował zrobić śniadanie. Nie umiał robić wykwintnych dań, pomimo faktu, że mieszkał sam. Nie oswoił się jeszcze z kuchenką na tyle by gotować pyszności, można by rzec, że ona go po prostu nie lubiła. Preferował zatem związek z mikrofalówką. Zrobił szybką jajecznicę, zaparzył kawy i zaniósł połowę posiłku na tacce do sypialni. Kise nadal spał, tym razem wtulony w kołdrę. Aomine postawił tackę na szafce nocnej i nachylił się nad nim. Był kilka centymetrów od jego twarzy i...
- Bu! - powiedział prosto do jego ucha. Chwilę potem zaczął się śmiać widząc nagłą pobudkę przerażonego blondyna, który omal nie spadł z łóżka.
- Aominecchi! - fuknął z wyrzutem, siadając już normalnie na łóżku. - Nie krzycz tak... - skrzywił się. Głowa go tak bardzo bolała... Taki hałas... Musiał rozmasować skronie, ale niewiele to dało. Dobrze, że chociaż obeszło się jakimś cudem bez mdłości... - Głowa mnie strasznie boli... - poskarżył się. - I co tak pachnie? - zaczął węszyć, aż zobaczył jedzenie i kawę. Już miał się na nie rzucić, kiedy dotarło do niego, że... Nadal nie ma na sobie bokserek! Szybko zakrył się kołdrą, rumieniąc się lekko. Spał tak koło niego... Daiki nic sobie nie pomyślał...?
- Zupełnie jak baba. - zakpił. - Zjedź śniadanie i się ubierz. I, eh, nie gorączkuj się tak, mamy między nogami to samo, - uśmiechnął się. Kise zachowywał się jak małe dziecko. Małe dziecko na kacu. - W salonie masz tabletki. Zaraz ci je przyniosę, tylko nie bierz ich na pusty żołądek. - Zastrzegł. Nie miał zamiaru wysłuchiwać jęków bólu, jak to go bardzo brzuch boli i umiera. Ta wizja wydała się być zbyt realna, więc szybko odgonił ją z umysłu. Rzucił przelotne spojrzenie na rumieniec chłopaka po czym przeszedł do salonu.
- Nie jestem jak baba, Aominecchi! - burknął, nie odsłaniając wcale kołdry. - I dziękuję za tabletki... - westchnął, sięgając w końcu po jajecznicę. - Mmm, pyszne, Aominecchi! - Uśmiechnął się radośnie.
Spośród wielu rzeczy, które potrafił przyrządzić, jajecznica akurat zawsze wychodziła mu jakaś... nie taka.
- Mhm, wmawiaj sobie. - Uśmiechnął się. Słysząc uwagę o smakowitości potraw, poczochrał blondyna po włosach. Kurna, chyba weszło mu to w nawyk.
-Ale to prawda, Aominecchi~! Ja nie robię takiej dobrej jajecznicy~... - mruknął, pałaszując dalej. Strasznie mu się podobało to czochranie mu włosów. Nawet jeśli musiał je później układać... Może Daiki miał tylko taki nawyk, ale Kise tym bardziej się cieszył, bo nawyków ciężko się pozbyć... - Mogę już te tabletki? - Popatrzył na niego prosząco.
- Huh? Gotujesz jak szef kuchni ale nie ogarniasz jajecznicy? Haha, nie wnikam. - Zaśmiał się. - Wiesz gdzie leżą, to sobie weź skoro zjadłeś. - wzruszył ramionami. - Miałem zapytać... Śniło ci się coś dzisiaj? - spojrzał na niego niby to obojętnie. Chciał wiedzieć... Chyba.
- Bo mi nie wychodzi... - burknął i zjadł ostatni kawałek, po czym
odłożył talerz i sięgnął po kawę. - Hę? A co mi się miało śnić, Aominecchi~? - Spróbował sobie przypomnieć swoje sny. - Umm, spałem tak mocno, że chyba nic mi się nie śniło. - Wzruszył ramionami. - Dlaczego pytasz, Aominecchi? - Pamiętał cały wczorajszy wieczór. Jak po takim upiciu się miałby jeszcze swoje sny pamiętać...?
- Z ciekawości. - wzruszył ramionami. Ma zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię... - Dobra. Co chcesz teraz robić skoro zjadłeś? Wolisz leżeć, czy się gdzieś przejść?
- Wolę przełknąć te tabletki. - Skrzywił się lekko i wstał, żeby pójść do salonu... W trakcie znów zorientował się, że jest półnagi, ale postanowił, że uda, że to normalne i zwyczajnie wszedł do salonu jakby nigdy nic. Teraz musiał się tylko dowiedzieć, gdzie jego torba... I znaleźć w końcu swoją bieliznę. Może i widzieli się wiele razy w przebieralni, ale żeby chodzić w takim stanie po jego domu...?
- Oi... Ale torba jest tutaj. - powiedział za nim Aomine, domyślając się o co może chodzić. Podrapał się w kark, nagość Kise zaczęła go peszyć.
- Dobra, czekaj, tylko wezmę to coś na kaca... I nie krzycz, Aominecchi, błagam! - poprosił, chwytając za tabletki i popijając wodą, która sobie stała na stole. Dopiero wtedy odwrócił się do Aomine, starając się nie rumienić. - To gdzie ta torba...?
- No... Tu. - wskazał na drzwi sypialni. Matko, to wygląda jakby byli kochankami. On seme przetrzymujący jego gacie w sypialni oraz uke negliżujące się przed swoim partnerem.... Chyba powinien przestać słuchać yaoistycznych wywodów Momoi.
- Aominecchi... Wyglądasz na zażenowanego. - burknął, przechodząc obok niego i otwierając swoją torbę. Musiał szybko znaleźć te bokserki... Bo inaczej Aominecchi albo sobie pójdzie, albo zgwałci go wzrokiem... A żadna z tych opcji mu się nie podobała. No... Chyba nie... Na pewno ta pierwsza... A nieważne!
- Hę? Ja, zażenowany? Nie w tym wcieleniu! - Burknął i zmienił postawę na trochę bardziej pewną siebie. Nie ma zamiaru robić z siebie jakiejś rumianej baby (czyt. Kise) jak pornole kocha!
- Jak wolisz, Aominecchi. - Wzruszył ramionami i w końcu założył swoje bokserki na tyłek. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie cieszył się tak z posiadania bielizny... Znalazł też odpowiednią koszulkę i spodnie i naciągnął je na siebie dość szybko. - Dziękuję za gościnę... Chyba będę już szedł, bo niepotrzebnie zajmuję ci czas, nie, Aominecchi? - Nawet się nie odwrócił. Sprawdził, czy ma dość pieniędzy i przełożył je do torby na ramię. Dziś miał sesję, a potem gdzieś tam się ukryje, nie?
- Czekasz pod drzwiami. Są zakluczone więc stąd nie wyjdziesz. - Mruknął po czym zniknął w łazience. Założył na siebie jeansy i biały t-shirt a po wyjściu zarzucił szarą bluzę z kapturem i skórzaną kurtkę. Szybko wcisnął wojskowe buty i zerknął na Kise, który przez cały czas obserwował go pytającym wzrokiem.
- No co..? Idziemy po twoje rzeczy i wprowadzamy cie tu, nie?
- C-CO?! - wybuchnął, po czym chwycił się za głowę. Te tabletki na pewno nie działały błyskawicznie... - A-Aominecchi, mówiłem, że już tam więcej nie wrócę! I nie zamierzam tego robić!... Oni ci nawet nie otworzą. A jak otworzą i będziesz ze mną, to pewnie zostaniesz nazwany pedałem... Jak ja. - Spuścił wzrok na swoje buty. - Nie idę tam. Mam dzisiaj sesję... Wynajmę sobie jakieś mieszkanie za moją pensję i będę jadł za moją pensję... Ciuchy zwykle dostaję, bo to też reklama. Poradzę sobie. - zapewnił, nie podnosząc wzroku i chwytając za ramiączko od swojej torby.
- To wyważę drzwi i wejdziemy. - wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - To mnie nazwą, nie przeszkadza mi to... A jak cie zaczną obrażać to im odpowiem, heheszki. - mówił to takim tonem, jakby gawędził o pogodzie. - I oddawaj tą torbę. Jest ciężka.... Jeszcze nadwyrężysz ramię i będziesz piszczał, że cie boli.
- Ale... Ale... - zaciął się, gapiąc się na niego. - Aominecchi, po co chcesz to robić? Ja tam nie idę... Mam ich dosyć... A ty masz swoje życie, nie będę ci w nie z torbą, do tego pełną, właził... Sam muszę przejść z torbą przez życie, a najlepiej to ją zostawić w jakimś wynajętym domu, nie? - Dźwignął ją z szafki. Aż tak ciężka nie była, zabrał tylko to, co najcenniejsze... I ciuchy, które musiał nosić, bo tak miał w umowie. - Dam sobie radę. - powtórzył z uporem.
- A tam pieprzenie trzy po trzy. Co twoje to twoje i żadne stare pryki ci tego nie zabiorą. U mnie jest dość miejsca... Poza tym ktoś mi musi robić śniadanie, nie? - Poczochrał go po włosach widząc jego naburmuszoną minę, zabrał mu torbę i otworzył drzwi. Jeśli mieli zdążyć na sesję to musieli się pospieszyć, nie?
- Aominecchi... - westchnął Kise trochę zrezygnowany. - Jak mam tu zostać, to zostaw tu tę torbę... - mruknął, lekko się rumieniąc. Bo co teraz, miał mu się rzucić na szyję...? "Jam ci jest" i te sprawy~? "Będę ci nosić śniadanie do łóżka, jak już z niego wstaniemy"? ...O rany, ale tu gorąco... - Jest pełna, nic do niej nie zmieszczę. A ciuchy na sesję mam na miejscu... - Splótł nerwowo palce. - Umm... Dziękuję. Będę ci pomagał ze sprzątaniem, gotowaniem, czy co tam chcesz...
- To ty ją gdzieś chciałeś wynosić... Kise-kura domowa. Jak dla mnie brzmi spoko. Jeszcze ci załatwię taki różowy fartuszek w koronkę i będziesz stu procentową gosposią, hyhy. - Odłożył torbę w kąt. - Idziemy...?
- Chciałem ją wynieść, bo chciałem się wyprowadzić... Ale skoro się wprowadzam... - mruknął jakoś nieskładnie. - Tylko bez różowych koronek, Aominecchi! ...Mam złe wspomnienia. - dodał pod nosem i ruszył do drzwi. - Idziemy już...
*******
Zeszło im dobre dwadzieścia minut zanim dotarli do metra. Gadali w tym czasie o wszystkim i niczym, jednak głównie śmiali się z przesądnego Midorimy i jego wszech mocnego horoskopu. Po kolejnych minutach czekania udało im się wcisnąć do i tak zatłoczonego metra. To co zobaczyli w nim nie napawało ich zbytnim optymizmem.
- Ja pierdole. - Podsumował elokwentnie Daiki widząc pomarszczone oblicze swojej "ukochanej" sąsiadki z parteru.
- Oooo wy nicponieeee~! - Zaskrzeczała, oskarżycielsko wymierzając w nich palec. - Co wy tutaj robicie? Nie widzicie, że to jest miejsce publiczne?! - Aomine właśnie zaliczył mentalnego face palma.
- Are? Aominecchi, czy to nie twoja sąsiadka? - zdziwił się Kise, jakby nie słysząc jej narzekań. - Dzień dobry pani. - Został przytłoczony ciężarem jakiegoś faceta, który akurat się o niego oparł. - Emm... A pani dokąd się wybiera? Bo tak się składa, że my do pracy... - Nie wiedział, po co z nią gada. Właściwie, to może czuł się w obowiązku, o teraz to miała być także jego sąsiadka...
Kise tylko z niczym nie wypal, Kise tylko z niczym nie wypal, Kise tylko z niczym nie wypal. - Czego? - syknął na panią Yoshide. Widząc jej malutkie telepiące ciałko miał ochotę się śmiać. W końcu sięgała im co najwyżej do bioder.
- Jak ty się wyrażasz?! A pan panie... Panie.. Panie lalusiu powinien się zająć własnym życiem! Jakiej pracy?! Pewnie do burdelu jedziecie... Taaaak.... Razem z Daikiiiim~! Gdy wróci twoja matka wszystko jej opowiem! Taka poczciwa kobiecina, a takiego niedobrego gówniarza wychowała~! A ja jej cukru do ciasta pożyczałam!!- Lalusiu? - Kise zbity z tropu prawie dał się powalić facetowi, który się na nim oparł. - Ależ skąd~! Jestem modelem, nie lalusiem... I mogłaby się pani tak nie drzeć o tym burdelu... Aominecchi nie potrzebuje odwiedzać takich miejsc, ja tym bardziej. - Wyszczerzył się jak głupek i zaraz stęknął. Ten gość był za ciężki... A zostało im jeszcze parę stacji...
- Oi, odwal się pan. - Szturchnął tego faceta, widząc zmagania Kise. Pociągnąg go za bluze, umieszczają obok siebie. Nie będzie nikt go bezkarnie dotykał... Zaraz, co?
- Zboczeńcy! - Fuknęła nań sąsiadka, po czym, gdy chwilę później pociąg się zatrzymał, wysiadła wciąż mamrocząc pod nosem stertę obelg.
- Wredna mała...
- Dokładnie, Aominecchi... - mruknął Kise. Przez panujący wśród ludzi gorąc prawie się spocił, a przez ścisk i akcję ratunkową Daiki'ego... Można powiedzieć, że rozpłaszczył twarz na jego klatce piersiowej, przez co być może nie było go nawet słychać. Do tego było mu głupio i znów się zarumienił... Ale co tam, w tym ścisku powietrza zabraknie za kilka minut to i tak się poduszą i przynajmniej Aomine nic nie zauważy...
Po kilkunastu minutach ciężkiej przeprawy przez góry i doliny zwane japońskim metrem dotarli na miejsce. Przeszli przez 2 przecznice i stanęli przed wielkim wejściem do studia modelingu. Daiki popatrzył nie pewnie na Kise. Nigdy nie był w takim miejscu i bynajmniej nie wiedział gdzie, po wejściu do środka powinni się udać.
- Aominecchi, chodź! - Blondyn złapał go za rękaw i pociągnął przez drzwi, a potem labiryntem korytarzy aż do swojego studia. - Jestem już! - Skłonił się i pociągnął Daiki'ego do skłonu. - Proszę się mną zaopiekować! - rzucił zgodnie z formułką.
- Ach, Kise-kun! - Jedna z charakteryzatorek podbiegła się nim zająć i zauważyła Aomine. - A może twój przyjaciel chciałby wziąć udział w sesji razem z tobą, co?! - rozemocjonowała się, oglądając Daiki'ego uważnie.
- Hę...? - wyrwało mu się po usłyszeniu słów charakteryzatorki Kise. On... Jako model... Z pudrem i innymi pierdami na twarzy...? Nie to nie przejdzie. Nim zdążył się odezwać został pociągnięty w kierunku garderoby. Zaczął się nastanawiać ile siły może drzemać w tak drobnej kobietce. Spojrzał na rozemocjonowanego Kise, ten chyba popierał projekt zrób-z-koszykarza-modela-bo-to-będzie-fajne. Wspaniale. Chyba zacznie skakać ze szczęścia. Najlepiej z mostu pod pociąg.
Aominecchi będzie z nim pozował, Aominecchi będzie z nim pozował~!
Kise z radością usiadł przed lusterkiem i pozwolił się sobą zająć. Aominecchim też wszyscy dobrze się zajmą i będą mieli sesję razem. To tylko trochę pudru, ewentualnie jakiś dodatek... Ciekawe jak by wyglądał z takim kolczykiem w uchu~! Na magnes, oczywiście...
Gdy całe charakteryzowanie go się skończyło, szczęśliwy wyszedł przed aparat, czekając na Aomine. Na pewno zaraz się pojawi i nikt nie śmie się sprzeczać przeciwko wspólnej sesji...
Aomine został wystylizowany na bad boya. Nawet mu sztuczny tatuaż na szyji dorobili. Myśląc "to tylko po to by księżniczki nie wywalili z roboty, niech to się już do cholery skończy!" Ustawił się przed obiektywem.
- Dobrze ci, nie? - warknął na Kise, który wyglądał jakby wygrał w totka.
- Aominecchi, nie dąsaj się, mogłeś nie dać się zaciągnąć do charakteryzacji~! - wypomniał mu, nadal się ciesząc. Wyglądał świetnie! Nawet lepiej niż on sam... O rany, to teraz Aominecchi zabierze mu fanki... A raczej fanki zabiorą mu jego Aominecchi'ego! - Aominecchi, jesteś pewien, że chcesz brać w tym udział? - spytał, tym razem poważniejąc.
- W sumie... Tak. - skłamał. Nie chciał by przez niego Kise stracił pracę. - Jak długo potrwają zdjęcia? - znowu wezbrała się w nim ochota na przetarganie tych jego bląnd kudłów jednak powstrzymał się. Nie miał zamiaru toczyć wojny z tą kobietą... A przynajmniej nie chciało mu się słuchać jej zżędzenia.
- Mhm... - mruknął dość smutno. A co, jeśli Diki się z którąś umówi...? A co, jeśli będzie chciał ją przyprowadzić do domu? I to z jego winy, bo nie odmówił mu pójścia na zdjęcia... - Zwykle trwają z półtora godziny... - westchnął, ustawiając się na polecenie fotografa. - Musisz się ustawić do zdjęcia, Aominecchi! Słuchaj fotografa. - upomniał go.
Daiki wyglądał jak słoń w składzie porcelany. Kompletnie nie wiedział co robić, jak się ustawić et cetera. Że też musi bronić tyłka tego gówniarza.
- Ugrh. Może spróbuj go objąć? Tak jakbyś to robił z bratem na obozie~! - zaproponował fotograsz. Jak kazali tak zrobił. Do tego chyba ma omamy słuchowe. Wydawało mu się, że ktoś cicho zapiszczał.
Blondyn przynajmniej przed aparatem starał się zachowywać profesjonalnie, dlatego spełniał polecenia fotografa jak tylko pozwalał mu na to rozsądek. Gdzieś niedaleko usłyszał cichutki pisk. Charakteryzatorka we własnej osobie. Nieźle, nieźle, teraz widział w tym planie drugie dno... Przynajmniej ona nie próbowała mu odebrać Aominecchi'ego.
Kolejny raz zmienili pozę. Fotograf dawał jasne wskazówki Daiki'emu, więc szło już lepiej...
Daiki spojrzał na Kise, a Kise na charakteryzatorkę. Jego spojrzenie również tam powędrowało. Kobieta wyglądała na wyraźnie z siebie zadowoloną. Jak on nie lubi tych przebrzydłych kreatur zwanych yaoistkami. Chociaż szanował je za miłość do porno. Tak, on i yaoistki mieli ze sobą dużo wspólnego~. Aomine robił wszystko tak, jak mu pan w kapeluszu kazał.
- Ryota-kun, Aomine-kun. Mamy zlecenie do magazynu yaoi... Wykonacie je? Oczywiście za sporą dopłatą! - Wszyscy na sali wyglądali jakby zaraz mieli umrzeć ze szczęścia. Charakteryzatorka zemdlała a makijażystka próbowała ukryć krwotok z nosa chusteczką.
- Y-yaoi...? - Kise popatrzył na fotografa jak na wariata, ale zaraz się zreflektował i postarał się wyglądać bardzo profesjonalnie. DLACZEGO akurat dzisiaj!? Dlaczego z Aominecchim??? - Ale... Aominecchi będzie się czuł dość niekomfortowo, prawda, Aominecchi~? - Zerknął na swojego przyjaciela. - Nie chcę sprawiać mu kłopotu, zwłaszcza, że to jego pierwsza sesja... Nie może być jutro, z kimś innym, albo coś? - Wyszczerzył się jakby z lekkim zażenowaniem. W końcu kto wie, na czym miałoby to polegać... A jak się podnieci??? Co prawda chciał chociaż jakoś dopłacić Daiki'emu na czynsz, jak już mieli mieszkać razem, ale przecież poradzi sobie bez tej dopłaty... nie?
- Jeśli to nie będzie przekraczało granic... Wchodzę w to. - Wyszczerzył się do Kise. Podroczy się z nim. Wkurwianie blondyna będzie chyba jego nowym hobby.
- Sugoi!! - Wyrwało się fotografowi. Szybko do nich podbiegł i zaczął ustawiać. Teraz Aomine stał tak, że jedną ręką obejmował go w pasie, a drugą podtrzymywał jego podbrudek, jakby miał go zaraz pocałować. Lekko zbliżył swoje usta do jego, jednak ich nie dotykał. Uśmiechnął się do Kise perwersyjnie. Po tej scenie charakteryzatorka wylądowała w szpitalu.
Kise zarumienił się. Zaszumiało mu w głowie jak po paru kieliszkach. Odwrócił wzrok i jakby nieco uciekł ustami. Coś w rodzaju "zbyt się wstydzę na ten pocałunek". Yaoistki dostawały krwotoków z nosa, fotograf się cieszył, Daiki chyba dobrze bawił,a on... No cóż, on wyrażał swoje emocje, choć każdy myślał, że po prostu doskonale się wczuwa. Coś myślał, że mimo wszystko tak kolorowo być nie może i zaraz każą zrobić im jakąś pozę, której nie będzie mógł znieść...
Szalony kapelusznik yaoista, po zrobieniu zdjęć kazał im zmienić pozę. Daiki stanął za plecami Kise, objął go ramionami w tali i położył sobie głowę na jego ramieniu. Dla dopełnienia pozycji przylgnął do niego całym ciałem. Dosłownie całym.
Daiki doszedł do wniosku, że mu się to podoba. Kasa, dręczenie Kisi i podteksty wraz ze sławą w jednym. A kasa równa się porno. Ta wizja podobała mu się najbardziej, hyhy.
Kise ledwo zauważalnie zadrżał, czując jak blisko jest Aomine. Hmm, miał się czym pochwalić. A bujna wyobraźnia Kise sprawnie wykorzystywała ten fakt, wprawiając go w poważne zażenowanie. Postarał się jednak odetchnąć głęboko i nie świecić czerwienią. Uśmiechnął się słodko i ze szczęściem do aparatu. Mógłby codziennie uśmiechać się tak do Daiki'ego z samego rana... Ale to była sfera jego marzeń, niepotrzebnie o tym myślał!
Tym razem musiał stanąć z boku Aomine, chwycić go za ramię i wspiąć się na palce robiąc taki dzióbek, jakby chciał go cmoknąć w policzek. Jednak okazało się, że tu już charakteryzacja nie ta i muszą go wystylizować... Dlaczego do cholery próbowali wcisnąć na niego fartuszek?! Co za głupie stereotypy?!
Po paru minutach Kise opuścił garderobę. - Fiu, fiu... - zagwizdał Daiki widząc różowy fartuszek z koronką, czarne bokserki i nic poza tym. Nie żeby mu się ten widok nie podobał, co to, to nie. Nie, chwila, co?! Starając się nie zwracać uwagi na swoje zbereźne myśli odczekał aż blondyn stanie obok niego.
- A nie mówiłem? - mruknął z uśmiechem, prawie nie dosłyszalnie. Prawie bo tym razem makijażystka rozbiła kawę, którą piła i z pośpiechem wybiegła do łazienki, starając się zatamować krwotok.
- Cicho... - burknął, oglądając fartuszek jakby mu kota zabił. Podszedł do Aomine. - Hmm, co niby mówiłeś? - mruknął, nieco rozdrażniony. Normalnie czuł się nagi... I coraz więcej dziewczyn krwawiło z nosa, to zaczynało być niepokojące... Ale było półtora plusa - teraz część dziewczyn będzie uważała, że są razem i nie tknie Aominecchi'ego, poza tym... Kise mógł być z nim blisko przez chwilę, co było spełnieniem jego marzeń, ale przy okazji... Aominecchi mógł coś zauważyć, a to byłoby źle...
- Nic nie mówiłem. - zaśmiał się. To już ostatnie zdjęcia i będą mogli stąd iść, chwalmy pornosy.
- Perfecto! - wydyszał fotograf, gdy Aomine pocałował Kise w usta. - Taki suprajs, heheszki.
- A... aa... - Kise spojrzał na niego naprawdę speszonym a zarazem zdumionym wzrokiem i miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale jakoś (ledwo) się powstrzymał.
- Tak zostań, Kise-kun.. Mam to! - Fotograf wyglądał na naprawdę zadowolonego. Kise za to w końcu zacisnął usta i spojrzał na faceta w kapeluszu wzrokiem bez wyrazu. - Świetnie się spisaliście! Koniec na dziś! Oto twoje wynagrodzenie, Ryouta-kun, na rękę. - podał mu kopertę. Kise nie wierzył, że tyle w niej było... - zmyjcie z nich makijarz! - zawołał jeszcze i się ulotnił.
Aomine zdejmował z siebie dodatki. Ten sztuczny tatuaż strasznie drapał w szyję. Jednym, szybkim ruchem odkleił go i wyrzucił do śmieci. Uśmiechnął się asymetrycznie, gdy pomyślał, że pomógł Kise trochę zarobić. Zaraz jednak jego usta przypominały prostą linię. Rodzice blondyna strasznie go wkurwili. Niby się tym nie przyjął - przynajmniej tak miał sądzić Ryota, ale zobaczymy jak to będzie, gdy w końcu udadzą się po jego rzeczy.
Ubrał swoją skórzaną kurtkę, czekając aż ten się wyrobi.Blondyn dał zmyć z siebie makijaż, po czym opłukał twarz chłodną wodą. Musiał się otrząsnąć... Ale usta Aominecchiego były takie miękkie, ciepłe... Chciał tego więcej... Znów chlapnął na siebie zimną wodą, ubrał swoją bluzę, otarł twarz ręcznikiem i zerknął w lustro. Rumieńce trochę mu zeszły, więc wyszedł z garderoby i znalazł Aomine.- Aominecchi, to gdzie teraz idziemy?
- Chyba do ciebie, nie? - ni to zapytał ni stwierdził. - Prowadź. - Nie za bardzo wiedział jak trafić stąd do domu Kise. Lepiej żeby ten ich prowadził, niżeli mieli by zabłądzić między jakimiś zaułkami.
- Hmm... Musimy? - Pchnął drzwi, wyszedł i włożył ręce do kieszeni. Ledwo co było tak fajnie, a teraz Aomine koniecznie chciał iść do niego...? A dokładniej, do jego byłego domu... Byłej rodziny. - Aominecchi, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, nie muszę tam iść. - Spróbował jeszcze raz wyperswadować mu ten pomysł.
- Kise, idioto, nie zachowuj się jak dzieciak. - Skarcił go. Zabiorą rzeczy i wyjdą, gdzie problem? Daikiego zaczęły irytować obawy blondyna. Przecież nie idzie tam sam, nie?
- Nie zachowuję się jak dzieciak! - naburmuszył się. - Po prostu nie mam ochoty tam iść... Jasne? - burknął i skierował się do swojego byłego domu. - Ale skoro nalegasz, to dobra. - Już nic więcej nie dodał. W ciszy zaczął iść.
Chce dobrze jest źle, chce źle jest jeszcze gorzej. Aomine włożył ręce do kieszeni i zaczął iść za Kise, powstrzymując pokaźną wiązankę przekleństw. No bo co... on chce dobrze a mu się obrywa. Norma. Chyba nie został stworzony do niesienia pomocy, ot co.
Wkurzeni na cały świat i jeszcze więcej przemierzali alejki miasta.
-Oi, będziesz się teraz złościł? To piękności szkodzi. - Sarknął.
- Nie złoszczę się, Aominecchi. - odparł cicho. Z każdym krokiem czuł, że ucieka z niego energia. Nie po to uciekł od tych koszmarnych homofobów, by teraz do nich wracać... Dzień później... Z chłopakiem, który właściwie, to mu się podoba... - Trochę się boję. - westchnął pod nosem i kopnął jakąś przypadkową nakrętkę, która leżała mu pod nogami. Stąd nie mieli wcale aż tak daleko, jak by tego chciał...
Daiki westchnął i kręcąc głową podszedł do Kise. Uśmiechnął się na swój własny sposób, po czym zarzucił mu ramię na jego bary w geście "nie przejmuj się" i poczochrał włosy. - Głupiś. Przecież nie idziesz tam sam, nie? Inaczej bym cie tam nie puścił. - Skwitował głosem, jakby rozmawiał o pogodzie. Zanim wrócił do normalnej postawy trzepnął blondyna za ową "głupotę" lekko w tył głowy i szturchnął łokciem by zmienił mimikę.
- Oi, Aominecchi, przestań mnie tak szturchać! - fuknął, ale uśmiechnął się lekko. Fakt, nie był sam. Aominecchi mógł mu we wszystkim pomóc, w końcu byli przyjaciółmi... Tylko co, jeśli Daiki utożsami zachowanie rodziców Kise z nim samym? - Aominecchi, ale nie sądzisz, że ja odpowiadam za ich zachowanie, nie? - chciał się tylko upewnić. - Tak poza tym, cieszę się, że mi pomagasz. - zdobył się w końcu, by to powiedzieć. - Odwdzięczę ci się jakoś, dobra~?
- Nigdy. - szturchnął go po raz drugi. To było zabawne. - Dlaczego miałbyś odpowiadać za nich? To by było popieprzone. Odwdzięczyć, huh? Możesz mi ugotować porządny obiad. Byle by było dużo mięsa, zielonym się nie najem.
Kise zaczął się śmiać. Tak po prostu. Aomine był bezpośredni i pewny siebie jak zawsze i to w nim było takie... Niesamowite. Przy nim zaczynał mieć wrażenie, że naprawdę problemy przestają istnieć. Czuł się pewniejszy swego.
- Dobra, Aominecchi! Chociaż mięso w nadmiarze jest niezdrowe, wiesz o tym, nie? - Też go lekko szturchnął. Byli już niedaleko.
- Mów to osobie, która żywiła się kupnym żarciem... - Burknął. Ciężkie jest samotne życie ludzi, nie umiejących gotować.
Gdy doszli na miejsce Daiki spojrzał na Ryotę, czekając na jakąś reakcję z jego strony.
- Um... No tak, chyba mam klucz... - Włożył dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej klucze. Jeden włożył do zamka i otworzył. Wszedł na korytarz i od razu napotkał gniewne spojrzenie swojej matki, wyglądającej z pokoju.
- Miałeś się tu więcej nie pokazywać! - krzyknęła na powitanie. Chwilę potem zlustrowała Daiki'ego wzrokiem i wybuchnęła jeszcze bardziej. - I jeszcze swojego "kolegę" przyprowadzasz?! W jakim to celu?! Wypad stąd, ale już! Nie chcemy cię tu więcej widzieć, chyba tyle powinno już do ciebie dotrzeć!
No. Chyba. Kurwa. Nie. - Oi, suń się pani. - Aomine przeszedł obok niej, ciągnąc za sobą Kise. - Twój pokój był na górze, nie? - Popatrzył na niego nie pewnie. Cholera, dawno tu nie był. Zwykle spotykali się u niego, bo mieszka sam, a gdy siedzieli tutaj zwykle nawiedzała ich jego młodsza siostra.
- Ał! - Pisnęła blond włosa dziewczynka, zderzając się z Daikim. Siostra Kise najwyraźniej chciała zobaczyć co wywołało kolejną awanturę.
- Huh? - Spojrzał na jej przeszklone oczy. - Nic ci nie jest? - Podniósł ją. Ta pokręciła przecząco głową i rzuciła się na brata.
- Oni-chan! - Wtuliła się w jego bluzę, z widocznym zamiarem nie puszczenia go już nigdy więcej.
- Nee-chan! - Blondyn przytulił swoją siostrzyczkę i odwrócił się do swojej matki. Sądził, że nagada jego siostrzyczce jakichś bzdur, ale nie tak, żeby za nim płakała... Teraz jej nienawidził. Wiedźma. Gdyby tylko mógł zabrać swoją nee-chan ze sobą... - Nie płacz...
Spokojnie... - Pogłaskał ją po głowie. - Aominecchi, mój pokój jest teraz na parterze, drugie drzwi po lewej...
- Nie jest już twój i twoich rzeczy niedługo też tam nie będzie! Poczekaj tylko, zaraz wróci ojciec...
Kise zbierało się na płacz, ale głaskał tylko uspokajająco swoją siostrzyczkę i powoli ruszył do swojego byłego pokoju niepewny, co tam zastanie.
Aomine rzucił mordercze spojrzenie matce blondyna i powędrował za nim do pokoju. Wkurzył się jeszcze bardziej, pokój wyglądał jak po przejściu huraganu.
Popatrzył się nie pewnie na dziewczynkę nic nie mówiąc. Gdy pokiwała głową, wziął ją na barana dając Kise możliwość zabrania rzeczy.
Zaszkliły mu się oczy, gdy zobaczył swoje rzeczy na ziemi. Mimo łez skapujących mu po policzkach sięgnął po torbę -leżała na swoim miejscu- i zagarnął kilka rzeczy. Książki, szalik, którego wcześniej zapomniał, ukryty album ze zdjęciami, który wcześniej mu się nie zmieścił, dwie pary spodni na zapas... Takie najpotrzebniejsze mu rzeczy. Starał się nie patrzeć na Daiki'ego i swoją siostrę, żeby nie pokazać im, że płacze.
- Zostaw to! Myśmy w większości za to płacili, zostawiłeś to, teraz nie masz prawa do tych rzeczy! - fuknęła jego matka, z niechęcią patrząc na jego zmagania.
Aomine nie chcąc słuchać zrzędzenia kobiety zatrzasnął jej drzwi przed nosem, przekręcając również klucz by ich nie otworzyła. Wezmą rzeczy i wyjdą, plan idealny niech ten babsztyl nie truje im dupy. Zwłaszcza, że jego dupa jest nader cenna, hyhy.
Kise krzątał się dalej, aż w końcu zapełnił torbę. Dopiero wtedy otarł oczy i odwrócił się, podchodząc do Aomine i swojej siostrzyczki.
- Aominecchi, ojciec zaraz wróci, musimy już iść. Onee-chan? - Wyciągnął do niej ręce. - Będziesz grzeczna, prawda? - szepnął. Nie chciał jej tu zostawiać... - Braciszek będzie cię czasem widywał, jak rodziców nie będzie, dobrze? I zapiszę ci mój numer, ale nie możesz zapisywać go pod moim imieniem. Zupełnie jakby był... Do twojej przyjaciółki na przykład, dobrze? - Popatrzył jej w oczka.
- Nie, nie, nie, nie, nie! - Pokręciła główką, a kilka samotnych łez spłynęło jej po policzkach. - Nie zostawiaj mnie, Oni-chan!
Mała zaczęła się awanturować, kopiąc przy tym Daikiego w boki.
- Eeee... Ona nie może z nami iść, co nie? - Zapytał, poprawiając ją sobie na plecach, żeby nie spadła.
- To by było porwanie, Aominecchi... -westchnął. Zdecydowanie za często ostatnio wzdychał... Było mu ciężko. Gdyby był pełnoletni, niewiele by to zmieniło. Nie mógł zabrać małej rodzicom... - Onee-chan, nie możesz ze mną iść. Rodzice będą się o ciebie martwić.
Ja zamieszkam z Aominecchi'm. Polubiłaś już Aominecchi'ego, prawda? - uśmiechnął się do niej. - To taki mój duży ochroniarz, dlatego nie musisz się o mnie martwić. Jeszcze się zobaczymy, tylko ty musisz zostać w domu jak grzeczna dziewczynka, jasne~? - Podszedł i pogłaskał ją po rączce, po czym podniósł ciężką torbę. Jego matka pewnie już dzwoniła do ojca, jak nie na policję... - My musimy już iść. - popatrzył na Aomine poważnie.
Daiki postanowił transportować małą na plecach póki nie dojdą do drzwi frontowych.
Gdy już przy nich powie, postanowił ją na nogi. Popatrzyła na nich przeszklonymi oczami nie ruszając się z miejsca. Wyszli z domu, zanim matka Kise wróciła z kuchni.
- Do usłyszenia, onee-chan... - mruknął jeszcze, nim po cichu zamknął drzwi. Udało im się wyjść w zupełnej ciszy, z czego był zadowolony. Odetchnął cicho. Nic jej nie zrobią, ważne tylko, żeby mógł ją spotykać... W końcu to jego siostrzyczka. - Aominecchi, teraz idziemy do ciebie, a maszjakieś plany na potem? - spytał cicho.
- Możemy iść do domu odłożyć rzeczy. Ale zachaczymy o kiosk. Muszę kupić Mai-chan. - Uśmiechnął się. Szli przez przech chwilę gdy usłyszeli krzyki.
- Oni-chaaaaan!
- Nie ma spra... - Kise usłyszał krzyk i odwrócił się, patrząc na swoją siostrę z niedowierzaniem. - Nee-chan, co ty tu robisz?! - krzyknął w szoku. - Oy, mama i tata będą cię szukać... Nie możesz się tak włóczyć... - zaczął z troską.
- Powiedziałam, że idę na nockę do cioci. - Uradowana wskazała na plecach. - Nie chce tam z nimi zostać - Podciągneła bluzę, pokazując kilka sporych, fioletowych sińców.
- O kurwa. - Podsumował elokwentnie Aomine. - Za co?
- Bo powiedziałam, że Oni-chan jest dobry. Że nic złego nie zrobił i ma z nami zostać. - Nawet przy opowiadaniu tego, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Cieszył się, że może być ze swoim braciszkiem i drugim braciszkiem.
- Oni-chan Aomine. - Zachichotała, łapiąc ich obu za ręce. - I Oni-chan Kise. - Zadowolona popatrzyła na jego twarz.
- J-ja... C-cooo??? - Kise aż sapnął, widząc sińce. Jego rodzice nie wiedzą, gdzie mieszka Aominecchi - myślał gorączkowo - więc tam policji nie naślą. Ale znają jego szkołę... Cholera. Chyba będzie trzeba z tym coś zrobić... Może ktoś inny z rodziny by pomógł... Tak nie może być. - Onee-chan... - Łzy stanęły mu w oczach, gdy popatrzył na nią, a potem na Aomine. - Aominecchi, ona będzie z nami mieszkać jakiś czas. Zgadzasz się, nie? - Wiedział, że raczej by nie odmówił, ale wolał zapytać.
Daiki spojrzał na rozradowaną dziewczynkę. Może i ją wyklną? On i Kise mają zajmować się dzieckiem... - Ja pierdole. - Wyrwało mu się. - Jasne, że może. - Przykucnął i popatrzył na nią. - Ale masz być grzeczna. Jak nie to... To nie dostaniesz prezentu, który czeka w domu. - Zaznaczył, niby to grożąc palcem. - A ty gotujesz nam obiady. - Zwrócił się do Kise.
- Oni-chan, apa! - Zaśmiała się do Daikiego, który zaraz wziął ją na plecy.
- Napiszę do rodziców o zmianę mieszkania na większe. Powiem, że zamieszkała u mnie Momoi bo jej brat wrócił do domu i chcę mieć siłownie. Nie powinno być problemu.
- Nie trzeba... Zmieścimy się tak, jak jest. A z gotowaniem nie ma problemu. - zapewnił szybko. Wyszło na to, że jego przyjaciel ratuje jego i jego siostrę z patologii... Dlaczego jego orientacja wyszła na jaw?! Bez tego wszystko byłoby w porządku... Gdyby tylko nie dowiedzieli się o tym... Albo gdyby nie był tym, kim jest... Ale naprawdę spodobał mu się Aominecchi, a gdy się zorientował, było za późno... Tego nie dało się powstrzymać, nie mógł przestać być sobą... Tak było od dawna, on to tylko nazwał... - A wiesz co, Aominecchi? - zaśmiał się ponuro. - Gdyby nie moja onee-chan, pewnie znów bym się upił. - palnął, właściwie nie myśląc, co mówi. Po prostu chciał zagłuszyć swoje myśli.
- A tam pieprzenie. - Skomentował. - Stać ich. Poza tym i tak nie ma ich w Japonii więc im to nie robi różnicy. - Wzdrygnął ramionami. - Idziemy na lody? - Zapytał się małej. Po raz pierwszy ucieszył się, że kiedyś niańczył młodszego kuzyna.
Ramię go rozbolało, ale i tak ucieszył się, gdy zobaczył radość swojej siostrzyczki. Aominecchi pewnie kiedyś będzie dobrym ojcem...
Na tę myśl poczuł ucisk w klatce piersiowej, ale nie dał tego po sobie poznać. Chyba powoli oswajał się z nieokazywaniem słabości. Może tylko, gdy się wzruszał... Ale nie gdy myślał o Aomine. Przecież wiedział, że to, że jego przyjaciel go toleruje nie znaczy jeszcze, że będzie tolerował jego uczucie. A już tym bardziej je odwzajemni.
- Zarobiliśmy, więc ja stawiam ~! - dodał wesoło. - Jeszcze mieliśmy wpaść po twoją gazetę, Aominecchi, ale chyba pójdziesz kupić ją sam, nie~?
- Jak wrócimy. A teraz na lody... Kise stawia! - Posłał mu perwersyjny uśmiech.
- Lodyyy! - Uradowała się mała, unosząc rączkę w geście zwycięstwa. Eh, chyba ją zdemoralizują.
Kise udzielił się troszkę rozweselający nastrój, choć nie na tyle, by się zaśmiać.
Zaczerwienił się lekko, kojarząc od razu podtekst. Już sam nie wiedział, czy to jakiś rodzaj tortury, czy przyjemne wygłupy... Cóż, tak czy inaczej jego wyobraźnia działała.
- Aominecchi, jaki smak lubisz? - spytał, próbując sprowadzić swój umysł na właściwe tory.
- Śmietankowe. - Odpowiedział, nie przestając się uśmiechać. - Skoro stawiasz... To chyba nie mam większego wyboru, co nie?
Głupia głowa, głupi mózg, głupie myśli... Nie, czy naprawdę nie mógł pozbyć się coraz silniejszych kojarzeń...? To całkowicie pochłaniało jego umysł.
- A-acha... - mruknął, próbując nie patrzyć na jego uśmiech. - Ja też, ale chyba wybiorę inne... - wybełkotał do siebie. - A ty, onee-chan? Cytrynowe, jak zawsze, nie? - zwrócił swoją uwagę na małą.
- Taaak! - Zawołała
- Możemy też w domu zrobić sami wieczorem... Składniki są... Osoby też... Damy radę, nie? Chyba nie masz nic przeciwko, prawda? - Zaśmiał się, widząc jego wypieki na twarzy. W gruncie rzeczy to nie miał nic przeciwko nocnym/wieczornym lodom, nie potrzebne skreślić, wręcz przeciwnie.
- Onee-chan... - mruknął z rezygnacją, uśmiechając się nagle jak ostatni głupek i podrapał się po głowie. - Nie chcę domowych lodów... Naprawdę wolę teraz pójść i jakiegoś zjeść, najlepiej w tłocznym sklepie... - Próbował się uspokoić i tak nie rumienić, ale chwilowo twarz naprawdę go piekła. Zdecydowanie jego mózg na zbyt wiele sobie pozwalał...
Aomine przestał znęcać się nad Kise i był już grzeczny całą drogę do lodziarni. Gdy dotarli na miejsce zamówił lody cytrynowe dla małej, dla siebie z automatu a...
- Jakiego chcesz? - Spojrzał pytająco na blondyna.
- Lubię śmietankowe, Aominecchi. - mruknął, nie patrząc na niego. Ach, tak to jest, wahać się między ulubionym smakiem na który ma się ochotę, a wysłuchiwaniem podtekstów od ulubionego murzyna... - Najlepiej z automatu. - No ale przecież podteksty na tym polegają... Jeśli ich nie kojarzysz, są nieszkodliwe. Chyba.
- Dwa z automatu i jeden cytrynowy w kulce. - Poprosił. Sprzedawca podał przysmaki co spotkało się z ogromną aprobatą dziewczynki. Zapłacili, po czym kontynuowali podróż do domu.
Daiki jednak postanowił dalej droczyć się z przyjacielem. Szedł tyłem, przed nimi, oblizując swojego loda i patrząc się blondynowi prosto w oczy, przy okazji się uśmiechając. Zobaczymy na ile ma rozwiniętą wyobraźnię, hehe.
Kise spuścił wzrok, starając się iść, jeść, nie potknąć i nie podniecić na środku miasta. Ogarnięcie tego wszystkiego było trudne, zwłaszcza, że prawie wstrzymywał oddech i robiło mu się coraz cieplej. To było tak... Sugestywne. Co on mógł poradzić, że jego umysł musiał, po prostu musiał podkładać mu takie dziwne fantazje...?
- Aominecchi, przewrócisz się, jak będziesz tak szedł. Albo na kogoś wejdziesz. - zwrócił mu uwagę. Może to poskutkuje... Nie mógł przestać na niego zerkać. Pewnie wyglądał jak speszona panienka...
Pokiwał przecząco głową kontynuując akrobacje językiem. Mała uważnie im się zaczęła przyglądać.
- Oni-chan, uważaj! - Zwróciła mu uwagę. Nie chciała aby Daikiemu coś się stało. W końcu był ochroniarzem jej braciszka. Musiała o niego dbać. Jak to na kobiętę przystało!
- Nn... Aominecchi, przestań noo~! - fuknął, patrząc na niego. Już nie wytrzymywał. Te wszystkie wyobrażenia, podteksty... Jego wyobraźnia zaszła tak daleko, a on sam nie mógł nawet go przytulić czy pocałować... To wszystko były tylko jego złudne nadzieje i pomysły, to wszystko nie miało racji bytu! Mimo to czerwienił się jak idiota i patrzył dalej. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że tak naprawdę na głos powiedział to, co powiedział... jakkolwiek zagmatwane lub też niezagmatwane to było... - Umm... Przewrócisz się i nee-chan się martwi i ja zresztą też... - zaczął się nieudolnie tłumaczyć.
- Ale ty nie jesteś zboczony... - Zaśmiał się niewinnym głosem. Chyba zyskał nowe hobby: dręczenie i demoralizowanie Kise.
- Oni-chan, co to znaczy zboczony? - Zapytała nieświadoma.
- Kise. To twoja siostra. Tłumacz się. - O nie. On nie zamierza jej tego wyjaśniać.
- Eee... - Posłał Aomine podenerwowane spojrzenie. Kolejny problem... - Na pewno taki nie jestem! I to ktoś, kto za dużo.... Eee... Ktoś, kto za dużo myśli o robieniu dzieci... Tak, tak to można nazwać. - odetchnął. Przynajmniej tyle miał za sobą... - A tak w ogóle, to kto to mówi. - dodał oskarżycielsko. - Nie miałeś przypadkiem czegoś sobie kupić, jak już jesteśmy w temacie? - naburmuszył się. Jasne, że nie był zboczony... On i jego wyobraźnia nie mieli nic wspólnego. Skądże.
- Oni-chan, głuptasie! Dzieci się nie robi! Dzieci są z kapusty! Wiem bo mama mi mówiła. - Skarciła go. Przecież on się nie zna! - Czyli to ktoś, kto za dużo myśli o kapuście.. - Zamyśliła się. - Oni-chan, a jeśli ja dużo o niej myśle bo ją lubię to jestem zboczona? - Zapytała, teraz najwyraźniej rozbawiona wcześniejszą niekompetencją braciszka.
- N-nie... - mruknął, zakłopotany. - Ech... Nie martw się, ty nigdy nie będziesz zboczona, nie ważne, co zrobisz. - uśmiechnął się do niej. Dopiero zorientował się, że przez tę całą rozmowę lód się roztopił i pobrudził mu rękę. - No rany... - westchnął i zaczął oblizywać dłoń z klejącej substancji. Że też cukier musi się tak kleić... Teraz będzie musiał to gdzieś umyć...
- Kusisz. - Powiedział dobitnie Daiki. Nie dość, że od kilku dni mu libido skakało to teraz jeszcze musi takie scenerie oglądać. Co z tego, że on też prowokował! On może!
- C-co...? - Popatrzył na niego zszokowany. - Aominecchi... Ale ty...
- Rozejrzał się. Byli wciąż w mieście, nie mógł tego powiedzieć. - Ale JA ciebie~? - Po chwili dodał jeszcze, żeby się wytłumaczyć. - T-to całkowity przypadek...
- Ta, ta, nie tłumacz się. - Powiedział roześmiany. Chwycił Kise pod pachę w geście "jest ok" i poczochrał mu włosy, po czym go puścił i szedł już normalnie. Jeszcze mu się cnotka ze wstydu spali i będzie problem.
- Oni-chaan! Chcę mieć z tobą dziecko! - Zawołała.
Aomine zakrztusił się wodą słysząc to wyznanie.
- Czekaj... Co? - Zapytał zdziwiony.
- Mhm... - mruknął, kontynuując już dormalne jedzenie swojego loda. Starał się nie mieć skojarzeń... - Że co?! - krzyknął, słysząc wyznanie swojej siostry. Aż się trochę opluł... Otarł to tylko wierzchem dłoni i spojrzał na swoją siostrę. - Onee-chan, o czym ty mówisz? Aominecchi jest w moim wieku... - Przypomniał sobie, że ona nie wie, jak się robi dzieci. - No... Aominecchi woli trochę starsze osoby...
- Ale ja chcę!
- A możesz.. e... wyjaśnić w jaki sposób? - Zapytał nadal zszokowany Aomine. No bo co, on sobie spokojnie idzie miastem prowokując przyjaciela i rzucając podtekstami na prawo i lewo, a tu nagle sześciolatka chce mieć z nim dziecko. Że. Co.
- Baka, Oni-san! Patrz! - Wskazała na zieleniak, który miał wystawione kapusty na straganie.
- Boże, widzisz i nie grzmisz. Kise, to twoja rola, zrób coś. - Podrapał się po karku. Nie był dobrym nauczycielem wdż'tu.
- Aaa... - Blondynowi trochę ulżyło. - Onee-chan, chcesz kapustę na obiad? - zwrócił się do małej. No bo raczej, że nie chodziło jej o prawdziwe dziecko... I niby dlaczego z Daiki'm? Przecież... Nie będzie się z sześciolatką o chłopaka kłócił, co za głupota...
- Yatta~! - Krzyknęła szczęśliwa. Daiki odetchnął z ulgą. Kupili kilogram kapusty, gazetkę Aomine i poszli do domu.
*****
Siostra Kise już od dwóch godzin bezustannie okupywała telewizor w salonie. Ani błagania ani starania przełączenia kanału na jakikolwiek inny nie przynosiły pożądanego skutku. Aktualnie leciał film "mój brat niedźwiedź". Aomine leżał w sypialni rozwalony na łóżku, edukując się swoim ulubionym czasopismem. Nie miał zamiaru wysłuchiwać tych głupstw. Jeszcze, kurwa, czego. Zdecydowanie bardziej odpowiadała mu obecna sytuacja.
Kise po dotarciu do domu nie miał innego wyboru, jak od razu zająć się gotowaniem. Musiał narobić mięsa dla Aominecchi'ego i kapustę dla swojej siostrzyczki. Sam zwykle przestrzegał ścisłej diety, więc postanowił też zadowolić się czymś warzywnym. Póki co słyszał tylko odgłos filmu swojej onee-chan i nic poza tym. Ciekaw był, co robi Daiki... Ale wolał nic nie przypalić, więc zajął się pracą. Później sprawdzi... Tak ukradkiem...
Spokojnie wertując strony czasopisma, nasłuchiwał skwierczenia mięsa. Miał nadzieję, że Kise jednak umie dobrze gotować. Narobił mu skurczybyk apetytu.
Kise przełożył mięso Aomine na talerz. Na drugi nałożył kapustę z grzybami i innymi takimi. Miał nadzieję, że nee-chan posmakuje. Dla siebie musiał teraz zrobić sałatkę, czy coś... Ale to zaraz.
Zabrał talerze razem ze sztućcami i położył na stole w salonie. Po cichu podszedł do wejścia od sypialni Aomine. Ten... czytał swoją gazetę...
- Aominecchi, chodź jeść~! - powiedział wesoło, stając już jawnie w progu.
- Taaaa... - Mruknął lekceważąco. Nie on nie widział, że się właśnie edukuje? Musi mu przeszkadzać? - Zaraz przyjdę...
W czasie kiedy oni rozmawiali dziewczynka przełączyła kanał trafiając na +18.
-O ja pierdole, mam zwidy słuchowe. Ktoś mi jęczy w myślach. - Daiki odłożył gazetę patrząc nie pewnie na Kise... zaraz... chwila... To NIE są omamy słuchowe!
Ryouta cały się spiął, słysząc jęki.
- ONEE-CHAN! - krzyknął, biegnąc do salonu, wyrywając jej pilot i przełączając szybko. Ale było mu teraz gorąco... Cholernie gorąco... Boże, co to było...? - C-czemu... Czemu przełączałaś!?? - spytał, nadal w szoku. I dlaczego Aominecchi miał te programy poustawiane...? No dobra, to chyba jednak wiedział... Ale czemu musiała trafić akurat na to?!
Poszedł za Kise do salonu.
- To nie moja wina, że przełączyła na kablówkę! - Uniósł ręce w obronnym geście.
- Film się skończył. - Powiedziała niewinnie.
- Ja pitole, mogłaś nas zawołać. - Może i on był zboczony, ale jednak dzieci nie powinny tego oglądać. - Chodź. Zjemy kolację. - Westchnął. - Twój braciszek przygotował ci kapustę.
- Kapusta~! - Zawołała uradowana. Co jak co, ale kapusta ważna rzecz! Zwłaszcza, że jest taka pyszna!
Daiki postanowił, że zakoduje nieodpowiednie kanały w telewizji... tak na wszelki wypadek. Żeby nie było powtórki z rozrywki. Cholera wie, na co jeszcze może się natknąć...
- Dobra, powiedzmy, że to się nie zdarzyło... - westchnął pod nosem i wskazał na stół. - Gotowe. Jedzcie już... - Sam poszedł do kuchni, by dokończyć robienie swojego jedzenia. W końcu nie wszystko naraz...
- Itadakimasu. Chwila... A ty nie jesz...? - Zawołał rzucając się na mięso jak wygłodniała puma. Dziś to określenie idealnie tutaj pasuje. Spojrzał na małą, która również wyczekiwała braciszka.
- Muszę najpierw skończyć gotowanie... - odparł głośno, wracając do krojenia warzyw. Miło ze strony Aominecchi'ego, że się zainteresował... Jakby się martwił. Martwił się o niego... To miłe uczucie. Nie mógł sobie tylko za dużo wyobrażać... W końcu mieszał tu, ale kiedyś w końcu będzie musiał się wyprowadzić. Co więcej, musiał coś zrobić, żeby jego onee-chan nie musiała wracać do domu, do rodziców...
- Przecież jest mięso... Czego chcesz więcej? - Przecież mięso jest najlepsze. Pyszne i soczyste. Nie to co ta zielenina dla królików. Chciał już coś powiedzieć kiedy usłyszał głośne pukanie do drzwi, a właściwie walenie w nie. Jakby ktoś pięcio kilowym młotem postanowił zapukać. Popatrzył wymownie w tamtym kierunku.. Tylko jedna osoba tak potrafiła. - Ja pierdole. - Podsumował nadchodzące piekło.
- Mam dietę, Aominecchi... Co? - mruknął, słysząc walenie do drzwi. - Aominecchi! - szepnął, wchodząc do salonu i patrząc na niego. - Aominecchi... Otwierasz? Ona mnie chyba nie lubi... To ja mam otworzyć? - Przekrzywił lekko głowę. Sam też się domyślał, kto może na tyle ich nienawidzić, by tak walić... Po ostatniej próbie zaprzyjaźnienia się z sąsiadką Daiki'ego nie miał ochoty na kolejne spotkanie z nią...
- Ja otworzę~! - Uradowała się dziewczynka
- Nieee! - Daiki próbował ją powstrzymać, nie zdążył. Puszka pandory została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica.
Sąsiadka spojrzała na małą, odepchnęła ją i wlazła do środka.
- Zboczeńce! Teraz dzieciaka macie?! Ja powiem wszystko twojej matce, łotrze! - Wrzasnęła, plując przy tym śliną.
- Czego? - Zapytał Aomine z nienawiścią w głosie.
- Twoja matka przysłała mnie żebym sprawdziła ci mieszkanie! Mam je przeszukać i zdać raport! - Powędrowała w kierunku sypialni.
Daiki spojrzał na Kise. Ostatnia nadzieja w jego dyplomacji wojennej.
- Ma pani jakiś dokument, który panią upoważnia? - spytał, zagradzając jej drogę. Odepchnęła jego siostrę, tego się tak po prostu nie wybacza... Mogłaby przeprosić, przesunęłaby się! Co za stara wiedźma... Gorsza od brokułów i kalafiorów razem wziętych. Zresztą, wyglądała jak ten brokuł. Mogłaby być tylko trochę bardziej zielona. Właściwie, to zamiast tego zrobiła się trochę czerwona. Jak zasuszony pomidor... Fe. - Jeśli nie może pani potwierdzić, że przysłała panią mama Aominecchi'ego, to jest wtargnięcie. - poinformował ją ze sztucznym uśmiechem. - Poza tym, dlaczego akurat sypialnia~? My się tylko przyjaźnimy, to pani ma jakieś zboczone myśli... Mam się obrazić~? - Chciało mu się śmiać. Sąsiadka Aominecchi'ego wyglądała okropnie, ale i tak czuł satysfakcję. Nie będzie im wchodzić do domu i dopiekać~! A co! ...Teraz czekał na wybuch.
- Dokumenty?! Phi! Niech ten zboczeniec zadzwoni do matki i się spyta! Ja wam wszystkim pokażę... Jeszcze będziecie błagać, żebym nic nie mówiła! - Groziła oskarżycielsko palcem.
- Nic ci do mojej matki, stara wiedźmo. - Daiki miał ochotę dać jej precyzyjnego kopa w dupę i wywalić z mieszkania. No tego jeszcze nie było. Przeszukanie mieszkania. Nienawiść do tej staruchy można już śmiało porównać z miłością do porno.
- Suń się! - Warknęła pchając Kise na ścianę. Wleciała do sypialni i zaczęła rozglądać się wokół. - Wiedziałam! Sypiacie ze sobą! Dziecko w domu a wy co?! Wszystko powiem twojej matce! Wróci z zagranicy i sobie z tobą porozmawia! Nie dość, że tu dziwki sprowadzałeś to jeszcze pedała sobie sponsorujesz! - Wskazała na porozrzucane po pokoju ciuchy. Nie ich wina, ze nikomu nie chciało się sprzątać. Są facetami do cholery jasnej! Ich brud, smród i obżarstwo zapisało się już na kartach historii!
- Oi... przeginasz.
- Aominecchi... - Kise zacisnął pięści i zadrżał z tłumionej złości. Nie pozwoli się obrażać... Nie pozwoli... W każdych okolicznościach, ale NIE przy jego siostrze... Nie pozwoli obrażać Aominecchi'ego, nie uwierzy w przyprowadzanie dziwek do Aominecchi'ego i nie pozwoli nazywać się pedałem! Jeśli Aominecchi tego nie załatwi, to on wybuchnie! - Zrób coś... - mruknął na tyle cicho, by tylko on dosłyszał. W oczach miał jednocześnie łzy wściekłości i czystą wściekłość. Jeśli Daiki tego nie załapie, rozpięta się piekło.
Spojrzał na Kise. Nie wiedział czy to wina obecności siostry, sąsiadki czy może jego osoby tak na niego wpłynęła, jednak nie powinien się w takim stanie w ogóle znaleźć.
- Wypad. - Wskazał na drzwi. Wiedźma już się dobierała do jego komody. Jeszcze, kurwa, czego. Może mu jeszcze gacie sprawdzi?
- Spieprzaj, dziadu. - Skwitowała nie zaprzestając przeszukiwania szaf. Daiki podszedł do niej i chwycił pod pachy. Jedyny sposób by nie uszkodzić jej przy przenoszeniu. Chociaż i tak nie miałby wyrzutów sumienia gdyby coś jej się stało.
- ZBOCZEŃCE! MOLESTUJĄ! POLICJA!
- Morda do cholery! Auuu! - Babcia wyrwała się i celnie strzeliła mu w krocze. Zwinął się z bólu, a do oczu naszły mu łzy.
- Nosz cholera! - wybuchnął Kise. Podszedł do swojej siostrzyczki, podniósł ją i zaniósł do kuchni, sadzając na stole. - Poczekaj tu i nie wychodź. - powiedział jeszcze w miarę spokojnie. Zaraz wrócił do przedpokoju. Faktycznie sąsiadka sprawdzała szafkę Aominecchi'ego... Dość tego. - Dość tego. - powtórzył głośno. Serce tłukło mu się o żebra, łzy zniknęły. Mógł tolerować czyjąś nieuprzejmość, mógł próbować się przyjaźnić, ale to... To już była przesada. - Proszę wyjść. To jest najście. I nic pani nie usprawiedliwia, bo jeszcze przed wejściem powinna pani udowodnić, że ma pozwolenie rodziców Aominecchi'ego. Ma pani minutę! - już prawie krzyknął, nie widząc reakcji z jej strony. - Jeszcze minuta i dzwonię na policję!!! - złość ostatnich dni, tak długo tamowana, mogła w każdej chwili wyjść na wierzch. I nawet jeśli sąsiadka Aominecchi'ego nie zrobiła nic poza najściem, mógł wybuchnąć jakby mu co najmniej psa zabiła z wyjątkową brutalnością. Już krew napływała mu do głowy i było mu gorąco. Minuta. Dał jej czas.
- Opowiem wszystko twoim rodzicom! Powinni cie wydziedziczyć! Taka dobra kobiecina a ty co... Zero szacunku! A tyy.... Niech ci ktoś poobija tą zawszoną mordę! Nie będziesz starszych ludzi psami szczuł! - Krzyknęła do nich na odchodne po czym wyszła z mieszkania trzaskając głośno drzwiami. Aomine nadal kulił się z bólu. Kto by pomyślał, że tyle siły mieści się w tak małym ciałku. Pierdoli. Dzwoni do matki o zmianę mieszkania. Nie ma zamiaru się z nią dłużej użerać.
- I żebyś spadła z tych schodów. - mruknął pod nosem, ledwie przełykając złość. Właściwie, to stanęła mu w gardle niczym niewidoczna kula i nie mógł się jej pozbyć. Znów zbierało mu się na płacz. Był już tym zmęczony... - Aominecchi... - Podszedł do niego. - Nic ci nie jest...? Nic ci... Nie zmiażdżyła, czy coś...?
Odetchnął głęboko i pokręcił przecząco głową. Wyprostował się i syknął cicho z bólu. Dorwie tą wiedźmę i zrobi z nią porządek. Cholera... bolało. Kurewsko bolało.
- Nic mi nie jest. - Zaprzeczył stanowczo. Nie potrzebował współczucia. Jest męskim mężczyzną! - A z tobą wszystko w porządku? - Zlustrował go wzrokiem.
- M-mhm... - Skinął głową, choć wrażenie ucisku w gardle nie zelżało. Tylko trudniej mu było mówić... - To dobrze... A jakby coś... - głos mu się prawie załamywał. No nie, nie teraz... Wolał już nie ryzykować i nie otwierać ust. Wypuścił powietrze przez nos i uśmiechnął się, po czym zrobił parę kroków w stronę kuchni. Nie wybuchnie. Musi się tylko trochę uspokoić. Wtedy zdoła powiedzieć swojej siostrzyczce, że wszystko dobrze i nie będzie się musiał odzywać już wcale. A oni niech wrócą do jedzenia...
- Oi, Kise. - Zanim ten zdążył wejść do kuchni po siostrę złapał go za ramię i odwrócił. Nie pieprząc się w jakieś ceregiele przycisnął do ściany obok której stał, uniósł podbródek i pocałował. Po jakimś czasie w końcu się od niego oderwał. - Nie denerwuj się nią.
Dał się przyciągnąć i pocałować, chociaż z szoku nie odwzajemnił pocałunku. Czuł, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi, tak mocno tłukło się o żebra. Tym razem nie ze stresu, tym razem przez Daiki'ego... Jego usta... Które w końcu dotknęły ust Ryouty...
- J-ja... A-Aominecchi, ty... - Próbował coś z siebie wydusić, ale nie mógł. Zaczerwienił się jak idiota. To był pocałunek na uspokojenie, prawda??? Tak żeby przeżył szok i przestał się złościć... Aominecchi na pewno nic do niego nie czuł...
Ta myśl wywołała falę łez, które szybko zaczęły spływać po jego policzkach. Przecież to były tylko jego marzenia... Co on sobie wyobrażał...?
Super. To on go całuje a ten sobie beczy w najlepsze. Pięknie. Chyba na prawdę jego poprzednie wcielenie musiało nieźle nabroić.
Pocałował go ponownie tym razem jednak po tym nic nie mówiąc. Czekał na reakcję z jego strony.
Tym razem stopniowo przy pocałunku jego serce zaczęło się
uspokajać. Dlaczego Aominecchi znów to zrobił...? Jaki miał powód...? Chciał go w ten sposób uspokoić, czy może... Cośkolwiek więcej? Fakt, uspokajał się i łzy przestały płynąć, ale... Musiał znać powód, dla którego Aomine to zrobił.
- Aominecchi... - mruknął, ocierając oczy rękawem. - Dlaczego to zrobiłeś...? - Popatrzył na niego wzrokiem niepewnego, zbitego szczeniaczka, choć zrobił to nieświadomie. - Z jakiego powodu...?
- Eeee... - Podrapał się nerwowo w kark szukając odpowiedzi. Nie wiedział czemu to zrobił. - W kuchni czeka twoja siostra. - Wydukał w końcu.
Kise pokiwał głową.
- Tak myślałem. Aominecchi, jak już będziesz wiedział, dlaczego, to przyjdź i mi powiedz, dobrze~? - Odszedł do kuchni, nie czekając na odpowiedź. Wiedział, że nie o to chodziło... Nie chciał się łudzić.
Nie chciał też płakać, a skoro napięcie opadło, mógł to w końcu powstrzymać. Jaka beksa się z niego ostatnio zrobiła... - Onee-chan, już koniec. - Powiedział do małej, która właśnie bawiła się rozsypaną solą. - Przepraszam za tę kłótnię, ta pani nie powinna nas więcej nachodzić.
- Oni-chan, dlaczego ta pani na was nakrzyczała? - Zapytała trochę zasmucona tym faktem. Wpatrywała się chwile w braciszka i ziewnęła. - Zmęczona~
Daiki poszedł za nim do kuchni. Nie miał zamiaru być wstydliwą nastolatką, nie był takiej popieprzonej opcji.
- Położę ją. - Stwierdził, po czym wziął ją na ręce. Mała szybko się w niego wtuliła. Była zmęczona i zdezorientowana. Popatrzył na Kise, po czym wyszedł z pomieszczenia. Musiał poszukać jej plecaka. Nie mogła przecież spać w tym w czym była... Ale ubranie się pozostawi już jej samej.
- Ta pani po prostu nie lubi Aominecchi'ego... I mnie. - wyjaśnił krótko. Chciał dodać coś więcej, ale do kuchni wszedł Aomine i zabrał małą. Kise patrzył za nimi, aż zniknęli. Chciał podać małej plecak, ale wiedział, że sama go znajdzie. Poza tym ufał Aominecchi'emu i mógł
mu powierzyć pod opiekę nawet dziecko, bo na tyle potrafił się nią z pewnością zająć. - Bo ona też uważa, że coś ze mną nie tak... - mruknął do siebie, po czym podszedł do stołu i sprzątnął sól. Teraz musiał skończyć jedzenie dla siebie... W końcu był już wieczór, a w nocy jeść nie będzie.
Podał małej plecak, po czym odwrócił się plecami czekając aż się ubierze. Gdy już uprzątnęła wszystko wokół siebie odłożyła plecaczek na swoje miejsce. Daiki zaścielił jej kanapę, na chwile kładąc się oboj niej - tak uczyła go ciocia. Podobno wtedy szybciej zasypiają czy coś w ten deseń.
- Oni-chan... Zaśpiewaj mi coś. - Poprosiła zaspanym głosem. On... Śpiewać? Świat się kończy pora umierać.
- Nie umiem. - Powiedział cicho. Starał się jej nie rozbudzić. W takich momentach jego kuzyn zawsze zaczynał drzeć się i smarkać. On chciał tylko świętego spokoju.
- Umiesz. - Upierała się. Daiki dał za wygraną. Postanowił zaśpiewać/mruczeć kołysankę, którą śpiewała mu mama gdy był jeszcze bachorkiem. Gdy zasnęła zaprzestał fałszowania i delikatnie zaczął schodzić z łóżka.
Kise z czystej ciekawości podszedł do framugi drzwi. Gdy usłyszał mruczaną melodię aż się uśmiechnął. Jednak sam oparł się o ścianę i zasłuchał. To było jakieś... Uspokajające. Niestety szybko się skończyło... Najwidoczniej jego siostrzyczka usnęła.
Szybko ewakuował się do kuchni, "dokończyć sałatkę" - choć tak naprawdę nie miał na nią jakiejś wielkiej ochoty. Może więc powinien obie odpuścić...? Nie zasłabnie od tego przecież.
Westchnął cicho i wrzucił pokrojone warzywa do miski. Mniejsza z tym czy chciał, jak już zrobił, to trzeba zjeść... I zostanie jeszcze na śniadanie.
Nałożył sobie jedzenie na talerz i poszedł jeść do salonu.
Gdy blondyn wszedł do pokoju przyłożył palec do ust tym samym mówiąc, żeby był cicho. Nie chciało mu się tego śpiewać jeszcze raz. Usiadł z Kise przy stole czekając aż ten się odezwie.
Blondyn skinął tylko głową i zaczął jeść w ciszy. Nie miał tematów do rozmowy, więc mimo, że cisza piszczała w uszach, nie odezwał się ani słowem. Oczywiście jego siostrzyczka już po paru minutach snu była nie do obudzenia jakimkolwiek hałasem, ale Aominecchi nie musiał o tym wiedzieć... Dzięki temu mogli tak siedzieć. W ciszy. Wwiercającej się w czaszkę ciszy.
Daiki próbował znaleźć jakiś temat do rozmowy jednak w jego głowie panowała kompletna pustka. Żołądek podchodził mu do gardła. Nigdy się tak nie czuł zupełnie jakby on go... Nie to nie możliwe... Ale przecież go pocałował i... I przytulał przez sen i... No ale oni RAZEM...? Nie, to bylo nie mozliwe. On woli przeciez piersiaste laski chętne tu i teraz. Kise nie był laską, nie miał miseczki E a do tego miał jaja między nogami... To jest niemożliwe.
Daiki tak bardzo skupił się na zbieraniu myśli, że nawet jego mimika o tym informowała.. Myślący Aomine, to musiało wyglądać jednocześnie komicznie jak i przerażająco.
Patrzył na Aomine od czasu do czasu, jednak ten zdawał się nie zwracać na to uwagi, więc w końcu zaczął gapić się na nieco całkiem otwarcie. Aominecchi musiał się porządnie zamyślić. Ciekawe nad czym? Nad tym pocałunkiem...?
Ryouta poczuł ukłucie strachu. A co, jeśli Aominecchi dojdzie do wniosku, że nie chce go w domu? A co, jeśli ich przyjaźń na tym ucierpi? Chyba tego nie przemyślał. No, ale też to nie on wyskoczył z połacunkiem. Mógł tego nie robić... Mógł mu dać żyć w spokoju w jego niespełnionej miłości. Dobre i to. Lepsze od zerwanej przyjaźni na pewno.
- ... - Chciał się odezwać, ale w sumie głupio byłoby przerywać jego rozważania. A może lepiej tak zrobić i udać, że to nieświadome...? -
- Aominecchi, masz jakiś materac? - spytał w końcu. Tak coś zakładał, że dziś, kiedy nie jest pijany, już raczej nie pośpi przy Aominecchim...
- C-co...? Nie, a czemu pytasz? - Wyrwał się z zamyślenia. Zdziwiło go to pytanie, myślał, że Kise nie ma nic przeciwko. - I w ogóle to ja chyba cie...
Zdziwił się, słysząc lekkie wachanie w głosie przyjaciela. A już zesztywniał, słysząc ostatnie zdanie.
- Aominecchi? - spytał niepewnie. - Ty mnie... Co? A co do spania, to myślałem... No że ciasno ci będzie, czy coś... - skłamał kulawo. Niby jak miałoby mu być ciasno na tak ogromnym małżeńskim łożu...? - W każdym bądź razie... - Chrząknął. - Dokończysz...?
A może nie powinien tak naciskać...?
- Ja chyba cie tu na chwile zostawię. Nie siedź za długo i przyjdź zaraz. - Wyrecytował w końcu. Nie. Nie powie mu tego. Wstał od stołu i powędrował do sypialni. Rzucił się na łóżko i wetknął głowę w poduszkę. Znowu zaczął rozmyślać. To do niego nie podobne. Jutro będzie musiał poczytać porno na uspokojenie.
"Nie siedź za długo i przyjdź zaraz"?
Kise patrzył za przyjacielem, zdziwiony. Wyglądał, jakby czuł się nieswojo... Ale... Nie mógł stwierdzić na pewno, dlaczego. Chyba go nie znienawidził, skoro kazał mu przyjść... Więc...?
- Dobrze, Aominecchi. - wyszeptał, patrząc w talerz. W sumie odechciało mu się jeść. Wstał od stołu i zaczął sprzątać.
Jako że talerze wylądowały po prostu w lodówce, a do umycia pozostały jedynie sztućce, szybko skończył. Żeby nie wracać zbyt szybko do sypialni, skierował się do łazienki. Wolał dać Aominecchi'emu czas na zastanowienie...
Daiki zaczął się trochę irytować. To jego "zaraz" dłużyło się w nieskończoność. Ile można jeść i sprzątać? Najchętniej to by go za to opieprzył i tyle. Po kilku minutach uniósł głowę i spojrzał w kierunku drzwi. W łazience paliło się światło. Poczeka.
Blondyn próbował przedłużyć prysznic jak najbardziej, jednak nie chciał też kazać zbyt długo na siebie czekać. Postał jeszcze chwilę pod prysznicem i w końcu wyszedł. Wycierał się też jak najdłużej, a w końcu owinął się ręcznikiem w pasie. Oczywiście zapomniał wziąć sobie piżamy. Teraz musiał znaleźć swoją torbę...
W końcu usłyszał cichy pisk dokręcanego kurka, a po jakimś czasie szczęk zamka i skrzyp otwieranych drzwi. Na reszcie. Zaczynał mieć już dziwne myśli.
- Jak baba. - Skwitował.
- Wcale nie. - burknął, podchodząc do swojej torby w sypialni. Zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu piżamy. Szkoda mu było, że już nie pożyczy koszulki Daiki'ego... Tak fajnie pachniała... - Aominecchi, widziałeś może, gdzie pakowałem moją piżamę...? - spytał, nie przestając grzebać w torbie.
- A brałeś ty ją w ogóle...? - Zapytał podnosząc się na łokcie. Obserwował jak blondyn grzebie w torbie. Co jak co ale tyłek miał zachęcający.
- No niemożliwe, żebym jej nie wziął! - jęknął z nutą rozpaczy. - I w czym teraz będę spał...? - Zaczął wywalać ciuchy z torby i układać je obok. Nagi się nie położy! Musiał chociaż znaleźć bieliznę... Jakiś podkoszulek... Czy coś... Żeby Aominecchi sobie nie myślał, że kładzie się tak specjalnie!
- Wiesz gdzie są bluzki. - Mruknął dalej obserwując jego pośladki. Musiał teraz wyglądać jak rasowy pedofil... - Idziesz gdzieś jutro? - Zapytał.
- Mhm, do cioci... Im szybciej załatwię onee-chan opiekę, tym szybciej
się uspokoję... - spojrzał na niego i zamilkł, widząc jego spojrzenie. Zrobiło się jakby o parę stopni goręcej... - A-ale twoje bluzki, Aominechi? - spytał tępo. W sumie to możliwe, że właśnie pomyślał nie o tym, co trzeba i tylko się zbłaźnił tym pytaniem...
- Mhm... - Przytaknął. Glebnął się z powrotem na poduszkę, kontynuując obserwację z nieco innej perspektywy, ale równie dobrej. Nie jego pieprzona wina, że przy blondynie libido zaczynało mu wariować.
- N-no wiem. - zająknął się delikatnie. Podszedł do jego szafy i wyciągnął pierwszą lepszą koszulkę, po czym nałożył ją na siebie. Miał nadzieję, że będzie trochę dłuższa... Spróbował ściągnąć ją w dół, ale nic z tego, więc zrezygnował. - To jeszcze bielizna. - mruknął do siebie. - Umm... Arigatou, Aominecchi. - odwrócił się do niego, ale znów zrobiło mu się gorąco, więc wrócił do torby, starając się
ignorować jego spojrzenie. Czy on nie wiedział, że to natarczywe...???
Odwrócił się w końcu plecami do niego, dając mu czas na ubranie się i położenie. - Co z nią zrobimy? Chyba tam nie wróci, nie? - Pomimo faktu, że nie przepada za dzieć mi ją akurat wyjątkowo polubił. Można z nią było dręczyć Kise a to już duży plus. Na dłuższą metę pewnie by się dogadali zwlaszcza, że była spokojna i nie smarkała.
- Nie oddam jej nikomu nieodpowiedniemu. - westchnął, kładąc się jak najdalej, choć na tym samym łóżku. - Spróbuję pogadać z ciocią, najwyżej będziemy z tym szli do sądu... Załatwię to, Aominecchi. - Spróbował tym podnieść na duchu samego siebie.
- Ta.. Na pewno. - Mruknął już trochę sennie. Zawsze szybko zasypiał. - Bardziej martwię się o małą, w końcu matka jej tak po prostu nie odda. Zostajesz ze mną, nie...? - Zapytał z nutką dziwnego zdenerwowania. Chciał, żeby z nim został. Lubił się nim opiekować. Kise i jego siostra jako jedyni prócz matki Aomine mogli zawsze na niego liczyć. Reszta ludzi była mu totalnie obojętna.
- Pewnie nie odda... Zobaczymy... Aominecchi...? - mruknął, nie przestając się zastanawiać. - Dlaczego chcesz, żebym został? Nie wygodniej ci beze mnie? - odwrócił się twarzą do niego, ale nie przysunął. W końcu nie chciał przekraczać jakiejś jego granicy strefy osobistej...
- Nie. - Odpowiedział. To mieszkanie było jakieś puste bez niego. Wolał być z nim. Było weselej. Do tego miał kogo wkurwiać. Sąsiadka z parteru już mu się znudziła.
- To wszystko...? - westchnął, ale uśmiechnął się wesoło i dopiero odwrócił się do niego tyłem. Po dniu pełnym wrażeń właściwie chciało mu się trochę spać... - No to... Dobranoc, Aominecchi... Miłych snów.
- Branoc. - Odwrócił się do niego i objął ramieniem. - Mogę?
Zadrżał lekko w szoku. Co do...? Przecież...
- Mhm. - wydusił. Chyba powinien korzystać z okazji... - Branoc... - Już nawet nie pytał o powód. Po prostu poszedł spać.
Przytulił go trochę mocniej i tak jak ostatnio wtulił głowę w jego włosy. Różnica polegała na tym, że tym razem robił to świadomie. - Kise, ja... ja chyba cie.... cholera, ja chyba cie kocham.
Blondyn znieruchomiał i spiął się.
- Co...? - wyrwało mu się na głos. - Aominecchi... Co...? Dlaczego... Dlaczego tak twierdzisz...? - spytał cicho. Chciał poznać powody, by się upewnić, że Aominecchi nie wycofa się potem twierdząc, że się
"pomylił"...
Daiki nie wiedział jak to wytłumaczyć. Nigdy nie był dobry w te klocki. Nawet jeśli dużo nad tym ostatnio rozmyślał, nie potrafił tego tak do końca uzasadnić. Kise był po prostu kimś dla niego wyjątkowym i delikatnym. Czuł, że chce go chronić, że chce z nim spędzać czas. Nie miał zamiaru mu tego mówić a głos. Nie w tym wcieleniu. - Bo wiem. - Odpowiedział krótko.
- Aaa~, cały Aominecchi... - parsknął do siebie. - Aominecchi... Mogę chociaż coś sprawdzić...? - Skulił lekko ramiona. Nie był pewien, czy Daiki się zgodzi... Czy to w ogóle miało jakiś sens... Czy to przetrwa... Bał się odrzucenia, szczególnie przez niego. No ale Aominecchi, jeśli do czegoś się przywiązał, bardzo o to dbał, więc na pewno mógł na niego liczyć w takiej chwili... O ile się nie rozmyśli, będą ze sobą długo... Jakkolwiek to stwierdzenie ma sens.
- Mhm... - Mruknął. Nie wiedział o co chodzi, jednak zgodził się w ciemno. Był ciekawy, co tym razem blondyn wymyślił.
- No to... Zamknij oczy... - poprosił. Odwrócił się do niego przodem. Znajdował się tuż-tuż przy jego twarzy... Przełknął nerwowo ślinę. Zerknął, czy Aomine ma zamknięte powieki i pokonał te centymetry, jakie ich dzieliły, łącząc ich usta w krótkim, niepewnym pocałunku. Odtrąci go...? Zdziwi się...? Czy może po prostu skupi się na przyjemności...?
W jego brzuchu jakby coś zaczęło fruwać, łaskocząc. Pocałował go... Naprawdę go pocałował...!
Zamknął oczy tak jak poprosił go Kise. Po chwili poczuł na swoich ustach jego delikatne odpowiedniczki. Przysunął go jeszcze bliżej siebie, tak, że teraz ich torsy się stykały. Niezbyt nachalnie pogłębił pocałunek. Czy to możliwe, że kochał go już wcześniej..?
Pozwolił mu na pogłębienie pocałunku, ba, nawet go tym razem odwzajemnił! Objął go delikatnie za szyję. Chciał być bliżej, czuć go wyraźnie, jak tylko się da... Był tak szczęśliwy, że nie mógł tego porównać do żadnego innego uczucia. No może do... miłości? Oczywiście... Kochał go od dawna, choć sądził, że Aominecchi tego nie zauważa... Dlatego teraz był taki radosny. Zauważył go... Być może naprawdę pokochał... Czy to prawda, czy zaraz zadzwoni budzik i obudzi się w swojej szarej codzienności?
Zadrżał lekko. Nie chciał się budzić. Najlepiej już nigdy, jeśli miał śnić takie rzeczy.
Chwycił go za podbródek i uniósł go lekko. Przysunął się teraz do takiej pozycji, że tylko nogami został na swojej połowie łóżka. Reszta jego ciała wisiała nad torsem Kise. Wyczuł delikatny uśmiech blondyna, więc sam również się lekko uśmiechnął. Potem jednak przerwał pocałunek, opierając głowę na jego klacie. - A ty? - Spojrzał mu w oczy.
- Hmmm? - mruknął cicho. - Co ja? - spytał dość tępo. Nadal był otumaniony jego pocałunkiem... Nie bardzo kojarzył, o co chodzi. W dodatku Aominecchi był blisko, to też dezorientowało, wbrew pozorom...
- Kochasz mnie? - Zapytał nadal na niego patrząc.
- Ja...? Aominecchi... - zarumienił się lekko pod jego spojrzeniem. Co za pytanie...? - J-już dawno... Nie zauważyłeś...? - zmieszał się.
Zerknął na jego tors, starając się nie patrzeć mu w oczy. - Kocham cię od dawna... - wyszeptał, ale w tej ciszy było go doskonale słychać.
- Mhm. - Wtulił się w jego tors. Chyba znalazł sobie nową poduszkę. Uśmiechnął się sam do siebie po czym zasnął.
Uśmiechnął się lekko, z zażenowaniem.
- Aominecchi...? - Usłyszał już tylko ciche chrapnięcie. Zaśmiał się cicio, odetchnął i zamknął oczy. Czuł na sobie jego ciężar, ale to było przyjemne. Mogło się nie kończyć...
Z tą myślą, po wyczerpującym dniu, Kise także zasnął.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzasami zastanawiam się jak to jest, że tak uzdolnione bloggerki mają mało komentarzy, a osoby piszące bez sensownie ponad 50.
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent *.*
Victoria ♥
To jest po prostu za cudowne. Obydwa wasze blogi są po prostu najlepszymi blogami jakie widziałam a to opowiadanie jest...awwwwww! <3
OdpowiedzUsuńJedno ale: One-chan to starsza siostra, młodsza to Imoto :)
OdpowiedzUsuńOprócz tego to wszystko jest pięknie! <3
Właśnie z jakieś pierdylniąt razy ochrzaniłam męża- jak on smie mi takie c oś przerywać! Boskie! Cudo! Awwwww! Jeeeeszczeeee ! -ślini się
OdpowiedzUsuńZnów zaznaczyłam pod rozdziałem wszystkie reakcje, kto to widział takie rzeczy.. To był pierwszy post na tym blogu jaki przeczytałam, więc teraz czytałam go po raz drugi, a i tak podobał mi się równie mocno co za pierwszym. Biedny mój Kise. Tak źle przez życie potraktowany.. Och i to urocze tulenie przez sen.. I ta sesja zdjęciowa.. To targanie po włoskach.. Po prostu to uwielbiam. Nie wiem co innego mogłabym powiedzieć. Raz śmiałam się jak nie wiem, raz miałam ochotę jebnąć matce Kise lub sąsiadce, a znowuż innym razem było mi tak strasznie smutno, że zły los i źle ludzie tak krzywdzę mojego blondynka. *cry emotikon*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i w ogóle to życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych xoxo
To jest zajebiste! :D
OdpowiedzUsuń